Czy więzienne jedzenie jest lepsze od szpitalnego?
Ja zaczynam: Dyrektorzy szpitali działają jak menadżerowie, którzy muszą alokować fundusze tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Kołdra jest zawsze zbyt krótka z jednej strony. Dlatego muszą często wybierać pomiędzy finansowaniem usług a przyzwoitym żywieniem. Są tacy, którzy radzą sobie dobrze z zarządzaniem pieniędzmi i wystarcza im na przyzwoity standard usług i żywienia. Są też tacy, których to przerasta i najczęściej oszczędzają właśnie na jakości posiłków. I dlatego tak często widujemy fotki szpitalnego posiłku składającego się z chleba, kawałka MOMu i plasterka ogórka.
Możecie powiedzieć, że tak samo jest z komendantami więzień. Owszem jest. Ale różnica jest taka, że więźniowie często spędzają w zakładzie wiele lat. Jeżeli przez ten czas doznają uszczerbku na zdrowiu spowodowanym niewłaściwym żywieniem, to będzie to łatwo udowodnić - wszak nie mieli możliwości, by dożywić się we własnym zakresie (poza przepustkami, lub okazjonalnymi paczkami od bliskich). Droga do pozwu sądowego stoi wtedy otworem. Dlatego posiłki więzienne muszą utrzymywać przynajmniej minimalne standardy.
Tymczasem ludzie w szpitalu spędzają najczęściej kilka dni, tygodni. Można ich żywić byle czym, bo i tak nie udowodnią, że pogorszenie zdrowia nastąpiło w wyniku złej diety przez tak krótki czas. Poza tym mają pełną swobodę, by kupić lub zamówić sobie lepsze jedzenie na własny koszt, lub skorzystać z pomocy rodziny, która ich dożywia. Dla wielu dyrektorów szpitali jest to gwarancją bezkarności.
Zapraszam do dyskusji, bo jest o czym.
#
szpitalnejedzenie #gotujzhejto #
jedzenie #wiezienie #odsiadujzhejto