@Voltage Mój młody człowiek ma kumpli na tym samym osiedlu i nie trzeba go wozić po kolegach. Bierze rower z garażu i fru na plac zabaw albo gdzieś dalej, zajmować się typowymi dla wczesnoszkolnego dziecka sprawami i hałłakować jak egzorcyzmowany demon. Ale już przykładowo z popołudniowych zajęć karate trzeba było zrezygnować, bo wymagałoby to kolejnego dojazdu po szkole i szybkiego wciągnięcia obiadu w międzyczasie. Spróbowaliśmy i jednak było to męczące dla wszystkich. Obecna szkoła zapewnia mu w ramach zajęć lekcyjnych basen, robotykę, kółko szachowe, tenisa i jakieś tam jeszcze dobroci, więc taki całkiem dziki nie będzie mam nadzieję.
Nie rób sobie tego i jeśli nie lubisz grzebać w ziemi, to nie bierz domu na głowę. Kobicie się to szybko znudzi jak zostanie z tym sama i zgadnij czyja to wtedy będzie wina, że chwasty po kolana? Ewentualnie szeregowiec, wedle jednych łączący wady, wedle innych zalety mieszkania i domu - trawnika tam niewiele, ot sralnik dla psa/kota. Ale serio, to jest bez sensu jeśli masz się męczyć z utrzymaniem domu na chodzie (jest o wiele więcej kwestii do ogarnięcia samemu, inaczej niż w bloku, kiedy to wspólnota/spółedzielna ci ogarnia za czynsz i nic cię nie interesuje). Ja to lubię, nie przeszkadza mi zabawa w złotą rączkę, nie traktuję tego jako przykrego obowiązku do odbębnienia.
Mniejsze miasta tętniące życiem to chyba w jakiejś alternatywnej rzeczywistości albo sezonowo turystyczne mieścinki, rozdeptywane przez hordy pijanych ludzi na urlopach. Zwykłe zadupia wymierają i to jest wyraźnie widoczne bez wnikliwej obserwacji. Wybór pracodawców też często ogranicza się tam do kilku lokalnych fabryk smrodu ze śmieszno-strasznymi stawkami. Duże Miasto przyciąga firmy, bo one chcą mieć wybór siły roboczej wedle uznania, a nie polegać na garstce fachowców, którym akurat pasuje mieszkanie w pipidówce. Praca zdalna dużo tu zmienia, ale ten proces dopiero się zaczął i jeszcze nie wiadomo, czy nie umrze przedwcześnie. Mi jako gastarbeiterowi od lat Duże Miasto jest potrzebne tylko po to, żeby miało lotnisko z lotami międzynarodowymi i jakiś przyzwoity dojazd do owegoż. Poza tym mógłbym mieszkać gdziekolwiek, więc czemu nie kawał ziemi na wsi zaraz przy lesie?
Jestem raczej aspołecznym mizantropem, więc ludzi staram się dawkować sobie homeopatycznie. Ale rozumiem, że nie każdy tak ma, więc nie dla każdego jest scenariusz bieszczadzki, zwłaszcza z dzieciakami pod pachą.