Zdjęcie w tle
animedyskusja

Społeczność

animedyskusja

52

społeczność koneserów chińskich bajek i komiksów

#animedyskusja
Po pierwszym miesiącu aktywności nieoficjalnego serwera animedyskusji pt. dziadkon, chyba już dostatecznie obcykane mamy te internety, żeby otworzyć drugi link z inwitacją. Ten będzie aktywny przez tydzień i prowadzi do pokoju przechodniego, zainteresowanych proszę o zgłoszenie się tam nickiem z hejto.
https://discord.gg/KE6M73pS
c9bbe377-bdaf-494a-bb4d-6c28a637b780
Habemus_canem

Jak tworzysz coś dla ramoli to twórz forum na phpBB by Przemo, a nie jakieś nowomodne fiu bździu.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Reincarnated as a Sword
12-letniej kotodziewczynce-niewolnicy marzącej o byciu super potężną, wpada w ręce miecz. Nie byle jaki, bo tym mieczem jest MC, który po śmierci odrodził się jako ów broń biała o ogromnej mocy i udziela swoich zdolności młodemu klakierowi, dzięki czemu mogą mieć do bólu generyczne przygody.
Po mega beznadziejnym początku, gdzie w ramach ekspozycji MC chodzi sobie po growych menusach i głośno myśli, a co to jest, a to jest co, a co będzie jak tu kliknę, w dalszej części bajka trzyma całkiem przyzwoity poziom jak na standard growych gówno-isekaiów. Oczekiwałem niewiele i właściwie niewiele otrzymałem, więc wszystko się zgadza. Całość serii to proces levelowania głównej bohaterki oraz jej oręża, zyskują nowe skille, podwyższają swoje statystyki, walczą z co raz silniejszymi przeciwnikami, etc. Poza tym kotodziewczynka podczas kąpieli ze swoim mieczem intensywnie go szoruje, jest napastowana przez MILF elfkę, a jej błyskawiczna kariera w gildii poszukiwaczy przygód jest złośliwie komentowana pedofilskimi skłonnościami guild mastera. Ogólnie rzecz biorąc nawet oglądalne, bo w przeciwieństwie do wielu tego typu tytułów niespecjalnie krindżowe i umiarkowanie zabawne. Ale jeśli mam być szczery to jest jeden z takich tytułów do wrzucenia na PTW i nigdy nie obejrzenia.
110bdaf1-2c53-41dc-86ce-c7bc5f386549
GniezSenpai

@kinasato ahh biegunka sezonowa, uwielbiam takie serie. Zawsze gdy przechodze obok takiego sredniaczka sztacham sie jego nijakoscia

Orzech

@kinasato Isekai to rak anime, które same w sobie jest dość rakowe.

Wojbody

@kinasato Przez te pierwsze odcinki chcialem odpuscic. Seria byla puszczana do kotleta codziennie w ilosci 2-3 i to glownie przewazylo, ze zdecydowalem sie jednnak dokonczyc . Jak dla mnie z czasem poziom troche wzrosl i teraz smialo moge wystawic ocene tak 6+/10. Czekam na nastepny sezon, ktory rowniez obejrze do kotleta, bo zeby zmeczyc serie na 1 podejscie raczej nie podolam. Jestem calkiem zadowolony ze swiata, ktory stworzyli i w miare wszystko ma tam sens.

f8af7219-dc5f-41e3-8388-da31a0f54e56
GniezSenpai

@Wojbody lepiej jak sie zaczyna z 4/10 i dochodzi do 6/10 niz startuje z 9/10 i spada do 6/10 zupelnie inne wspomnienia z serii

Wojbody

@GniezSenpai Dobrze powiedziane !

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Odmawiałem sobie seansu Hellsing Ultimate (2006) przez bardzo długi czas z powodu osobistej fobii - usiłowałem jako człowiek młodszy i cieszący się bardziej imponującą linią włosów obejrzeć pierwszy serial telewizyjny Hellsing z 2001, i nie podołałem. Ba, rzuciłem go w kąt nader prędko, bo chyba po pierwszym lub drugim odcinku, dogłębnie zniesmaczony imponującą z perspektywy czasu sceną pocałunku jakichś dwóch wampirów, których Alucard za minutę rozwali na strzała. 
Scena owa była umiejscowiona w jamach ustnych pocałunkowiczy, w sposób tak niepokojąco obrzydliwy animowano tam ruchy języków, że wyłączyłem natychmiast i zwyzywałem kolegę, który mi serial podsunął, od przygłupów zboczonych. Być może to dołożyło swoją cegiełkę do mojej długotrwałej awersji do anime w ogóle, a którą przezwyciężyłem jako stary dziad, oglądając "klasyczne" filmy dla nawiedzonych pięknoduchów, którzy to udają jeden przed drugim, że im się Angel's Egg podobał. 
Minęło od tamtego felernego seansu ładnych parę już lat, i niejedno w życiu widziałem. Statki w ogniu, sunące ku ramionom Oriona. Promienie kosmiczne, błyszczące w ciemnościach blisko wrót Tannhausera. Jakiegoś gościa, który wsadził sobie słoik do dupy. Na szczęście, od tamtej pory nieodległa Japonia podołała w zakończeniu pełnej adaptacji mangi Hellsing, którą to pełną adaptacją nie był serial telewizyjny. Nowa adaptacja to OVA, i dziesięć tomów mangi mieści w dziesięciu odcinkach.
Co, jak to? Jakoś krótko to wychodzi? Kochani, Hellsing Ultimate na papierze to raptem dziesięć odcinków, jednak każdy z nich ma od 40 do niemal 70 minut. Cięto tu zgrabnie jakieś poboczne suchary, kastrując serię z koszmarnie nieśmiesznych żartów prawie całkowicie (pojawiają się, jednak już tylko niekiedy). Nie ostrzyżono jej z niekończących się, wprawiających w torpor monologów majora SS, za co hańba twórcom i kij w oko. 
Hellsing jaki jest, każdy widzi - to niekończący się festiwal juchy, swobodnie szermujący całą tą wampiryczno-kościelno-hitlerowską symboliką bez jakichkolwiek prób umiejscowienia jej w spójnym kontekście. Wszystko tutaj pojawia się, bo autor mangi uznał, że tak będzie fajnie, i jest to bardzo odświeżające. Zasadniczo gros serii będą stanowiły kolejne sceny masakry czy to grupowej, czy w pojedynkach. 
Specyfika tego, jak tu wampiryzm jest pojmowany, tyle sprawia, że nasz bohater, Draku- Alucard celowo przyjmuje całe salwy na klatę, zachlapując nam ekran własną juchą w równych stopniu, co juchą mordowanych przez siebie złodupców. Nie tylko cała ta kraśna breja lejąca się z niego potokiem po prostu wróci na swoje miejsce, ale i jest medium dla imponujących wizualnie wyczynów magicznych - wspaniałe są to trikasy, i wtedy Hellsing Ultimate zyskuje, gdy nie oglądamy jakichś dwóch gości na ekranie, tylko właśnie powykręcane bestie. 
Nie jest to seans ani dla delikatesów, ani dla pięknoduchów, ani dla wielbicieli pokrzepiających, heroicznych obrazków - to nawet nie jest seans dla tych zboczeńców, którzy dają Shigurui 10/10, bo wszystko tu jest tak bardzo na poważnie, że nic nie jest na poważnie, tworząc zupełnie unikatowe widowisko. Nie warto w ogóle Hellsinga z czymkolwiek porównywać, co najwyżej można powiedzieć, że późniejsze Drifters jest na nim wzorowane. 
Niemal dałem się pochwycić w sidła dublażu - uznałem bowiem, że skoro jest to bajka z tego a tego okresu, to pewnie ma jakiś wspaniale siermiężny dub. Owszem, jej dub jest bardzo miły, ale nie ma startu do oryginału, w którym te debilne kwestie dialogowe zyskują dodatkową grupę inwalidzką za niebezpiecznie wysokie natężenie Engrishu. Raczej nie polecam duba, skoro sub również jest dostępny. 
Kto widział, ten zapewne poprawia fedorę i wydrwiwa moje długoletnie hellsingowskie prawictwo. Kto nie widział, ten zapewne może mieć problem, by wiedzieć o istnieniu Hellsinga w ogóle - wydaje mi się, że ta seria już nie istnieje w świadomości co młodszych konsumentów chińskich bajek, to fenomen idealnie wpisujący się we wczesne lata dwutysięczne, częstokroć mocno anachroniczny. Dla tych, komu w smak takie frykasy, polecam sobie nie odmawiać.
49a78934-9b0e-4af7-888a-d9472bac54f2
hellgihad

@tobaccotobacco Oglądałem lata temu, ale jakoś dupy mi nie urwało tak jak zrobił to Death Note

Amebcio

@tobaccotobacco No to jak zaliczyłeś OVA to teraz obowiązkowo parodia Hellsing Abridged TFS. Opowiedzieli całą historię po swojemu, wszystkie odcinki... Tylko że z hmm... Dystansem XD

Bumelant

@Amebcio to żeś mnie teraz zaimponował Wąski ( ͡ʘ ͜ʖ ͡ʘ)

Habemus_canem

@tobaccotobacco

Minęło od tamtego felernego seansu ładnych parę już lat, i niejedno w życiu widziałem. Statki w ogniu, sunące ku ramionom Oriona. Promienie kosmiczne, błyszczące w ciemnościach blisko wrót Tannhausera. Jakiegoś gościa, który wsadził sobie słoik do dupy.


Srogo parsknąłem.

https://www.imdb.com/title/tt6342306/

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#anime #animedyskusja
Sonny Boy
Dawno nie mieliśmy prawdziwego animu typu IQ200. Z takimi bajami jest ogromny problem, bo bardzo ciężko o obiektywną ocenę. Weźmy chociażby na patelnie Tehxnolyze. Wszyscy przecież doskonale wiedzą, że Texhnolyze powstało po to by Chiaki Konaka mógł do niego codziennie walić konia jednocześnie przeklinając, że ludzie są za głupi by zrozumieć to dzieło. Gdzie tu w ogóle jest miejsce dla widza i jego wrażeń? Nie ma.
A co z tytułami, które powstały jednak dla widzów? Tu też jest problem, ponieważ wrażenia po ich obejrzeniu z grubsza można podzielić na cztery kategorie:
- Widz zrozumiał i mu się podobało, o ile nie jest sztucznie nadęte i zbędnie przeintelektualizowane.
- Widz nie zrozumiał, ale mu się podobało, bo chce w ten sposób zmylić innych, że zrozumiał.
- Widz zrozumiał i mu się nie podobało bo to prosta seria dla debili, a nie ananasów IQ300 takich jak on.
- Widz nie zrozumiał i mu się nie podobało, ale nie dlatego że jest za głupi, tylko myśli że on też ma IQ300 i dlatego mu się nie spodobało.
Tak więc wyciągając wspólny mianownik przed nawias - każdy powie, że zrozumiał, nikt nie przyzna, że seans był za trudny, ale też każdy ochoczo podzieli się swoją opinią o bajce. I jak to zinterpretować? Komuś się nie podobało, tylko nie wiadomo czy był na seans za głupi czy za mądry? Komuś się spodobało, ale to dlatego że lubi proste debilizmy, czy dlatego że odkrył trzecie dno fabularne nadające wszystkiemu sens?
Po co w ogóle taki przydługi wstęp? Żeby uświadomić czytelnika, że wrażenia po obejrzeniu takiego tytułu w całości zależne są od osoby widza, który sam sobie wystawia laurkę. A że każdy chce wypaść dobrze to wszelakie recenzje są gówno warte. Tak więc zapraszam do konsumpcji miski guano ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Sednem opowieści są perypetie grupy uczniów pewnej szkoły, którzy nagle odkryli że budynek przybytku oświaty jest odcięty od świata zewnętrznego, niczym obiekt na czarnej pustej planszy. Zostali całkowicie odseparowani i są sobie teraz sami sterem, żaglem i okrętem. Co więcej, okazuje się że każdy z nich posiada teraz jakąś super moc. Więcej wstępu pisać nie trzeba, ponieważ szybciutko wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie i bardzo szybko się dezaktualizuje.
Sonny Boy jest to skrzyżowanie serialu Sliders z czystą abstrakcją prosto z Kyousougiga, a treścią jest coming of age. Czyli innymi słowy - pomieszanie z poplątaniem. Widz nie jest tutaj przesadnie oszczędzany i z marszu jest uświadamiany - jeżeli chce konsumować ten tytuł, musi wykonać pewną pracę i poświęcić mu całkowitą uwagę, bo inaczej ten pociąg odjedzie sam, a on dalej będzie oglądał luźno powiązane ze sobą obrazki. Jeżeli ktoś się za to zabierze z myślą - to w sumie może być całkiem ciekawe sci-fi to będzie miał really bad time .Całe szczęście tutaj sprawa nie jest aż taka trudna, ponieważ nie jest to sensu stricte anime IQ200, bliżej mu do znacznie przystępniejszej pozycji IQ180 i nie wymaga praktyczne żadnej wiedzy zewnętrznej. Wystarczy skupić się na tym co się ogląda, nie rozpędzić za bardzo, zatrzymać na chwilę i przetrawić/zastanowić się, co właśnie stało się na ekranie i jakie to może mieć implikacje. A jak mu się nie uda, to i tak chuj z tym, bo to nie jest bajka o fizyce kwantowej i choć wiele niuansów jest jak najbardziej do rozwikłania to wszystko i tak rozbija się o coming of age, które jest na tyle uniwersalne, że może funkcjonować bez żadnej obudowy.
Potężnym plusem tej serii są postacie - nikt nie jest jednowymiarową wydmuszką, wszyscy są odpowiednio przedstawieni, umotywowani i ubrani w swój własny garnitur wad oraz zalet, ciężko tutaj obok kogokolwiek przejść obojętnie. Mamy też świetną reżyserię z wykorzystaniem sfery audio-wizualnej nie tylko jako obraz i dźwięk, ale też jako narzędzia do budowania historii. Bardzo fajna muzyka gra wtedy kiedy powinna, milczy gdy jej brak też coś znaczy, szata graficzna zmienia się zależnie od nastroju na ekranie, traci szczegóły gdy chce zaakcentować dystans, zmienia kolorystykę by podkreślić emocje, a w skrajnych przypadkach potrafi się rozsypać. Efektem finalnym tego jest mnóstwo wspaniałych scen, chociażby zakończenie pierwszego odcinka, cały epizod psiej retrospekcji czy koncept z wyświetlaniem filmów w kinie. A na finisz gorzko-melancholijne zakończenie, które nie zadowoli absolutnie nikogo i pewnie nie jeden kręcił tutaj po obejrzeniu nosem. Idealnie. Życie to nie koncert życzeń, widzowi też trzeba o tym czasem przypomnieć xD
Stawiam na półce obok Serial Experiment Lain.
https://www.youtube.com/watch?v=-UfD8Lel1jI&t=17s
Dijego

@kinasato Mi bajka przypominała trochę lost, w niego też tak wsiąkłem na amen. 2deep4me, ale z cotygodniowymi streamami z analizami bawiłem się bardzo dobrze. A obrazki w bajce są prześliczne XD

Dijego

@kinasato O, wygrzebałem

a01c8ef1-477d-462f-aa48-43376a3c987c

Zaloguj się aby komentować

Nie oglądałem naruto. Czy ktoś może mi wyjaśnić o co chodzi na tym obrazku?
#ocieplaniewizerunkuadolfahitlera #anime #animedyskusja #manga
a14ad679-3ebd-4c43-b500-a5c17f4aebfd
GniezSenpai

@Strigon o to, ze Naruto swoja moca przyjazni byl w stanie nawrocic na dobra strone nawet najwiekszych zwyroli. Tu na obrazku insynuuje, ze nawet Hitler moze sie nawrocic.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Kakumeiki Valvrave (2013), czy Valvrave the Liberator, to imponująca beczka śmiechu, seans tak kiepski, że twórcom pozostaje już udawać do końca zawodowej kariery, że tak to miało być, że to taka parodia. Mamy tu, przede wszystkim, bajkę typu mecha w licealnej obsadzie, i to nie koniec wad.
To strasznie złudny rollercoaster, który zaczyna się niby tą nieszczęsną inwazją kosmicznych hitlerowców na japońskie liceum, odpartą ostatkiem sił przez przebudzonego mecha z piwnicy, i dużo się tu pointuje scen tym, jak ludzie komentują walki na twitterze - skojarzenia z Gatchaman Crowds. Ten motyw ląduje za oknem bardzo szybko, a w zamian dostajemy wampiry, które do tego są porywaczami ciał, a tak w ogóle zjadają wspomnienia?
Śmietnik fabularny, i to wcale nie w tym pełnym charyzmy stylu, co chociażby Cross Ange. Nic tu nie współgra ze sobą, i przychodzi nam regularnie rżeć jak koń, gdy serial z gracją słonia w składzie porcelany usiłuje zasypać te wszystkie dołki, które sam pod sobą wykopał. Drugi sezon to już chyba pełna kapitulacja kadry od scenariusza.
Mecha mają się niewiele lepiej. Hitlerowcy latają w maszynach nudnych i brzydkich, a tytułowe valvrave mają ustawiczne problemy z przegrzewaniem się, które to rzadko kiedy dodają walkom dramatyzmu, a raczej pozwalają na częstszy rechot z kolejnych zbiegów okoliczności. 
Nie da się polecić tego badziewia, zatem polecam.
d8e28d3b-64ac-4464-91f7-a101fea569ee

Zaloguj się aby komentować

Obejrzałem ostatnio po raz pierwszy GTO - Grand Teacher Onizuka i muszę powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Oglądanie wyszło przypadkiem i raczej spodziewałem się, że zakończy się na 2-3 odcinkach. Anime okazało się jednak bardzo wciągające. Kreska i jakość trochę odbiega od dzisiejszych standardów, ale to anime ma już prawie 25 lat.
Mimo wieku fabuła jest dość uniwersalna i sądzę, że produkcja całkiem nieźle się zestarzała mimo iż w dzisiejszych czasach raczej by nie powstała, a wiele przedstawionych tam postaw i zachowań jest obecnie dość szokujące.
Jeśli nigdy nie oglądaliście tej produkcji to polecam dać jej szanse i spróbować - jest śmiesznie, czasem groteskowo, świetne dialogi, wspaniała muzyka. No generalnie polecam.
#animedyskusja #filmy #seriale
a37e1303-c20a-41dd-b03d-649aa771a966
TRPEnjoyer

Pamiętam tyle, że początek bardzo mi się podobał, a później jakoś szybko mi się przejadło, chyba nawet całego sezonu nie skończyłem.

tobaccotobacco

@MG78 to super że odbiega kreską, dalej jest estetyczna ( ͡ʘ ͜ʖ ͡ʘ)

czysty_rigcz

@MG78 To świetne anime, bo Onizuka jest świetnym pedagogiem, mimo braku kwalifikacji. Próbuje rozwiązać problemy i zachęca młodych ludzi do myślenia, jednocześnie nie mając kija w dupie.

Zaloguj się aby komentować

#anime e #animedyskusja
ORESUKI Are you the only one who loves me?
Szkolny harem romcom. Niby człowiek wiedział, ale jednak się łudził...
Seria rozpoczyna się doskonale. Mamy MC, który niby jest typowym haremowym protagonistą, ale szybko okazuje się, że tylko rżnie głupa. Tak naprawdę jego osobowość wygląda zupełnie inaczej, co sam regularnie komentuje łamiąc czwartą ścianę. Piękne dziewczęta go otaczające są wyraziste, mają swoje charakterki i świetnie realizują się w przewidzianych dla nich rolach. Bardzo dużo się dzieje, jest zabawnie (nawracający żart z ławeczką daje radę), dobrze się bawię i nie mogę poskarżyć się absolutnie na nic. Do czasu...
Pary starcza na jakieś 3-4 odcinki, przez następne kilka zjeżdżamy w dół, a gdzieś w okolicach dziewiątego w podłodze otwiera się klapa i spadamy w otchłań. Dochodzą następne dziewczęta w ilościach hurtowych i robi się tłoczno jak w kolejce do mięsnego. Kolejne masowo wprowadzane orbiterki zdecydowanie tracą na jakości i nie reprezentują sobą niczego więcej niż mielonka tyrolska. Jeżeli chodzi o MC to jego potencjał zostaje zmarnowany przez potworne grafomaństwo scenarzysty objawiające się w przechujowej dramie i sposobie w jaki sobie z nią nasz bohater radzi. Niekonsekwencja jego charakteru jest porażająca i ociera się o schizofrenię. W jednym momencie jest oschłym dupkiem niemalże dosłownie plującym swym adoratorkom w twarz, co samo w sobie nie jest niczym złym, ale jeżeli jednocześnie jest propagatorem ultimate mocy przyjaźni gotowym zostać ukrzyżowanym by zapewnić uśmiech na ich twarzach, to coś już tutaj nie klika. Problemów jest tutaj więcej, ale głównie mam na myśli sposób w jaki nasz bohater popada w tarapaty - za każdym razem jest to zbieg absolutnie niewiarygodnych okoliczności, często spowodowany przez nagłe epizody "złamania charakteru" w grupie przyjaciół. Ktoś nagle dostaje małpiego rozumu i knuje jakieś głupoty, potem jest mu przykro, przeprasza i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A potem ktoś inny odpierdala jakiś kolejny szajs z dupy, z totalnie absurdalnych pobudek. Kto w ogóle czyta te light novelki, ludzie lepsze rzeczy do szuflady piszą...
Niestety, Sezon2/OVA wieńczące serię stawia na najgorsze elementy i w całości się na nich opiera. O ile pierwszy sezon dokończyłem siłą rozpędu i nawet umiarkowanie dobrze się bawiłem, to podczas oglądania filmu z finałem całkowicie zeszło ze mnie powietrze. Zakończenie i intryga do niego prowadząca są po prostu głupie i nieprzyjemnie się to ogląda. W dodatku jestem w pełni przekonany, że całość godzinnej OVA można by beż żadnych negatywnych konsekwencji skompresować do 20 minutowego odcinka.
W sumie nie jest to dobra seria, ale bardzo pozytywne pierwsze wrażenie zostało ze mną na dosyć długo, nawet na chwilę wróciłem do początku by obejrzeć parę scen jeszcze raz. Seria jest bardzo ładna i przez znaczną część ma dobry pacing, co pozwala przełknąć coraz słabszy scenariusz przez 3/4 serii. Tak więc z bólem serca oceniam tytuł na bardzo mocno naciągane oczko powyżej średniej, choć obiektywnie rzecz mówiąc, nie powinienem.
Ps. Fani gdzie jest Wally? mają w tej serii niemałą ucztę. Przez całą serię główny bohater jest pod ścisłą obserwacją. Co ważne, nie jest to jakiś super ważny element scenariusza, tylko taki easter egg, który można po prostu przegapić.
https://www.youtube.com/watch?v=W7eXT7_MGhE
Rozkmin

Ok, jednak cofam to. Nocnatrzyma poziom

Zaloguj się aby komentować

Cześć! Zacząłem oglądać Kaguya-sama i po półtorej odcinka nie jestem wstanie znieść tego narratora który ciągle się wpieprza i sposobu montażu z ciągłymi scenami myśli głównych bohaterów, musiałem to wyłączyć i udać się do was po poradę. Czy wszystkie 3 sezony są zrobione w ten sposób? czy może tylko kilka pierwszych odcinków i później jest już lepiej? Oglądał ktoś z was całość i może mi odpowiedzieć na to pytanie? Zainteresowało mnie to że Kaguya ma dobre oceny, ale jeśli całość wygląda tak jak pierwsze odcinki to nie zdzierze tego psychicznie i muszę podziękować
#anime #animedyskusja
96e2efbc-5786-47ca-801d-b8c9cd341ca6
Finarfin_02

@tobaccotobacco Dzięki za odpowiedź, muszę pogrzebać w tym śmietniku zwanym romcom za innym tytułem ¯\_(ツ)_/¯

GniezSenpai

@Finarfin_02 kaguya ma swoj urok zwlaszcza przez pierwsze 2 sezony, jezeli jednak nie podeszlo ci to nie ma co sie zmuszac, bo akurat pierwsze odcinki sprawialy mi chyba najwiecej frajdy


z ostatnich sezonow


zima

https://myanimelist.net/anime/52173/Koori_Zokusei_Danshi_to_Cool_na_Douryou_Joshi


jesien

https://myanimelist.net/anime/49979/Akuyaku_Reijou_nano_de_Last_Boss_wo_Kattemimashita


lato

https://myanimelist.net/anime/50346/Yofukashi_no_Uta - tutaj mniej komedii ale nie moge sobie odmowic wrzucenia tego na ta polecajke


wiosna

https://myanimelist.net/anime/50265/Spy_x_Family

https://myanimelist.net/anime/48643/Koi_wa_Sekai_Seifuku_no_Ato_de

https://myanimelist.net/anime/49520/Aharen-san_wa_Hakarenai

https://myanimelist.net/anime/50461/Otome_Game_Sekai_wa_Mob_ni_Kibishii_Sekai_desu


milego ogladania

Finarfin_02

@GniezSenpai Z wiosny odpuściłem sobie Koi wa Sekai Seifuku no Ato de, resztę obejrzałem, ale Yofukashi no Uta mnie zainteresowałeś więc wielkie dzięki

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Obejrzałem sobie ten słynny Mob Psycho 100 (trzy sezony, 38 odc.), i bawiłem się w sumie nieźle. Kiedyś próbowałem przeczytać tę mangę, ale rysunki autora są tak szkaradne, że nie mam zupełnie pojęcia, kto mu te komiksy kupuje. Adaptacja studio Bones o tyle dobrze oddaje ten styl, że pomimo kompletnego ucywilizowania go na rzecz widzów z minimalnym zmysłem estetycznym, wciąż pozostaje dostatecznie kanciastą (i niekiedy celowo pokraczną), by rodowód serii pozostał zachowany. Taki urok Moba, i nie ma co tu walczyć z wiatrakami.
Co frapuje mnie nieco bardziej, to fakt, że autor znowu pisze tę samą historyjkę – znowu bohater jest wszechwładny, i de facto jego wszechwładność sprowadza wszelkich jego przeciwników, uznawanych za nie lada mocarzy, do roli błaznów. Różni się natomiast bardzo dobitnie sposób serwowania tego, co idzie przy okazji tej hecy. O ile Saitama był jakimś tam prostolinijnym oportunistą, który nie przejmował się specjalnie superbohaterskim pierdolamento, o ile miał z niego pieniądze na chleb, to Mob jest gimnazjalistą.
Paradoksalnie, znacznie bardziej shounenowe ujęcie Mob Psycho 100 otwiera drogę do znacznie bogatszego społecznego komentarza, chociaż tu też nie spodziewajmy się kanonów chińskobajecznej filozofii – to jest, bardzo świadomie, shounen dla młodych ludzi. Rozterki naszego bohatera to rozterki gówniarza w jego wieku, na które nakłada się cała ta paranormalna fanfaronada w tle.
Nasz bohater to dobroduszny i nieco naiwny chłopaczek, który chciałby się zmienić, by zaimponować dziewczynie, do której zupełnie nie ma startu – cała jego osobista droga ku dojrzałości na tym polega, by nauczył się żyć bez supermocy, a zamiast tego mierzył się z własnymi uczuciami jak każdy inny. Wszystko w fabule orbituje wokół rozwoju osobistego bohatera, i ostateczne rozwiązanie tej kwestii stanowi katharsis serialu, wcale zgrabnie podsumowane rodzajową sceną z kotem na słupie.
Wtedy właśnie Mob jest bardzo udaną shouneniastą komedią, gdy te problemy dojrzewania nakładają się na paranormalne sytuacje, z których bohater zawsze wychodzi zwycięsko, bo jest wszechpotężny. Moim zdaniem, znacznie gorzej ma się bajka, gdy usiłuje nieironicznie grać na jakieś paranormalne pojedynki z battle shounena, które rozwiązuje sprowadzając przeciwników do śmieszności. Jest tu niby parę pojedynków, w których łudzić się można przez moment, że trafiła kosa na kamień, ale formuła nie pozwala na zbyt wielkie odchyły.
To seria niedługa i adaptowana w całości, do tego pozwala sobie na psychologizowanie poczynań bohaterów i idącą w ilości hurtowe autoironię, stąd stanowi łakomy kąsek dla co bardziej przemądrzałych koneserów chińskich bajek. Nie jest wcale zła, ale tematyką i klimatem celuje w ten segment rynku, który już nie daje się łapać na przestarzałe bajki typu NAKAMA POWER, a mimo to pooglądałby coś, żeby mieć ten słynny „rel.” Staruchom też wolno to obejrzeć, i wcale nie wyrządzą sobie krzywdy.
064ff7a5-1c8a-4978-bf09-39f73dbcdddb
SuperSzturmowiec

Ooo przypadek? dziś wszystkie ściągałem i nagle trafiam na wpis o nich

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Human Bug Daigaku
Główny bohater wcale nie jest pół-człowiekiem, pół-robalem. Tu chodzi o inny rodzaj buga, takiego w sensie błąd w oprogramowaniu. Pewne wydarzenia, których jest częścią, nie można inaczej wytłumaczyć niż glitch w rzeczywistości.
Hirofumi Satake to człowiek skazany na śmierć za zamordowanie swojej narzeczonej oraz jej kochanka. Gdy zostaje zaprowadzony na stryczek i następuje egzekucja, rzeczywistość łapie errora, a ten przeżywa. Jak się wkrótce okazuje, to nie jest pierwszy taki przypadek. Nasz bohater z jednej strony w sposób anormalnie częsty trafia w sytuację zagrożenia życia, a z drugiej nie jest w stanie zginąć, albowiem następuje jakiś przedziwny fikołek i wychodzi z tego cało.
Niby jest to sensu stricte Plot Armor the Animiation, ale jednak nie do końca, ponieważ tytuł z niezłomną konsekwencją postanawia wyjaśniać widzowi dlaczego tak się właśnie stało i dlaczego to ma sens. Właściwie gdzieś jedna czwarta czy jedna piąta czasu ekranowego to wstawki edukacyjne lub pseudoedukacyjne mające zaznajomić widza z przeróżnymi faktami, ciekawostkami lub konceptami. A to dowiemy się czegoś o systemie penitencjarnym w Japonii, dowiemy się jakichś ciekawostek historycznych, funfactów o rybach, anatomii, zjawiskach fizycznych, etc.
Jest tego mnóstwo.
Pierwsze co się rzuca w oczy to tragiczna animacja. Taka absolutnie najgorsza z możliwych. To nawet nie jest do końca animacja, to są właściwie panele z mangi z podłożonym głosem. Amatorskie solo projekty studentów potrafią wyglądać zdecydowanie lepiej. Fabularnie jest... śmiesznie. W sensie historia nie jest specjalnie zabawna, mamy co prawda czarny humor, ale jest dosłownie suchy jak wiór. Raczej chodzi o to niedorzeczne wydarzenia, połączone z pokraczną animacją dają temu tytułowi taką holistyczną aurę kupy gówna, które z ciekawości się szturcha patykiem by zobaczyć, czy będzie jeszcze bardziej śmierdzieć. Nie jest to jednak tytuł tak zły, aż dobry. Jest zwyczajnie zły, ale ma ten swój jakiś taki dziwny niewytłumaczalny urok. Coś jak Koń Rafał Walaszka ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://www.youtube.com/watch?v=5eqNBouoSVI

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
JINSEI -Life Consulting-
MC tej bajeczki zostanie przymuszony przez swoją kuzynkę do wstąpienia do klubu dziennikarskiego, gdzie ma się zajmować kolumną dotycząca porad udzielanych uczniom. Stan początkowy kącika dobrych rad wygląda tak, bo oprócz głównego bohatera mamy trójkę dziewczyn:
Rino - zamiłowana w naukach ścisłych, kierująca się logiką i rozsądkiem, lecz całkowicie nieradząca sobie w interakcjach społecznych.
Fumi - słodziutka dusza towarzystwa, zjednująca sobie wszystkich wokół propagatorka tezy, że każdy konflikt należy przedyskutować.
Ikumi - fit tomboyka z ADHD o IQ ślimaka.
Do tego zestawu w późniejszym okresie dołącza też Emi, utalentowana artystycznie ekshibicjonistka.
Przeważająca część serii opiera się na bardzo prostym schemacie - Yuuki odczytuje list od czytelnika proszącego o radę, a jego koleżanki sugerują rozwiązania zgodne ze swoim charakterem. Oczywiście odpowiedzi są całkowicie rozbieżne jak osobowości naszych bohaterek, więc następuje panel dyskusyjny, często wzbogacony o przeprowadzane ad hoc przeróżne eksperymenty mające dowieść racji którejś ze stron i wyłonienie odpowiedzi, która zostanie udzielona na kanwach szkolnej gazetki. Powyższe szukanie konsensusu jest jednak nietypowe i bardzo często ma przebieg prowadzący ulicą jednokierunkową do fanserwisu lub wręcz napastowania seksualnego.
Jednym z wyróżniających ten tytuł elementów jest fakt, że dziewczęta potrafią mieć zaskakujące przebłyski osobowości w stylu "kiedyś jeden chłopak mnie zdenerwował, to nasrałam mu do butów które trzymał w szkolnej szafce a potem je obszczałam". Tej bajeczce zdarza się nonszalancko, bez absolutnie żadnego uprzedzenia, rzucić jakimś naprawdę soczystym tekstem lub gagiem, który można uznać tylko i wyłącznie za skandalicznie obsceniczny, po czym udawać że absolutnie nic się nie stało. Za pierwszym razem całkowicie zbiło mnie to z tropu i aż musiałem przewinąć, czy czegoś nie nadinterpretowałem, albowiem w przekroju całościowym humor ma tu raczej charakter stonowany i umiarkowany.
Summa summarium jest to tytuł troszkę powyżej średniej, choć potrafi przynudzić, to z nawiązką wynagradza widza momentami w których można zapluć monitor. Na dole picrel typowy poziom do którego eskalują perypetie szkolnego klubu.
a7f878aa-df42-4992-b813-4dd3ada83e5a

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
The Wind Rises
Kaze Tachinu to seans zupełnie inny od tego, do jakich przyzwyczaiło nas Studio Ghibli. Zdecydowanie poważniejszy, pozbawiony fantastyki, bardziej stonowany i bez Disneyowskiego zacięcia, którym Miyazaki przebił się na salony zachodniej animacji, propagując chińskobajszczyzne Amerykanom.
Film to miks fabularyzowanej biografii Jiro Horikoshiego, inżyniera odpowiedzialnego za stworzenie słynnego myśliwca "Zero" z okresu drugiej wojny światowej oraz noweli "The Wind Has Risen" Tatsuo Horiego, która z kolei jest autobiograficzną próbą autora pogodzenia się ze stratą ukochanej osoby. Jako bonus - odniesienia do "Czarodziejskiej Góry" Tomasza Manna.
To nie jest pozycja dla przeciętnego mangozjeba do obejrzenia w przerwie pomiędzy dwoma isekaiami. Skonsumowanie tego na krzywy ryj jest jak najbardziej możliwe, ale raczej poleciłbym chociaż pobieżną znajomość powyższej tematyki. W innym przypadku recenzja po seansie może wyglądać tak "Typ robi samolot ale coś nie pykło, potem jakaś babka pojawia się i znika, a potem są napisy końcowe. 2/10, dałem punkt za ładną animację". Bardzo mi przykro, znajomość standów z JoJo niestety nie wystarczy.
Przegapić tu można wszystko - od komentarza realiów polityczno-ekonomicznych Japonii dwudziestolecia międzywojennego po autorefleksje na temat zgubnego zaślepienia w imperialistycznych zapędach kraju kwitnącej wiśnii. Wiele scen może wydawać się niezręcznych, pokracznych albo nawet wręcz nienaturalnie dziwnych, począwszy od sennych majaczeń, w których życiowych rad udziela pewien włoski inżynier kończąc na mocno niejasnych wydarzeniach w kontekście choroby i pobytu w sanatorium. A są to po prostu odniesienia do innych dzieł kultury oraz interpretacje filozoficznych zagwostek typu "Czy spełnienie swoich niewinnych pięknych marzeń jest moralnie słuszne, jeżeli ich pokłosie można wykorzystać do szerzenia zła?"
Jest to seans długi oraz niezwykle melancholijny, przez co dla wielu wydawać może się nudny. Tak naprawdę dzieje się tu niewiele mimo tego, że historia adaptuje ponad 20 lat życia głównego bohatera. Jiro Horikoshi nie prowadził życia na krawędzi, był mocno zapracowanym typem oddającym się całym sobą swojej pasji. A kolizja tej pasji z jego filmowym życiem prywatnym (całkowicie nieprawdziwym, bo przeszczepionym niemalże 1:1 z nowelki Horiego) daje bardzo ciekawy materiał do obserwacji. Dobry bajka, chociaż nie tak porywająca, jak implikuje tytuł. Ale życie to nie tylko alerty RCB. Ot, przyjemny zefirek.
Niestety wszystkie AMV strasznie spoilerują, więc macie tu filmik z żółtymi napisami jak stary pierdziel gotuje kluski.
https://www.youtube.com/watch?v=0BPTNdmdJSc

Zaloguj się aby komentować

Niniejszym rozpoczynam konkurs na najlepszy opening anime. Każdy może wrzucić swój top 1 w komentarz poniżej
Bezkonkurencyjnie wygrywa  Dan Dan Kokoro Hikareteku, ale może ktoś podejmie rękawicę ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://youtu.be/uC8sc0cQa9M
#anime #animedyskusja
UncleMcRape

@TenebrosuS anime nie jest jakieś specjalnie wybitne, ale scieżka dzwiękowa jest po prostu cudowna. Mogę słuchać OP na okrągło i nigdy mi się nie znudzi https://www.youtube.com/watch?v=bpOdFxTC8ZQ

GniezSenpai

@TenebrosuS brutalu, czlowiek nie po to 14 lat weebuje zeby wszystko skwitowac jednym openingiem, ale ciary zawsze mam przez hxh

https://www.youtube.com/watch?v=faqmNf_fZlE

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Ranma ½ (1989), TV, 14-cour, 3 filmy, 2+6+3+1 OVA
studio Deen
Jednym z filarów mangi jako typu rozrywki jest niewątpliwie wielce czcigodna p. Rumiko Takahashi, która osobiście wymyśliła, bądź na stałe skodyfikowała, pewne kulturowe kody, które czytając komiksiki (i oglądając bajki) same pchają się na talerz – jej to możemy zawdzięczać tsundere, haremowe romcomy, popularyzację absurdalnych nieporozumień jako metody na zamrożenie fabuły, czy stosunkowo mało już popularny w romcomach gender bender. Większość z tych wynalazków tyczy się bezpośrednio przedstawiania kobiet w fikcji, im dalej od nudnej yamato nadeshiko, tym bardziej w stylu autorki – co ciekawe, p. Rumiko niemal wcale nie pisze ani wampów, ani kobiet fatalnych.
Raczej daleki jestem od psychologicznych dywagacji nt. tego, dlaczego autorka pisze kobiety w ten właśnie sposób. Jak sama twierdziła przy okazji jakiejś pogadanki o Lum z Urusei Yatsura – wtedy chciała napisać osobowość daleką od własnej, aby udowodnić, że potrafi. Niemniej jednak wciąż jej dziełka drążą i eksplorują osobowości niestandardowe, a już szczególnie upodobała sobie dziewczyny na pierwszy rzut oka zachowawcze, a przy tym straszliwe choleryczki. Taką jest, par excellence, Akane Tendo z Ranmy, klucz do właściwego odczytywania tej serii. Wszystkie momenty Ranmy, które nie są konkretnie o Ranmie, ani nie stanowią jakiegoś epizodu z życia postaci pobocznych, będą wracać stale do Akane.
Ranma Saotome, nasz bohater, to chwat nad chwaty, postać raczej staroświecko pisana. Silny, bystry, leniwy junak, który nie przeżywa w zasadzie żadnych uniesień serca, a interesuje go wyłącznie utrzymywanie statusu najsilniejszego z wojowników w serii. Nie znaczy to, że Ranma czasem pojedynków nie przegrywa, jednak zdarza mu się to wyłącznie z dwóch powodów. Pierwszym jest komizm sytuacyjny – Ranma ½ to komedia o gigantycznej dozie slapsticku, i sam Ranma często zbiera po łbie, bo to zabawne. Drugim – Ranma arogancko lekceważy przeciwnika, i musi nauczyć się, jak go pokonać. To cecha wyróżniająca naszego bohatera, jest zwyczajnie zadufany w sobie, chociaż nieszczególnie się z tym obnosi. Bardzo źle znosi jednak obniżenie statusu, a szczególnie – niedobory atencji od płci przeciwnej.
Kołem zamachowym całej serii jest pojawienie się Ranmy i jego ojca w domu rodziny Tendo, która to rodzina prowadzi dojo stylu walki Musabetsu Kakuto-ryu (Nieograniczony Chwyt, a raczej – Zwycięstwa Jako-tako, gdyż to wyłącznie slogan dla walki absurdalnie nieczystej). Dojo nie ma następcy, jako że Sounowi Tendo urodziły się wyłącznie trzy córki, zatem zgodnie z umową zawartą ze swym kolegą z młodości, starszym Saotome – Ranma wżeni się rodzinę Tendo, i poprowadzi dojo. Najstarsza Kasumi jest dla Ranmy nieco zbyt dojrzała, środkowa Nabiki zupełnie niezainteresowana, stąd branką dla Ranmy musi być – Akane właśnie, jego rówieśniczka. Postać ta wcale nie cieszy się dużą popularnością wśród żeńskiej widowni Ranmy, być może dlatego, że jest zbyt dobitnie napisana.
Nie jest Ranma żadnym ciepłym kolegą, jednak ostentacyjnie nie w smak mu migdalić się z Akane, którą komicznie zbywa pomówieniami o paskudny charakter, mało kobiecości, brak jakiejkolwiek ręki do gotowania, wreszcie nieciekawą figurę (ostatni argument to chyba kwestia konwencji, bowiem anime konsekwentnie rysuje Akane równie śliczną, cycatą i dupiastą, co resztę stawki). Akane, rzecz jasna, jest wszystkimi powyżej. To, co wspomniałem wyżej, choleryczka o zupełnym braku cierpliwości do babskich robótek i niejednoznacznych sytuacji, której również nie uśmiecha się przybyły znikąd wybranek, która sama trenuje sztuki walki i łamie cegły z piąchy, a jednocześnie martwi się o to, by być chociaż trochę dziewczęcą. Gotuje straszliwie źle, i ma zazdrość cyca wobec swojego kawalera.
Co, jak to? Szanowni czytelnicy, pionki zostały ustawione na szachownicy. Mamy mało zainteresowanego ożenkiem aroganta, mamy jego równie sceptyczną wybrankę o sporych kompleksach na punkcie własnej kobiecości, jak tu wsadzić kij w szprychy? Kochani, Ranma, pod wpływem klątwy, sam zmienia się w kobietę.
To drugi, najważniejszy filar serii, będący zarazem pretekstem do wprowadzania kolejnych postaci, stojących w opozycji albo do Akane jako wybranki dla Ranmy, albo do Ranmy samego, zadufanego w sobie i przekonanego o swojej sile. Ranma, pod wpływem ochlapania zimną wodą, zmienia się w kobietę. Jest jako kobieta śliczny i zgrabny, ma zdecydowanie lepszą figurę od Akane (i potężniejsze bimbały), i straszliwie drażni go ta przypadłość, bo jest jako kobieta fizycznie słabszy. Nie ma tu żadnej mowy o odkrywaniu swojej wewnętrznej kobiecości i innych queerowych dyrdymałach – dla Ranmy klątwa ta jest jednoznacznie klątwą, i najchętniej nie zmieniałby się w babę w ogóle. Ranma jest jednak Ranmą, a zatem – arogantem i chytrusem.
Mimo iż nie w smak mu zmienianie się w dziewczynę, to ceni sobie fakt, że jest jako dziewczyna bardzo atrakcyjny – i źle znosi brak atencji również w tej formie, co wprowadza Akane w osłupienie. Nagminnie używa kobiecych wdzięków do wyzyskiwania spermiarzy i wydostawania się z niewygodnych dla siebie sytuacji, i nie czuje jakiejkolwiek żenady w zmienianiu się w dziewczynę, by zjeść sobie babski deser w lodziarni, bo chłopu takich pierdół zamawiać nie wypada. O ile Ranma w początkowej fazie serialu jest niemal pozbawiony wstydu, jako mężczyzna idealnie zaznajomiony z gołymi babami (bo sam widzi się w lustrze, gdy ma kaprys się umyć), to zanika nieco ta wada w głąb seansu, być może pod wpływem Akane.
Jednocześnie oskarża ją o zerową kobiecość, a mimo to pozycjonuje się na ten nie-romans na odległość wyciągniętej ręki, i w zasadzie w ogień by za nią wskoczył, ale nigdy nie przyzna, że ją lubi. Ta męska odmiana tsundere bywa trudna do zniesienia, ale dobrze wpisuje się w to, jaka Akane jest wobec niego – którego uważa za chama, chorobliwego chytrusa, a wreszcie zboczeńca, choćby miał się zapluć w zapewnieniach, że to klątwa go takim uczyniła, a on jest niewinny zupełnie. W przeciwieństwie do Maison Ikkoku, w którym p. Rumiko, niezręcznie bo niezręcznie, ale doprowadziła do jakiegokolwiek progresu w stosunkach między Godaiem a Kyoko, tutaj wszystko zamarza właśnie na tym stadium, i zamarzniętym pozostaje na amen.
Byłoby kłopotliwym dla autorki naruszać tę niepisaną umowę, że Ranma i Akane pozostają w swoim zasięgu, ale za nic w świecie nie ośmielą się przyznać wzajemnie, że im na sobie zależy. Byłoby kłopotliwym, gdyż formuła serii domaga się zachowania status quo. Ileż można by jednak oglądać leniwego Ranmę, który obija się w domu rodziny Tendo i szuka okazji do bitki, podczas gdy Akane podejrzewa go o chamstwo i perwersję? P. Rumiko robi to, co wychodzi jej bardzo dobrze – poszerza stawkę, niemal nieustannie poszerza listę postaci o, przede wszystkim, alternatywnych amantów i dla Akane, która zasługuje lepiej, niż na bucowanego Ranmę, i dla Ranmy, któremu należna jest lepsza wybranka, niż chłopczycowata Akane. I wreszcie dla Ranmy-dziewczyny, która też ma swoich adoratorów, ku zgrozie Ranmy.
Autorka wspaniale wpisuje nowe postacie w tłum, i kilkuodcinkowe wątki wprowadzające kolejnych bohaterów to bezsprzecznie wyżyny ranmowskiej formuły. Ma dobre wyczucie proporcji i prawie zawsze nowi wpasowują się bezboleśnie w obraz serii, do tego nieustannie zalewani jesteśmy postaciami epizodycznymi, które pojawiają się raptem na chwilę. Jakościowo, z tymi akurat bywa różnie. Największym problemem Ranma ½ jest jednak to, że ten tłum dobrze dodanych do fabuły postaci rzadko ma cokolwiek ciekawego do roboty po wprowadzeniu. Nie ma jakiejkolwiek dynamiki między nimi, i wszelkie próby naruszenia status quo są natychmiastowo obracane w żart. Nie ma też poza wprowadzeniami postaci prawie żadnych arców choćby i dwuodcinkowych, można je zliczyć na palcach jednej dłoni.
Stąd, gdy postać pojawi się już w serii w takiej czy innej formie, to w takiej właśnie pozostanie na wieki. Seans przez to wygląda na zamrożony w czasie, co mimo wszystko jest naturalniejsze, niż w silącym się na progres Maison Ikkoku, gdzie przez wymienianych w fabule kilka lat scenariusza nie zmienia się wizualnie nic. W Ranmie, uwierzcie lub nie, zmienia się aż jedna fryzura – konkretnie włosy Akane. Myślę, że komentarz Ranmy nt. jej nowej fryzury to dobra cezura dla zamknięcia wątku obwąchiwania się dwójki narzeczonych, a rozpoczęcia już wiecznego wątku ich tsundere życia. Dobra to też cezura dla obecności Ranmy-dziewczyny – od tej pory pojawiać się będzie niemal wyłącznie dla żartu, i to w bardzo zaburzonej proporcji, ¾ seansu dominuje Ranma-mężczyzna.
Czy to źle? P. Hayashibara jako Ranma-dziewczyna gra bardzo fajnie, ale Ranma-mężczyzna od p. Yamaguchiego (którego to była zresztą pierwsza poważna rola) też wychodzi spoko. Mało tu naprawdę nieudanych pokazów mikrofonowych, to prawie zupełnie postacie-filtry, wymienione przeze mnie nieco niżej w tekście.
Celowo nie wymieniłem kolejnych amantów Akane i Ranmy, jako że de facto nie są kluczowi dla istnienia tej formuły, chociaż istotnie dodają jej najwięcej pieprzu. Zachęcam do obejrzenia ich w akcji, ale wcale nie spieszę zachęcać do oglądania całego serialu. O co chodzi, już wyjaśniam.
Ranma ½, już pomijając kwestię monotonii kolejnych wątków, to seans produkcyjnie bardzo wymagający wobec widza. Dostał cancel po pierwszym sezonie, dacie radę uwierzyć? Ja bym nie dał. Jedynie pierwszych osiemnaście odcinków Ranmy wyprodukowano zgodnie z oryginalnymi wytycznymi, ze świetną animacją, w formie pełnej werwy i polotu. Bardzo dobrze się je ogląda. Następnych 143 odcinków to już Nettou-hen, czyli kontynuacja emisji serialu, o zdecydowanie bardziej ograniczonym budżecie. Nettou-hen najczęściej bywa taki sobie, a częstokroć zwyczajnie brzydki. Różnica jest porażająca.
Wyliczyłem trzy odcinki, które osiągnęły poziom animacji pierwszego sezonu – odc. 102, 110, i 127. Stosunkowo łatwo zauważyć, który odcinek będzie nieco ładniejszy – charakterystycznie zmrużona brew bohaterów to najwidoczniej znak autorski zdolniejszych rysowników w ówczesnym studio Deen. Seria wreszcie zalicza niewielki redesign w ścisłej końcówce, który przenosi się na filmy i OVA – łatwo zauważyć po ciemniejszych oczach i włosach bohaterów, i nieco innym kształcie fryzury Akane.
Drugim krzyżem dla potencjalnych widzów Ranma ½ jest chorobliwa tendencja zarówno autorki, która te postaci napisała, jak i scenarzystów, którzy wybrali je do adaptowania, do umieszczania wprost filtrów na widza – ja naliczyłem cztery, które odbierają smak życia, gdy pojawią się na ekranie, umieszczone w mniej-więcej równych odstępach na przestrzeni serialu. Na samym początku Nettou-hen, w jednych z najbrzydszych odcinków tej serii w ogóle, tuż po wznowieniu emisji, jesteśmy bombardowani łyżwiarką Azusą, jazgotliwą kleptomanką, i jej obleśnym partnerem. Osłupiałem oglądając, zapewne widzowie przed telewizorami jeszcze bardziej. Później pojawia się sprośny dziadek Happosai, mistrz starszych Tendo i Saotome, który potrzebuje dobrych kilkudziesięciu odcinków w serii by stać się postacią znośną, aż tu przybywa na pohybel widza dyrektor szkoły. Pod sam koniec seansu, do stawki dołącza równie okropny Gosunkugi, kolega z klasy Ranmy. Bajka zwyczajnie grzęźnie pod wpływem tych postaci.
Trzecim krzyżem jest fakt, że jest to adaptacja niepełna, do tego poprzetykana wymyślonym na kolanie fillerem – już pomińmy fakt, że w Ranma ½ nie ma jakiejkolwiek progresji w relacjach między bohaterami, bo to możemy zrzucić na karb rzekomo komediowej formuły i braku ciągłości między odcinkami. Inaczej niż w serii Gintama, nie ma uczciwej rotacji bohaterów, byśmy raz po raz wracali do różnych twarzy. W momencie, gdy pojawia się jedna, najczęściej będziemy zasypywani tą jedną, aż nie spowszednieje. Czym to jest spowodowane? Moim zdaniem, to kwestia czysto produkcyjna, i dialogi nagrywano pod możliwości rozchwytywanych aktorów, a nie pod jakikolwiek ciąg logiczny. Moją tezę umacnia fakt, że odcinki bywają przetasowane, i zapowiedzi kolejnego odcinka to zaledwie sugestia, bo bywa, że zapowiadany pojawi się trzy odcinki później. Mimo tych fikołków, Ranma ½ ma wyłącznie jeden recap. Dzięki Bogu.
Pierwsza część Ranma ½ to wciąż dobra zabawa. Pod względem jakości animacji, absolutna klasyka gatunku. Jeżeli ktokolwiek ma problem ze strawieniem tych pierwszych osiemnastu odcinków, to po prostu nie pasuje mu styl p. Rumiko, i jestem w stanie to zaakceptować. Nettou-hen to jednak nie lada wyzwanie, i jedynie niekiedy opłacalne – bajka to seans tego typu, który wspomina się wspaniale, ale ogląda częstokroć boleśnie. To bardzo, bardzo staroświecka komedia, a zarazem przełomowa w kilku co najmniej aspektach dla anime jako takiego. Jednym słowem, tylko dla wygłodniałych ćpu- koneserów.
Równolegle do ostatnich odcinków serii wypuszczono trzy filmy kinowe, z czego dwa to godzinne historie oryginalne, a jeden to, wybaczcie, po prostu puszczona w kinie OVA, adaptacja jednego z późniejszych rozdziałów mangi. Muszę się głośno poskarżyć na te filmy. Pierwszy, mimo aspektu 16:9, nie jest drastycznie ładniejszy od serialu, do tego niemal 1/3 jego długości zmarnowana jest na cokolwiek nudną sekwencję podróży na łódce. To historia przygłupiego księcia, który prawie odbiera Akane Ranmie, gdyż odważył się jeść jej beznadziejne jedzenie. Ten żart, powtarzający się nagminnie na przestrzeni serialu, naprawdę nie miał prawa być filarem udanego filmu, i nie był – to kiepski pokaz.
Drugi film to fanserwis plażowy, pełen dygających cycochów od początku do końca, sexy kreacji wieczorowych i powrotu do starego dobrego Ranmy w babskiej postaci, który nie może uwierzyć, że się komuś nie podoba. Trochę tu niekanonicznego szczucia na pomniejsze pairingi, które przecież nie mają prawa istnieć w rumikolandii, gdzie wszystkie bohaterki muszą być ranmoseksualne. Końcówkę tych pierdół umila nam funkowa muzyka. Ten film mi się nawet podobał, ale jego główne przymioty mają charakter prawie wyłącznie spermiarski.
O trzecim nie chce mi się nawet pisać. Otwiera go sekwencja z najlepszą dziewuszką, i to bardzo miło z jego strony, ale reszta odcinka to ranmowa sztampa.
Ranma ½ ma co najmniej kilka kompilacji OVA, z czego część to recapy, fabularyzowane lub nie, część to zaledwie teledyski, część to drobne exclusivy na rzecz tej czy innej telewizji. Interesują nas wyłącznie OVA stanowiące nowy, odrębny content, niemal zupełnie na podstawie mangi – a zatem 11 odcinków w trzech zbiorkach. 2 odcinki cyklu Reawakening Memories, 6 odcinków luźno zebranych w zbiorku Ranma OVA, 3 w zbiorku Ranma SUPER. Ostatni odcinek SUPER został wydany w roku 1995, stąd łącznie Ranma ½ emitowano sześć lat, i na ich przestrzeni seria zmieniła się bardzo, bardzo niewiele – niemal wyłącznie wizualnie. OVA odzyskują te wyżyny stylu, które miała pierwsza część sześć lat temu, mimo zaliczenia lekkiego redesignu po drodze. Naprawdę, nie są to złe odcinki – są bardzo poprawne, a część nawet dobra. Oglądało mi się je spoko, mimo że raczej z obowiązku.
Serial wieńczy wydany w 2008 special, It’s a Rumic World!, z okazji pięćdziesięciolecia pracy p. Rumiko. Nie oglądajcie go. Tych trzynaście lat między OVA a specjalem zrobiło swoje, i jest to zupełnie inne studio Deen, zupełnie inna Ranma ½, i zupełnie inni aktorzy. Szczególnie ci ostatni to bolesna zmiana. W międzyczasie kilka osób z oryginalnej obsady po prostu zmarło, a żywi brzmią nieco inaczej. Zamrożone w czasie są chyba tylko głosy samej Ranmy-dziewczyny (p. Megumi Hayashibara) i trójki pretendentek do ręki naszego bohatera. Nawet sama Akane to już nie to samo. To przykry pokaz, i mogłem go sobie oszczędzić.
Tl;dr – pierwszych osiemnaście odcinków uczciwie polecam, reszta to ciężki kawałek koneserskiego chleba, i lepiej wypada na kompilacjach scenek na YT, niż w rzeczywistości. OVA można zobaczyć z ciekawości, poza tą z 2008.
serial – 2/10
filmy – 2/10
OVA – 2/10
97961054-a8b9-48b0-88ca-f8b541e5adb4
tobaccotobacco

@Merenbast no ale jest to czaso- i energochłonne, a zatem po ludzku drogie, i na dłuższą metę nie sposób utrzymać dostatecznie imponującej jakości przez zbyt długi czas emisji - stąd najładniejsze nawet serie farbkowane mają gówniane odcinki, a w ogóle najcieplej pod tym względem wspomina się filmy i krótsze formy, jak OVA - kolos typu Ranma musiał się w końcu zawalić

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Tengen Toppa Gurren Lagann
Anime zaczęło się od typowych Triggerowych heheszków, które w sumie to były ok, ale jak się już widziało tyle ich tytułów to się nawet delikatnie przyjadło. Myślałem, że na tym się skończy i będzie to mocny średniak. A potem doszedł kolejny klocek. I kolejny. I następny. I jeszcze jeden. Po małym kawałeczku historia była budowana by w ostatnim odcinku zaprezentować epickiego skurwiela o niespotykanej w chińskobajkowym uniwersum skali, a ja oglądałem outro myśląc sobie - ale to była świetna przygoda乁(♥ ʖ̯♥)ㄏ Biada temu, kto to rzucił po kilku odcinkach bo myślał, że to będzie wyłącznie karmienie widza sucharami.
13aa4eb7-595b-44df-b8e4-60ae292fb7dc

Zaloguj się aby komentować

Im wiecej serii dodam do obejrzenia na przyszlosc tym wiekszy mam problem zeby sie na cos pozniej zdecydowac.
Zaczelo sie to chyba w momencie jak zainteresowalem sie anime bardziej i zrozumialem, ze moge obejrzec cos jeszcze oprocz Dragon Balla, Naruto czy innych serii, ktore byly w polskiej telewizji. I tak po obejrzeniu kilkunastu serii bardzo wysoko ocenianych zaczalem dodawac coraz wiecej tytulow na przyszlosc. Jak juz jakas pozycja za dlugo znajduje sie na liscie to nieswiadomie zaczynam ja juz pozniej ignorowac xdd.
Jak u was z pozycjami na przyszlosc? Dodajecie regularnie czy na biezaco wybieracie nastepne tytuly do ogladania? #animedyskusja
89eff139-16a7-4361-bcd3-49a03ab5ac48
tobaccotobacco

@Wojbody prawie nic tam nie dodaje tylko wybieram na ślepo co mi akurat w oko wpadnie

JustKebab

@Wojbody U mnie taki sukces jak u @kinasato ... tylko 1 zero więcej ( ‾ʖ̫‾)

bereavement

@Wojbody mam jakoś z 50 tytułów i jest git, ptw uzywam do przypomnienia o sezonowych anime ktore maja wyjsc

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Birdie Wing: Golf Girls' Story
Jakiekolwiek omawianie tego tytułu należy zacząć od antycznej Grecji, a dokładniej do pewnego konceptu Arystotelesa. Mam na myśli tzw. zawieszenie niewiary, sytuację gdzie widz celowo wyzbywa się na czas seansu zdolności krytycznego myślenia czy szukania ciągu przyczynowo skutkowego w obserwowanych wydarzeniach. Wedle Arystotelesa zaakceptowanie przez widza absolutnie niewiarygodnych wydarzeń na scenie było wymagane do osiągnięcia przez niego katharsis. W przypadku Birdie Wing zawieszenie niewiary jest wymaganie nie w celach przeżyć duchowych, ale po to, żeby dać radę przejść przez arc mafijny i nie wydłubać sobie w międzyczasie oczu.
Główną bohaterkę, młodą włoszkę o bujnej blond czuprynie zwaną Eva poznajemy gdy wiedzie skrajnie niebezpieczne życie na krawędzi obcując z mafijnym półświatkiem. Robi to by zdobyć pieniądze dla kobiety, która prowadzi nielegalny bar z wódą oraz nielegalny sierociniec pełen małych czarnych dzieci - nielegalnych imigrantów(wszystko w jednym małym pomieszczeniu). A Eva zarabia ten hajs grając w golfa na usługach powiązanej z półświatkiem deweloperki. Nie jest to gra rekreacyjna - mafia rozwiązuje swoje konflikty przy pomocy wbijania piłki do dziury i jest to bardzo poważna sprawa. Gdy podczas jednego ze swoich zadań uczestniczy w turnieju golfowym dla zawodniczek u-15, poznaje podczas rywalizacji Aoi, młodą japonkę, na punkcie rywalizacji z którą dostaje obsesji.
Bardzo ważnym elementem tej bajki jest kontrast pomiędzy Evą a Aoi. Eva, jak sama to określiła, nie jest profesjonalistką, nie jest też amatorką, nie jest nawet golfistką - "ja po prostu napierdalam tym kijem, a piłeczka leci." Jest to bardzo trafne spostrzeżenie, albowiem przy uderzeniach drze ona japę w shouenowskim stylu wykrzykując nazwy swoich strzałów, a piłka dostaje magicznych właściwości i leci do dziury po drodze dosłownie łamiąc drzewa. Aoi jest jej całkowitą przeciwnością - córka dwójki uznanych golfistów, która szczyci się doskonałą techniką, ale też czerpie z gry w golfa nieukrywaną przyjemność, radość z rywalizacji. Tak więc Aoi pokazuje Evie, że gra w golfa to nie tylko adrenalina, przemoc i krew, ale też sposób na szczęście xD
Anime składa się z dwóch części - pierwsza to gangsta golf, o którym nawet nie chce się szerzej wypowiadać. W drugiej połowie seria ma całkowitą zmianę settingu i przechodzi w pełnoprawną sportówkę. A właściwie to yuri sportówkę, bo gorącokrwista włoszka zdobywa nowe zainteresowania poza golfem, rozpoczynając nowe życie tabula rasa.
Birdie Wing to taki trochę potworek, bo próbuje z pełną powagą serwować widzowi rzeczy skrajnie niedorzeczne. Takiemu Akiba Maid Sensou udało się stworzyć mafijne pokojówki, ponieważ od pierwszego odcinka nakreśliło zasady odmienne od realizmu, w których będzie operować i widz wiedział, że będzie jazda bez trzymanki. A tutaj jesteśmy przekonywani, że śmiertelne poważne zdobywanie dołków to absolutnie naturalny tryb funkcjonowania świata przestępczego i nie ma w tym zupełnie nic dziwnego.
Ani to tytuł dla fanów gangsterki, ani dla sportówkowych świrów. Ale jeżeli już ktoś miałby to oglądać, to raczej ta druga demografia. Nie potępiam tego tytułu całkowicie, należy mu się uznanie za próbę innowacji, nawet jeżeli jest nieudana. No i nie ukrywam, zdarzyło mi się parę razy zaśmiać, co prawda wbrew intencjom autorów, ale zawsze xD
https://www.youtube.com/watch?v=wPnaeBaIDH8

Zaloguj się aby komentować