#naopowiesci #zafirewallem

Tamtego lata gdy przeniosłam się w czasie słońce świeciło każdego dnia tak mocno, wydawało się, że asfalt paruje. Było za gorąco nawet na wyprawy nad jezioro, więc jeździliśmy tam tylko wieczorami, gdy powietrze pozwalało na złapanie oddechu. Chlapaliśmy się, rozpalaliśmy ognisko w naszym stałym miejscu, graliśmy w butelkę, chłopcy palili papierosy i popatrywali na to co ukrywało się pod naszymi kostiumami. Wychowywaliśmy się razem, chodziliśmy do jednej klasy i wspólnie tworzyliśmy front przeciwko dorosłym,
Chłopcy tłukli się, obrażali i znowu byli najlepszymi przyjaciółmi. Halina, Ania i ja obgadywałyśmy mniej lubiane koleżanki i często dostawałyśmy napadów głupiego śmiechu, najczęściej podczas powrotów ze szkoły. Ludzie idący z naprzeciwka uśmiechali się do nas zataczających się na szerokość ulicy, objętych wpół i radośnie chichoczących 
- Ot, głupie to to jeszcze - mówili. 
I to chociaż Anka miała już prawie piętnaście lat i strzelała oczami do chłopaków z liceum w miasteczku a Halina miała na głowie trójkę młodszego rodzeństwa od kiedy ich matka trafiła na wiele miesięcy do szpitala. Na ojca nie było co liczyć, co przyniósł do domu to prawie wszystko przepił. Nad Haliną i jej dzieciakami litowały się sąsiadki i coraz to któraś zachodziła do nich ze słowami: "No patrz słonko, ile mi kury jajek zniosły (krowa dała mleka, nazbierałam, wyrosło itd.) dla mnie to za dużo, weź, tobie się przyda". 
Teraz, latem Halina najmowała się do gospodarzy, było tyle pracy! Każdą zarobioną złotówkę oglądała z dwóch stron przed wydaniem.
Mnie było dużo łatwiej. Nie tylko mama pracowała w gminie, ale też nie miałam rodzeństwa. W gospodarstwie pomagała starsza siostra mamy, więc moje obowiązki ograniczały się do pomocy w sprzątaniu w domu i opiece nad kurami a mieliśmy ich tylko kilkanaście, tyle co na własne potrzeby. Pomagałam też tyle ile mogłam tam gdzie sprawiało mi to przyjemność - przy gotowaniu i pieczeniu, przy cielaczkach i królikach czy zwózce siana. Miałam się tylko uczyć, dostawać piątki, potem iść do liceum w miasteczku, a jak się uda i zbiory będą dobre przez kilka lat to nawet w Warszawie! Potem studia i dobra praca a później miły, kochający mąż i kilkoro dzieciaczków, które przyjeżdżałyby na wakacje do dziadków na wieś, gdzie pluskałyby się w rzeczce, dziadek obwoziłby je na koniu, a babcia karmiła pierogami z jagodami.
O takiej przyszłości marzyli moi rodzice.

Przyszłość była jednak zupełnie inna i przyszła prędzej niż się spodziewałam.

Pierwszego pochmurnego dnia tego lata pojechaliśmy z Anką i Władkiem do lasu na maliny i śpiewaliśmy razem głośno wszystkie radiowe przeboje w tym "Małgośkę", którą wykrzyczeliśmy kilka razy. Gubiąc się i szukając w lesie trafiliśmy w końcu w miejsce, o którym słyszeliśmy już wcześniej, ale jakoś nikt nie potrafił wytłumaczyć nam gdzie ono jest. Kilka głazów ustawionych obok siebie, a wokoło pusta przestrzeń, jakby drzewa nie chciały rosnąć w ich pobliżu. Obeszliśmy głazy z daleka i w ciszy, popatrując się tylko na siebie. Każde z nas pamiętało co o nich opowiadano - te kamienie porywają ludzi. Czasami oddają, czasami nie. Czasem tam pojawiają się obcy. Mówią obcymi językami, ale zwykle oddaje się ich służbom.
Wiedzieliśmy, że to bzdury, że to po prostu kamienie ustawione przez naszych przodków aby oznaczyć czyjś grób lub jakieś święte miejsce, ale te wszystkie opowieści jakie usłyszeliśmy za mocno działały nam na wyobraźnię.
-Wracamy? - zapytałam a Ania z Władkiem zgodzili się natychmiast. Zrobiło się jakoś ciemniej, chmury całkowicie zasnuły niebo. Zerwał się wiatr.
-Poczekajcie! - zawołałam za nimi, kiedy wysforowali do przodu.
-Łańcuch mi spadł!
Ale oni nie słyszeli, pojechali dalej. Oparłam rower o rosły dąb i sama też oparłam się o niego na chwilę, bo zakręciło mi się w głowie.

I wtedy przewróciłam się i przeleciałam głową w przód przez dąb i przez czas.

Obudziłam się z bólem głowy i spódnicą wplątaną w pedał, łańcuch i szprychy. To nie był nowy ciuch ale i tak żal bo tego smaru nie da się już sprać. Może wykroję sobie z niej modną kamizelkę, a z reszty opalacz? To dobry pomysł, materiał jest miękki i taki ładny!
No dobrze. Poprawiłam włosy, założyłam łańcuch i skierowałam się w tę stronę gdzie jak sądziłam powinien być mój dom. Na każdym kroku natrafiałam na znaki, które świadczyły o tym, że coś nie jest tak. I to dosłownie znaki w lesie jakich nie widziałam nigdy wcześniej. Czyżbym trafiła aż do drugiego województwa? Ale to ponad trzydzieści kilometrów, nawet nową drogą. I wszędzie były szlabany, jakby wjazd do lasu był zabroniony, a przecież to nie był teren poligonu.
Coraz bardziej zdziwiona zajechałam na główną drogę, którą słyszałam od dłuższego czasu. I wtedy mnie zatchnęło. Takich samochodów nie widziałam nawet w zachodnich filmach w kinie w miasteczku.
Nie wiedziałam gdzie iść, cała ta droga wydawał mi się tak obca. Stałam dłuższą chwilę zastanawiając się co robić, gdy nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Aż podskoczyłam ze strachu i obejrzałam się za siebie. Stał tam młody mężczyzna w mundurze i uśmiechał się do mnie, a jego rude włosy połyskiwały w słońcu, które właśnie wychodziło zza chmur.
-Czy potrzebuje pani pomocy? - zapytał. 
-Tak - szukam drogi do Zielętkowa, chyba się zgubiłam - spuściłam oczy.
-Hm, chyba nie wiem gdzie to jest, ale jeżeli pojedzie pani ze mną do ośrodka, to tam na pewno ktoś panią odpowiednio pokieruje, albo nawet zawiezie. Bo ten rower to chyba dalej nie pojedzie.
-Tak, ten łańcuch…
-Nie ma problemu- młody żołnierz zarzucił sobie moją damkę na ramię i zaniósł do auta zaparkowanego niedaleko.

I tak zaczęła się moja przygoda w Ośrodku dla Zaburzonych Temporalnie. Nazwy Ośrodka zmieniały się zależnie od władzy i aktualnych trendów, ale sam Ośrodek trwa. Najpierw byłam zwykłą pensjonariuszką uczącą się obsługi smartfona (u nas na wsi był jeden telefon, u sołtysa), sposobu traktowania innych ludzi, zwierząt, kultury wysokiej, popkultury, nowych języków - polskiego, który zmienił się przez te pięćdziesiąt lat, angielskiego, języka komputerów i nowych mediów. 
Władze Ośrodka uznały jednak, że rokuję i dzisiaj jestem kierowniczką do spraw badań temporalnych i wspieram Tajne Ministerstwo w pracach skupiających się nad zaburzeniami czasu i psychologią osób z zaburzeniami czasowymi w życiorysie. Zarabiam dużo pieniędzy, mam piękne mieszkanie a ludzie liczą się z moim zdaniem.

I nikt nie wie, że co jakiś czas jeżdżę całkiem sama, odszukuję ten dąb, głaszczę go i przytulam i proszę go żeby wpuścił mnie z powrotem.

Na próżno.

1021 słów
43f1b8b3-6e3c-4526-ad32-77f64eba61f3
splash545

Bardzo fajne, uwielbiam tego typu motywy w książkach. Jakbym czytał taką mniej przerażająca wersję powieści lub opowiadania Jozefa Kariki.

KatieWee

@splash545 bardzo cieszę się, że się podobało

DiscoKhan

@KatieWee dobrze ezeczywi w tym ośrodku płacą? Się rozglądam za robotą xD

KatieWee

@DiscoKhan musisz pytać w Tajnym Ministerstwie chyba

Wrzoo

@KatieWee O rety, cudne. Chciałabym więcej przeczytać o tym ośrodku!

Swoją drogą, czym jest "opalacz"? W sensie, to kostium kąpielowy?

KatieWee

@Wrzoo dziekuję!

Tak, to kostium kąpielowy to było kiedyś popularne określenie. W opalaczu można opalać się na leżaku w ogródku, albo jak moja ciotka w latach siedemdziesiątych na polance na starym cmentarzu ;D

Wrzoo

@KatieWee Piękne określenie teraz będę go używać, a nuż mi się uda rozpropagować na nowo

KatieWee

@Wrzoo świetny plan! Ja się nauczyłam tego słowa właśnie od tej ciotki od opalania i używam jak najbardziej, chociaż raczej wśród domowników

Dziwen

@KatieWee mam słabość do tych wszystkich historii pisanych z perspektywy głównej postaci, bez zewnętrznego narratora. Fajnie ci to wyszło.

KatieWee

@Dziwen Dziękuję!

George_Stark

Nie wiem czy to było celowe czy nie (jeśli nie, to nawet lepiej, bo świadczy jeśli nie o talencie, to przynajmniej o wyczuciu), ale zdanie Czyżbym trafiła aż do drugiego województwa? niesamowicie buduje tę postać.

To jest w nim ekstra, ale świetne jest też to, jak wiele można jednym zdaniem zrobić w tekście.


A nazwa Ośrodek dla Zaburzonych Temporalnie to kolejny świetny pomysł? Aż przypomniało mi się przewspaniałe Biuro Ludzi Zagubionych z Małgochy pana Piotra Bukartyka.

KatieWee

@George_Stark nie jestem pewna co dokładnie masz na myśli, ale staram się przemyśleć moje postaci od początku do końca i po prostu podążać później za nimi.

Zaburzenia temporalne sugerują tak wiele rzeczy, że gdy wymyśliłam to określenie to wielki uśmiech pojawił mi się na twarzy

George_Stark

@KatieWee


Mam na myśli, że to zdanie wyjątkowo mi się podobało. To tak w skrócie.


A tak serio to dla mnie stworzyło (albo ustabilizowało) ono obraz tej postaci jako prostej dziewczyny. W najfantastyczniejszy sposób jaki znam pokazało jej pewne "ograniczenie", bo nie przez opis, ale przez wejście do jej głowy. Tak jakby sugerowało, że "sąsiednie województwo" to dla niej bardzo daleko.


A przynajmniej ja to tak odebrałem. Mam takie prawo, pan Oscar Wilde mi je dał!

KatieWee

@George_Stark nikt Ci go nie chce odebrać!

Tak, taką sobie właśnie bohaterkę wymyśliłam i cieszę się bardzo, że udało mi się to opisać

ColonelWalterKurtz

Komentarz żeby przeczytać później ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

DeGeneracja

@ColonelWalterKurtz To się dodaje do ulubionych dzieciaku a nie jakieś kropki czy komentarze

Zaloguj się aby komentować