Zdjęcie w tle
knoor

knoor

Osobistość
  • 65wpisy
  • 426komentarzy
W licytacjach gruzów z USA są na ogół trzy tryby:

  • od złotówki BCM #pdk , czyli za ile pójdzie za tyle pójdzie
  • z ceną minimalną, czyli jeśli osiągnięto minimum - poszedł, jeśli nie osiągnięto - no to sprzedawca może się jeszcze ewentualnie zastanowić
  • od złotówki BCM, ale z akceptacją - sprzedający ma jeszcze możliwość ostatecznie przyklepać lub nie sprzedaż

Zaobserwowałem, że w trybie pierwszym i drugim "przyklepanie" pozytywne zajmuje zwykle 10-15 minut po zakończeniu licytacji; z kolei jeśli sprzedający przyklepać nie chce, wówczas zwykle po 2-3 dniach z system odrzuca ofertę z automatu jakimś time-outem czy czymś.

Stąd też dość duże było moje zdziwienie, gdy wczoraj po 3 dniach od zakończenia licytacji okazało się, że zostałem dumnym posiadaczem trzeciego z kolei zgruzowanego harlejka xDDD

Za całe 1050 USD (do tego oczywiście jeszcze dojdą wszelkie opłaty, podatki, transport itd) kupiłem Dynę Low Rider z 2009 i teraz trochę zastanawiam się, co z nią zrobić. Co ciekawe, wg. raportu Carfaxa nie ma wbitej szkody całkowitej i wydanego Salvage title - tym dziwniejsze, że sprzedała się tak tanio, bo na zdjęciach poza brakującym siedzeniem i filtrem powietrza wydaje się naprawdę w dobrym stanie. Ma parę widocznych przeróbek - wydech 2w1, akcesoryjną klamkę sprzęgła i napęd na łańcuch - mam cichą nadzieję, że również silnik jest zdrowo podłubany.

Jeśli chodzi o sam motocykl, to jest to praktycznie ten sam model, co harlejek wygrany przeze mnie rok temu. Stąd też mój szatański pomysł jest następujący - rozkręcę trochę silnik, zobaczę czy ma jakieś fajne bebechy - jeśli tak, to przełożę do swojego xD lub zdemontuję i dam na handel, a w zamian tego założę stockowe elementy, które zostały mi po zeszłorocznym dłubaniu.

Poza tym trochę zastanawiałem się, co można zrobić żeby trochę uatrakcyjnić wizualnie ten sprzęt. Najczęstszą przeróbką Dyny jest tzw. club style, czyli podniesione tylne zawieszenie, wysoka kierownica, owiewka i czarny kolor. Napatrzyłem się już trochę w ciągu ostatniego roku na takie sprzęty i trochę mi się już znudziły. Ale gdyby tak zamiast czarnego koloru dać np srebrny albo szary? Hmm, czemu nie, to jest świeże xD Wrzuciłem dwa tak zrobione motocykle w ramach inspiracji.

Niezależnie od decyzji, mam trochę budżetu na dłubanie. Najtańsza Dyna na olx w tym momencie wisi za ok. 24k ze średnią ceną na poziomie ~28-32k PLN. Koszt ściągnięcia mojej powinien zamknąć się w ok 18k, co daje mi przyzwoity budżet na kombinowanie - i nawet możliwość sprzedania za jakiś czas dalej jako "rozpoczęty projekt, jedyny taki, sprzedaję z powodu wyjazdu za granicę" gdyby dłubanie kolejnego grata jednak mi się znudziło xD no ale ewidentnie trzeba będzie mocno zredukować za jakiś czas liczbę motocykli, bo więcej spędzam na dłubaniu niż na jeździe.

#motoryzacja #motoryzacja #harlejekzusa
21a7b140-d34f-4bad-a154-31712f0587cf
b1f3a54e-bafb-4d51-b41f-2e5792452fea
2767e761-8a38-4ce9-a6fb-7a06f7d8adfd

Zaloguj się aby komentować

Dobra, muszę przystopować z przeglądaniem aukcji, bo szykuje się drugi harlejek i jeszcze jeden motogruz do ogarniania przez zimę xD Za całe 975 dolków (niestety koszty transportu i rozmaite opłaty jeszcze spooooro dodadzą do tej ceny ;<) wygrałem przepaskudnego sportstera z 2010, który nie dość że już fabrycznie był nieładny, to jeszcze ktoś pracowicie zafundował mu kurację obrzydzającą. Spójrzmy, co tu mamy:

  • pękaty i niepasujący stylem do reszty bak - jest
  • tani, brzydki sissy bar - checked
  • rozwalona owiewka nie pasująca za bardzo do reszty - owszem
  • soundsystem - no tu już miałem grube "xD" jak to zobaczyłem
  • do tego mnóstwo dodatków z amazona, ebaya, aliexpress czy gdzie to mogło być kupowane - jakieś chromowane elementy, kolce na osie kół, randomowe części, korek paliwa z fakolcem XD wszystko z innej parafii, no nie mogę - motorku, kto cię tak skrzywdził?

Na szczęście nie wszystko jest tak do końca złe jak się wydaje. Po pierwsze, na pierwszy rzut oka uszkodzenia nie wydają się jakieś straszne - motocykl najwyraźniej się komuś wyglebił na prawą stronę, pękła owiewka a slider przy amortyzatorze spełnił swoje zadanie niczym bohater rodem z Walaszka - czyli pękła śruba mocująca i slider odpadł razem z amortyzatorem xD Skoro jestem już przy amortyzatorach, to ktoś się wykosztował - wyczaiłem, że wsadzone są regulowane amortyzatory Racing Bros model BAZUKA xD gdzie koszt samych nowych amortyzatorów to niewiele mniej niż dałem za całe moto. Ktoś wsadził też niestandardowy napęd na łańcuch (normalnie jest pasek) oraz akcesoryjne mocowanie klamki sprzęgła, co budzi we mnie nadzieję, że może też silnik jest trochę podłubany. Ofc są też niestandardowe standardowo za głośne wydechy ¯\_(ツ)_/¯

No a co do moich planów na niego, to w obecnym kształcie jest tak brzydki, że przywracanie mu poprzedniego stanu nie ma najmniejszego sensu. Przeciwnie - chciałbym zrobić z niego coś na maksa prostego w formie i bez udziwnień. Bobber, może flat tracker? Parę pomysłów w komentarzu. Na razie jeszcze się nie zdecydowałem, ale przez te parę tygodni zanim przyjedzie w końcu do PL coś pewnie wymyślę:)

#motocykle #motoryzacja #harlejekzusa
ada48241-ad3b-4b24-bf80-00fae71c857f
f0da77b8-eede-45d8-b50b-8b152b5c213e
9f1feab4-ee6f-46e0-8d58-973a5ebcf92b

Zaloguj się aby komentować

No dobra, długo to nie trwało xD złamałem się i znów będę uzdatniał moto z USA przez zimę, wygrałem właśnie na licytacji nowego-starego harlejka.

Celowałem albo w coś nowszego po 2020 z silnikiem Milwaukee 8 (z niesamowitym high techem w postaci czterech zaworów na cylinder) albo coś taniego typu sportsterek w przyzwoitym stanie, którego mógłbym ogarnąć i zrobić na wiosnę bajk-flipa xD Ostatnim modelem, który chodził mi po głowie był Soft Tail Slim, czyli model stylizowany na bobbera z późnych lat 40 i 50 no i właśnie coś takiego mi się trafiło.

Mam ostatni rok produkcji (2017); do tego w limitowanej wersji S (to znaczy ma powiększony silnik w stosunku do oryginału, 1.8 zamiast 1.7, do tego inne głowice i wałki rozrządu). Moto na zdjęciach wygląda paskudnie, jakby stał na zewnątrz podczas burzy piaskowej i przez brak filtra powietrza trochę martwię się, czy komuś nie przyszło do głowy zassanie tego piachu do silnika przy próbnym odpalaniu - oby nie. Uszkodzenia trudno określić po zdjęciach z uwagi na piach xD Ale przez to, że jestem cwanych cebulakiem, znalazłem po VIN-ie fotki z poprzedniej aukcji, na której się najwyraźniej nie sprzedał. W międzyczasie przybyło piachu i chyba też ktoś podczas przestawiania wyglebił go na drugą stronę, bo wygięła się klamka hamulca. O dziwo motocykl nie wygląda na tych zdjęciach jakoś źle, uszkodzenia są głównie po lewej stronie jakby wywrócił się przy lekkiej glebie. Co ciekawe też, carfax nie pokazuje total loss a sam motoycykl jest sprzedawany nie przez ubezpieczalnię a "Harley Davidson Motor Company". Nie mam tyle doświadczenia żeby określić czy to dobrze czy źle:) Z pouszkadzanych rzeczy które wyczaiłem na fotkach na pewno do wymiany/zrobienia jest:

  • brakuje filtra powietrza z puszką
  • uszkodzona osłona "primary"
  • uszkodzone obie klamki
  • starta manetka
  • starty od gleby podest
  • lusterka
  • brakuje elementu od zmiany biegów
  • uszkodzone kierunkowskazy tylne, które i tak będę wymianiał
  • uszkodzony lightbar, który i tak wywalę
  • możliwe, że jakieś kosmetyczne elementy których nie widać

Jeśli serio nie ma tam jakichś grubych numerów, typu uszkodzony silnik czy pokrzywione lagi, to naprawdę wygląda to na przyzwoity deal. Jeszcze co do samego moto, orientacyjny koszt wszystkiego łącznie ze ściągnięciem tego do PL powinien wynieść mnie ok. 35k (co było moim absolutnym maksem, dosłownie wygrałem na ostatnich 25 dolkach), do tego naprawy, rejestracja gnoja i rozmaite eksploatacyjne drobiazgi, które po cichu liczę, że zamknę w 5k. To przy cenie najtańszego slima na olx (zwykły, nie S i do tego 2013 rok) 45k oznaczałoby, że gdyby moto mi się znudziło, mógłbym może nawet coś zarobić na sprzedaży. No ale nic, teraz czas zrobić przelew, ubzrobić się w cierpliwość, może jakoś styczeń/luty do mnie przyjedzie i zobaczę co za crapa kupiłem tym razem. A w międzyczasie popatrzę jeszcze na aukcje, może trafię coś fajnego xD

#motocykle #motoryzacja #harlejekzusa
d5a71dd3-4f1f-41d2-9ce7-38afb472f802
0cecec67-836b-49d5-9782-39e8d20964ee

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Zima idzie, to trzeba znów zacząć dłubać jakiś motoryzacyjny projekt. Tym razem w planach ogarnięcie już prawie 26-letniego gruza, który od półtora roku nie jeździ i kurzy się w garażu czekając na czas i przypływ chęci. Oplosaabem jeździłem ponad 12 lat, zainstalowany podtlenek biedy, więc mimo trzylitrowego silnika jest po taniości ( ͡° ͜ʖ ͡°) Wcześniej ganiał nim mój ojciec, miał go od nowości (uprzedzając pytanie, nie jest architektem ani lekarzem), do niedawna miałem nawet jeszcze czarne blachy, aż faszyści z urzędu komunikacji kazali wymienić na białe -_-

Koszt rozmaitych napraw w ciągu tych ponad 10 lat pewnie już na luzie przekroczył trzykrotność wartości auta, ale mam z nim związane tyle wspomnień, że szkoda mi go oddać na złom. Cieszy mnie też, że saabiarzy coraz mniej, bo nie lubiłem tej gromady.

No, a co do samego auta, to w planach:

  • wymiana uszczelniaczy zaworowych i szklanek popychaczy, bo zaczął dymić (jednocześnie turbo i kompresja wydają się ok) - przy okazji dobry pretekst, żeby kupić WINCYJ narzędzi
  • odszukanie i wymiana wydechu na serię, bo podkusiło mnie żeby założyć magnaflow i o ile pasuje do e36 to tu jest jak pięść do nowa
  • znalezienie i usunięcie wycieku oleju - no niestety z tym silnikiem miałem do tej pory tak, że "panie, tam zawsze będzie trochę ciekło"
  • wymiana rozrządu, bo ostatnio robiłem to chyba w 2016

Części do saaba są w dalszym ciągu dostępne, czasem jest kłopot z jakimiś dziwniejszymi elementami i trzeba trochę poszukać. Nie ułatwia sprawy, że mój silnik jest dość nietypowy, bo to benzynowe 3.0 V6, które było w produkcji chyba tylko cztery lata (ten sam silnik był też w oplu omedze, z tym że u mnie ma jeszcze małe turbo, a w oplu był wolnossący). Niestety, zauważyłem że ubywa części na rynku wtórnym, szczyt podaży był gdzieś w latach 2015-18, a teraz jest ich mniej i mniej. Chodziło mi nawet jakiś czas temu po głowie, żeby kupić jakiegoś zepsutego jako rezerwuar części.

Imo SAAB na ulicach będzie coraz rzadszym widokiem (już jest ich dużo mniej niż jeszcze 5 lat temu), bo po prostu te auta są na tyle tanie a potencjalne usterki na tyle drogie, że nie opłaca ich się naprawiać i przy większych problemach po prostu idą na złom. Trzeba naprawdę sporo entuzjazmu i chęci, żeby utrzymywać to przy życiu.

No ale nic, będę go robił:) Dałem fotki sprzed paru lat jak był czysty i umyty i do czegoś takiego będą zmierzał.

#motoryzacja
ce0f493f-4fe0-437d-a3a6-5739373a7843
a81100d5-92a3-4b6c-a6f9-c661ce8f196a
0fe346c4-481a-4f3d-a1f9-a2d431ddb434

Zaloguj się aby komentować

Powiem wam, że nie jestem przesądny, ale... xD

Dłubiąc sobie przy dwóch sprowadzonych harlejkach w trakcie lata bałem się, że nie zdążę na nich polatać i zastanawiałem się, czy nie kupić jakiegoś, który dla odmiany by jeździł. I chyba na drugi dzień patrzę, ogłoszenie. Dyna, edycja limitowana, poszukiwany model, do tego z europejskiego rynku i sprzedawana przez salon. Cena spora, ale mimo wszystko dość okazyjna zwłaszcza przy wszystkich modyfikacjach i dodatkach wpakowanych w moto.

Chyba tego samego dnia pojechałem go obejrzeć i po dziesięciu minutach kupiłem xD na spóźniony, urodzinowy prezent. Było tylko małe "ale" które wyszło w trakcie - dotychczasowy właściciel, który szykował sobie moto miesiąc temu rozwalił się na samochodzie, trup na miejscu. Nie na tym moto co prawda, ale wciąż. Stara trochę kwękała, że to zły omen, ja jednak przesądny nie jestem, więc cieszyłem się, że zrobiłem dobry deal.

Moto odebrałem dopiero parę tygodni po kupnie, wcześniej nie było kiedy. Na dzień dobry w garażu przy przestawianiu mi upadł xD Nie upuściłem motocykla chyba od dziesięciu lat (parkingowych gleb przy nauce schodzenia na kolano nie liczę), trochę się wkurzyłem, nie powiem. No ale co zrobić, tyle że nic się nie stało, straty zerowe, nic się nawet nie porysowało, bo zabezpieczenia ochroniły.

Pojeździłem trochę, fajny sprzęt. Aż parę dni później podczas jazdy odpadła mi tablica z mocowaniem i przywaliła w gościa, który jechał na moto za mną. Od, po prostu mocowanie się oderwało i odfrunęło. Tyle dobrego, że poza uszkodzoną owiewką w motocyklu, który jechał za mną nic się nie stało, bo tablica wraz z mocowaniem to solidny kawał żelastwa, spokojnie ponad 1.5kg wagi. Szczęście w nieszczęściu, ale wkurzyłem się już mocno, bo tablicę montował salon i nawet naciskali, że to zrobią. Salon w którym kupowałem miesiąc wcześniej wziął na siebie załatwienie nowego mocowania i naprawę czachy u poszkodowanego, tyle dobrego.

Moto potem trochę stał, w międzyczasie więcej dłubałem niż jeździłem, ogarniałem harlejki z USA i wyszło też, że na jednym z nich jeździ mi się wprost idealnie - stąd świeżo kupiony moto wyjechał na ulicę może jeszcze dwa czy trzy razy. I dwa tygodnie temu myślę sobie - pogoda ładna, to chociaż się przejadę, podładuję akumulator. Parę minut później jadę sobie, lekki skręt, prędkość śmieszna typu 30-40 km/h - i nagle jeb, leżę na ziemi. Chyba coś było rozlanego na asfalcie, straciłem przyczepność, motocykl ślizgnął jeszcze parenaście metrów i stuknął w krawężnik kierownicą. Straty już większe, pewnie parę tysi - zgięta kierownica, pęknięta klamka sprzęgła, rysy, mocowanie amorka do wymiany. Ja też się trochę poobijałem. Myślę sobie, że coś pechowy ten moto.

No i dziś wziąłem mojego kumpla-sąsiada, Irlandczyka, starszy gość po sześćdziesiątce na przejażdżkę C63, bo pytał, czy się karniemy xD I wracamy, idziemy do motocykla, opowiadam jak to wyglebiłem się i pokazuję efekty gleby, narzekam że teraz trzeba będzie to wszystko ponaprawiać i jakiś strasznie pechowy ten sprzęt, bo raptem zrobiłem może 500 km a cały czas jakieś problemy, począwszy od historii z poprzednim właścicielem, skończywszy na mojej wywrotce. On kiwa głową i mówi, że faktycznie kiepska sytuacja, z tym poprzednim właścicielem co robił moto dla siebie i się zabił to już w ogóle i że trzeba skropić wodą święconą, on to może zrobić w razie czego. Ja myślę sobie, że może nie taki głupi pomysł. I idziemy do windy, trzeba drzwi garażowe otworzyć, Irlandczyk wyciąga klucze, coś mu z nich odpada. Okazuje się, że miał przy kluczach medalik/breloczek z Maryjką i ten breloczek w kieszeni akurat teraz odczepił mu się i akurat teraz wziął i odpadł. Creepy xD Dla mnie to już przelało czarę, miałem trochę go pomodyfikować przez zimę, ale pierdolę, naprawiam sprzęta i sprzedaję. Stan przeklęty. Jakby coś, nie kupujcie.

#motocykle #creepy
Mor

Na moje to Ty jesteś przesądny.

VonTrupka

Nie ma tam przypadkiem trzech dziewiątek na rejestracji?

Zaloguj się aby komentować

Prowadziłem kiedyś foodtrucka, teraz nie prowadzę. Życie jest za krótkie, aby je wspominać, niemniej z tamtych lat zostało mi trochę przemyśleń oraz historyjek, które będę wrzucał co jakiś czas na #foodtruckowehistoryjki

Dziś będzie będzie o pracownikach, rozkmina o zmianach jakie się dokonały w gastrobiznesie i ogólnie rynku pracy na przestrzeni lat oraz perypetiach z pracownikami jako Janusz biznesu.

Rynek pracy w Polsce 20, 15 czy nawet jeszcze - choć już w mniejszym stopniu - te 10 lat temu, a rynek pracy teraz to są dwa różne światy, oczywiście na niekorzyść czasów minionych. Dziś mam wrażanie, że do prac typu gastro, kurierka, wożenie jedzenia biorą się tylko imigranci, dla których jest to najprostsza do zdobycia robota - a polacy niespecjalnie chcą się w coś takiego pierdzielić. Cóż, znak czasów - trzeba przyznać, że jako kraj awansowaliśmy;) Jest to portal dla starych ludzi, więc pewnie dla większości nie napiszę nic odkrywczego ale pamiętam, jak szukanie sobie wakacyjnej czy tymczasowej roboty w okolicach liceum lub wczesnych studiów wywoływało we mnie najczęściej kryzys własnej wartości. Rekrutacje na tak ambitne stanowiska jak kelner/barman, barista, jakaś pomoc biurowa czy nawet na darmowe praktyki bliżej miały się do szukania pracy w topowych firmach z branży management consultingu niż low tierowych, dorywczych robót, gdzie wymaganiami powinno być posiadanie głowy i dwóch rąk. Wszędzie wymagane było CV (ofc ze zdjęciem), list motywacyjny i rzecz jasna doświadczenie na podobnych stanowisku, najlepiej poparte referencjami xD Do tego dochodziła kilkuetapowa rekrutacja, wybrzydzanie, darmowe dni próbne, płacenie bez umowy na zasadzie 2 złote za godzinę plus to co z napiwków (10% dla ciebie, reszta do podziału) i dorzucanie nowych obowiązków gdy pracy jest za mało, no bo w końcu płacę no to wymagam, nie? Innymi słowy - oczekiwania były wysokie, warunki zatrudnienia słabe (brak umów i bycie na słabszej pozycji w negocjacjach), a jeśli coś się nie podobało - powodzenia, jutro mam 5 nowych na Twoje miejsce.

Pamiętam, jak krótko po maturze obudziły się we mnie geny polaka i kazały wykorzystywać przedłużone wakacje na potyranie w jakiejś niskopłatnej robocie - teraz pewnie taki czas wykorzystałbym na remont w mieszkaniu;) Wraz z kumplem znaleźliśmy (w gazecie xD Internet ofc był, ale neostrada nie zdążyła jeszcze wtedy dobrze wejść pod strzechy) informację, że pobliska francuska knajpa szuka kelnerów. Zadzwoniliśmy, pan po drugiej stronie telefonu kazał nam przyjść na miejsce na rozmowę. Na miejscu czekał na nas rozparty w fotelu WŁAŚCICIEL sączący z kieliszka wino i pytający jakie jest nasze doświadczenie z francuską, podkreślam francuską kuchnią. Doświadczenie to było oczywiście żadne, bo poza ogólnodostępną wiedzą, że francusi mają sery, wina, omlette du fromage oraz jedzą żaby i ślimaki nie mieliśmy o niej bladego pojęcia. Dlatego też z zakłopotaną miną staliśmy (gdybyśmy mieli w rękach czapki, pewnie miętolilibyśmy je z zakłopotaniem) i ze wstydem powiedzieliśmy tylko, że nasza wiedza jest "no, taka bardzo ogólna". Pan pokręcił głową, po czym powiedział że WSZYSCY w jego restauracji muszą mieć DOSKONAŁĄ znajomość zarówno kuchni francuskiej jak i gatunków win, dlatego jeśli po bezpłatnym dwutygodniowym okresie próbnym stwierdzi on, że któryś z nas ROKUJE, wówczas dzielić się będzie przepastną wiedzą z zakresu sommelierstwa - wiedzą którą, jak mówił, może się pochwalić mało kto w Polsce, a może i na świecie. Teraz rzecz jasna nie dałbym się złapać na takie pierdolenie, ale wtedy oczyma wyobraźni widziałem siebie za kilka lat jako eksperta od wina, który niczym Bond siedząc w kasynie po powąchaniu zawartości kieliszka bezbłędnie odgaduje jego rocznik i szczep xD Aha, rzecz jasna o wynagrodzeniu nie było mowy, utrzymywać mielibyśmy się z napiwków, którymi trzeba byłoby się dzielić też z pracownikami kuchni. Mimo tych nędznych warunków byłem zainteresowany, bo była to jedyna oferta, a do tego blisko domu - jednak chyba nie spełniliśmy oczekiwań, bo pan chociaż obiecał, że zadzwoni, to więcej się do nas nie odezwał.

Próbowałem też w kilku innych miejscach odpowiadając na oferty z ogłoszeń typu "AAAAAAAAAA DYNAMICZNYCH MŁODYCH ZMOTYWOWANYCH SZUKAM UCZNIOWIE STUDENCI" bo były to jedyne miejsca, gdzie spełniałem wszystkie warunki xD Byłem młody, zmotywowany i prawie-student. Oferty okazywały się jednak nieco rozczarowujące - na początek trafiłem do firmy, gdzie miałbym sprzedawać perfumy na ulicy; potem do monterów kablówki/akwizytorów, gdzie miałbym chodzić po blokach i mówić emerytom, że trzeba zainstalować nowy dekoder, bo wkrótce zmienią sygnał i telewizor nie będzie działał (przyszedłem na dzień próbny na którym obejrzeliśmy sobie Teksańską masakrę piłą mechaniczną: Początek,a potem uznałem, że lepiej będzie wrócić do domu). Zwieńczeniem mojej wakacyjnej kariery było przepracowanie dwóch dni w czeskiej firmie żywcem wyjętej z Wilka z Wall Street, gdzie miałem telefonicznie poszukiwać jeleni gotowych zaintestować minimum 10k USD w no-name spółki z USA. Z tej pracy szczególnie jedna scena utkwiła mi w głowie: pierwszego dnia, podczas którego mieliśmy szkolenie pan prowadzący pokazywał nam matrycę wypłat. Zakładając że dziennie wykonam 100 telefonów (co to jest 100 telefonów, najlepsi mają po 300 i więcej!) i będę miał 5% zainteresowania (no bo to przecież spółka pewniaczek, +30% zysku w miesiąc, tylko głupi by nie wszedł), moja prowizja wyniesie 2% od klienta, a miesiąc ma 30 dni (najlepsi pracują w weekendy!), wychodziły jakieś szalone, kilkudziesięciotysięczne kwoty. W oczach miałem dolary i nie mogłem doczekać się kolejnego dnia, by zacząć budować swój sukces. Wychodząc z firmy wsiadłem do windy, a wraz ze mną jeden z pracowników wyglądający niczym niskobudżetowy Gordon Gekko. W windzie spojrzał na mnie i zapytał:
- To Twój pierwszy dzień?
Odpowiedziałem twierdząco i zapytałem: Jak tu jest?
Padła odpowiedź: Ja jestem tu od roku, pomału zbliżam się do średnich stawek w firmie. W tymi miesiącu zarobiłem póki co 80 tysięcy. Ale to nawet nie zbliża się do tego, co mają najlepsi.

Miałem oczy jak spodki. Wyszliśmy z budynku, mój współpracownik podał mi rękę na pożegnanie: Do jutra młody. Po czym wsiadł do Corsy C zrobionej w stylu Szybkich i wściekłych - światła Lexus-look; chromowane kołpaki-spinnery i ostro pomarańczowy lakier. Pewnie pod maską był też stożek i magnetyzery. Po którejś próbie auto odpaliło, a ja czekając potem na autobus nie byłem wstanie wyjść z podziwu, jak przedsiębiorczy jest mój wspólpracownik, który zamiast wydawać swoje dziesiątki tysięcy złotych na zbytki chyba wszystko musi inwestować. Następnego dnia w biurze dostałem listę przypadkowych numerów i wziąłem się za dzwonienie. Pierwszy numer to była pomyłka, drugi kwiaciarnia, trzeci należał do pana, który spadł z rowerka parę miesięcy temu i odebrała żona-wdowa. Przy piątym telefonie wstałem i wyszedłem - uznałem, że chyba nie nadaję się do tej pracy i możliwe, że wielka kariera w świecie giełdy i finansów przeszła mi wtedy koło nosa. Potem próbowałem jeszcze kilkukrotnie swoich sił w gównopracach, czasem było lepiej, czasem gorzej - zawsze jednak w oczy rzucała mi się ta różnica: pracownicy (robactwo) i SZEFOSTWO. Dlatego też gdy zaczynałem szukać ludzi do pracy w swojej budzie, miałem już jakieś doświadczenie z pozycji pracownika - wiedziałem też co nie podobało mi się u moich poprzednich pracodawców i czego chce unikać. Moim celem było bycie szefem może nie idealnym, ale co najmniej dobrym, a przynajmniej ludzkim.

Poszukiwania siły roboczej w moim przypadku poszły dwutorowo. Jak rasowy janusz potrzebowałem mieć na miejscu kogoś zaufanego, kto będzie miał na wszystko oko pod moją nieobecność - rolę tę zgodził się pełnić przez pewien czas mój dobry kumpel. Do tego potrzebowałem ekipy 2-3 osób, które zajmowałyby się tym w tygodniu oraz w weekendy, podczas imprez. Ogłoszenie wrzuciłem po prostu tam, gdzie sam bym go szukał - na olx i (wtedy jeszcze działające) gumtree. Co się jednak okazało i co mnie trochę zdziwiło - był rok 2015 i odzew był sporo mniejszy niż to, czego oczekiwałem. Pamiętam, że kilka lat wcześniej na takie ogłoszenia przychodziły dosłownie dziesiątki aplikacji, w tamtym momencie odzew owszem, był - jednak nie taki, jakbym się spodziewał. Również oczekiwania dotyczące kasy pokazywały, że mamy inne czasy. 15 PLN netto za godzinę pracy, które jeszcze 5 lat wcześniej w gastro było fajną stawką teraz było znośne, ale bez szału. Przekrój ludzi był różny, ale przeważały osoby po 18-22 lata. W sumie już na starcie sam stałem się trochę januszem biznesu, bo rekrutacja polegała na rozmowie, scence z trudnym klientem i zrobieniu paru naleśników na próbę xD Z perspektywy czasu jednak wydaje mi się, że te kryteria nie miały sensu, a powinienem bardziej kierować się po prostu tym, jakie kto prezentuje elementarne ogarnięcie oraz jak poważnie podchodzi do samej pracy, gdyż to decyduje, czy ktoś jest solidnym pracownikiem czy nie. Bo przyznam się, że jednym z powodów, dla którego pod koniec nie miałem już entuzjazmu do prowadzenia tego biznesu było właśnie użeranie się z pracownikami i obecnie, po kilku latach odkąd skończyłem swoją foodtruckową przygodę, wydaje mi się, że jest tylko gorzej.

Kolejna część zabrzmi może nieco cynicznie, ale po pewnym namyśle wydaje mi się, że zjawisko janusza biznesu nie bierze się znikąd i po prostu jest wygrywającą strategią w określonych warunkach - a jak to czasem jest z wygrywającymi strategiami, nie muszą być one piękne, mają działać. Zacznę od tego, że systemowym problemem w niskopłatnych zawodach jak gastro jest to, że żadne ambitne czy ogarnięte osoby raczej nie siedzą tam za długo. Jest to pełni zrozumiałe - każdy chciałby zarabiać więcej, prosta praca w obecnych czasach ledwo starcza na życie, do tego możliwości rozwoju i awansu w takich miejscach są ograniczone. Parę miesięcy, może dłuższy epizod dorabiania sobie na studiach, względnie kilka lat w branży ze względu na chęć przedłużenia młodości - ale prędzej czy później większość choć trochę ogarniętych osób będzie chciała poszukać "normalnej" pracy. W efekcie następuje spora rotacja i negatywna selekcja - w dłuższej perspektywie poza nielicznymi wyjątkami zostają albo ci, którzy są zbyt nieogarnięci żeby znaleźć sobie coś innego albo tak leniwi, że i tak mają to gdzieś, ważne żeby wpadło te parę złotych. Tacy ludzie albo wymagają ciągłej uwagi i nadzoru (bo np zapomną że gaz trzeba zakręcić albo umyć ręce po pójściu do toalety) tak, że stają się niczym innym jak narzędziem i przedłużeniem woli właściciela, który musi pilnować każdego drobiazgu - albo mają wszystko gdzieś i zupełnie nie można na nich polegać. Z czasem powoduje to, że nawet jeśli początkowe chęci były dobre - rzeczywistość zaczyna to weryfikować. Nieskromnie powiem, że jeżeli chodzi o mnie, zawsze starałem się robić coś porządnie - może nie do przesady na levelu azjata, ale solidnie na tyle, aby nie było się do czego przyczepić. I nie miało znaczenia, czy miałem zamiatać salę w knajpie na zadupiu czy przygotowywać prezentację przed ważniakami z korpo. Takie podejście jest jednak raczej w mniejszości.

Znajomy od kilku lat prowadzi Żabkę (chyba z najlepszą średnią ocen z googla jaką widziałem dla tych sklepów, 4.7*), raz na jakiś czas go odwiedzam i obserwuję jak stopniowo coraz bardziej stacza się w otchłań rozpaczy. Początkowo był entuzjazm: gdy zaczynał ten biznes zakładał, że początki są trudne, ale liczył, że z czasem będzie łatwiej i lepiej. I faktycznie, pierwsze dwa lata praktycznie każdy dzień spędzał w sklepie, aż w końcu po podłuższym czasie udało mu się skompletować dobrze zgrany zespół kumatych ludzi. Praca nadal wymagała jego uwagi i zaangażowania, miał jednak nadzieję, że jego zaangażowanie zmaleje choć na tyle, że uda mu się w końcu chociaż pojechać na wakacje. W którymś momencie jednak zespół zaczął się rozpadać - ludzie przechodzili do normalnych prac, trzeba było szukać nowych pracowników, o tych z kolei było ciężko. Wciąż jednak chciał być fajnym szefem, którego pracownicy lubią. Opowiadał np. jak zatrudnił do pracy dziewczynę, która oszczędzała kasę na leczenie swojego kota. Zrobiło mu się jej szkoda, więc dał jej 800 złotych premii. Dziewczyna parę dni później okradła go na 1200 złotych i zniknęła. Z czasem było tylko gorzej, dochodziło do sytuacji, gdzie mój znajomy musiał odwoływać plany, anulować rezerwacje - w przeciwnym razie przez niezapowiedziane nieobecności pracowników nie byłoby komu otworzyć sklepu, a sieć wlepiłaby mu kary. Z takimi osobami niespecjalnie jest nawet co zrobić. Duża podaż pracy w niskopłatnych zawodach powoduje, że nikomu specjalnie na takiej pracy nie zależy, a nawet jeśli się go zwolni, to co dalej? Zostaje się z nieobsadzonym wakatem.

Z tego powodu moim zdaniem na chwilę obecną wygrywające strategie są dwie, do tego blisko ze sobą powiązane. Model pierwszy: kontrola właściciela. Pracownik to po prostu narzędzie, niczym jednostka w grze RTS. Ma wykonywać polecenia i się słuchać, dobrze też lewarować na nim swoją pozycję poprzez strach. Te aspekty pracy, które wydają się oczywiste jak np. terminowe wypłaty - powinny stawać się niewiadomą, wywoływać niepewność. Po pewnym czasie taka osoba staje się owinięta wokół palca własciciela geszeftu, będzie coraz bardziej wątpić w siebie - tym lepiej dla nas, bo mniejsza szansa, że zmieni pracę. Minus jest taki, że obecność właściciela jest dalej w jakimś stopniu niezbędna.
Druga strategia to pójście w typowo polski zamordyzm. Tworzymy stanowisko np Starszego Pracownika Foodtrucka, podnosimy mu pensję o 10% i dajemy możliwość pomiatania tymi niżej w hierarchii. Zaskakujące, co potrafi zrobić odrobina władzy. Nie raz widziałem, jak bardzo skrupulatni - nieraz bardziej od samych właścicieli - potrafią być ludzie, którym dano odrobinę kontroli nad innymi. I tak naprawdę często nie potrzeba nawet gratyfikacji finansowej - wystarczy pochwała od czasu do czasu i poczucie, że jest się wyżej w hierarchii dziobania. Wydaje mi się, że w naszych warunkach, póki typowo niskopłatne zawody nie pozwolą normalne utrzymywanie się ze swojej pracy i napływ "normalnych" osób takie tendencje będą się tylko pogłębiać.

Ja jednak w 2015 roku o tych wszystkich rzeczach nie miałem pojęcia xD Optymistycznie przyjąłem sobie po prostu, że ludzie są dorośli, zależy im na pracy oraz mają głowę na karku - więc mogę budować z nimi relacje partnerskie a nie pracownik-szef. Parę lat później byłem już mocno odległy od tej myśli, a gdy któregoś dnia wieczorem załatwiałem zakupy na kolejną imprezę i osoba, która miała się wszystkim zajmować powiedziała, że w sumie zmieniły się jej plany i jutro jej nie będzie - uznałem, że rzucam to w cholerę. No, ale do tego momentu jeszcze trochę wpisów mi zostało;)
NiebieskiSzpadelNihilizmu

szukanie sobie wakacyjnej czy tymczasowej roboty w okolicach liceum lub wczesnych studiów wywoływało we mnie najczęściej kryzys własnej wartości.

Ojjjjj tak. Tak bardzo to. Oczekiwania jakbyś szedł na 5 etatów, wjeżdżanie na psychikę jak czegoś nie wiedziałeś, a zarobki jak dla psa

Ziutson

Piękny wpis i idealnie pasuje mi do sytuacji sprzed kilku dni.

Mianowicie lat temu 11 podpisałem latem umowę o pracę z firmą sprzedającą oferty inwestycyjno-ubezpieczeniowe. Moja wiedza o finansach żadna, ale układ był prosty - pierwsze 3 miesiące firma szkoli + płaci, a do tego % od sprzedanych ofert. Po tych 3 miesiącach tylko %. No to byłem 3 miesiące, nie sprzedałem nic, dostałem w sumie z 1000 czy 1500 zł z tego wszystkiego i tyle mnie widzieli.

No i w zeszłym tygodniu do mojego domu rodzinnego przyszedł list polecony że rozwiązują ze mną umowę z 2013 roku xD

Eh, wspomnień czar. Miały być miliony, wyszło parę groszy za praktycznie zero roboty + fajny wyjazd "szkoleniowy" do Lichenia gdzie się wszyscy tak złoiliśmy że chodziliśmy na czworakach po pokoju, a szef po swoich dziwnych dragach rozwalił szklane drzwi twarzą.

Opornik

@knoor Pamiętam te ponure czasy gówno prac, każda jedna to próba wydymania....


Pamięta ktoś jeszcze ogłoszenia "praca na platformie wiertniczej w norwegii, wyślij 10zł na znaczek to odeślemy ofertę"? Wszędzie to było.

Zaloguj się aby komentować

Trochę się pochwalę, a trochę ponarzekam.

Po chyba 3+ latach kręcenia się wkoło tematu i wąchania go niczym pies hydrant w końcu się przełamałem i kupiłem 13 letnią klasę premium w cenie nowej octavii. Chyba każdy chłop interesujący się motoryzacją ma gdzieśtam w głowie swoje auto marzeń, mi po głowie zawsze chodził albo IS-F albo C63, bo to takie auta co z zewnątrz nie zwracają uwagi, za to mają ciekawe i bogate wnętrze (pod maską). Problem jest taki, że IS-Fów w jedynym słusznym kolorze niebieskim praktycznie nie ma, z kolei C63 nie słyną z bezawaryjności. Nie ułatwia sprawy fakt, że covid i inflacja wywindowały ceny. Na domiar złego po kilku latach przeglądania ogłoszeń mogę śmiało stwierdzić, że szukanie takiego auta (mowa o C63) w Polsce jest bez sensu. Rynek został opanowany przez januszy, którzy nasłuchali się, że "paaanie, to je ostatni taki mercedes!!!11 takich nie będzie, to je inwestycja, to je kolekcjonerskie, cena będzie tylko ROSŁA!111", naściągali tałatajstwa z USA/Japonii i dowalili 35% marży od siebie. Efektem czego od prawie dwóch lat widzę te same ogłoszenia i auta wystawione za 180, 200, 220, 250 i więcej tysięcy złotych. Żeby jeszcze były to jakieś limitowane edycje albo chociaż fajne wersje, gdzie tam. Ot, zwykłe C63 z relatywnie małym przebiegiem i po detailingu. I jak to w przypadku wielu towarów i artykułów, takie "gołe" C63 w Polsce jest sporo droższe niż analogiczny pojazd u Niemca - nawet licząc niemały koszt akcyzy, który trzeba doliczyć przy imporcie. I mówimy o autach ściąganych, nie z polskim pochodzeniem.

No i chodziłem, krążyłem aż w końcu uznałem - dobra, robię to! I chyba mi się poszczęściło. Znalazłem sobie u Niemca C63 ze wszystkimi bajerami, które chciałem mieć: performance pack, szpera, silnik z niepękającymi śrubami głowicy, 500+ kuni i do tego utrzymany przez nawet nie fana, a fanatyka. Pełna historia serwisowa, wszystko skrupulatnie pilnowane aż do przesady, do tego stopnia że gość wykradł przez znajomego dokumentacje techniczną silnika aby stwierdzić, czy zalecenia z instrukcji pokrywają się z rzeczywistością xD Naprawdę, widząc stan w jakim wszystko utrzymywał jestem skłonny uwierzyć w memy z Niemcami trzymajacymi auta pod kocem.

A jak wygląda wygląda samo zderzenie marzeń z rzeczywistością? Jest szybko. Jest sztywno i sportowo. Hamulce i prowadzenie są super. Ale też z przykrością stwierdzam, że ten samochód mimo wszystko nie ma dla mnie sensu i jestem trochę zawiedziony, bo wszystkim tych bajerów nie ma gdzie użyć. W jeździe miejskiej emocje są zerowe, chyba że kogoś kręci zapierdalanie jak zjeb od świateł do świateł na prostej i skakanie po pasach. Na autostradzie jedyna frajda to wciśnięcie gazu przy wyprzedzaniu gdy znów jakiś pajac siądzie na zderzaku i zacznie mrugać światłami. Aby naprawdę czerpać fun z tego auta potrzebne są kręte drogi, zakręty - albo tor. Niczym przy jeździe rowerem szosowym trzeba zainwestować sporo czasu i poszukać ciekawych tras w okolicy, bo inaczej jest tak sobie. No i kurde teraz już sam nie wiem. Z jednej strony motoryzacyjnie niczym w paście mam już zero potrzeb, zero testosteronu, nie musze z nikim walczyc, bo nie mam o co i koń zwalony. Z drugiej trochę mam taką pustkę, eh.

No, ale samo auto fajne.

#motoryzacja
c39fffe4-b1d9-41c3-a47d-f97f8043e667
Everglades

Też niedawno spełniłem swoje marzenie w postaci bmw m6. Niestety moje odczucia są zbieżne w Twoimi, dlatego z garażu wyciągam auto tylko na jakieś weekendowe przejażdżki. Niekoniecznie szybkie ;)

Szarmi

Piękna bestia. Może jakiś kurs jazdy w ekstremalnych warunkach (płyta poślizgowa i te sprawy) sprawią, że poczerpiesz trochę więcej frajdy z tego samochodu? Sam mam obecnie taki plan, że jak doprowadzę swój samochód do w miarę fajnego stanu, to chcę zaliczyć co najmniej jeden taki kurs i potem zaplanować wyjazd na Nürburgring żeby móc legalnie pośmigać ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Rafau

@knoor mordo, w204 w przedlifcie jest piękny, ale nie łudź się, że to ta legendarna niemiecka jakość na grubsze rzeczy, zwłaszcza w silniku, polecam serwis Pardi w Krakowie, ludzie jeżdżą do niego z całej Polski na wymianę rozrządu, etc. Gość ma kanał na jutubie, gdzie też dużo mówi o Mercedesach, polecam, bo zna się jak mało kto w Polsce.


I ja wiem, że auto pewnie blisko 200k kosztowało, ale jak nie chcesz, żeby małe pierdoły, które będą Ci wyskakiwać co chwila, dodatkowo wkurwiały i rujnowaly budżet, to zanim gdziekolwiek z czymkolwiek pojedziesz, sprawdź w Google problemów w204 ma sporo, ale większość jest do rozwiązania niewielkim kosztem i na własną rękę.


I ja wiem, że trafiłeś na zadbaną sztukę. Ja też. Ale to nie szkodzi, bo nawet jakby był trzymany pod kocem, to te auta mają w sobie elementy jakości gówna. I będą padać, tylko pozostaje pytanie, czy będziesz się bawić w wizyty w ASO co kilka miesięcy, gdzie z uśmiechem na ustach będą wręczać Ci kolejne faktury na parę tysięcy, czy ogarniesz sobie tematy samemu - bo większość problemów tego auta da się rozwiązać w kilka godzin, bez żadnego doświadczenia. W zamian zaś dostaniesz satysfakcję i zżyjesz się z autem. Love-hate relationship przed Tobą, jeśli jednak zdecydujesz się je sobie zostawić. Poniżej zamieszczam mała listę rzeczy, która oczywiście nie jest listą kompletną.


Na wstępie ogarnij rygiel blokady kierownicy (jeśli nie ma jeszcze zamontowanego emulatora), bo skurwiel lubi zdechnąć w najbardziej przypałowym miejscu o najbardziej przypałowej porze. A jak zdechnie (a gwarantuję, że zdechnie, bo jest napędzany silniczkiem elektrycznym za 2 zł), to koszty wyższe, niż wymiana "za zycia", czy montaż emulatora. Nie mówiąc o konieczności holowania auta z zablokowaną kierownicą i tego typu rzeczy.


Nawiew jak przestanie działać, to wystarczy dmuchawę wyjąć, przeczyścić i spiknąć wd40 - da się łatwo wymontować od strony schowka/siedzenia pasażera. Wymieniać nie ma sensu, zwłaszcza, że MB z chęcią policzy jak za zboże


Jak pokrętło do multimediow na konsoli środkowej nie reaguje na kręcenie, to wystarczy moduł wyjąć, rozkręcić i wymienić pęknięty pipant z gównoplastiku - zestaw naprawczy to koszt 5 zł na Ali, lub 40 na allegro, wymiana banalna. Oczywiście cały moduł MB z chęcią sprzeda za ciężkie pieniądze.


Koniecznie obczaj wtyczki do lamp tylnych, zlokalizowane na samych lampach - przewód masowy o przekroju nanometra przypala wtyczkę z gównolitu, co skutkuje błędami lamp i dalszymi problemami - wystarczy pociągnąć kabel masowy do karoserii i po problemie. Wymiana lamp na nic się nie zda, bo po paru miesiącach będziesz miał to samo chyba, że przypalona wtyczka już zjarała sąsiednie kabelki, wtedy można wymienić cały moduł lampy, lub bawić się w regenerację.


Upewnij się, że lampy pozycyjne z przodu (tzw. "brwi", po dwie żarówki po każdej że stron nad ksenonami) mają założone kapturki do końca, bo jak nie, to jest niezerowa szansa, że gdy się spali rzeczona żarówka, będziesz musiał się bawić w wymianę całego reflektora. Lub jeździć bez świateł pozycyjnych.


Jeśli w zimie chcesz polatać bokiem i zupełnie wyłączyć ESP, to guzik na konsoli nie wyłączy go całkowicie, można to zrobić przez menu serwisowe (przytrzymujesz czerwoną słuchawkę, jedynkę i hasz #), ale w c63 bym nie radził


U mnie jeszcze, z rzadszych problemów, cięgno łącznika xenonów wypadało co chwila, bo zaczepy do tego elementu są zrobione z jebanego plastiku, a nie stali, ale da się to ogarnąć standardowym cięgnem za 20 zł z allegro. Lub oczywiście wymienić cały moduł w ASO za kilka (-naście) stów.


O gnijacych sankach tylnych nawet pisać nie będę, bo to do ogarnięcia za free w ASO. Jak będziesz wymieniać, to od razu warto wymienić przewody hamulcowe, bo oryginalne gniją jak w polonezie.


Poza tym auto petarda, prowadzi się świetnie, wygląda dalej pięknie i potrafi bezbłędnie wyleczyć człowieka z chęci zakupu auta używanego xD

Zaloguj się aby komentować

Kupował może ktoś auto w Niemczech i potem wracał nim bez wyrejestrowania do Polski na tablicach i ubezpieczeniu właściciela? Mam możliwość tak zrobić, ale jak potem stary właściciel wyrejestrowuje auto?

#motoryzacja #niemcy
bartek555

@knoor

Wyrejestrowanie samochodu odbywa się podobnie jak jego zarejestrowanie, również w wydziale komunikacji. Potrzebne będą:


  • dowód osobisty lub paszport

  • tablice rejestracyjne

  • świadectwo rejestracji część I i II (Zulassungsbescheinigung)


Nie odbędzie się również bez uiszczenia opłaty za wyrejestrowanie samochodu. Urząd wystawi, odpowiednie zaświadczenie o wyrejestrowaniu pojazdu oraz poinformuje ubezpieczalnie o wyrejestrowaniu samochodu. Tablice można zatrzymać, ale mają zerwane plakietki TÜV oraz AU.


z tego ostatniego zdania bralo, i bierze sie nadal to, ze cwaniaczki sprzedaja auta wyrejestrowane na niemieckich blachach i przyklejaja fejkowe naklejki.

SuperSzturmowiec

A co się martwisz to problem właściciela w Niemczech

Terrano

kilku moich znajomych tak robiło że po przyjeździe do pl odsyłali rejestracje i to poszło bez problemu, są jeszcze tablice eksportowe ale żeby je wykupić musisz mieć chyba meldunek w de

Zaloguj się aby komentować

Idealny moment na odświeżenie obrazka z 2010

#powodz #heheszki #heheszkipolityczne #polityka
c7b6fcc1-5568-4120-b6aa-236ceff9ea2c
Wyrocznia

@knoor ludzie wierzący, że Tusk wywołuje te deszcze jak szaman indiański albo, że powódź to kara za wybranie Tuska na premiera, serio powinny mieć odbierane prawa wyborcze i zamykani w zakładach psychiatrycznych. A dużo jest takich.

Zaloguj się aby komentować

Wszystko dobre co się dobrze kończy - i dziś mój rozpoczęty ponad 10 miesięcy temu projekt ogarniania harlejków dobiegł końca. Harlejki kupiłem na aukcji w USA, bo chciałem podłubać sobie coś przez zimę - jak widać, finalne terminy trochę się przesunęły:) Zdecydowałem się na USA, bo oferta harlejków dostępnych w Polsce była w tamtym momencie uboga i mało zróżnicowana. Nie kupowałem wcześniej niczego na aukcji w Stanach ani nawet nie ściągałem motocykla zza granicy - nie mówiąc o naprawie powypadkowego - stąd cały proces to było trochę learning by doing:) Miałem wcześniej sporo doświadczeń w dłubaniu przy motorkach - sam serwisuję swoje sprzęty - i mniej więcej znałem markę HD przez sportstera, którego modowałem, a którego sprzedałem w zeszłym roku. Licytowałem kilka sztuk i akurat tak wyszło, że wygrałem dwa. Moimi kryteriami wyboru było szukanie czegoś, co nie będzie 450 kilowym mastodontem, ładnie wyglądało przed kraksą i nie było zanadto rozbite. Z perspektywy czasu i mojego doświadczenia w momencie licytowania mogę powiedzieć, że trafiło się ślepej kurze ziarno - finalnie oba sprzęty bardzo mi podpasowały, zarówno wizualnie jak i jeżeli chodzi o akcesoria w które były doposażone.

Nie jestem fanbojem harlejków, podobają mi się przede wszystkim ze względu na swoją toporność, nieograniczoną naprawialność oraz bogatą ofertę aftermarketu. Polubiłem też styl jazdy, w którym nie trzeba jeździć szybko, żeby mieć z niej frajdę.

Pierwszego skończonego harlejka prezentowałem już we wcześniejszym wpisie:
https://www.hejto.pl/wpis/dzis-nadszedl-wielki-dzien-i-pierwszy-harley-davidson-ktorego-sciagnalem-sobie-z
Powiem tylko, że spodziewałem się sporej klocowatości i ospałości - tymczasem po kilku dniach jazdy muszę powiedzieć, że twarde, akcesoryjne zawieszenie, czterotłoczkowy monoblok Brembo i większa tarcza którą wstawiłem, a także podkręcony silnik powodują że jeździ się naprawdę fajnie - "sportowo" to określenie na wyrost w przypadku bądź co bądź 300 kilowego kloca, niemniej ilość frajdy jaką dostarcza z jazdy jest niesamowita a prowadzenie bardzo mało harlejowe.

Dziś z kolei skończyłem sportstera w wersji seventy-two. Różni się od standardowego dużym kołem z przodu, ściętym błotnikiem, wysoką kierownicą, oponami z białym pasem, ciut odważniejszym malowaniem (u mnie "amber whisky") i paroma innymi detalami. Maleńki zbiornik (7 litrów xD) powoduje, że jest to bulwarówka do bujania się na czilu po mieście. Spodziewałem się ospałego motorka, natomiast silnik 1200 całkiem nieźle ciągnie do przodu a płaska kanapa powoduje, że ma się wrażenie, że zaraz spadnie się z motocykla. Poza tym jest bardzo harlejowo - topornie i prymitywnie. Mimo standardowych wydechów jest też jednak dość głośno - liczyłem, że będzie to motocykl do bujania się po nocy bez poczucia wkurwiania ludzi w promieniu 500 metrów, ale może uda mi się jeszcze jakoś z tym popracować.

Jeżeli chodzi o naprawy, harlejek przyjechał po parkingówce (sądząc po śladach, ktoś wjechał w niego kiedy stał zaparkowany), ucierpiała kierownica, wystające elementy lewej strony motocykla, zbiornik paliwa, półka przedniego zawieszenia (nadłamany ogranicznik) oraz dezintegracji uległ licznik. Kierownica była najmniejszym problemem - po prostu kupiłem nową. Licznik udało się przeszczepić z innego sportstera, w wersji z obrotomierzem. Musiałem tylko zaprojektować i wydrukować w 3d część elementów mocowania licznika, bo cena za nie w ASO była dość wysoka. Elementy porysowane i uszkodzone w wyniku gleby wymieniłem na nowe, półka została pospawana, światła wymienione na europejskie. Z przyzwyczajenia rozebrałem i zregenerowałem też przednie zawieszenie - ludzie rzadko tam zaglądają jeśli lagi nie leją, a są tam zarówno zużywające się tuleje jak i olej; zacisk hamulcowy z przodu, łożysko główki ramy oraz kilka innych rzeczy, wymieniłem też zapobiegawczo uszczelki pokryw popychaczy, bo wyglądały, jakby miały się pocić.

Ostatnim i najtrudniejszym elementem był uszkodzony zbiornik paliwa. Swoje perypetie opisywałem tutaj:
https://www.hejto.pl/wpis/jeste-lakiernikie-projekt-uzdatniania-harlejkow-a-dokladnie-drugiego-z-harlejkow
dość powiedzieć, że wszystko udało mi się ogarnąć samemu i jak na pierwszy raz uważam, że efekt jest całkiem zadowalający. Dziś, po wykonaniu jeszcze paru drobnych poprawek wymieniłem w motocyklu oleje, zamontowałem tablicę i zrobiłem krótki przejazd po okolicy. Jest parę drobiazgów do podregulowania, ale poza tym wszystko jest ok, bzika:)

Jak wyszło to finansowo? Ponownie, koszty rozbijam wg. kategorii:
cena za motocykl na aukcji wyniosła ok. 7800 zł
koszt ściągnęcia motocykla do Polski pod dom, opłaty aukcyjne, prowizja pośrednika, prowizje za przelewy itd ok. 10000 zł
koszt wszystkich napraw, rejestracji i kosztów, które poniosłem od podstawienia motocykla pod dom do odpalenia ok. 7000 zł

Koszt ogółem wyszedł niecałe 25k zł. Ceny sportsterów z podobnych roczników (2013-2016), które zostały ściągnięte z USA a następnie w jakimś stopniu naprawione, kształtują się na poziomie ok. 30-38k. Przy tych założeniach, mój wyszedł ok. 5-10 tys. taniej niż oferta rynku. Wydaje mi się to całkiem spoko osiągnięciem tym, bardziej że naprawiałem również elementy, które niespecjalnie musiałyby wymagać uwagi. Z drugiej strony jednak też starałem się mocno pilnować budżetu, szukać części w okazyjnych cenach, a gdzie się da - naprawiać części uszkodzone.

Co teraz? Planuję trochę nacieszyć się obydwoma sprzętami i zobaczyć, jak mocno się do nich przywiążę. Możliwe, że któregoś będę musiał sprzedać - mam 6 motocykli i garaż, który nie jest z gumy oraz ograniczony czas na jazdę - z drugiej strony, zawsze jest mi żal się rozstawać z rzeczami, w które wsadziłem sporo czasu i energii a które do tego są moim zdaniem po prostu "ładne":)

Czy polecałbym komuś podobną zabawę? To zależy. Jeśli masz mało doświadczenia z motocyklami, nie lubisz dłubać czy kombinować, ale chcesz to zrobić "bo przygoda" - zapomnij, zjedzą cię koszty, a efekt będzie gorszy i droższy niż kupienie motocykla "z rynku". Jeśli masz doświadczenie w dłubaniu przy motocyklach, ale brak obycia z marką HD - tak, zaopatrz się tylko w narzędzia calowe i zdobądź wiedzę na temat problemów i bolączek modelu, którego szukasz - jest tego sporo.

Czy w kolejną zimę znów pobawię się w uzdatnienie czegoś z USA? Możliwe, co prawda w tym momencie trochę czuję, że przedawkowałem motocykle i ogranicza mnie brak miejsca, ale z drugiej strony złapałem sporo nowych umiejętności i doświadczeń i wydaje mi się, że kolejne uzdatnienie zrobiłbym lepiej, taniej i szybciej. Szczególnie cieszy mnie, że nauczyłem się posługiwać pistoletem do lakierowania - to oznacza, że będę mógł samemu, niewielkim kosztem zmienić kolor kolejnego pojazdu jeśli będę miał taki kaprys.

No to tyle, wracam do pisania o foodtrucku, bo dawno nic nie było:)

#motocykle #motoryzacja #chwalesie
914ee9a1-83bb-487f-823f-fdb1609905da
rogi_szatana

@knoor ten ładniejszy niż pierwszy chociaż nie wiem co cię poskusilo z tym pomarańczowym. Ma boczne mocowanie tablicy?

Czy można kupić motocykl i go nie rejestrować? W takim rozumieniu że nie ma potrzeby go rejestrowania bo jest gruzem i nie będzie jeździć y po drogach publicznych

hejno

Taki upgrade z 2 osobowego na 1?

Wido

Dla mnie ten harley jest piękny, zarówno kolor jak i wykończenie. Gratuluję, świetna robota, fajnie było śledzić Twoje zmagania to co teraz wjedzie na warsztat?

Zaloguj się aby komentować

Ja pierdzielę, ceny za graty do rowerów czy motocykli w Polsce to żart. I pewnie w innych kategoriach też.

Chciałem sobie kupić motokask, co będzie mi do harlejka pasował i znalazłem HJC V60. No, fajen. Patrzę na ceny w sklepach w PL: w większości 1599 pln, tu i tam ciut taniej - 1579 pln, 1559 pln, 1499 pln... hmm, no ok, widocznie taka jest cena, trzeba bulić. Ale coś mnie tknęło.

Patrzę za granicą: w pierwszym lepszym sklepie 299 EUR, jakieś 1285 PLN. Bez promki, zwykła oferta. A gdy poszukałem chwilę dłużej, dałem 1100 z przesyłką. No nieźle. W polskim sklepie wyszłoby tylko 45% drożej.

#motocykle #gorzkiezale
AdelbertVonBimberstein

@knoor Wszystkie rzeczy do turystyki, spodnie, akcesoria itd. kupuję w Norwegii, jednym z najdroższych krajów, bo jest taniej niż w Polsce xD, albo cena podoba a jakość kosmos, czyli: taniej niż w Polsce.

Ceny w tym kraju to chory żart.

VonTrupka

z ciekawości czeknąłem jak wygląda

już myślałem że przycwaniakuję i uda się znaleźć coś w lepszych pieniądzach niż 1599

no i prawie się udało <- pic rel


no, ale poszperałem jeszcze trochę i oferta moto-akcesoria.pl jest, że tak napiszę, "normalna".

Przynajmniej na tę chwilę.

dc60ba83-67e4-4c6e-a318-2eddedfc020b
Felonious_Gru

@knoor poczekaj jak będziesz fotelik dla dziecka kupował.

Już trzeci kupiłem i żaden poniżej 2 tysięcy nie schodzi, bardziej 3k

Zaloguj się aby komentować

Miałem w rotomacie wolny slot na jeden zegarek i od jakiegoś czasu rozglądałem się za czymś nowym. Znalazłem mikrobrand z Chin o nazwie Aquatico, ciekawy (kradziony, tzn. inspirowany, tj. "homage";) ) desing, do tego podobno dobra jakość, w środku bebechy Seiko, ogólnie ludzie na necie chwalą. No i skusiłem się, co ciekawe mają sklep na Aliexpress xD była jakaś promka, jeszcze dorzuciłem jakieś kupony, do tego z jakiejś paki odpadł VAT i jeszcze wyslali to tak, że kapitan państwo nie doliczył swojej doli. Wyszło ~800 PLN, dużo, mało - no to już trzeba sobie samemu ocenić, moim zdaniem jak za automat spoko cena - i przyszło w 4 dni.

Jeśli chodzi o jakość wykonania, mam porównanie ze Steinhartem, Steinhart wydaje się porządniej wykonany, jednak nie jest to przepaść. Ogólnie daję 7.5/10, zalecane

#zegarki
a3b98f7d-51d4-406d-8634-89862c011306
xniorvox

Wyszło ~800 PLN, dużo, mało - no to już trzeba sobie samemu ocenić, moim zdaniem jak za automat spoko cena


Spoko cena za automat to jest np. tutaj:

https://www.aliexpress.com/item/1005006056831288.html

W dodatku design taki bardziej "open source"


@knoor

Zaloguj się aby komentować

Jestę lakiernikię.

Projekt uzdatniania harlejków, a dokładnie drugiego z harlejków jest już na samej koncówce. Tak naprawdę od niemal pół roku jedynym brakującym elementem układanki był uszkodzony zbiornik paliwa, do którego zabierałem się jak pies do jeża. Oczywiście najprostszą i najszybszą opcją byłoby oddanie go komuś z poleceniem "Masz, ogarnij", zapłacenie i po jakimś czasie odebranie gotowego. Niestety, wrodzone cebulactwo, nieposiadanie kontaktu do sprawdzonego specjalisty i wreszcie excelowy plik z założonym budżetem trzymały mnie od tej opcji z daleka. I tak mijały dni, tygodnie - bak leżał, harlejek stał. Aż wreszcie właśnie wspomniana kombinacja cebulctwa, przekonania że nie święci garnki lepią i uprzejmości użytkownika @Man_of_Gx , który użyczył mi miejsca i kompresora i któremu należy się piorun sprawiły, że wykorzystałem kilka wieczorów wbijając levele w umiejętność lakiernictwo. Nieocenione też rzecz jasna okazały się youtubowe filmiki - po raz kolejny jestem zdania, że jednym z największych benefitów obecnych czasów jest to, że dzięki internetom w krótkim czasie i małym kosztem można opanować w przyzwoitym stopniu praktycznie dowolną umiejętność.

Jeśli chodzi o mnie, to na początku tego roku moje umiejętności i wiedza na temat lakierowania czegokolwiek innego niż plastikowe czołgi w skali 1:35 sprowadzała się do pomalowania szprejem zderzaka w swoim gruzie i pacnięcia zaprawki na ślad po kamieniu. Efekty obydwu były liche i nie ma się czym chwalić. Początkowo zakładałem, że harlejkowy zbiornik uda się jakoś wyprostować a na wyprostowaną, gołą blachę dam zaprawkę - wraz z upływem czasu i powolnym przypływem wiedzy okazywało się jednak, że są to płonne nadzieje. Po pierwsze, harlejkowa blacha jest gruba i ciężko się na niej pracuje. Po drugie, lakier który miałem to lakier perłowy i żadna zaprawka nie sprawi, że zacznie wyglądać po niej choć odrobinę akceptowalnie. Kosztorysy nie wyglądały zachęcająco: jeden blacharz krzyknął mi 600 pln za samo prostowanie blach, koszt malowania z kolei kształtował się na poziomie 1200-2000 pln. Budżet, któy przyjąłem sobie na naprawę baku to było 600 złotych - i oczywiście nikt nie dałby mi po łapach gdybym go przekroczył, ale lubię stawiać sobie takie ograniczenia - po pierwsze, pozwalają na pilnowanie budżetu, po drugie prowokują do myślenia i kombinowania.

Nie musiałem być ekspertem, żeby stwierdzić, że pierwszym etapem powinno być ogarnięcie blachy - bo kładzenie grubych warstw szpachli zdecydowanie skreśliłem. Kontakt do blacharza dostałem przypadkowo - gość, z którym pisałem na fb ogarniając inną rzecz do motocykla dał mi kontakt do swojego znajomego. Za 200 pln miałem wyprostowany i wycynowany zbiornik. Blacharsko wyglądało to naprawdę dobrze, minusem było uszkodzenie oryginalnych naklejek, które są niedostępne w sprzedaży. Na szczęście są firmy, które rzeczone naklejki dorabiają po przesłaniu do nich zbiornika. Koszt był spory, bo 150 złotych za dwie sztuki, a same naklejki minimalnie odbiegały kolorem od oryginałów - była to jednak najlepsza z dostępnych opcji. Licząc się z tym, że cały zbiornik trzeba będzie teraz i tak pomalować, oddałem go do piaskowania do firmy, która miała mi też pomalować proszkowo trochę elementów. I tu był zgrzyt, bo typy opierdzieliły proszkowo też sam zbiornik xDD Na szczęście, udało się to odkręcić.

Kolejnym etapem było rozkminienie, jak tu właściwie taki zbiornik pomalować. W Internecie znalazłem fajny i dość przejrzysty opis naprawy harlejkowego zbiornika przeprowadzony przez człowieka specjalizującego się w tym. Artykuł pozwolił mi ułożyć sobie w głowie, jakie etapy powinny nastąpić kolejno po sobie przy naprawie lakierniczej, żeby efekt był zadowalający i trwały. Przy okazji wykorzystałem kontakt do autora artykułu (który prowadzi też sklep lakierniczy) żeby zaopatrzyć się w potrzebną chemię. Jednorazowy koszt był duży, bo 600 pln, ale z całej tej chemii zostało mi jeszcze 1/2 - 2/3 zawartości, więc z odrobiną kreatywnej księgowości do excela wpisałem 250;)

Prawie wszystkie elementy miałem już skompletowane, brakowało dwóch najistotniejszych: miejsca, w którym mógłbym działać i doświadczenia, żeby naprawa była zrobiona i jakoś wyglądała xD W pierwszym, z pomocą przyszedł wspomniany @Man_of_Gx  i przez kilka dni służył kompresorem i znosił moją obecność;) W drugim punkcie, niestety - nauka odbywała się na żywym organizmie i wszystkie niedoróbki musiałem poprawiać na bieżąco. A było tego trochę - epoksyd, podkład poliestrowy, podkład akrylowy - każda warstwa kładła mi się brzydko i po każdej do zabawy wchodził papier ścierny. Myślę, że łącznie jakieś 85% czasu właśnie straciłem na szlifowanie i poprawianie - głównie przez mój brak umiejętności z pracą z pistoletem. Na koniec został do położenia kolor, który też był problematyczny - był to lakier trzywastwowy, czyli na początek idzie zwykły kolor, na to półprzezroczysta baza z ziarenkami metalu, na sam koniec wreszcie lakier bezbarwny. U mnie dochodziły jeszcze naklejki, więc poziom trudności jak na pierwszą naprawę był wysoki. Tu naprawdę pomógł mi youtube oraz użycie ciut lepszego pistoletu do lakierowania. Co prawda z samej bazy nie byłem zadowolony (najpierw ją położyłem, a dopiero później zajrzałem na youtube jak właściwie mam ustawić sobie pistolet i jak malować xD), ale już lakier bezbarwny który robiłem następnego dnia wyszedł dużo lepiej. Oczywiście, znów nie było perfekcyjnie, gdzieniegdzie też powstały mi drobne zacieki - ale nic czego nie dałoby się poprawić papierem ściernym. Na dużej części zbiornika uzyskałem też już idealny efekt lustra, co naprawdę mnie ucieszyło.

No i można powiedzieć, że zbiornik jest gotowy. Jakbym miał to podsumować, końcowy efekt moich prac oceniłbym na 6/10. Z daleka zbiornik wygląda naprawdę dobrze, z bliska widać drobne niedociągnięcia, które dyskwalifikowałyby to u profesjonalisty. Swoją ocenę obniżam po pierwsze przez nieidealne położenie bazy - metaliczne ziarna nie są aż tak wyraźne, jakbym chciał. Dałem też za dużo drugiej warstwy, przez co kolor wyszedł minimalnie zbyt pomarańczowy w stosunku do oruginału. Gdzieniegdzie też powstały mi wtrącenia, których nie udało się usunąć - ale takie już uroki malowania w garażu/na powietrzu. Z poprawek, na pewno będę też pewnie musiał położyć jeszcze jedną-dwie warstwy lakieru bezbarwnego, żeby lepiej przykryć naklejki, które są ciut grube i zbyt wyraźnie wystają. Ale tak ogólnie jestem z siebie zadowolony. Kolor był trudny, ale mając na uwadze moje zerowe doświadczenie i obawę, że porywam się z motyką na słonce efekt końcowy jest przyzwoity. No i najważniejsze, że w całym procesie dużo się nauczyłem i myślę, że kolejną taką naprawę zrobię już dużo szybciej.

W komentarzu ciąg dalszy efektów pracy + fotki przed.

#motoryzacja #diy #motocykle
6a6a0b45-2774-41b8-af31-148809a08a43
64be746b-8730-40b3-a7ca-174ac1ec68ba
80aae17b-bd3a-45b9-9a85-d0df433ed1a5
29046a23-bc77-4772-9012-7d52eac9cd38
834b3412-9a8b-444c-a3fe-909a9aa46406
Wido

@knoor nie trzeba przypominać co pół roku, powiedział, że zrobi to zrobił! Ładnie wyszło, kolorki żywe, według mnie bardzo zbliżone do oryginału. To już był ostatni etap, można śmigać?

Man_of_Gx

@knoor ja tam nic nie wiem ja w Toskanii bezczeszczę kościoły


Gx

Man_of_Gx

@knoor Trzeba pamiętać ze pistolet też był ujowy. Wg mnie wygląda dobrze.


Gx

Zaloguj się aby komentować

Kontynuacja wczorajszego wpisu o pierwszym ukończonym harlejku z USA:
https://www.hejto.pl/wpis/dzis-nadszedl-wielki-dzien-i-pierwszy-harley-davidson-ktorego-sciagnalem-sobie-z

Dawno, dawno temu miałem fiata 126p którego dłubałem sobie z myślą o jeździe w KJS. Dlaczego o tym piszę? Otóż tuning silników Harlejka mocno przywodzi mi na myśl tamte czasy:) Toporność konstrukcji (silnik z laskami popychaczy;0), możliwość zwiększania mocy relatywnie tanim kosztem, ostre wałki, zwiększanie kompresji, obróbka głowicy, rozmaite poprawianie fabryki - wszystko to przerabiałem w kaszlaku;) Ale po kolei - najpierw wprowadzenie o silniku.

Jeżeli chodzi o silnik Twin Cam (taki posiada mój HD) to dość sporo naczytałem się o nim w czasie gdy czekałem na motocykl. Po pierwsze, mimo prostoty i niewysilenia jest to konstrukcja, która ma rozmaite przypadłości czy wręcz wady. Czasem te przypadłości się uwidaczniają, czasem nie - wiele zależy chyba od szczęścia. Mój opis będzie dotyczył TwinCamów po 2006 roku. Jakie problemy je trapią?

- bicie wału - wał w HD sprasowywany jest z kilku elementów (czopy i koła) i pod wpływem różnych czynników, niekiedy może dość do przesunięcia elementów względem siebie. Powoduje to bicie, a w efekcie niszczenie panewek na których osadzona jest pompa oleju, w formie lajtowej mamy postępujący spadek ciśnienia oleju, w wersji hardcore demolkę silnika. Limit serwisowy dla wału wynosi 0,12mm - i w USA twierdzą że wszystko poniżej to spoko wynik (Harlejowa serwisówka co prawda podaje 0.3mm jako limit, ale skwituje to milczeniem xD). Co robić, gdy wynik jest niespoko? Rozebranie silnika i wyważanie (i zaspawanie xD) wału albo kupno akcesoryjnego rozwiązuje problem, niestety koszt drugiej opcji jest niemały, a efekt pierwszej niepewny, dużo zależy od mechaniura
- napinacz łańcucha w skrzyni "primary" - w Twin Camach po 2006 roku jest monotowany automatyczny napinacz, który ma tendencję do zbytniego kasowania luzu na łańcuchu. W efekcie prowadzi to do zbyt mocnego napięcia łańcucha, a przez to zużycia łożysk w skrzyni biegów, zużycia samej skrzyni biegów oraz potęgować może bicie wału. Jak to naprawić? Wymiana napinacza na ręczny, akcesoryjny i sprawdzanie napięcia łańcucha co 16k km.
- płyta mocująca wałki rozrządu - w standardzie jest to odlew z aluminium, który może posiadać niedoskonałości i w ostateczności nawet pękać. Jako że w płycie biegną kanały olejowe oraz przymocowana jest pompa oleju może to wpłynąc negatywnie na jej pracę. Jak to naprawić? Trzeba kupić akcesoryjną płytę, z aluminium obrabianego maszynowo, dużo bardziej wytrzymałą
- kompensator - to taka zębatka ze sprężynami talerzowymi przyczepiona do wału, której zadaniem jest tłumienie "strzałów" wywoływanych przez poruszające się w dół tłoki wielkości wiader. Kompensator napędza łańcuch, który z kolei napędza skrzynię biegów. Problemem w latach ok. 2007-10 było to, że kompensator lubił się sypać, pomagała w tym jazda na niskich obrotach (poniżej 2k) i sążne odkręcanie gazu na tych obrotach. Po 2010 Harlej zaczął wsadzać zmodyfikowany kompensator, co w zasadzie wyeliminowało problem.

Mnie interesowały przede wszystkim dwie rzeczy:
- bicie wału, bo w moim roczniku podobno bywało z tym słabo a determinowało to, czy będę dorzucał do motocykla różne fajnostki czy raczej wystawię na olx jako "DYNA LOW RIDER NISKA CENA OHLINS BASSANI IMPORT USA JUŻ W KRAJU CZYTAJ OPIS"
- obecność lub nie akcesoryjnych wałków rozrządu oraz ewentualnych innych akcesoriów (jak wspomniany kompensator)

Przy rozkręceniu silnika bicie wału wyszło na poziomie "not great, not terrible" - 0.06 mm, również napinacze łancucha rozrządu były w bardzo fajnym stanie, co raczej oznaczało, że przebieg motocykla na poziomie ok. 20k km jest prawdziwy. Niestety, poprzedni właściciel pożydował na inne bajery i zarówno wałki rozrządu jak i inne bebechy okazały się seryjne XD Dlaczeg tak mnie to interesowało? Otóż harlejki wychodzą z fabryki dość mocno skastrowane przez niedobre normy emisji głośności i spalin. Dlatego pierwszą rzeczą w USA jest zwykle opłacenie przy kupnie tzw. Harley tax i dorzucenie paru akcesoriów w ramach "stage 1" celem niewielkiego zwiększenia osiągów oraz sporego zwiększenia hałasu;) Harlejki ogólnie nie grzeszą osiągami i z wielkiej, jak na nasze realia, pojemności osiągają żałośnie niskie moce. Dyna Low Rider, taka jak moja, ma silnik o pojemności 96 cali, co oznacza niecałe 1600 cm3, a moc wygląda z grubsza tak:

Stage 0 - czyli tak jak to wychodzi z fabryki, to jakieś 65 kuni
Stage 1 - czyli wspomniany Harley Tax, czyli to co robi większość ludzi, tzn. wymiana filtra powietrza, wydechu i tuner/strojenie - jakieś 70+ kuni
Stage 1+ - czyli j.w. ale zamiast wydechu 2in2 dajemy 2in1 - okolice 80 kuni; to miałem u siebie
Stage 2 - czyli j.w. plus akcesoryjne wałki - okolice 90-95 kuni
Dalej mamy jeszcze stage 3 i 4, czyli zwiększanie kompresji, obróbka głowic, wymiana zaworów itd ale robi się już drożej i przyrosty nie są tak duże - można też założyć inne tłoki i cylindry aby zwiększyć pojemność

Po większym zastanowieniu się, obejrzeniu paru filmików i wymianie maili z tunerami z USA stwierdziłem, że poszaleję, ale bez przesady i po prostu zmienię wałki na inne - na dobrą sprawę nie wiedząc nawet czy mój nabytek odpali, ale chuj;) Zdecydowałem się na TW 555 - wykres mocy wygląda dla nich fajnie, blisko 95 kuni vs fabryczne 65 to łącznie prawie 50% wzrost i nawet na moim setupie mam prawie +20%;0 Chłopaki namawiali też na wymianę płyty, szklanek popychaczy i samych popychaczy, ale uznałem, że moje są póki co w na tyle dobrym stanie, że nie uzasadnia to wydania kolejnych 3k PLN, więc na razie pojeżdżę a potem "się zobaczy" xD
Drugą rzeczą, jaką zdecydowałem się poprawić był napinacz łańcucha "primary". Wg niektórych opinii to właśnie on powoduje zwiększone bicie wału oraz awarie kompensatora - a że koszt akcesoryjnego nie był przerażający w stosunku do potencjalnych korzyści, zamówiłem taki online. I tu ciekawostka - taniej wyszło kupić z Niemiec niż od polskiego (nieoficjalnego) dystrybutora.

No i tak to wygląda. Wczoraj wymieniłem płyny, pokręciłem trochę silnikiem ze zdjętymi kablami zapłonowymi, żeby pompa zassała i rozprowadziła trochę olej, a potem założyłem kable i wcisnąłem start. Zagadał od strzała, HUK jest nieziemski xD Sąsiedzi mnie pokochają. Mam nadzieję w tym tygodniu harlejka zarejestrować i w weekend wziąć go na próbną jazdę. Jedynym, co mnie martwi jest fakt, że zauważyłem, że uszczelka, która łączy ze sobą połówki bloku silnika chyba się poci, a do jej wymiany trzeba rozebrać cały silnik xDDD ale może mi się tak zdawało xD

#motocykle #motoryzacja
SuperSzturmowiec

chyba żadna inna firma się nie bawi w pakiety STAGE. Ciekawe czemu?

sleep-devir

Nigdy nie zrozumiem filozofii HD. Silnik większy niż w aucie i 60 koni 🥲

Do tego ciężki kloc, głośny, ni to w trasę ni na miasto.

Biorąc coś takiego pod uwagę wolałbym Indian choćby scout który na starcie bez kombinowania ma 95 koni z dużo mniejszego silnika.

Zaloguj się aby komentować

Dziś nadszedł wielki dzień i pierwszy Harley Davidson, którego ściągnąłem sobie z USA w zeszłym roku, oficjalnie ożył. Robota przeciągnęła mi się sporo dłużej niż początkowo oczekiwałem, ale równie mocno zwiększył się też zakres prac, które zrobiłem. Tekstu wyszło sporo, więc rozbiję na dwa wpisy. Dziś o samej naprawie i kosztach, jutro o modyfikacjach silnika.

Wskrzeszony motocykl to Dyna Low Rider z 2007, przyjechał po glebie na prawą stronę z uszkodzonym przodem (skrzywione lagi, uszkodzony ogranicznik skrętu i pogięty błotnik) i przerwaną wiązką elektryczną na kierownicy, przez co nie odpalał. Krzywa była kierownica (ale okazało się, że wystarczy szarpnąć i jest już prosto - bo jest na poliuretanowych tulejach), uszkodzona manetka gazu, lekko wygiety i zarysowany przedni reflektor. Pokombinowana była też elektryka - tylne kierunki były zintegrowane z lampą, a przednich nie było. Generalnie nie wyglądało to bardzo źle.

Motocykl miał też trochę fajnych akcesoriów:

- wydech Bassani 2in1
- tylne amortyzatory Ohlinsa
- crashbar
- podniesiona kierownica
- kanapa Saddlemen
- co ciekawe, ktoś w Stanach kupił oryginalny bak z późniejszej Dyny z 2014 i przełożył do tej - mi się podoba.

Przy rozkręcaniu znalazłem też Fuel Packa 3 (fajna rzecz, można łączyć się przez Androida i zmieniać mapy) oraz filtr powietrza Arlen Nessa Big Sucker xD. Początkowo zakładałem tylko przywrócenie motocykla do stanu używalności, jednak jak to zwykle w moim przypadku wychodzi skończyło się na większym poprawianiu fabryki i przeglądzie. Gdy dziś przypominałem sobie mniej więcej wszystkie prace, które od marca wykonałem złapałem się za głowę i chyba drugi raz by mi się nie chciało tego robić xD Lista z grubsza wygląda tak:

- lagi - wymiana na nowe, do tego uszczelniacze, panewki, olej, sprężyny progresywne
- wymiana łożysk w przednim kole i polerowanie felgi
- wymiana zacisku hamulcowego na radialny Brembo i tarczy hamulcowej na większą; przewód hamulcowy w oplocie
- przeróbka instalacji elektrycznej - dodanie kierunkowskazów i zmiana lampy; naprawa przerwanych kabli, schowanie wiązek kabli w kierownicy/ramie
- rama i półki - spawanie uszkodzonego ogranicznika i malowanie; wymiana łożyska główki ramy
- malowanie różnych elementów lakierem proszkowym
- polerka lakieru - błotniki i bak
- bak - naprawa i malowanie wgiotki
- wydech - naprawa mocowania uszkodzonego przy glebie, wymiana wygłuszenia w tłumiku (guwno dało, głośny jak czort xD)
- nowe linki gazu i sprzęgła
- silnik - wymiana napinacza łańcucha w skrzyni na ręczny
- silnik - wymiana wałków rozrządu na tuningowe, wymiana łozysk wałków
- silnik - wymiana uszczelek, przejrzenie stanu napinaczy, pomiar bicia
- no i rzecz jasna na koniec wymiana olejÓW - bo są trzy;)

Każdy z punktów wydaje się relatywnie prosty, ale biorąc pod uwagę ograniczenia czasowe (mogłem coś podłubać jedynie w weekendy i to nie każdy) i przeróżne komplikacje (typu konieczność zamawiania/czekania na części) - trochę się zeszło.

Jak wyszło to finansowo? Rozbiłem wszystkie koszty na poszczególne kategorie:

- sam motocykl i opłaty aukcyjne wyszedł 13650 PLN
- opłaty jak transport, prowizja pośrednika, podatki - 9000 PLN
- koszt napraw, rozumiany przeze mnie jako naprawy lub wymiany do doprowadzenia motocykla do fajnego stanu - 7250 PLN
- koszt "fanaberii" - czyli modyfikacji, które zrobiłem, bo miałem taki kaprys, ale moto jeździłoby też bez nich - 5100 PLN

Koszt zusammen - ok. 35000 PLN. Dużo, mało? To zależy;) W tej cenie mam gotową i z grubsza przejrzaną i przygotowaną Dynę ze stage 2, dobrym hamulcem i akcesoryjnym zawieszeniem. Znalezienie czegoś podobnego w PL to raczej koszt bliżej 40k PLN i wydaje mi się, że na tyle mniej więcej mógłbym wycenić swoją. Jako ciekawostka, kanał stajnia motocyklowa, który co jakiś czas oglądam w mniej więcej podobnym czasie co ja wziął na warsztat Dynę Low Ridera ściągniętego z USA, ale z późniejszego rocznika - bodaj 2015. Ich na pewno ostatecznie jest w lepszym stanie wizualnym, ale też koszt wyniósł ~55k PLN;0 Co pokazuje mniej więcej gdzie mogą doprowadzić niepilnowane koszty. I przypominam, mówimy o naprawianym motocyklu z USA bez kosztów robocizny.

Jeżeli chodzi o mnie, był tylko jeden sposób żeby uczcić skończenie tego projektu - amerykańska kolacja z colą i domowym burgerem;) W komentarzu dałem jeszcze fotki motocykla z terminala - tak wyglądał gdy go dostałem.

Jutro napiszę parę słów o tuningu silnika.

#motocykle #motoryzacja
10938cda-de57-4474-a2cf-aa51a9711252
16cc5972-1366-4b89-b402-82d71ba724bd
7b977671-7e0f-4f56-8794-a4550f9b2cab
630573f4-62c4-4362-8ff5-5096ab4c05d2
KLH2

@knoor


pierwszy Harley Davidson, którego ściągnąłem sobie z USA


Jest już kolejny, czy w planach dopiero?

SuperSzturmowiec

to raczej koszt bliżej 40k PLN i wydaje mi się, że na tyle mniej więcej mógłbym wycenić swoją.

Pod warunkiem że ta z polskiego rynku też by była rozbita i naprawiona

rogi_szatana

Nawet nie wyobrażam sobie jak musi dobrze brzmieć silnik i jeździć moto, żeby zrekompensować jego wygląd. Serio są ludzie, którzy chcą zapłacić za taki model 40k?

Zaloguj się aby komentować

Parę aktualizacji, bo wygląda na to, że odbudowa ściągniętej z USA Dyny zbliża się ku końcowi (a sportster w tym czasie dalej stoi czekając na malowanie baku xD ). Miesiąc temu uderzyło mnie, że lato w pełni a ściągnięte z USA motorki dalej rozgrzebane i w sumie końca tego nie widać - stąd też w przypływie chęci i korponawyków wyciągnąłem kartkę papieru oraz długopis i postanowiłem zrobić listę tego, co jeszcze mnie czeka. Podzieliłem sobie całość na etapy powiązane ze sobą i takie, które mogę zrobić w dowolnym momencie - i wziąłem się za kompletowanie w dalszym ciągu brakujących drobiazgów. Uszczelki, linki, jakieś śrubki i podobne pierdoły - okazało się, że jest tego jednak dość sporo.

Z większych tematów, czekały mnie dwa. Pierwszy to ogarnięcie zbiornika - miał w jednym miejscu dość głęboką wgiotkę wraz z ubytkiem farby. Drugi - to zajrzenie do silnika i sprawdzenie stanu bebechów - napinaczy łańcucha, wałków rozrządu i ofc słynnego bicia wału.

Na start wziąłem się za zbiornik. Na zdjęciach może tego nie widać, ale wgniotka była dość duża, a moje umiejętności pracy z blachą zerowe - stąd postanowiłem skorzystać z pomocy kogoś bardziej doświadczonego. Oddałem zbiornik do zakładu specjalizującego się w PDR aka naprawach blacharskich bez malowania. Pan był trochę przerażony grubością blachy i powiedział, że nie jest pewny na ile uda się uratować - postanowiłem jednak spróbować. Dwa dni później bak był do odebrania i nie było źle - dalej było widać pewne ślady uszkodzenia, ale było to o wieeeele mniej niż jeszcze przed kilkoma dniami. Kolejnym etapem było zamaskowanie i zamalowanie uszkodzenia. Na początek myślałem, że po prostu zaleję całość lakierem do zaprawek i jakoś to będzie, ale po rozmowie z panem od usuwania wgniotek zaczął mi kiełkować w głowie inny pomysł. Postanowiłem wykorzystać doświadczenie z malowania czołgów xD i naprawę przeprowadzić punktowo, pół-profesjonalnie z użyciem aerografu. Największy jaki znalazłem miał dyszę 1 mm i wydawało się, że powinien wystarczyć do takiej roboty. Zestaw specyfików do malowania baku z kolei miałem już skompletowany na okoliczności robienia sportstera, brakowało tylko bazowej farby w kolorze czarnym, ale dokupiłem ją za całe 20 złotych. Przy okazji uznałem, że będzie to dobra wprawka przed malowaniem calego baku.

Ponownie, mając zerowe doświadczenie w malowaniu postanowiłem skorzystać z porad kogoś bardziej doświadczonego, dobry poradnik znalazłem na stronie: http://lakiernik.com.pl/naprawa-zbiornika-paliwa-oryginalnym-lakierowaniu-harley-davidson-wersja-limitowana-rocznicowa-110-anniversary-bronze/ i postanowiłem trzymać się opisanych kroków. Na start dałem podkład epoksydowy, a na to poliestrowy jako wypełnienie, musiałem powtórzyć to kilka razu, bo przy szlifowaniu udało mi się przebić do gołej blachy. Okazało się też, że dysza 1 mm (a może to wina jednofunkcyjnego aerografu?) to za mało lub ew. trzeba było użyć rozcieńczalnika, bo trudno było mi uzyskać jednolitą, równą warstwę. Mając na uwadze, że naprawa będzie tak dobra jak przygotowanie powierzchni, sporo czasu poświęciłem na szlifowanie warstw - tym bardziej, że aerograf nie kładł ich idealnie. Po położeniu bazy i bezbarwnego uzyskałem piękną skórkę pomarańczy xD ale byłem na to przygotowany - papier ścierny i polerka pozwoliły ostatecznie uzyskać efekt lustra. Oczywiście, efekt końcowy nie jest idealny, gdzieniegdzie wyszły wtrącenia i zemścił się na mnie fakt niewystarczającego zabezpieczenia powierzchni - ale jak na pierwszą i do tego chałupniczo przeprowadzoną naprawę wydaje mi się, że jest przyzwoicie. Mimo tego, że czarny lakier jest wyjątkowo niewdzięczny, to ryski i drobne swirle widać dopiero przy 10-15 cm od baku. W paru miejscach zastanawiam się jeszcze nad wykonaniem poprawek, ale póki co moim zdaniem i tak jest "good enough":)

Teraz silnik. Dla tych, którym po głowie chodzi kupno harlejka z silnikiem twin cam (taki siedzi w mojej Dynie, tłukli to ze zmianami od końca lat 90 do ok. 2017) i wyobrażają sobie, że dostaną kawał topornego, ciężkiego, pancernego żelastwa - będą mieli rację w dwóch punktach. Będzie ciężko i będzie topornie. Natomiast pancerność tego silnika jest taka sobie. Harley wały korbowe składa z kilku elementów które są ze sobą prasowane. Przy dużych siłach działających na wał może się zdarzyć, że sprasowane elementy zaczną się przesuwać względem siebie, co będzie skutkować coraz to większym biciem wału xD Harley twierdzi, że bicie na poziomie 0,12mm jest gites, natomiast nie zmienia to faktu, że przekłada się to na zwiększone zużycie elementów, w tym pompy oleju. Problem narasta, gdy ktoś decyduje się na przeróbki zwiększające moc lub idzie w kierunku ostrzejrzej jazdy (ostrzejszej oczywiście z uwzględnieniem realiów jazdy 300 kilowym klocem). Wał jest moim zdaniem największą bolączką tego silnika, bo najdroższą w naprawie. Akcesoryjny wał, który jest idealnie wyważony i zespawany co eliminuje raz na zawsze problem bicia to koszt ok. 10 tys PLN. Inne niedomagania silnika wyeliminować jest łatwiej - akcesoryjny napinacz łańcucha napędzającego skrzynię, ślizgi napinaczy czy zużywający się przedwcześnie kompensator - każda z tych rzeczy to maksymalnie 1-1.5k PLN (żeby było śmieszniej, te same w USA części kosztują 1/3 tego co w PL).

No ale dobra, jak to wyglądało u mnie. Po rozkręceniu silnika i zdjęciu dekla od rozrządu (trzeba do tego wcześniej ściągnąć prawy set, wypompować paliwo z baku, wdemontować bak, wydech, górne pokrywy silnika i klawiaturę popychaczy wraz z popychaczami i szklankami) mogłem skontrolować swojego złoma. I tak: bicie wału na poziomie 0.06 mm, czyli not great, not terrible. Wiadomo, fajniej byłoby mieć 0,00 lub 0.02 ale nie ma tragedii, jeździć, obserwować. Ślizgi łańcucha rozrządu - praktycznie nówki, dobra wiadomość, bo komplet nowych w ASO to bodajże 1.5k PLN. Wałki rozrządu - tu lipa, seryjne. Postanowiłem jednak, że wykosztuje się i zamówiłem z USA akcesoryjne Woods TW-555; wg wykresów z hamowni powinny dodać mi jakieś 20% mocy w stosunku do obecnego stanu. Przeliczyłem na szybko, że 100 złotych z VAT za 1 kunia to niezła cena i teraz czekam tylko na przesyłkę.

No i tak to wygląda na ten moment. Za jakieś dwa tygodnie powinna przyjść paczka z US and A; poskładanie silnika, w międzyczasie dopieszczenie baku i ogarnięcie drobnych pierdół - i może w końcu coś pobzikam.

#motocykle #motoryzacja
5666a493-8218-47df-ae3f-694d6bbadece
5d307359-c50a-4aa2-b35c-fd0a0bb8d082
1529c513-f983-408d-aa0d-0eaeb2e99c71
0e38bf94-8f26-4892-95e2-9e1cb0a47300
4f1952df-995e-484b-bef1-f1eded6e7b60
em-te

@knoor baranka masz, gdy za grubo lejesz. Nie zrozumiałem jakiego typu lakieru używałeś. Dorabiałeś kolor w sklepie? Rozcieńczalnik i utwardzacz w komplecie?

Ja bym się nie podjął malowania dużej powierzchni pistolecikiem do modeli. Nie sposób to równo nałożyć. Z mego doświadczenia, to nie kładziesz bazy na gołą blachę. Najpierw podkład do zaprawek, by się brzegi zlały z oryginałem.

Zakładam, że nie rozumiem co przeczytałem, bo wynik końcowy jest poprawny, ale co się na szlifowałeś, to twoje.

Zaloguj się aby komentować

Mój projekt ogarniania dwóch harlejków ściągnietych z USA w ostatnich miesiącach mocno spowolnił i niewiele się działo, po części przez czekanie na części a po części przez moje nieróbstwo.

Pomarańczony sportster jest w zasadzie skończony - poza bakiem. Bak wysłałem w marcu do jednego majstra do cynowania i wyciągnięcia pogiętej blachy (3 tygodnie czekania), potem do firmy dorabiającej naklejki (2 tygodnie czekania), wreszcie do piaskowania (4 tygodnie czekania, bo typy zapomniały o moim zamówieniu, a ja się nie przypominałem). Żeby było śmiesznej, mariusze z firmy od piaskowania zapomnieli też, że mieli tylko oczyścić bak z oryginalnej farby, po czym opierdolili całość lakierem proszkowym na czarno tłumacząc, że przecież tak chciałem -_- dlatego właśnie uwielbiam oddawać coś do polskich firm. No ale nic, farbę usunęli, od tamtej pory bak leży. I czeka. Bo od kilku tygodni mam dylemat - czy dać to komuś do zrobienia? Czy może pobawić się samemu? Od oddania baku do majstra odstrasza mnie to, że nie mam nikogo sprawdzonego. Jedyny gość któremu byłbym w stanie zaufać powiedział, że robi tylko customowe malunki, a od oddania tego randomowi wstrzymuje mnie myśl przed tym, że oddam, zapłacę te 1-1.5k i będzie zrobione jak guwno. Bo cena praktycznie wszędzie jest podobna - niezależnie od skilla i doświadczenia, partacz i potencjalnie ogarnięty koleś oczekują podobnej kasy - więc jak wybrać sensownego? No i tak biję się już kolejny tydzień z myślami, czy jednak nie spróbować zrobić tego samemu, pewne podstawy malowania mam, a w najgorszym wypadku materiały to dwie stówki i trochę mojego czasu - zawsze mogę znów dać do wypiaskowania za 30 pln. No i tak mija mi tydzień za tygodniem w tym niezdecydowaniu, a sportster stoi xD

Teraz Dyna. Dyna najpierw czekała na części (lagi przyszły na początku kwietnia), potem na spawanie dolnej półki (wyszło super), potem na majstra który zapawa mi kawałek ramy - miałem lekko odgięty ogranicznik skrętu na ramie, nie było tragedii no ale było to widać i chciałem się tego pozbyć. Przyjechał mi koleś z TIG-iem, w 10 minut coś tam zrobił, wziął grubą kasę i adios. Dobrze, że zawczasu oczyściłem mu miejsce spawania szczotką mosiężną na diaksie, bo już był gotowy oczyszczać ramę dyskiem ściernym osiemdziesiątką, pewnie po tym zabiegu rama wyglądałaby gorzej niż przed xDD No ale może to ja się dopierdalam. Zostałem z ramą z napawanym kawałkiem stali i usuniętą miejscowo farbą, zastanawiałem się jak najlepiej by to ugryźć. Jeśli chodzi o obróbkę napawanego elementu, kończyło się na ręcznych pilnikach i dremelu, nie wyszło może idealnie, ale na pewno mieści się w kategorii "good enough". W międzyczasie długo zastanawiałem się, co zrobić z elementami, które chce pomalować na czarno - dać do malowania proszkowego? Pomalować szprejem? A może zwykłym lakierem baza+klar? Stanęło w końcu na malowaniu proszkowym. Poszło w pakiecie razem z bakiem od sportstera do mariuszy - 4 tygodnie czekania... no, było długo i trochę byle jak (źle zabezpieczone elementy - musiałem dremelem usuwać farbę z miejsc, gdzie nie powinno jej być - oraz niepotrzebnie piaskowali elementy, których prosiłem żeby nie piaskować), za to tanio. Wszystko wyszło 150 pln, a elementów było najprawdę sporo.

Zostało pomalować ramę - rama jest czarna, farby brakowało na elemencie dosłownie 3x5 cm, wydawało mi się - co za problem, wziąłem szpraja i maluję. No i okazuje się, że oho, ten czarny kolor, którym pomalowana jest rama to nie jest taki zwykły czarny kolor, bardzo widać różnicę między czarnym ramy a czarnym z puszki. Zajrzałem do neta - ludzie w USA piszą, że farba VHT dobrze oddaje kolor ramy, patrzę - jest na allegro, 125 pln za puszkę. Hmm, no już, trudno, kupię. Kupiłem, pomalowałem. Jest nieźle. No ale chwila, ludzie w necie piszą, że żeby farba była dobrze utwardzona to trzeba ją wygrzać w ok. 100 stopniach, bez tego jej wytrzymałość jest taka sobie. Podrapałem się w głowę - jak to zrobić? Motocykla do pieca nie wsadzę, może opalarką? Albo palnikiem gazowym? Postawiłem na palnik gazowy, z duszą na ramieniu grzałem kiedyś w ten sposób malowane felgi, żeby usunąć z nich łożyska i żadnych strat nie narobiłem, więc metoda wydawała się bezpieczna. Nie tym razem xD 20 sekund zabawy z palnikiem i farba popękała i wyglądała jak gówno. No nic, znów szczotka miedziana i czyszczenie do gołej blachy - fragment z 3x5 cm urósł już do wielkości praktycznie całej główki ramy.

Tym razem postanowiłem pojechać do zakładu, gdzie mieszają farby i mają spektrofotometr. Zabrałem ze sobą część z motocykla, która była pomalowana na czarno, na tej podstawie pan dorobił mi lakier w szpreju, dorobił też klar z terminem ważności kilka godzin - robię kolejne podejście. Wyszło idealnie, poza tym, że ten czarny to znów nie jest czarny ramy xD chyba każdy element motocykla jest w innym czarnym, no ale nie miałem już na to siły, klasycznie uznałem, że dobra, chuj, zostaw tak.

No i dziś w projekcie nastąpił mały przełom, Dyna uległa przepoczwarzeniu z bezgłowej gąsienicy w pięknego pajomka - założyłem półki, lagi, koło, błotnik i nowy zacisk brembo - wszystko elegancko pasuje. Teraz przede mną jeszcze rozkręcanie silnika i sprawdzenie stanu bebechów - napinaczy oraz bicia wału. Może znajdę też jakieś akcesoryjne wałki. Potem jeszcze jakieś drobiazgi z elektryką, usunięcie wgniotki na baku, trochę kosmetyki - i powinno być gotowe.

A farby VHT nie polecam, przy drugim użyciu zważyła się i zrujnowała mi jedną część, którą malowałem.

#motocykle #motoryzacja
db4a2c2b-9543-48d4-b61a-c793cd3fb6bb
cc02f039-1342-4fdb-9dec-69bd28553d69
762f6f8d-658f-4de0-b705-3e905ec343a2
bf5e4458-f706-4a87-9f37-45714c70f1cc
30109528-581d-4c83-aa9d-0f027e794a24
Wido

Dawaj maluj, jak wyjdzie to zostanie gruby hajs w kieszeni i nowy skill odblokowany, a jak nie wyjdzie to przynajmniej coś się nauczysz za stosunkowo niską cenę. Łin łin sytuejszyn, a nawet trzeci łin, bo dostarczysz nam contentu do czytania

Zaloguj się aby komentować

Coś tam sobie ostatnio podłubałem w plastikowych czołgach. Mam poklejonego ferdynanda, na który miałem pomysł, ale niespecjalnie chęci do jego realizacji, aż w weekend wziąłem się za niego. Wizja była taka, że ma być turbopordzewiały, jakby stał pod chmurką ostatnie 50 lat, z mnóstwem rdzy, schodzącej farby i zacieków. Podobają mi się takie klimaty, a do tego sprawę ułatwia książka The Modeling Guide for Rust and Oxidation którą kiedyś kupiłem z mnóstwem technik i ich opisów (aczkolwiek ok, większość tych technik sprowadza się do użycia chipping fluidu + farb olejnych). Po cichu liczę na to, że entuzjazmu starczy mi też na wykonanie jakiejś małej podstawki.

Jeżeli chodzi o etapy poniżej:

  1. Poklejony
  2. Farba bazowa - ciemny brązowy jako rdza plus gdzieniegdzie jaśniejszy brązowy na cieńsze blachy
  3. Położony chipping fluid i na to właściwy kolor - rozjaśniony żółty
  4. Powycierany z prześwitującą rdzą

Kolejne etapy to lakier bezbarwny i zabawa farbami olejnymi w celu dorobienia zacieków. A potem się jeszcze zobaczy. Ogółem jak na prawie cztery lata przerwy nie jest dobrze, ale nie jest też źle - czyli super.

#modelarstwo
ef091912-3bbb-40ce-a6df-fc23aa3ebfb2
8d2fc487-8c64-43e0-bba1-1b403f42b0a4
99325d71-856c-44ef-9b8d-f0c7f8517aca
7c207860-d7cf-4224-a4f2-6e70bdd450de
Kupiłem dwa miesiące temu nowy akumulator do moto, stał sobie przez ten czas w domu (akumulator, na motocykl nie ma miejsca) no i dziś pomyślałem, że trzeba by założyć. Sprawdzam multimetrem, bardziej dla zasady a tam 12,4V. Możliwe, żeby napięcie na nowym aku w dwa miesiące tyle spadło czy po prostu znów jakieś guwno kupiłem?

#elektronika #motoryzacja #kiciochpyta
Tylko-Seweryn

@knoor a jakie było napięcie jak go kupowałeś? Pamiętaj, że nigdy nie wiesz ile " nowy " akumulator stał na magazynie. I mowie to jako kolega z branży

ivaldir

@knoor Nowe akumulatory raczej nie są do pełna naładowane, plus 2 miesiące stania, to rozładował się jeszcze bardziej. Kwasowe (obsługowe i bezobsługowe) powinno się co pół roku doładowywać, żeby utrzymać ich dobry stan. Sklepy raczej nigdy tego nie robią.

Zanim użyjesz tego akumulatora to weź go na prostownik i podładuj. Podziękuje Ci dłuższym życiem.

SuperSzturmowiec

dobre napięcie jest, tj blisko minimum . podładuj go skoro stał aż 2 miesiące

Zaloguj się aby komentować

Następna