Spot wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, w którym Jarosław Kaczyński odmawia rozmowy z kanclerzem Niemiec, jest kuriozalny na wielu poziomach. Trudno nie odnieść wrażenia, iż sami jego twórcy chyba nie zdają sobie sprawy z tego, iż stworzyli bardziej farsę nt. szefa swojej partii, niż spot wyborczy.
-
Jarosława Kaczyńskiego, jak chodzi o skalę jego izolacji, można ewentualnie porównać jedynie z cesarzem Japonii
-
Siła w polityce zagranicznej nie polega na tym, że się nie rozmawia, ale na tym, że się rozmawia, ale miękko w formie i twardo w treści
-
Odmowa rozmowy to bowiem zawsze przejaw jedynie słabości, a nie siły
Przede wszystkim rozmowy telefoniczne najważniejszych polityków nie są organizowane w ten sposób, że ambasada dzwoni do danego polityka. Nikt ani w niemieckiej, ani też w polskiej ambasadzie w Berlinie nie pozwoliłby sobie na tego rodzaju nietakt. Tradycyjnie rozmowy organizowane są w taki sposób, że dochodzi do kontaktu pomiędzy ambasadą danego kraju i MSZ kraju przyjmującego lub też bezpośredniego kontaktu pomiędzy sekretariatami danych polityków i ustalana jest data oraz godzina połączenia telefonicznego. W rozmowie uczestniczą co do zasady jednak nie dwie, a cztery osoby. Standardem jest bowiem, że przysłuchują się jej urzędnicy, którzy robią notatki.
Reguła ta, szczególnie w Europie, ulega jednak zmianie. Większość polityków w Unii Europejskiej ma numery komórek innych europejskich polityków i nie jest dzisiaj już niczym zaskakującym, jeśli premier Włoch zadzwoni bezpośrednio do premiera Hiszpanii, a prezydent Francji połączy się z kanclerzem Niemiec.
Tworzy to oczywiście dwa problemy.
PiS niechcący potwierdził to, co jest oczywistością dla dyplomatów
Pierwszym jest kwestia zachowania poufności treści rozmowy, która – biorąc pod uwagę fakt, iż państwa stosują różne systemy szyfrowania rozmów najważniejszych polityków – może być podsłuchana. Drugą jest to, że czasem o ustaleniach, które zapadają podczas takich rozmów, nie wie aparat urzędniczy.
PiS pokazując swój spot wyborczy niechcący potwierdził to, co jest oczywistością dla dyplomatów. De facto rządzący Polską Jarosław Kaczyński nie tylko do nikogo nie dzwoni bezpośrednio, ale też w zasadzie nikt nie dzwoni do Jarosława Kaczyńskiego i to nie tylko bezpośrednio, ale również tradycyjną drogą, umawiając rozmowę przez MSZ lub przez sekretariat.
Prezes PiS, który bywa w prawicowej prasie porównywany czasem do Józefa Piłsudskiego, tym się od marszałka różni, że Piłsudskiego w zasadzie nie interesowało nic poza polityką zagraniczną, a Jarosława Kaczyńskiego interesuje wszystko poza polityką zagraniczną.
Jarosława Kaczyńskiego, jak chodzi o skalę jego izolacji, można by ewentualnie porównać jedynie z cesarzem Japonii, którego protokół jest legendarny, jak chodzi o dbałość o majestat cesarza i z tej racji ogranicza ilość spotkań japońskiego monarchy.
Z czego bierze się niechęć Kaczyńskiego do spotkań międzynarodowych?
Problem polega na tym, że w wypadku prezesa PiS nie chodzi chyba o majestat, ale o jego niechęć do spotkań z gośćmi z zagranicy. Niechętni Jarosławowi Kaczyńskiemu politycy opozycji zwykli w tym momencie podkreślać, iż może być to pochodną ograniczonej znajomości języków obcych.
Tyle że standardem w świecie międzynarodowej polityki jest to, że najważniejsi politycy, nawet znając dany język, dla precyzji przekazu nieraz korzystają z tłumaczy. Niechęć Jarosława Kaczyńskiego do spotkań i rozmów z politykami z innych państw wydaje się więc być bardziej pochodną albo braku zainteresowania polityką zagraniczną, albo braku zainteresowania tym, co na jej temat ma do powiedzenia ktokolwiek spoza Polski.
Niestety ów brak zainteresowania nie ogranicza się wyłącznie do państw Polsce wrogich, czy też takich, z którymi miewamy różnice zdań, ale nawet najbliższych sojuszników, takich jak Stany Zjednoczone. Jarosław Kaczyński spotkał się co prawda jakiś czas temu z ambasadorem USA, ale i tu pojawia się kłopot.
Pierwszym jest sam fakt, iż było to coś na tyle nietypowego, że aż odnotowanego przez media. Drugim jest to, iż jeśli jedynym kontaktem rządzącego polską polityka jest ambasador, to znaczy to tyle, że nie ma on żadnych kontaktów.
Jarosław Kaczyński nie rozumie, że siła w polityce zagranicznej nie polega na tym, iż się nie rozmawia, ale na tym, że się rozmawia, ale miękko w formie i twardo w treści. Odmowa rozmowy to bowiem zawsze przejaw jedynie słabości, a nie siły.
#politykazagraniczna #bekazpisu