Zaloguj się aby komentować
#steam
Nie wiem czy problem leży w mojej sieci, bo niby pojawia się czasem czerwona ikonka w rogu ekranu, ale jak robi test sieci to wszystko jest niby git. W ustawieniach zarówno na pc jak i w tv dałem szybkość zamiast jakość, ale nie widzę różnicy.
Chyba trzeba będzie po prostu kupić długi kabel hdmi. ( ͡° ʖ̯ ͡°)
#steam #steamlink
@wewerwe-sdfsdfsdf Chyba opóźnienie po Twojej sieci. U mnie działa idealnie - lub może jestem takim casualem, że nie zauważam IL.
Komp podpięty po kablu do routera/modemu?
Zaloguj się aby komentować
Bardzo sympatyczna gra logiczna która uczy o wektorach, przesunięciu, pracy, optymalizacji, kosztów alternatywnych i rachunku zysków i strat.
#gry #grykomputerowe
@wombatDaiquiri jakby co to jest w gamepass. Ciekawa pozycja znudziła mi się po jakiś 20 godzinach.
Zaloguj się aby komentować
Zostań Patronem Hejto i tylko dla Patronów
- Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
- Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
- Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
- Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Nie podobają mi się tak zwane „Battle Passy”. Nie podoba mi się idea płacenia za dodatkową zawartość (co z tego, że najczęściej kosmetyczną, więc i niepotrzebną do szczęścia) w sytuacji, kiedy wydałem już pieniądze na grę i to często niemałe. Rozumiem, że twórcy w jakiś sposób próbują utrzymać graczy przy grze i jednocześnie zarobić na niej trochę więcej, jednakże w czasach takiego „Call of Duty 2” nikt nie musiał mnie dodatkowo zachęcać do spędzenia kilku czy nawet kilkunastu godzin tygodniowo w trybie multiplayer. Podobnie było w przypadku wielu innych tytułów.
Tym bardziej, że twórcy próbują też wykorzystać tak zwane FOMO, czyli strach przed tym, że coś mogłoby nas ominąć. Battle Passy są najczęściej ograniczone czasowo. Dla kogoś, kto gra w miarę regularnie, to pewnie nie problem, ale też nie każdy ma na to czas i też mało kto ogranicza się do tylko jednego tytułu. Dlatego twórcy gier, na przykład z stajni EA, wpadli na świetny pomysł, żeby udostępnić droższą wersję „przepustki sezonowej”, która pozwala na przyspieszenie progresu. Nie masz czasu? Zapłać więcej, żebyś nie musiał grać i żebyś przypadkiem czegoś nie ominął. Bo to, czego nie odblokujesz, najczęściej przepadnie na zawsze.
Osobiście nie kupuję „Battle Passów”, ponieważ malowania broni czy różne wyglądy postaci nie interesują mnie na tyle, żeby jeszcze za to płacić. Nie zmienia to faktu, iż krytykuję takie rozwiązania.
Na szczęście istnieje studio o nazwie Ghost Ship Games, które stworzyło „Deep Rock Galactic” - chyba najprzyjemniejszą kooperacyjną grę, w jaką grałem. Ani „Left 4 Dead 2”, ani „Killing Floor 2”, ani podobne co-opy PvE nie wciągnęły mnie tak bardzo (ostatnio udało się „Helldivers 2”, jednakże już zacząłem odczuwać zmęczenie materiału).
Oni też wprowadzili „Battle Passy”, tutaj znane jako „Performance Pass”. Jednakże wszystko jest całkowicie darmowe. Do tego czasu jest naprawdę sporu (przynajmniej pół roku na sezon), a często w trakcie pojawiają się wydarzenia, podczas trwania których przyznawane są podwójne punkty wykorzystywane do wbijania kolejnych poziomów z tej „przepustki sezonowej”. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że jak „Perfomance Pass” się skończy, to wszystkie niezdobyte przedmioty lądują w growym sklepie (obowiązuje jedynie growa waluta) albo w skrzynkach ładunkowych, które można znaleźć w trakcie misji.
Tak samo postępują z nagrodami, które można zdobyć podczas ograniczonych czasowo wydarzeń. Nie zdążyłeś zdobyć czegoś rok temu albo nawet wtedy nie grałeś? Nic straconego - możesz to zrobić właśnie teraz.
Dodatkowo ostatnio poinformowali, że w czerwcu tego roku wprowadzona zostanie możliwość rozegrania poprzednich sezonów nawet wtedy, jeśli grę kupiliście dopiero niedawno. Nie spotkałem się z czymś takim w żadnej grze, która oferuje „Battle Passy” czy sezony (jeśli istnieją takie, to proszę o informację w komentarzu). W „Deep Rock Galactic” gram bodajże od trzeciego sezonu (kiedyś tam pogrywałem, kiedy tytuł był w Early Accessie, na koncie znajomego), więc ominąłem dwa poprzednie. Z chęcią w nie zagram, jak będzie już taka możliwość. Dotyczy to także „Performance Passów”.
Drugim przykładem dobrego traktowania graczy przez twórców jest „Helldivers 2”, z którym ostatnio spędzam sporo czasu.
Tutaj także są dwa rodzaje „Battle Passów” (znane jako „Warbondy”): darmowe i dodatkowo płatne. Początkowo mocno to mnie zniechęciło do zakupu gry - jak wspomniałem, nie przepadam za chowaniem czegokolwiek za paywallem. Co prawda, wciąż można kupić walutę premium (super kredyty) za realne pieniądze, jednakże super kredyty można znaleźć podczas gry (raz trafiło mi się nawet 100 sztuk, gdy do odblokowania jednej przepustki potrzeba ich 1000) i nic nie stoi na przeszkodzie, by przy odrobinie cierpliwości i samozaparcia odblokować wszystko za darmo.
Tym bardziej, że twórcy poinformowali, że wszystkie „Warbondy” będą dostępne bez ograniczeń, więc też nie ma poczucia, że trzeba się śpieszyć, bo coś może za chwilę zniknąć.
Jednakże trochę przeszkadza mi, że w dodatkowo płatnych „Warbondach” umieszczone zostały bronie/pancerze/granaty. Jak wspomniałem wcześniej, wszystko można odblokować całkowicie za darmo, jednakże nie podoba mi się takie rozwiązanie. Wolałbym, żeby nowy ekwipunek trafiał do darmowych „Warbondów”, a w płatnych powinny zostać tylko nowe emotki, hełmy i inne całkowicie kosmetyczne rzeczy. No ale wtedy pewnie gracze nie byliby odpowiednio zachęceni, by na nie zbierać grową walutę, a inni nie byliby na tyle cierpliwi, by nie wydać na nie prawdziwych pieniędzy.
A co Wy sądzicie o „Battle Passach”?
#steam #gry #deeprockgalactic #helldivers2
@cyberpunkowy_neuromantyk Możliwość zakupienia dowolnego dotychczas wydanego battlepassa była w Gwincie. W Helldivers 2 farmienie kredytów jest tak banalne że nie przeszkadza mi zamieszczanie tam broni. W jeden dzień zebrałem około 3000 a warbond za 1000 wychodzi co miesiąc.
@cyberpunkowy_neuromantyk Gra musi jakoś zarabiać jeśli dalej ma być wspierana. Przypominam, że takie Call of Duty 2 o którym wspomniałeś po prostu wyszło, twórcy ewentualnie wydali jakiś patch z poprawkami błędów co nie wyłapali przed premierą w testach i tyle. Zabierają się, za następną grę. Tymczasem tutaj podajesz przykład gry z sezonami gdzie ktoś po kilku latach od premiery dalej pracuje nad tą grą, utrzymuje serwery itp. Nie ma niczego za darmo.
Dopóki wszelkie mikropłatności, passy itp nie są pay2win i nie sprawiają, że nie mam szans z moim oponentem bo ma więcej pieniędzy to totalnie mi nie przeszkadzają. Oczywiście wiadomo niektóre korporacje trochę jednak przesadzają z chciwością ale na to jest jedno proste rozwiązanie. Po prostu nie grajcie w ich gry oraz nie kupujcie mikropłatności. Jest masa świetnych gier single player (z ewentualnym multi) za które płacisz raz i bawisz się dożywotnio bez dodatkowych kosztów (polecam serię Dark Souls, kocham multi w tej grze a w szczególności pomaganie innym graczom jako żółty duch).
W LoLu są battle passy, jako eventy - niektorzy nazywaja te rodzaj passow jako przepustkologia. Kiedyś chociaż przy eventach byly jakies fajne nowe tryby, inne niz one for all czy urf jak ostatnio. I tez lapie sie na tym ze czesto je kupuje - efekt FOMO nie chce stracic zasobów xD
Zaloguj się aby komentować
https://youtu.be/JEGxnpGqEaE?si=ehBI3POCCCfUc5sm
#gry
Poebane podoba mi się
Zaloguj się aby komentować
Na Kickstarterze pojawiła się zbiórka na grę „Swordhaven: Iron Conspiracy” od twórców ATOM RPG.
Fantasy crpg inspirowany „Baldur's Gate” oraz „Icewind Dale” - czy potrzeba większej zachęty?
Jeśli tak, to obecnie wystarczy wpłacić około 65 PLN, żeby w przyszłości otrzymać cyfrową kopię gry. Zresztą, pieniądze zostaną pobrane dopiero po sukcesie zbiórki, więc w tym momencie niczym się nie ryzykuje.
Nie jestem powiązany z twórcami. Po prostu lubię wspierać niezależnych i mniejszych twórców, lubię też grać w ich gierki. :')
Link do zbiórki:
https://www.kickstarter.com/projects/atomrpg/swordhaven-iron-conspiracy
#steam #gry #gog #crpg
więc w tym momencie niczym się nie ryzykuje
Z wyjątkiem tego, że ryzykujesz fakt jak skończy im się budżet zanim skończa grę to gry nie dostaniesz i kasy też nie. Jako ktoś kto zainwestował kiedyś na Indiegogo w kilka rzeczy co nie wyszło, to już cierpliwie czekam aż wyjdzie.
A 38 000$ to wydaje się trochę mały budżet.
@PlastikowySmith budżet kiepski. Więc uboga graficznie itp. w atom kiepsko mi się grało także nie nastawiam się na coś fajnego
@PlastikowySmith @SuperSzturmowiec
Oczywiście jest taka szansa, że nie dostarczą gry, jednakże na tych kilka projektów, które wsparłem na bardzo wczesnym etapie, finalnie byłem zadowolony ze wszystkich.
Mały budżet rzeczywiście może niepokoić. W przypadku „ATOM RPG” na Kickstarterze poprosili o 15k, teraz potrzebują 36k. Wiadomo, minęło parę lat i koszty wzrosły. Strzelam, że większość środków finansowych mogą mieć ze sprzedaży poprzedniej gry, a zbiórka służy raczej niedrogiej reklamie nowej produkcji.
Moim zdaniem nie ma co przekreślać gierki z powodu kiepskiej grafiki. W ten sposób można pominąć wiele fajnych tytułów. Ale rozumiem, że jeśli poprzednia gierka nie przypadła do gustu, to są duże szanse, że nowa też się nie spodoba.
Zaloguj się aby komentować
https://hotshops.pl/okazje/quake-ii-steam-za-2-zl-w-kinguin-51028
Cena: 2.10 zł
Okazja dostępna w sklepie Kinguin
#promocje #cebuladeals #hotshops #gry #steam
Zaloguj się aby komentować
#neuromantykpisze - tag, jakby ktoś chciał zablokować moją pisaninę o gierkach. :')
Do tytułowego hotelu na wyspie przyjeżdża piątka gości -antropomorficzne zwierzęta - którymi trzeba się wieczorem zająć, a dokładniej spełniać ich zachcianki. I tak na przykład Pani Gołąb chce zażyć kąpieli i zjeść kukurydzę, a Pan Jeleń chce wypić Krwawą Mary.
Jest to gierka point and click z dosyć prostymi i na szczęście bardzo logicznymi zagadkami. Z większością widocznych przedmiotów możemy wejść w interakcję, jednakże czasem przypomina to festiwal klikania na oślep w nadziei, że trafimy na właściwy. :')
Na przykład żeby zrobić wspomnianego drinka, trzeba mieć wódkę, krew, tabasco oraz tajemniczy składnik. Wódka to akurat najmniejszy problem. Potem musimy znaleźć nóż, którym rozetnie się poroże Pana Jelenia. Jak poleci krew, to będzie ją można zebrać w słoiczek, który oczywiście też wcześniej trzeba znaleźć. I tak dalej. Jest tutaj ciąg przyczynowo skutkowy - rozwiązanie jednej zagadki umożliwia nam pozyskanie przedmiotów do rozwiązania kolejnej i tak dalej, aż osiągniemy finalny cel, czyli zabicie gościa w celu przyrządzenia z niego kolacji dla pozostałych.
Jest też kilka zagadek wymagających spostrzegawczości i powiązania zagadki z obrazem/wzorem wiszącym na innej ścianie.
I tu jedyny problem-wada, jaki napotkałem: żeby przejść grę w stu procentach, trzeba odwiedzać gości w określonej kolejności, by pozyskać wszystkie opcjonalne dodatki do dań. Niektóre można znaleźć w konkretnych miejscach, niektóre w konkretnym czasie. Nie jest to trudne, ale na pewno wymaga dwóch czy trzech przejść, jeśli chcemy obyć się bez poradnika.
Pierwsze przejście zajęło mi około półtorej godziny.
#steam #gry #pointandclick #tworczoscwlasna
Pamiętam jak odkryłem rusty lake na javie. A później telefonie. Najlepsza przeglądarkowa seria w jaką grałem.
Zaloguj się aby komentować
Ehh, człowiek się jarał, bo pierwsza część zacna i naprawdę chciał połupać przez weekend, ale niestety wspierać złodziestwa Capcomu nie zamierzam.
Problemy techniczne u wielu graczy, płatne dlcki z szybko podróżą na czele, peirdylion programów antypirackich, wśród nich oczywiście Denuvo, które walą performance na ryj.
I największy dla mnie kasztan-brak możliwości rozpoczęcia gry od nowa, w inny sposób niż ręczne skasowanie plików. Nie ma, nada, wielki siur. Niechcący dałem swojej męskiej postaci żeński głos i chciałem to zmienić, ale taki wał..
Recenzenci wkurwieni, bo Capcom wysłał im wersję bez większości tych featerów i znakomitych programów szpiegujących, które otrzymali Pieniondzodaję, tzn gracze wkurwieni, bo widać ile jest wart ten legendarny honor samurajów(tiaa, chyba tych co najężdzali Koree w 16 wieku, albo tych co robili masakrę w Nankinie).
Kurna, naprawdę chciałem zagrać i nawet trochę popykałem, i mi się podobało, ale nie, kurwa, nie.
Jak nam Larian z BG3 pokazał, że da się robić uczciwie i dobrze, tak Capcom przypomniał nam dlaczego jednak nie.
Grę zwróciłem, może kupie na wyprzedaży.
#rpg #gry #steam #dragonsdogma2
@sawa12721 ooo to ciekawe, że recenzenci dostali inne wersje, niezły wał. Byłem zainteresowany zakupem ale teraz to chyba poczekam na promkę na piratebayu.
@sawa12721 no niestety, tą gra wygląda jak chujowy remaster
Nie dość że nie ma prawie nic nowego to jeszcze dojebali mikropłatności xD
Zaloguj się aby komentować
#neuromantykpisze - tag, jakby ktoś chciał zablokować moją pisaninę o gierkach. :')
Kolejna krótka gierka (niecałe półtorej godziny) z mojej zbyt dużej kupki wstydu (jeszcze trzysta sześćdziesiąt tytułów... i drugie tyle na liście „chciałbym kiedyś zagrać”), ponownie interaktywna opowieść. Przedstawia ostatni dzień z życia hodowcy świń (oraz kóz, konia i... kasztanowca), do którego przyjeżdża „znajomy”. Naszym pierwszym zadaniem jest powiedzieć mu, że... mamy dość.
To melancholijna opowieść mężczyzny zmęczonego życiem bez żony, dręczonego wyrzutami sumienia przez obecną sytuację i podjęte decyzje w przeszłości. Od początku poczułem do niego sympatię (wystarczyło, że zobaczyłem wspomnianą listę zadań :')), jednakże gra jakoś tak w połowie spuszcza na gracza bombę, która może całkowicie zmienić odbiór głównego bohatera.
Gra opiera się głównie na dialogach i w przeciwieństwie do poprzednich dwóch tytułów, daje graczowi wybór, w jaki sposób główny bohater ma odpowiadać. Miła odmiana po przeklikiwaniu się przez dialogi. Właśnie, można tutaj pomijać tutaj wypowiadane kwestie, jeśli czytamy szybciej, niż mówią postacie, jednakże tak mi się spodobała gra aktorska Ricka Zieffa, że ani razu tego nie zrobiłem. W niektórych sytuacjach jednak nasz wybór ogranicza się do jednej tylko opcji, co sugeruje, że główny bohater chciałby wypowiedzieć niektóre słowa, ale te nie są w stanie przejść mu przez gardło.
Co mi przeszkadzało, to niestety widoczna budżetowość. Grafika stylizowana jest na komiksową, co mi się podobało, ale znajomy naszego farmera czasem wyglądał tak śmiesznie, że nie byłem w stanie przejąć się tym, co mówi. A nie zawsze był miły wobec głównego bohatera, który wyraził chęć odejścia od ich biznesu. Tajemniczość i nieprzyjemne reakcje gościa sugerują, że to raczej mało legalny biznes... tak jak to, że na samym początku karmimy świnie mięsem, które gość przywiózł ze sobą w furgonetce. Wracając do grafiki: w pewnym momencie we dwóch grzebią przy sportowym samochodzie i przez całą procedurę sprawdzania poszczególnych części znajomy farmera kiwał się w lewo i prawo. Brakowało mi trochę bardziej szczegółowych animacji (oraz widoku nóg głównego bohatera xD), ale nie wpływa to jakoś mocno negatywnie na odbiór całości.
Na szczęście twórcy udostępnili nam trochę więcej możliwości rozgrywki. Między innymi musimy nakarmić wspomniane świnie, wydoić kozy, wrzucić trochę nawozu na taczkę i przewieźć go w inne miejsce. Później musimy też przygotować swój ostatni posiłek, możemy też posłuchać płyt winylowych czy pograć na pianinie. Oczywiście wszystko to bardzo proste czynności, wymagające naciskania lewego przycisku myszy, ale to fajne urozmaicenie.
To też opowieść o pożegnaniu, między innymi z bliskimi, znajomymi i psem. Nienawidzę pożegnań, ponieważ bardzo łatwo się przy nich wzruszam, więc „Adios” bardzo celnie uderzyło w moje czułe struny. Pewnie dlatego tak mi się spodobało.
#steam #gry #tworczoscwlasna
Zaloguj się aby komentować
#neuromantykpisze - tag, jakby ktoś chciał zablokować moją pisaninę o gierkach. :')
Bardzo krótka gra (mnie zajęła niecałe 30 minut), która stanowi wstęp do „The Whispering Valley”. Długość zależy od tego, jak bardzo jesteście spostrzegawczy i uparci, żeby nie zajrzeć do poradnika. Nie ma trudnych zagadek - wszystkie są logiczne, jednakże trzeba znaleźć odpowiednie przedmioty i nie zawsze wiadomo, z czym można wejść w interakcję. Na przykład spędziłem parę chwil, próbując rozpalić ogniska bądź w kominku, a wcale nie ma takiej opcji. Nie pytajcie. :')
Klimat zimy bardzo fajny, aż ciarki przechodziły (ale to pewnie wina otwartego okna :'). Nie ma zbyt dużo fabuły, która w dodatku serwowana jest w postaci listów do przeczytania - występuje ich raptem pięć. Czy jest ciekawa? Dosyć prosta historia o mężczyźnie, który dociera do opuszczonej faktorii i budynku i odkrywa, dlaczego została opuszczona.
Czy polecam? Raczej nie. Gameplayowo podobne jest bardzo do serii „Myst”, ale jest tu zdecydowanie zbyt mało zawartości, żeby było warto zawracać sobie głowę. No chyba że chcecie przejść także „The Whispering Valley”, jednakże sam nie mam na razie tego w planach.
#steam #gog #gry #tworczoscwlasna
Zaloguj się aby komentować
Postanowiłem przejść parę krótkich gierek z mojej „kupki wstydu”, takich na jedno posiedzenie. No i trafiło na „Dagon”.
Trudno mówić w tym przypadku o grze - gameplayu tutaj naprawdę niewiele. To bardziej interaktywna opowieść, oparta zresztą na opowiadaniu o tym samym tytule, autorstwa Lovecrafta. Niestety, nie zaznajomiłem się jeszcze z jego twórczością, więc trudno mi się wypowiedzieć na temat wierności względem materiału źródłowego, jednakże historia mi się spodobała.
Z dzisiejszego punktu widzenia nie robi większego wrażenia: mężczyzna po ucieczce ze statku, na którym był więziony, płynie łódką przez bezmiar oceanu, aż trafia na ląd (który pojawił się prawdopodobnie po erupcji podwodnego wulkanu) i przezwyciężając swoje (oraz autora) obrzydzenie do ryb i innych owoców morza, zaczyna wędrować po tym lądzie. Natrafia na wielki kamień, na którym wyryte zostały hieroglify przedstawiające żyjątka wodne oraz istoty wykraczające poza wyobraźnię ludzką. Jak napisałem, dzisiaj nie robi to wrażenia, ale sto lat temu... aż będę musiał poszukać informacji o tym, jak odbierana była twórczość Lovecrafta przez ówczesnych czytelników.
Przez to, że sama gra jest bardzo statyczna (gracz nie może chodzić - może się jedynie rozglądać po planszach), twórcy mogli skupić się na warstwie audiowizualnej. Ta jest przyzwoita i pasuje do ogólnego nastroju opowiadania. Na plus wyróżnia się narrator, Martyn Owen, który błyszczy w spokojnych dialogach, ale który niestety nie podołał przy zagraniu przerażonego głównego bohatera. No ale to była tylko jedna kwestia, która raziła me uszy. :')
Twórcy postanowili także ukryć ciekawostki o autorze, ogółu jego twórczości oraz o „Dagonie” rzecz jasna. Z reguły nie trzeba się mocno starać, by je odnaleźć, chociaż sam nie znalazłem aż trzech. I tutaj widać, jakimi fajnymi ludźmi są twórcy - po skończeniu gry można przeczytać wszystkie ciekawostki, nawet te, których nie udało się znaleźć.
Trzeba dodać, że gierka została zrobiona przez polskie studio i jest udostępniana za darmo na Steamie - warto sprawdzić tym bardziej, że nawet jeśli się nie spodoba, nie zmarnujecie dużo czasu. Mnie przejście całości zajęło 42 minuty. :')
#steam #gry #lovecraft
Tez gralem bo lubie Lovecraftowe klimaty, bardzo spoko stroytelling, szkoda ze 30 min max.
@ErwinoRommelo
Widziałem, że mają też inne historie w tym stylu, ale na razie staram się czyścić backlog, a nie dorzucać gierki na kupkę. :')
@cyberpunkowy_neuromantyk no ja promce kupilem jak byl jakis eveny chyba weekend lovecrafta, wziolem tez The Shore / Sinking City/ Call of Cuthulu.
Zaloguj się aby komentować
Grałem w wersję oryginalną z 2010 roku. Pierwsze podejście miałem parę lat temu, gdy używałem Windowsa 10, ale odpuściłem sobie, ponieważ gra bardzo często wyrzucała mnie pulpitu. Przez to wyrobiłem sobie nawyk zapisywania stanu gry prawie co trzydzieści sekund, żeby przypadkiem nie stracić zbyt wiele progresu. :')
Drugie podejście było już na Windowsie 11 i gra postanowiła się wyłączyć tylko dwa razy, w dodatku w tym samym miejscu. Wystarczyło wczytać poprzedni zapis gry (sprzed trzydziestu sekund oczywiście) i wszystko działało jak należy.
Zalety:
- Fabuła. Co prawda w drugiej części Rapture nie było już tak fascynujące, jak w przypadku pierwszej, gdy dopiero je poznawałem, jednakże wciąż przyjemnie rozglądało mi się w poszukiwaniu nowych plakatów i audiologów. Chociaż nie do końca jestem przekonany do serwowania fabuły w postaci audiologów właśnie - spowalniają rozgrywkę, zmuszając do zatrzymania się na czas ich odsłuchania. Sam wątek fabularny też nie jest aż tak zaskakujący, jak w jedynce (szczególnie SŁYNNY ZWROT AKCJI). Ot, prosta historia o kobiecie, która stwierdziła, że wyrazem łaski jest podporządkowanie sobie wszystkich małych dziewczynek, ponieważ prawo do samostanowienia jest krzywdzące i okropne.
- Zmiana głównego bohatera. Już nikt nim nie steruje - no, oprócz początku, kiedy zostaje zmuszony do strzelenia sobie w głowę. Sam fakt, że gramy jako jeden z Dużych Tatuśków, dokładniej jako czwarty stworzony, jest bardzo ciekawy. Do tego możemy korzystać z wiertła.
- Można korzystać z broni i plazmidów jednocześnie. Tego mi bardzo brakowało w pierwszej części i żonglowanie czasem bywało męczące.
- Ponownie podobał mi się system ulepszenia broni poprzez korzystanie z jednorazowych stacji/warsztatów, które wiązało się nie tylko z poprawą zadawanych obrażeń/odrzutu, ale także z wizualnymi zmianami każdej pukawki.
Wady:
- Największym minusem „BioShocka 2” jest to, że twórcy wzięli najnudniejszy element z pierwszej części i zrobili z niego bardzo ważny aspekt drugiej - mianowicie ochrona Małych Sióstr podczas pobierania substancji ADAM z trupów. Najpierw oczywiście trzeba się pozbyć Dużego Tatuśka, by odebrać jego podopieczną, by następnie dwukrotnie wykorzystać dziewczynkę do własnych celów. Chociaż można też ją „uratować” po wcześniejszym wykorzystaniu.
- Walka. W grze nastawionej na strzelanie mechanika strzelania nie należy do najlepszych. Jest bardzo drewniana. Pasowała mi przez pierwszą połowę gry, potem zaczęła mnie męczyć i finalnie zmieniłem poziom trudności na najniższy, żeby tylko przebrnąć przez potyczki z przeciwnikami, korzystając głównie z wiertła. Zupełnie jak w pierwszej części, tylko że tam był klucz francuski.
Czy bym polecił? Nie wiem. Patrząc na to, że przez połowę gry się męczyłem, to logika podpowiada, że raczej nie. Z drugiej strony spodobała mi się fabuła, ale też nie na tyle, by przejść dodatek „Minerva's Den” - wolałem przeczytać streszczenie fabuły. :')
#gry #steam #bioshock2 #steampunk #tworczoscwlasna
genialna przechodziłem wiele razy no i jest spolszczenie fakt czasem wywalało do pulpitu na steam deku
Ja grałem w trzy części, ale kurcze żadna mnie jakoś nie wciągnęła.
Minervas Den było nawet lepsze fabularnie niż podstawka
Zaloguj się aby komentować
Co nowego można napisać o prawie dwudziestopięcioletniej grze? Pewnie niewiele, jednakże nie jest to moim celem.
Za dzieciaka coś tam grałem w „Planescape: Torment”, które zresztą zakupiłem w pakiecie „Legendy RPG” z serii Platynowa Kolekcja, ale nigdy nie dotarłem daleko. Chyba potrzebowałem dojrzeć do crpg-ów, szczególnie w takich, w których jest więcej czytania niż grania. Uwaga na spoilery.
Zalety:
- przede wszystkim fabuła. Mówi się, że „Planescape: Torment” oferuje jedną z najlepszych historii wśród gier i prawie jestem w stanie przyznać rację. Prawie, ponieważ nie zagrałem we wszystkie gry, więc nie pokuszę się o takie stwierdzenie :')
Bardzo spodobał mi się pomysł na bohatera bez imienia i z zanikiem pamięci, mimo że spotkałem się z tym już w późniejszych gierkach, który jednocześnie wydaje się nie być wynikiem lenistwa twórców. Choć wiadomo, dzięki temu można łatwiej wytłumaczyć zarzucanie gracza informacjami o świecie przedstawionym.
No ale amnezja Bezimiennego jest bardzo ważna dla fabuły i ta właśnie opiera się na próbach odzyskania wspomnień i własnej tożsamości. Odkrywanie, że Bezimienny to kolejne wcielenie nieśmiertelnej istoty, która po każdej śmierci traci pamięć, było ekscytujące i czułem dreszczyk emocji, gdy udało mi się odzyskać kolejne wspomnienie. Albo gdy okazywało się, że w niektórych poprzednich reinkarnacjach główny bohater był niezłym zwyrolem.
- granie tym złym było przyjemne i nie odnosiłem wrażenia, że psuje mi zadania. Jak napisałem znajomemu, że „przypadkiem” zdobyłem charakter chaotyczny zły (zaczyna się od neutralnego, a pozostałe zdobywa się poprzez... robienie dobrych i złych rzeczy, a także dotrzymywanie lub łamanie obietnic), to nazwał mnie chorym pojebem. :') Bądź co bądź wiele zadań można rozwiązać w „zły” sposób. Na brak doświadczenia czy miedziaków nie narzekałem. :')
- towarzysze! Począwszy od latającej czaszki i wojownika, którego ostrze się zmienia, przez diabelstwo i wiecznie goręjącego maga po sukkuba, który założył burdel... dla osób spragnionych intelektualnej stymulacji. Każdy z nich jest oryginalny i ciekawy, czasem wchodzą ze sobą w interakcję albo dzielą się spostrzeżeniami. Inne postacie także reagują na ich obecność, jeśli są w naszej drużynie.
- świat przedstawiony. Choć brutalny, brudny, a czasem nawet zwyrolski, to jest jednym z ciekawszych uniwersów, z którymi miałem do czynienia. Najbardziej spodobał mi się pomysł na miasto pełne portali, w którym kluczem może być wszystko - odpowiednie przedmioty, myśl, zanucona melodia, czynność et cetera. Tak samo jak wspomniany „burdel” - Przybytek Zaspokojenia Żądz Intelektualnych.
- gra nastawiona jest na rozmowy. Nie lubię walki w większości gier i zdecydowanie preferuję pacyfistyczne rozwiązania, więc bawiłem się świetnie. Prawie tak jakbym czytał książkę, co przypomina mi trochę gry paragrafowe.
Wady:
- gra nastawiona jest na rozmowy. Moim zdaniem nie jest to wada, jednakże w pewnym stopniu wymusza to początkowe rozdanie punktów atrybutów w określony sposób, to jest w inteligencję i mądrość. Bez odpowiednio wysoko rozwiniętych tych dwóch cech gra zdaje się mocno tracić - co prawda nie sprawdziłem, jak się gra z minimalną inteligencją, jednakże po zakończeniu gry sprawdziłem poradnik i było tam wiele opcji, które normalnie zostałyby ukryte, gdyby nie wysoka inteligencja/mądrość. Toteż granie tępawym wojownikiem czy zrecznym złodziejem raczej nie jest tak fajne, jak magiem. Zresztą, tym ostatnim też nie.
Jest to rozgrywka na pewno wymagająca świeżego umysłu, żeby móc czytać ściany tekstu.
- czasem zbyt łatwo zepsuć zadanie i to nie przez złe zachowanie. :') Wystarczy źle poprowadzić dialog (chociażby podczas próby dołączenia do Chaosytów) albo wyrzucić przedmiot, który będzie potrzebny za kilka godzin rozgrywki. Między innymi dlatego starałem się chomikować wszystkie wyróżniające się przedmioty, przez co cierpiałem na wieczny brak miejsca w ekwipunku. Dołączenie nowego towarzysza pomagało tylko na moment.
Pominąłem też dwóch towarzyszy. Jednego właśnie przez to, że pozbyłem się niezbędnego przedmiotu, drugiego po prostu nigdzie nie zauważyłem.
- walka. To największy minus tej gry, walka jest po prostu nudna. W przypadku maga dochodzą jeszcze w miarę ciekawe zaklęcia (i tu szkoda, że nie udało mi się odblokować wysokopoziomych czarów), ale od Więzienia pod Klątwą gra rzuca na nas wielu przeciwników i po godzinnej męczarni musiałem odłożyć granie na następny dzień.
Pod koniec gry też miałem ogromny problem podczas pojedynku z przeciwnikiem, który był bardzo odporny na magię. Zużyłem wszystkie zapamiętane ofensywne zaklęcia oraz przynajmniej połowę amuletów leczniczych. Z jednej strony super, ponieważ przez większość gry chomikowałem przedmioty, więc w końcu się przydały. Z drugiej strony narzekałem pod nosem, gdy kolejny czar nie zadał obrażeń memu wrogowi. Na szczęście była to ostatnia walka.
Pomijam to, że musiałem wczytać grę, tracąc przy tym ponad godzinę progresu, ponieważ okazało się, że ten przeciwnik jest zbyt trudny, a Bezimienny nie ma przy sobie żadnych przedmiotów leczących (te nosił Morte). Musiałem się odpowiednio przygotować do tej walki.
Podsumowując: nawet po prawie ćwierć wieku od premiery gra wciąż jest świetna, pomijając przymusowe walki. Oczywiście uruchomiłem wersję „Enchanced Edition” (płyta z starą wersją leży pewnie gdzieś w domu rodzinnym) i nie miałem żadnych problemów z działaniem gry na Windowsie 11.
Zdecydowanie polecam!
#gry #steam #tworczoscwlasna
@cyberpunkowy_neuromantyk Wow, nawet jak próbowałem być zły to o tak ostatecznie lądowałem co najgorzej jako chaotyczny neutralny a najczęściej chaotyczny dobry xD
Których towarzyszy ominąłeś?
@Sauron
Wydaje mi się, że nie jest to takie trudne - wystarczy zabijać ludzi, których się nie lubi. :')
Vhailora (nie znalazłem go) oraz Nordoma (oddałem Słupowi Czaszek Kostkę Modronów).
@cyberpunkowy_neuromantyk co się w sumie dzieje po oddaniu kostki Słupowi?
Właśnie gram! Z półtorej dekady temu ogarnęłam sobie na torrentach i były cztery płytki, które po kolei trzeba było odpalać na wirtualnym dysku. No i ta czwarta mi nie odpalała... Więc teraz, po latach, zaczęłam od początku (tym razem legalnie gra kupiona na steamie) i mam nadzieję historię dokończyć:) Tym razem gram ze sporo większym doświadczeniem w grach różnego typu, także dużo lepiej mi idzie. Jest satysfakcja, no i też nostalgia mocno :-)
Fajna gra, gralo sie swego czasu
Zaloguj się aby komentować
>loncz a stim game through stim
>tri, jes, tri difrent gejm ołverlejs aktiwajt (stim, dżifors eksperiens and łindołs/eksboks
To akurat nie patologia Ubisoftu, bo ich "lałnczer" najlepszy (i kto normalny kupuje gry Ubisoftu na Steamie, zamiast jak człowiek wiecznie z 20% zniżką na Uplayu).
Najgorsze miałem jak kupiłem grę na steam z EA, a potem w końcu chciałem pograć drugi raz po jakimś czasie i EA stwierdziło, że tej gry nie kupiłem.
Od UBI to pirace bo problem z tymi lanczerami jest na SD
Zaloguj się aby komentować
I cyk do obserwowanych
#steam
Zaloguj się aby komentować
#gry #staregry #rpg #steam
@ZohanTSW ja nie grałem ale wygląda fajnie :)
W przeglądarce też można, polecam :)
Zaloguj się aby komentować
Ostatnio napisałem, że staram się nie pisać o grach, które mi się nie spodobały. I dalej trzymam się tej zasady, jednakże mam ambiwalentny stosunek do „Blacksad: Under the Skin”.
Z jednej strony bardzo spodobało mi się to, co w grach jest dla mnie najważniejsze: opowiedziana historia oraz bohaterowie nie tylko główni, ale także drugo- czy nawet trzecioplanowi. Fabuła mnie najbardziej interesuje i tylko ona sprawiła, że nie porzuciłem tego tytułu po pierwszej godzinie gry.
To egranizacja komiksów hiszpańskiego duetu: Juana Díaza Canalesa i Juanjo Guarnido. Czy duch ich twórczości został wiernie oddany? Trudno powiedzieć, ponieważ to dwa oddzielne media, które rządzą się swoimi prawami, a na komiksach to ja niespecjalnie się znam. Niemniej bardzo podobało mi się to, jak został napisany komputerowy Blacksad. Myślę, że pracownicy Pendulo Studios wiedzieli, co robią - chociaż trzeba przyznać, że Blacksad jest typowym detektywem z nurtu noir, więc może ich zadanie nie było aż takie trudne?
Tak samo jak sprawa, którą musiał rozwiązać. Początkowo bardzo prosta i lokalna - samobójstwo popełnił właściciel siłowni - z czasem zaczyna się wić i wić, by potem wszystko ładnie się ze sobą zazębiło. Poznajemy coraz więcej szczegółów o przeszłości różnych podejrzanych, dowiadujemy się o nowych powiązaniach, są niespodziewane zwroty fabularne. Mimo to gra sama w sobie nie była trudna. Jedynie dwa razy zajrzałem do solucji, ponieważ się zaciąłem. Raz, gdy nie zauważyłem małej koperty, która leżała w prawym dolnym rogu. Drugi raz, już pod sam koniec, kiedy nie do końca wiedziałem, jak połączyć odpowiednie wątki.
No bo jak na detektywa przystało, Blacksad co jakiś czas musi dedukować. Zostało to przedstawione w ciekawy sposób: z rozsypanki różnych dowodów trzeba ułożyć logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Z reguły działa to bardzo dobrze, czasem jednak nie wszystko wydawało mi się na tyle klarowne, by udało się tego dokonać bez klikania na lewo i prawo w nadziei, że trafię na odpowiednią kombinację.
Co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło - soundtrack w tej grze jest przecudowny. Nie jestem fanem jazzu - lubuję się w muzyce elektronicznej - jednakże każdy kolejny utwór celnie trafiał w mój gust. Polecam przesłuchać ścieżkę dźwiękową: https://youtube.com/playlist?list=OLAK5uy_lwqV4eKp8-ZBuqtRJ3fjCtIX_33SE1_ZA&si=adL1ot5UjcEMKvL3
Podobało mi się też coś, o czym zapomniałem wspomnieć przy komiksach: rozbawiło mnie to, że ochroniarzem, typowym gorylem, w grze/komiksach jest rzeczywisty goryl. xD Tak samo jak w policji pracują chyba same psy.
Dlaczego jednak chciałem porzucić grę po zaledwie godzinie?
TA GRA JEST TOPORNA.
-
Sterowanie jest toporne. Grałem na komputerze, korzystając z pada - tak mi zasugerowała gra na samym początku. Przyciskologia jest jak najbardziej w porządku, ale to, w jaki sposób porusza się postać Blacksada, woła o pomstę do nieba. Chodzi powolnie. Obraca się powoli. Czasem nie patrzył tam, gdzie mu kazałem. Ogółem frustrujące.
-
Nie można pomijać dialogów. Nie wiem, co skłoniło twórców do takiego zabiegu, ale nie, jeśli czytacie szybciej od aktorów, nie możecie pominąć kwestii. Musicie cierpliwie słuchać. Cutscenek także nie można pomijać, a szkoda, ponieważ dosyć często są rozbudowane sekwencje quick time eventów. Źle klikniecie bądź się spóźnicie/zrobicie to zbyt szybko? Śmierć, konieczność powtórzenia sekwencji i oglądania tych samych scenek od początku.
-
Optymalizacja. Nie mam nie wiadomo jak dobrego sprzętu, nie mam też przestarzałego złomka - ot, średniak kupiony dwa lata temu, kiedy karty graficzne były jeszcze bardzo drogie. No ale w różne gierki gram na najwyższych ustawieniach graficznych. W przypadku „Blacksad: Under the Skin” można o tym zapomnieć. Gra tnie się niemiłosiernie (lub jak emo). I jak sprawdziłem na forach, problem nie dotyczył także mnie.
Rozgrywka bardzo przypomina gry od studia „Telltale Games”. Blacksad może w różny sposób odpowiadać na pytania, postacie na to reagują, a gra informuje nas o konsekwencjach dokonanych wyborów. Na przykład, że nie dałeś się przekupić. Albo że kogoś obraziłeś. Czy przez to gra oferuje różne wersje historii? Według twórców tak, chociaż podejrzewam, że może to być jak w „The Walking Dead”. Niewiele się zmieni, bo gra i tak musi dojść do pewnych głównych wydarzeń. Tak mniemam. Nie sprawdzam, bo przez problemy wymienione wyżej nie mam najmniejszej ochoty przechodzić większości tych samych sekwencji, żeby sprawdzić, czy wybory gracza rzeczywiście mają znaczenie czy to tylko pic na wodę. Tym bardziej, że lubię przechodzić takie gry tylko raz, żeby uzyskać „moją” wersję historii.
W ramach ciekawostki zamieściłem screenshot z ekranu, który pokazuje, jaki staje się nasz główny bohater przez podejmowane przez nas decyzje. Zrobiłem go pod koniec gry. I jakoś tak wyszło, że na przykład mój Blacksad to w stu procentach romantyk. Idealnie pasuje na detektywa w kryminale noir. :')
Czy polecam? Chyba tylko do obejrzenia na YouTube w formie przejścia gry bez komentarza. Ja dosyć dużo wybaczam gierkom, ale przy tej się niestety męczyłem i cieszę się, że mam już ją za sobą, mimo że bardzo podobała mi się historia.
#steam #gry
Dziękuję za piękny tekst.
Też się zniechecilem do tej gry, choć darze komiks dużym szacunkiem.
@Dzemik_Skrytozerca
Z podobnych powodów czy innych?
Zaloguj się aby komentować
https://youtu.be/BGk2u9-GRTA?si=QnJMruomsKluAThq
#gry #steam #pacyfikdrive
@Spider wygląda na fajne, ale na steamie piszą że nie można zapisać w każdym momencie, tylko w safe zonach, więc to tak trochę mnie odstrasza. Ale może kiedyś kupie
@Naiken Nom prawda dla "non casual player's" dla jednych plus dla innych minus. Osobiscie mi nie przeszkadza dodatkowo motywuje by spiąć się w sobie i dojechać cało do bazy. Pod naciskiem graczy pewno dodadzą save w dowolnym momencie w przyszłości.
@Naiken @Spider mnie to tez odbilo od tego tytlu, a chcialem kupic. i tak, kumam ze to czesc rozgrywki, ale jak masz doslownie max godzinne dziennie na granie, to save w dowonlym momencie jest jak zbawienie.
Zaloguj się aby komentować
https://youtu.be/njAOpATG46E?si=j24QduqtDgjYGERx
. #gry #dyinglight #dyinglight2 #steam
Zaloguj się aby komentować