#anonimowehejtowyznania
Wstydzę się napisać na Hejto ze swojego konta, bo tam udaję kogoś kim nie jestem.
Od początku - odkąd pamiętam zawsze byłem nieszczęśliwy i czegoś mi brakowało. Chociaż jak przypominam sobie czasy przedszkola i podstawówki to biegałem z kolegami po osiedlu, bawiliśmy się, graliśmy w piłę. Później moje interakcje zaczęły zanikać. Siedziałem tylko i grałem w gry online - tibię i csa. Szybko uzależniłem się od pornografii, która była wyrzutem dopaminy i lekiem na całe zło. Szkoła, a później gry i porno. I tak mniej więcej wegetowałem do końca liceum. Nigdy nie byłem zaproszony na żadną "osiemnastkę" znajomych z klasy, na żadnego sylwestra, inną imprezę i nie spotykałem się z nikim po szkole.
Delikatne ożywienie przyniosły studia. Wyjechałem do innego miasta. Dalej nałogowo grałem w csa i oglądałem porno, ale teraz chociaż zacząłem grać w csa z kolegami ze studbazy, a nie randomami z internetu. Poza tym mieliśmy fajną paczkę znajomych, spotykaliśmy się na picie, imprezy, granie w pokera, granie w piłkę, wspólną siłownię. Ale wszyscy w tym gronie byliśmy przegrywami, introwertykami, nikt z nas nie miał dziewczyny, a imprezy były tylko typowo męskie. Nigdy przez całe studia nie wyszedłem do klubu, bo nigdy w życiu nie tańczyłem, bałem się upokorzenia, odrzucenia. Żadnych interakcji z dziewczynami.
Studia zakończyłem na inżynierce, poszedłem pracować w fabryce w innym mieście. Tam nie miałem żadnego życia towarzyskiego. Przez rok moje jedyne interakcje to granie w csa ze starą ekipą.
Życie zaczęło się zmieniać jak zmieniłem pracę. Przeprowadziłem się z powrotem do miasta gdzie studiowałem i poszedłem pracować w mediach, chcąc nie chcąc musiałem zacząć pokazywać w internecie swoją twarz. Bardzo powoli zacząłem budować pierwsze w życiu poczucie wartości. Bardzo powoli. Usłyszałem pierwsze pochwały w pracy, Mój szef - 6 lat ode mnie starszy szybko stał się moim mentorem. Był jak ojciec którego nigdy wcześniej nie miałem. Imponował mi luzem, pewnością siebie i zawsze chciałem być jak on. Wziął mnie pod skrzydła, dużo od niego zaczerpnąłem i się nauczyłem. Przestałem już kulić się w kącie i zacząłem myśleć, że jestem cokolwiek wart. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że może być mnie stać na posiadanie dziewczyny.
Od tego momentu, mając jakieś zapewne 24 lata wtedy, poświęciłem wszystko na zdobycie w końcu pierwszy raz w swoim życiu partnerki. Zacząłem chodzić na siłownię, żeby wyglądać lepiej i zwiększyć swoje szanse. Z tego powodu zmieniłem fryzurę, zacząłem stylizować brodę, zmieniłem okulary, zmieniłem styl ubierania się. Rozwijałem się i uczyłem stawać pewniejszym siebie, budować swoje poczucie wartości. Uczyłem się jak być bardziej atrakcyjnym, albo przynajmniej jak wyglądać na atrakcyjnego. Jednak to wszystko było żeby kogoś mieć. Nie dla siebie. Nigdy nawet nie zastanowiłem się co lubię robić. Jakie mam pasje. I nigdy ich nie miałem.
Zacząłem wymyslac pasje, ale takie, które potencjalnie będą atrakcyjne dla kobiet. A więc zacząłem podróżować, chodzić na lekcje teatru i tańca. Uczyłem się psychologii żeby lepiej siebie rozumieć i kobiety. Zacząłem nawet randkować. Przez 3 lata goniłem swój wymyślony i idealny obraz mojej osoby. Takiej, który uważałem, że spodoba się kobietom.
No i stało się. Wszedłem w swój pierwszy związek kilka dni przed 27 urodzinami. OD razu niesamowicie zauroczyłem się w dziewczynie. Po raz pierwszy zaczałem uprawiać regularny seks i to mnie totalnie kupiło. Upajałem się tym. Owinęło mnie to dookoła palca. Ciągle tylko chciałem przebywać ze swoją dziewczyną. Jak najczęsciej. Żeby jak najczęściej czuć jej zapach, jej dotyk, całować się z nią, kochać się. Non stop chciałem z nią rozmawiać, messenger płonął, wideochaty co wieczór. Wszystko co do tej pory robiłem sam straciło smak. Spacery były fajne tylko z nią, gotowanie fajne tylko dla niej, nawet porno czy gry nie wywoływały we mnie już chociażby zbliżonych emocji co ona.
Po pół roku związku zamieszkaliśmy razem. JEZU. Codziennie obok siebie. Codziennie zasypiać wtulony w nią i budzić się obok. Ciągle tylko myślałem jak ją zadowolić. Co robić żeby to ona była zadowolona. Jak byliśmy obok siebie to skakałem nad nią, żeby jej było jak najlepiej. Jak nie byliśmy obok siebie, bo np była w pracy to wymyślałem co będziemy robić jak już wróci. Wymyślałem jak ją zadowolić. Co jej ugotować, jaki prezent sprawić. Oprócz takiej zwyczajnej troski wszystko było podszyte seksem. Robiłem to bo liczyłem na seks, jak będzie zadowolona. Seks to najsilniejszy narkotyk jaki w życiu poznałem. Seks z nią. Jej dłonie na moim ciele, namiętne pocałunki, zapach, odgłosy. Porno się przy tym chowa.
Nasz związek zaczął się szybko sypać. Ja byłem zbyt absorbujący, potrzebowałem zbyt dużej uwagi. Problemem zaczął być seks, bo chciałem bez przerwy. Pojawiły się pierwsze kłótnie, nieporozumienia. Zaczęła pryskać bańka pani idealnej, wychodziły wady. Coraz częściej źle mnie traktowała, manipulowała, przejawiała toksyczne zachowania, zrzucała na mnie winę za wszystko. JEdnak to bez znaczenia. JA już byłem od niej uzależniony. Znosiłem wszystko w imię jej obecności i seksu. Dalej robiłem wszystko dla niej i dla tego związku.
Dzisiaj jestem kilka dni przed 28 urodzinami. Właśnie zastanawiam się, czy się z nią rozstać. Właściwie to decyzja już zapadła. Czar prysł, zostały kłótnie, niechęć, pogarda. Jednak jest jedna rzecz, która sprawia, że płaczę po nocach. JA NIE WIEM KIM JESTEM.
Nie wiem co lubię robić. Nie wiem czym się pasjonuję. Ostatnie kilka lat było kreowaniem mojego nowego wizerunku. Takiego który miał się podobać kobietom. Wszystko było fikcją. Ja nie znam totalnie siebie. Najpierw przez większość życia byłem zanurzony w gry online, a później w kreowanie wymyślonego siebie. Pomiędzy tym wszystkim są jakieś strzępki mojej osobowości. Jakieś delikatne zainteresowania, którym nigdy nie poświęcałem uwagi.
Moja kilka dni temu wyjechała na tydzień do swojej rodziny. A ja siedzę i się nudzę. Ostatni rok poświęciłem jej. Mieszkam w dużym mieście wojewódzkim, mam mnóstwo wolnego czasu po pracy, mam pieniądze. Ale nie wiem co mam ze sobą robić. Siedzę i się nudzę. Samemu niczego mi się nie chce. Spacerować mi się nie chce, gotować dla siebie mi się nie chce, oglądać samemu filmów i seriali mi się nie chce. Ja nie wiem co ja lubię robić. Mógłbym teraz wstać z krzesła i iść robić cokolwiek bym tylko zechciał. Iść do teatru, do kina, kupić sobie coś, grać na gitarze. Poświęcić się czemuś, co kocham. Mam to czego większości ludzi brakuje - czas i pieniądze, by robić to co kocham. Tylko ja niczego nie kocham. Nie wiem co lubię. Nie wiem kim jestem. Nie znam siebie. Cholernie boję się zostać sam, boję się tej samotności, boję się że już nigdy nikogo nie pokocham i nikt mnie nie zaakceptuje.
Jedynie pocieszam się tym, że za miesiąc wracam do swojego ulubionego miasta gdzie studiowałem. Tam gdzie mam rodzinę, która na mnie czeka i przyjaciół, którzy na mnie czekają. Poza tym nie wiem nic. Nie mam pracy i nie wiem co chcę robić. Nie mam żadnych planów. Nie wiem jak być szczęśliwym. Jak pokochać siebie i czerpać z życia radość. Tego chyba będę musiał się nauczyć.
#depresja #feels #zwiazki #seks #przegryw #smutek
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #642a92c1d4bee0e5aa3e6081
Post dodany za pomocą AnonimoweHejtoWyznania:
https://anonimowehejto.pl - Zaakceptowane przez:
HannibalLecter