#pasta

37
551
W Kauflandzie do którego chodzę na zakupy jest taka pani kasjerka co kasuje tak szybko, że nie nadążam z pakowaniem towaru. Kilka razy próbowałem się z nią scigać ale zawsze przegrywam. Ona wie że gdy towar znajduje się na taśmie to trzeba się go szybko pozbyć żeby klient nie czekał zbyt długo. Ja jestem inny, lubię sobie spokojnie pakować towar do siatek i słuchać rytmicznego pikania skanera. Niestety przy tej pani każde zakupy to wyścig z czasem, nie potrafie ogarnąć tego natłoku rzeczy, gubię się i nie wiem co pakować najpierw. Kilka razy żona mnie karciła że pomidory przuduszone, że z winogron sok tylko został. Nie mogłem tak tego zostawić i postanowiłem trochę popakować. Koledzy myśleli że chodzę na siłownie, bo jak dzwonili:
- chodź na piwo
- nie mogę, pakuje teraz.
Nie wiedzieli że trenuje przed starciem z kasjerką.
Idę do Kauflandu. Robię zakupy, koszyk pełny, nadeszła godzina zero.
Ostatni klient przede mną, kasjerka mówi
- 32 złote.
Facet daje wyliczone pieniadze i zaraz rozpocznie się wyścig. Reklamówki już otwarte i przygotowane do pakowania zakupów (ile to razy szybka pani wystawiała mnie na pośmiewisko gdy ja walczyłem żeby otworzyć foliową siatkę, a ona już skasowała wszystko), towary ustawione na taśmie od najtwardszych do tych miękkich żeby się nie pogniotły. Także od strony taktycznej byłem przygotowany. Machina ruszyła, nagle zewsząd zacząłem słyszeć pikanie.
- pik pik pik pik, pipipipipipipi pipipipipi pipipipipipi serie szły jak z karabinu maszynowego. Byłem oszołomiony, zanim zorientowałem się gdzie leży towar, kasjerka wytoczyła największe działo i odpaliła:
- 45 zlotych 32 grosze.
Wyglądałem jak Rick Grimes po załatwieniu kijem jego kolegów przez Negana. Nawet puściłem bańkę z nosa.
Żeby zachować resztki godności i popakowac choć trochę rzeczy mówie:
- będe placil kartą.
- zblizeniowo ?
O nie kochana, tak szybko nie będzie - pomyślałem.
- na pin
W tym czasie gdy trwa transakcja ja zdąże spakować trochę rzeczy i przynajmniej częściowo zachowam twarz.
Po kilku takich porażkach wpadłem w depresje i nie robiłem już zakupow w Kauflandzie. Ogólnie źle znoszę porażki.
Długo dochodziłem do siebie. W innych sklepach stojąc w kolejce do kasy, napadały mnie ataki paniki i wybuchałem płaczem gdy słyszałem piknięcie skanera. Stało się jasne że muszę zrezygnować z samoobsługowych sklepów. Przez dłuższy okres czasu jezdziłem 3 km do osiedlowego sklepiku z jedną panią ekspedientką. Tam uspokoiłem skołatane nerwy.
Gdy doszedłem do siebie postanowiłem znów iść do Kauflandu , mają tam dużo towaru, a mieszkam w małym mieście więc taki sklep jest na wagę złota. Nie mogę tak po prostu zrezygnować z takiej wygody. Na początku nie bylo latwo, gdy szybka pani przechodzila przez sklep to chowałem sie za pólkami lub udawalem że czytam skład cukru, nie moglem spojrzec jej w oczy po tylu ilościach upokożeń jakie przez nią przechodziłem. Żona, widziala że dzieje sie ze mną coś nie dobrego i postanowila ze mną porozmawiać o tym problemie. Po godzinach rozmów i zapoznaniu się z sytuacją, rzuciła pomysł
- a może pójdziemy razem do sklepu i ja pomogę Ci pakować zakupy. Zgodziłem się, to był dobry pomysł, w końcu to moja żona i jakby nie patrzeć, po ślubie jesteśmy jednością.
I wiecie co ? Przegraliśmy. Żona nie zważyła pomidorów i gdy udała się do wagi ja w tym czasie zostałem rozstrzelany przez kbk AK SKNR. Nawet najbliźsi potrafią zawieść w najważniejszych momentach. Dotarło do mnie że nigdy nie wygram i postanowiłem podać jej ręke i pogratulować. Od tego czasu żyje z szybką panią w zgodzie.
Teraz gdy w sklepie jest olbrzymia kolejka do kas, wybieram kasę w której zasiada pani szybkoręka. Janusze i Grażyny pchają się do kolejek gdzie na taśmach leży mniej towaru. Nie raz wąsaty Janusz z piskiem butów zajezdzal pod mniejszą kolejkę i z szyderczym uśmiechem patrzy na mnie że udało mu sie wcisnąć przede mną. On jeszcze nie wie że ja szukam pani Superkasjerki. Janusz nie zdązyl wyłożyć czteropaka harnasia, a moje zakupy są skasowane i już płacę wyliczoną gotówką. To jest cena mojej kapitulacji, musze mieć przy sobie wyliczone pieniądze by okazać szacunek Superkasjerce. Opuszczam kasę, jeszcze małe skinięcie głową do kasjerki i mogę wracać do domu.
#pasta #heheszki

Zaloguj się aby komentować

Słońce grzało nad Zatoką Przygód aż miło. Ryder rzucał swoim pieskom piłkę, a te ścigały się o nią z zapałem godnym lepszej sprawy. Chase sprawnie odbił piłkę do Skye, ta podała do Rubble'a. Gdy Marshall próbował ją przechwycić, niezdarnie potknął się o miskę, przekoziołkował i wpadł na pozostałe pieski. Całe stadko formowało teraz radosną, roześmianą kupkę futra. Gdy Ryder śmiał się razem z nimi, jego tablet zawibrował. Burmistrz Goodway. Chłopiec odebrał połączenie:
- Tak, pani burmistrz?
- Ryder, potrzebuję pilnej pomocy Psiego Patrolu. W mieście rozpoczęły się zamieszki! Tłum ludzi idzie na ratusz i chce mnie zdetronizować!
Tutaj spanikowana burmistrz skierowała kamerę w kierunku protestujących. Rzesza rozwścieczonych obywateli maszerowała z pochodniami, znakami: "GOODWAY NA DNO ZATOKI PRZYGÓD", "PRECZ Z KOMUNĄ", wyrwanymi sztachetami i kostką brukową. Kroczący na przedzie mężczyzna krzyczał przez megafon:
- Polityka burmistrz Goodway sprowadziła Zatokę Przygód na skraj bankructwa. Mieliśmy gigantyczną bryłę złota, która mógłby zaspokoić socjalne potrzeby całego miasta na długie lata, wartą setki milionów dolarów! Mogliśmy mieć szpitale, obwodnice, sieć dróg, fabryki... A co zrobiła ta złodziejka? Przetopiła go na pomnik swojego pieprzonego kurczaka. Obalić posąg Chicaletty! Obalić burmistrz Goodway!
Tłum, jak zahipnotyzowany, skandował:
- OBALIĆ POSĄG CHICALETTY! OBALIĆ BURMISTRZ GOODWAY!
Bumistrz z powrotem skierowała kamerę na swoją twarz:
- Słyszałeś Ryder? Chcą obalić Chicalettę! Ojejku, moja kurka tak się stresuje! Bądź dzielna kochana. Ryder, musisz nam pomóc!
- Proszę się nie martwić, pani burmistrz - odparł chłopiec - nie ma takich zamieszek, których nie rozpędzimy! Psi Patrol, zbiórka w bazie!
Komunikatory na obrożach zapiszczały, a pieski krzyknęły chórem:
- Ryder wzywa!
W jednej chwili popędziły do bazy i po minucie już stały w równym szeregu, w pełni umundurowane, zdyscyplinowane jak hufiec HitlerJugend w czasach swojej świetności. Chase, ubrany w mundur policyjny, zawołał:
- Jesteśmy gotowi do akcji, Ryder!
- Dziękuję za szybkie przybycie, pieski - zaczął chłopiec - pani burmistrz właśnie jest oblegana przez tłum protestujących obywateli. Jeśli nie rozpędzimy zamieszek, burmistrz zostanie obalona ze swojego stanowiska, a złoty posąg Chicaletty zostanie przetopiony i sprzedany na jakieś szczytne cele. Nie możemy na to pozwolić. Do tej misji wybieram.... Marshalla. Marshall, weźmiesz armatkę wodną i rozpędzisz nią tłum zmierzający w stronę ratusza.
- Już się palę! - rzucił ochoczo piesek.
- Świetnie! Chase, ty weźmiesz megafon i każesz protestującym rozejść się i wracać do domów. Weź też swoje działko na piłki do tenisa. Załadujesz ją gumowymi kulami i będziesz strzelał w tych, których nie uda się zmyć Marshallowi.
Piesek aż zamerdał ogonem z podniecenia:
- Chase się tym zajmie!
- Super! Psi Patrol rusza do akcji! - zawołał z zapałem Ryder, po czym wszyscy ruszyli do swoich pojazdów.
Gdy dotarli na miejsce, tłum rzucił liny na posąg Chicaletty, ciągnąc go siłą setek rąk. Złota Chicaletta opadła niczym pomnik Saddama Husajna w 2003. Ryder rzucił szybko do Marshalla:
- Marshall, działko wodne!
- Hau, hau! Działko wodne! - potwierdził dalmatyńczyk i zaczął pryskać w tłum. Niewielkie działko wodne, łamiąc wszelkie zasady logiki i fizyki, trysnęło potężnym strumieniem, który pogasił pochodnie i roztrącił protestujących. Piesek zaśmiał się niewinnie:
- Haha, to jak kręgle!
Chase w tym czasie krzyczał do megafonu:
- Rozejdźcie się, ale już! Opór jest bezcelowy, nikt nigdy nie wygrał z Psim Patrolem!
Swój przekaz wzmocnił gradem gumowych kul. Zasypały protestujących, wybijając im z głów zęby tudzież przytomność. Śmiał się przy tym do rozpuku.
- Faktycznie jak kręgle. Patrz, Marshall! Cała grupka padła po jedym strzale. Strike w strajk, haha!
Po chwili pod ratuszem nie było ani jednego przytomnego buntowika. Ryder rozglądał się po pobojowisku.
- Świetna robota, pieski! To jeszcze nie koniec, są jeszcze inne grupy. Nie wiemy też kim jest przywódca buntowników. Będziemy potrzebowali wsparcia. Skye! - kilknął jej ikonkę na tablecie - Przyleć do nas i za pomocą swoich gogli odnajdź człowieka, który stoi za tym protestem!
Suczka aż zrobiła fikołka z radości, rzuciła swoim tandetnym catch-phrasem:
- Oto pies, który lata!
I ruszyła w pogoń.
Tymczasem Humdinger, burmistrz Mglistej Osady, razem ze zgrają swoich kociaków rozdawali protestującym kostkę brukową, koktajle mołotowa i nogi od krzeseł.
- Bierzcie, bierzcie, starczy dla każdego! Trzeba położyć kres faszystowskim rządom rodu Goodway'ów oraz Psiego Patrolu. Nikt nie poradzi sobie z deszczem kostki brukowej! To już nie będzie "Psi Patrol" a "Płonący Patrol", hehe!
Gdy ostatni protestujący zostawili Humdingera za plecami, ten zakręcił wąsa i zamruczał pod nosem:
- A gdy burmistrz Goodway zostanie obalona, cała władza przypadnie mnie, MNIE, MNIE! A złoty posąg Chicaletty przetopię na posąg najlepszego burmistrza na świecie czyli... MNIE! Hahaha!
Jego kociaki zachichotały złośliwie wraz z nim.
Burmistrz nie wiedział, że Skye obserwuje go ze swojego helikoptera. Z zapałem młodej SB-czki zakomunikowała Ryderowi:
- Ryder, burmistrz Humdinger daje uzbrojenie buntownikom! Idzie na was armia uzbrojona w koktajle Mołotowa, kamienie i pałki! Jesteście w niebezpieczeństwie!
- Dzięki, Skye! - zawołał chłopiec - Przyda nam się pomoc. Wezwę Zumę i Rocky'ego.
Gdy kolejna fala buntowników dotarła pod ratusz, pieski szykowały się do obrony. Choć sytuacja wyglądała na opłakaną, Ryder nie tracił typowej dla siebie pogody ducha. Miał plan, zawsze miał plan. Gdy poleciał na nich grad kamieni i płonących butelek, krzyknął do Zumy:
- Zumo, teraz!
- Hau, hau!
Zuma włączył potężne wentylatory swojego poduszkowca. Wiatr zdmuchnął grad pocisków, tak że wszystkie poleciały na głowy przerażonych protestujących. Ci jednak, choć zaskoczeni byli gradem pocisków i dysfunkcjonalnymi prawami fizyki, nie mieli ochoty się poddawać.
Ryder zdawał się tego spodziewać. Rozpoczął kontrofensywę.
- Rocky! Masz może trochę gazu pieprzowego i kwasu solnego?
- Hau! - zamerdał ochoczo kundelek - w moim magazynie zawsze coś znajdę.
- Świetnie! Wysyp gaz pieprzowy przed wiatraki Zumy, aby zupełnie zniszczyć ducha walki w protestujących. Potem wlej kwas do pojemników Marshalla, aby mógł spyskać tłum. Oparzenia pomogą nam potem ustalić kto brał udział w tym nielegalnym zbiorowisku.
Krzyk buntowników niósł się po całej Zatoce Przygód. Ulice spłynęły kwasem solnym i płatami rozpuszczonej skóry. Marshall z Zumą śmiali się do rozpuku, ciesząc się z udanej akcji. Myśleli już o przekąskach, którymi nagrodzi ich Ryder po powrocie do bazy. Nie minęło wiele czasu, a Chase przywlókł za sobą złapanego w sieć burmistrza Humdingera. Ten siedział z naburmuszoną miną, zły na cały świat:
- Gdyby nie te przeklęte kundle, rządziłbym teraz całą Zatoką Przygód!
Dzień później burmistrz Humdinger czyścił posąg Chicaletty. Pani burmistrz doglądała go, trzymając w ręce swoją kochaną kurkę.
- Jeszcze tutaj, pod skrzydełkiem. Widzi pan, burmistrzu Humdinger: jak się nabroi, trzeba posprzątać. Prawda, Chicaletto?
Kurka dziubała obojętnie ziarna kukurydzy trzymane przez swoją neurotyczną właścicielkę. Pani Goodway zwróciła się do Rydera:
- Ryder, dzięki za pomoc. Bez was posąg Chicaletty zostałby sprzedany na jakiś szpital albo dom dziecka. Chyba wiem jak się wam odwdzięczę. Zapraszam na ciasteczka do pana Portera!
Pieski z aprobatą zaszczekały. Ryder zaśmali się serdecznie.
- Nie ma sprawy, pani burmistrz. Bo gdy macie problemy z niezadowolonymi obywatelami, dzwońcie po pomoc!
***Pa-pa-pa-pa-pa-pa-trol nasz***
#pasta #psipatrol #rodzicielstwo #heheszki

Zaloguj się aby komentować

Wkurwiaja mnie te nadopiekuncze mamy. Mam dwóch synów. Jeden lat 2 i drugi lat 5. Ten drugi chodzi do przedszkola i jest normalnym dzieckiem. Nie za mądrym i nie za głupim, ot Kacperek. W ten piątek odbieram gowniaka z przedszkola, więc jestem punktualnie 15:45 pod drzwiami. O 16 dzieciaki kończą zajęcia, więc czekam. Ze mną czeka stado rodziców. Raczej mamusiek, które swoje spierdolenie życiowe próbują naprawić dzieckiem. Wiecie, takie dziunie z dyskotek narobily Brajankow i Dżesik, ich jedyna przygoda to murzynski beniz w mordzie oraz opalanie się z Sebkiem w Krynicy Morskiej. No nic. Stoję i zagaduje do mnie jedna Karyna.
- Brajan, umie już czytać i liczyć do stu.
- Mhm.
- A mój drugi synek, Natan, umie nawet mnożyć do sześćdziesięciu.
- Mhm.
Tylko potakiwalem, nie mam zamiaru wciągnąć swojego syna w ten chory wyścig szczurów.
Godzina 16:00. Wybiegaja dzieciaki. Mój Kacper podał mi rękę, jak prawdziwy mały dżentelmen. Ja również mu podaje. Po powitaniu, podnosze wzrok ku górze i kieruje się do wyjścia. Przykul uwagę jeden obsrany dzieciak z klapkiem na mordzie. (też obsranym) To Brajanek. Ten co umie liczyć do stu. Podchodzę do niego i jego rodzicielki. Mówię do syna:
- Kacper, jaka jest definicja granicy wg Cauchyego?
- Dla każdego epsilona większego od zera, istnieje taka liczba ro większa od zera taka, że dla każdego x należącego do zbioru A z nierówności moduł z różnicy iksa oraz iks zero zawiera się w przedziale od zera do ro wynika nierówność moduł z różnicy funkcji zależnej od iksa i granicy jest mniejszy od epsilona.
I tak odeszlismy do samochodu. Następnym razem matka Brajana już się do mnie nie odzywała. Była zajęta czyszczeniem gówna z klapkow Brajana.
#pasta #heheszki

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Z okazji Hogwart Legacy warto wrzucić
– Jesteś czarodziejem, Harry – rzekł Hagrid. Twoje miejsce jest w Hogwarcie.
– A czym jest Hogwart? – zapytał Harry
– To szkoła czarodziejów.
– Ale to nie szkoła publiczna?
– Nie. W pełni prywatna.
– Doskonale. Zgadzam się. Dzieci nie są własnością państwa. Każdy, kto pragnie oferować usługi edukacyjne, ma prawo uczynić to na uczciwych zasadach rynkowych. Nie zwlekajmy zatem.
**
– Malfoy kupił całej drużynie najnowsze Nimbusy! – powiedział Ron – To nieuczciwe!
– Wszystko, co możliwe, jest uczciwe. – pouczył go Harry – Jeśli może kupić swojej drużynie lepszy sprzęt, to ma prawo tak postąpić, jak każda indywidualna osoba. Czy istnieje różnica między jego wyższą zdolnością nabywczą a moja przewagą w umiejętności chwytania znicza?
– Chyba nie… – odpowiedział niepewnie Ron
Harry zaśmiał się, wkładając w ów śmiech rozwagę i głębię, jak gdyby uśmiechał się do odległych szczytów.
– Przyjdzie czas, gdy to zrozumiesz, Ronie.
Profesor Snape stanął przed salą i przyjrzał się uczniom z błyskiem wyższości w oczach.
– Na tych zajęciach nie będzie głupiego machania różdżką ani niepoważnych zaklęć. Nie oczekuję zatem, by większość z Was doceniła subtelną naturę nauki i skrupulatność sztuki, którą jest tworzenie eliksirów. Ale tych niewielu, u których dojrzę talent… Mogę pokazać wam, jak oczarować umysł i zniewolić zmysły. Mogę zdradzić Wam wiele sekretów – jak skroplić sławę, odsączyć chwałę, lub nawet – stanąć na drodze śmierci.
Ręka Harry’ego wystrzeliła w górę.
– O co znów chodzi? – Zapytał, zirytowany, Snape
– Jaka jest wartość owych eliksirów na otwartym, wolnym rynku?
– Co?!
– Uczy Pan, jak tworzyć cenne produkty na własny użytek, będąc opłacanym z pensji nauczyciela – zamiast próbować, dzięki swym umiejętnościom, zaspokoić istniejący popyt?
– Ty bezczelny chłopcze…
– Z drugiej strony, cóż może powstrzymać mnie od wejścia z eliksirami na rynek, gdy tylko poznam sekrety ich warzenia?
– Ja…
– To zresztą problem do rozważenia na gruncie ekonomii, nie technologii wyrobu eliksirów. Kiedy zaplanowane są lekcje ekonomii?
– W tej szkole NIE ma lekcji ekonomii, chłopcze.
Harry Potter wstał z miejsca powoli i dostojnie. – Na dziś skończyliśmy. Jeśli ktoś z was pragnie poznać praktyczną wiedzę o potędze rynku – chodźcie za mną.
Fala uczniów wylała się na korytarz w ślad za nim. Nareszcie odnaleźli kogoś, kto potrafił im przewodzić.
Harry, wraz z Ronem, stanęli naprzeciw Zwierciadła Ain Eingarp. – Boże! – szepnął Ron. – Harry, to twoi rodzice, a oni przecież… nie żyją.
Harry zamrugał i jeszcze raz spojrzał w lustro. – Tak właśnie jest. Ale dziś ta informacja nie jest już istotna czy produktywna. Opuśćmy to miejsce jak najszybciej. Powinniśmy raczej pomóc Hagridowi w jego szczytnej misji. Powinien wyhodować tyle smoków, ile pragnie, pomimo jawnie niesprawiedliwych regulacji dławiących wolny handel tymi stworzeniami.
– Ale to twoi rodzice! – odpowiedział Ron. Ron nadal niewiele pojmował.
– Filarem każdej więzi pomiędzy ludźmi jest cnota przedsiębiorcy, Ronie. – westchnął Harry.
– Nie rozumiem… – odpowiedział Ron
– Oczywiście, że nie – rzekł czule Harry – cnota oznacza, że powinniśmy współdziałać na płaszczyźnie wartości, które możemy dobrowolnie między sobą wymieniać. Wartości każdego rodzaju, poczynając od wspólnych zainteresowań sztuką, sportem czy muzyką, poprzez podobne poglądy filozoficzne i polityczne, a kończąc na celu naszego życia. Ludzie, którzy nie żyją, nie mają tych wartości.
– Ale przecież oni dali ci twoje ży…
– To ja stworzyłem samego siebie, Ronie. – Przerwał mu Harry z pewnością w głosie.
**
– Oddaj mi swą różdżkę – zasyczał Voldemort.
– Tego nie mogę uczynić. Ta różdżka to symbol mojej własności, która jest w istocie materialnym dowodem moich osiągnięć. Własność to produkt ludzkiej zdolności myślenia – odpowiedział Harry z odwagą w głosie.
Voldemort jęknął.
– Istnieje coś, co zasługuje na większą pogardę niż konformista. Jest to nonkonformista, który podąża za trendem.
Voldemort topniał w oczach. Harry odpalił papierosa, bowiem panował nad ogniem.
– Najmniejszą z mniejszości na tym świecie jest jednostka. Ci, którzy odmawiają jednostce praw, nie mogą nazywać się obrońcami mniejszości. Narzucona płaca minimalna jest niczym innym jak podatkiem od sukcesu. To rynek stworzy uczciwą płacę minimalną bez pomocy rządu, ingerującego by narzucić swe bezwzględne ograniczenia.
Voldemort zawył.
– Kopie tej różdżki będę sprzedawał na wolnym rynku, osiągając wielki zysk. I ty również możesz kupić jedną z nich, jeśli zechcesz. Jak każdy.
Voldemort został pokonany.
– Nienawidził nas, bo byliśmy wolni – rzekł Ron.
– Nie, Ronie. Nienawidził nas za to, że działaliśmy wolni.
Hermiona płonęła pożądaniem do obu, jednak żaden z nich nie odpowiadał. Patrzyli gdzieś daleko przed siebie, a przed każdym z nich czekało imperium, które mieli zbudować.
#harrypotter #hogwartslegacy #pasta

Zaloguj się aby komentować

BEZPIECZNIK TOPIKOWY:
Ten mały piździelec to niedoceniany bohater każdej instalacji elektrycznej. Ratuje dupę każdego pierdolonego gówna podłączonego do gniazdka albo wkręconego w klosz przed niedojebaniem mózgowym jego właściciela. Często zdarza się że jakiś pawian wpadnie na genialny pomysł: „Czemu by nie podłączyć wszystkich urządzeń w domu do jednego gniazdka. W końcu po co są kurwa listwy rozdzielające?”. Niestety nie ma chuja, żeby zazwyczaj chujowo dobrane przewody nie dostały wtedy po piździe. Wszystkie te gówna razem wzięte zasysają tyle prądu, że przepierdolić tyle amperów przez przewód to jak próbować przecisnąć chuja przez słomkę. Wtedy do akcji wkracza nasz mały kamikadze. Sam jeden, niczym Sasha Grey, przyjmuje cały strzał na mordę. Niby to tylko kawałek pierdolonego drutu zasypany piaskiem i wpierdolony w ceramiczną obudowę, ale kurwa, ten skurwysyn poświęca swoje życie, więc należy mu się szacunek do chuja.
#pasta #heheszki #elektryka
Afrobiker

@jjot Anglicy. Mają takie w większości wtyczek 😎

Zaloguj się aby komentować

#pasta
Postanowiłem zabrać ojca na zlot starych samochodów. Niedługo kończy 60 lat, zdrowie już trochę nie dopisuje, wyprowadził się na wieś, więc rzadko bywa w mieście, a samochody też lubi, więc dobrze, jedziemy. Nastaliśmy się w kolejce, wreszcie wjechaliśmy. Ja sam mam balerona, ojciec jest dumny że takie dobre auto kupiłem.Ojciec chodzi sobie po terenie, widać że mu się podoba. Ooo, mówi, takie Audi 100 to było moje marzenie w latach 80. Najpiękniejszy samochód tamtych czasów. A jak ono było świetnie wykonane. Oko mu się świeci na widok ładnie zachowanego Mercedesa beczki. Beczka to najwspanialszy wóz, najtrwalszy na świecie! Jaki wygodny! Zagaduje właściciela, zaczynają rozmawiać o tym że diesle Mercedesa to milion kilometrów jedzą na śniadanie. Idziemy dalej, ojciec cmoka z zachwytu nad odrestaurowaną Alfą Romeo Giulią. Jeden znany aktor za PRL miał taką, ojciec nawet wymienia jego nazwisko, ale nic mi ono nie mówi, z PRL-owskich aktorów znam tylko Bareję. Idziemy dalej, ojciec pokazuje na jakieś Corrado na glebie, mówi - co ono tak nisko siedzi? Przecież tym się jeździć nie da. No ale co kto lubi. Spacerujemy dalej. Piękny Saab. A jaka wspaniała Lancia.Ale zaraz, mówi ojciec. A co tu robi Polonez? Polonez to szmelc. Nie powinni go tu wpuszczać! Widzę, że już trochę stracił zapał do tego zlotu. No ale tato, chodźmy zobaczyć co tam jeszcze na końcu. Ojciec z obrzydzeniem idzie wzdłuż rzędu 125p, nawet na nie nie patrzy. Tylko coś mamrocze. „Zmarnowane miejsce na to ścierwo”. Trochę się ożywia, jak widzi Garbusa, bo miał kiedyś Garbusa. Idzie pogadać z właścicielem, pokazuje trik jak wyciągnąć silnik w Garbusie w piętnaście minut, ha ha ha hi hi hi gadki starych garbusiarzy. Ojciec odwraca się i idzie w moim kierunku, w stronę rzędu Maluchów zakończonego Syreną. Koło niego przechodzi jakiś młody człowiek, na oko 20-latek, w bluzie z napisem „CZAR PRL”.Ojciec jakby go piorun poraził.Co to k….a jest CZAR PRL? – widzę, że już jest słabo, wściekłość lvl 9000 – CZAR PRL K…WA? Czar jak mnie milicja pałowała i trzymała na dołku bez zarzutów po 48 a potem wypuszczała żeby znowu złapać? Czar jak #!$%@? kraj przez 45 lat rozkradali i kłamali w telewizji? Czar jak nie można było butów kupić, ani mięsa, tylko j…ny ocet był w sklepie? Czy ich posrało? Tępi gówniarze! Czar PRL! Ja bym im kazał żyć w tamtych czasach, to by dziś debile takich ciuchów nie nosili!!! Co następne będzie, czar trzeciej rzeszy? Czar głodu na Ukrainie 1933? Jadę stąd! – nagle wracają mu siły, raźnym krokiem rusza do naszego samochodu. Po drodze spluwa na widok Tarpana, krzycząc w kierunku właściciela „MIAŁEM TO GÓWNO, PODPAL TO I KUP COŚ NORMALNEGO!!!!””. Wsiada do auta, trzaska drzwiami i zamyka się od środka. Siedzi obrażony tak od pół godziny
#pasta #motoryzacja #heheszki #polonez #prl
CoryTrevor

Bardzo dobra pasta.


Co do tematu polskich "klasyków". O ile w czasach nowości faktycznie to był szajs to dzisiaj ich karykaturalność uznałbym za zaletę. Przejażdżka maluchem nawet z 2000 roku jest jak podróż w czasie 50 lat wstecz.

JackDaniels

@CoryTrevor miałem malucha, poloneza, jeździłem dużym fiatem kumpla. Nie ma siły, która zmusiłaby mnie, żeby kiedykolwiek znowu do tego gówna wsiąść. To jak pójść do dentysty i poprosić o plomby amalgamatowe

doodcinki

@JackDaniels mam dokładnie takie same odczucia jeśli chodzi o te gówna, malucha jedynie lubiłem za to że jak bylem szczeniakiem to katowaliśmy to do wybuchu silnika oddawaliśmy na złom i za 500 złotych kupowaliśmy kolejnego

Zaloguj się aby komentować

operator koparki - bardzo spoko sprawa, jeździsz sobie po kraju i operujesz koparki
to trochę jak weterynarz
jesteś powiatowym operatorem koparki
masz zgłoszenie, ze na drugim końcu powiatu koparko ładowarka caterpillar 428c ma zwyrodnienie stawu łyżkowego i musisz przepisać smar przeciwbólowy i kąpiele w WD-40
na miejscu po badaniu okazuje sie, że niewiele możesz zrobić, zwyrodnienie dotarło do zawiasów
własciciel koparki gładzi ją czule po gąsienicy
ze łzami w oczach wspomina pierwsze dni z caterpillarkiem, gdy jeszcze małego przygarnął go ze schroniska dla porzuconych koparko ładowarek
mówi, że bardzo łagodna, nigdy nie przejechała żadnego dziecka
koparko ładowarka cicho mruczy
kiwasz głową i ze łzami w oczach mówisz, że już za późno na smary i WD-40
pozwalasz włascicielowi pożegnac się ze starym druhem
caterpillar po raz ostatni podnośi go swoją łyżką
potem podchodzisz, i wlewasz czystą benzynę do baku
spracowany diesel powoli przestaje pracować
reflektory koparki gasną
własciciel zanosi się płaczem
czym ja ją gurwa zakopie w ogródku
gurwa znowu zgon na dyżurze
#heheszki #pasta #koparka #zawszesmieszy

Zaloguj się aby komentować

Dziecko sąsiadów było strasznie głośne i denerwowało mnie, ale udało mi się nawiązać z nim kontakt przez ścianę, udawałem, że jestem krasnoludkiem, mieszkam w ścianach i jestem bardzo głodny, a żywię się drucikami. Poprosiłem je, aby mi taki drucik przyniosło i podało przez dziurkę w kontakcie, od tamtej pory mam spokój.
#pasta #heheszki #czarnyhumor #elektryka
gawafe1241

@cooles Żałuję że nie stosował nikt w praktyce...

Kreciola

@cooles mam nadzieje ze to tylko głupi żart!

walus002

@Kreciola przecież jest tag #pasta xD

Zaloguj się aby komentować

Opowiem wam pewną historię
Mam lat 43, więc dojrzewanie padło na lata 80
Gdy biegaliśmy z kumplami po boisku to rozeszła się informacja, że po 20 będzie film, jakiś Czechosłowacki i będzie gola babka.
A że pojawi się niespodziewanie to jest szansa, że rodzice nie zdążą wygonić z pokoju.
Boisko szybko opustoszało.
Oglądam i jest w połowie filmu scena, zaniosło się na sex i partner zapytał:
- chcesz bym spuścił roletę
Ona na to
- nie nie chce
----------
Kuźwa co to oznacza spuścić kobiecie roletę
Jak to się robi?
Rozumiecie PRL, komuna, niczego nie było, miasteczko 30;parę tysięcy, nic nie mieliśmy, żaluzja, roleta to było obce dla nas młodych słowo.
Nie mogłem zasnąć, raz że widziałem cycki a dwa, że nie wiedziałem jak się kobiecie spuszcza roletę.
Na drugi dzień na boisku, powoli się rówieśnicy schodzili i pytam co to oznacza, kumpel mówi
- no ja też o tym myślałem, nie wiem.
Debatowaliśmy, padały różne pomysły, przypuszczenia, nikt nie miał pewności.
Pojawił się jeden kumpel, posłuchał co gadamy i mówi, że to także zasłony na oknie.
Wszyscy umilkli i po chwili, towarzystwo jebnęło śmiechem.
- Łosiu co ty wiesz o seksie, chłop chcę kobiecie spuścić roletę a ty o oknach pierdolisz
#heheszki #pasta
SumTZO

Zaśmiane w głos xDDDDDDD

Thomash80

@ChuckMcGill hej tu twoj rówieśnik, ehh to byly czasy. Pozdrawiam ciagle mlody!

sierpeq

@ChuckMcGill o kurwa, jedna z moich ulubieńszych xD

Dawno nie czytałem, aż się przypomniały złote czasy pierwszych past xD

Zaloguj się aby komentować

Ogólnie ci wszyscy muzyczni eksperci co twierdzą, że poziom muzyki puszczanej dzisiaj w radiu to już nie to co było np. w latach 90tych, chyba nie są świadomi, że listy przebojów podbił facet, który nazwał się Scatman John i śpiewał o swojej obsesji, czyli scacie (z gr. σκατά, skatá – kał, nazwa filmów pornograficznych oraz praktyk seksualnych, związanych z kontaktem z kałem).
Co więcej, Scatman John w refrenach często używał onomatopei, które miały naśladować dźwięki defekacji, najczęściej ostrej biegunki. Przykładowo mogło być to:
Ba-da-ba-da-ba-be bop ba bodda bope
John deprawował nieświadomą młodzież swoją muzyką, ponieważ wpadała w ucho, a wielu radiowców nie rozumiało słów jego piosenek i tym samym ich treści. Artysta często i gęsto zachęcał w nich do uczestnictwa w swoim ulubionym fetyszu, podkreślając, że jak on może, to inni też.
If Scat Man can do it, so can you.
Niszowa branża nagle stała się niezwykle popularna, a jego piosenki kultowe wśród jej amatorów. W niektórych krajach jak Arabia Saudyjska do tej pory utwory Scatmana puszczane są podczas inauguracji zabawy szejków z modelkami z Instagrama.
#pasta #muzyka #heheszki #gownowpis
https://www.youtube.com/watch?v=Hy8kmNEo1i8
Zgrywajac_twardziela

@RiverStar On nie istnieje, to fikcyjna postać z chińskiej bajki ( ͡° ͜ʖ ͡°)

RiverStar

@Zgrywajac_twardziela Przynajmniej w tej bajce miał istnieć, Ty jesteś efektem pękniętej gumki ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Zgrywajac_twardziela

@RiverStar

Nie wiem po co mi swojego ojca cytujesz xD

Zaloguj się aby komentować

Ciekawa historia wiąże się z tym obrazkiem, bo jak widać ludzie z Australijskiego Parku Narodowego zauważyli kangura olbrzymiego (Macropus giganteus) któremu młode kangurzątko odgryzło penisa, bo młode kangury są na tyle głupie, że po wyjściu z torby nie odróżniają samców od samic i gdy chcą się napić mleka to szukają czegoś co przypomina sutka, a sutki kangurzyc są jedne z najsilniejszych na świecie tzn. można podobno przyczepić do nich jeepa i go przeciągnąć, dlatego młode kangury mogą tak mocno ssać (ewolucja!), a przy okazji zaciskają szczęki, więc odgryzanie penisów kangurów jest całkowicie normalne w naturze, a kangury w naturalnym środowisku 'leczą' to moczem, który ma skład podobny do lekkiego alkoholu (podobno aborygeni pili właśnie mocz kangurów, żeby ten dodawał im sił i zdrowia), dlatego pracownicy parku narodowego starają się zakleić taką ranę substancją najbardziej zbliżoną do moczu kangura, czyli właśnie piwem, a tak naprawdę zmyśliłem to wszystko i nie wiem co teraz piszę
#heheszki #pasta #humorobrazkowy
231cc7c9-4346-4b32-b1aa-ed8829e47bc5
DexterFromLab

@Slavica świat nie przestaje mnie zaskakiwać. Do wczoraj nie wiedziałem że ludzie ssą penisy reniferów z jakiegoś powodu. Teraz już wiem.

Cyslav

Polka zobaczyła czarnego kutasa i zadziałał instynkt xD

Michumi

@ParisPlatynov gupi gupku xDDDDDDDDDDDDDD

Zaloguj się aby komentować

gdyby antysamochodowe szury żyły w średniowieczu:
- dopuszczone do ruchu byłyby tylko konie z kilku hodowli prowadzonych przez zaprzyjaźnionych z królem magnatów, konie urodzone w chłopskich gospodarstwach nie mogłyby wyjeżdżać poza pole.
- owies dla koni byłby produkowany tylko przez jedno przedsiębiorstwo należące do króla, przez nie dystrybuowany i dostępny tylko w jego placówkach. ciążyłby na nim ogromny podatek i byłby specjalnie znaczony. owies do siewu albo dla świń już mógłby być zbierany przez każdego, ale nakarmienie nim konia byłoby surowo karane, jeśli w konskich odchodach zostalby wykryty.
- wlasciciele koni musieliby miec tabliczke z corocznie przybijanymi przez weterynarza pieczątkami świadczącymi o stanie zdrowia konia. koń ranny, z chorym uzębieniem byłby rekwirowany przez policję (konną).
- „rząd w jakim stanie? o, tutaj strzemiono prawie się urywa, będzie mandacik 100 talarów. a gdzie są zimowe podkowy?”
- handlarze i wszyscy inni mieliby zakaz wjazdu brykami i wozami na rynek. zakaz nie dotyczylby rajców miejskich, króla i jego funkcjonariuszy, lokalnego pana, biskupa, którzy wozili sie ogromnymi karocami.
- wjazd do miasta bylby mozliwy tylko koniem nie starszym niz 5 lat, który miałby odpowiednio ustaloną normę pierdzenia. norma byłaby wyznaczana we współpracy z hodowlami, tak żeby eliminować konkurencję z innych hodowli i żeby trzeba było co kilka lat kupować nowego konia, a starego dawać do rzeźni.
- ulice bylyby zwężane, tak żeby piesi i jeźdźcy przeszkadzali sobie wzajemnie – np tak żeby dwa wozy nie mogly sie minąć. istniałyby specjalne blokady, żeby tylko pieszy się mieścił.
- w ramach „alternatywnego transportu” panstwo promowaloby osiołki i specjalnie sprowadzało je z Grecji, osiołki nie nadawały by się do roli, bo byłyby za małe, za słabe i szybko by się męczyły, a po jednym zranieniu trafiałyby do rzeźni.
- koń woźnicy przyłapanego na jeździe po pijaku byłby zabierany do rzeźni.
- dostawaloby sie mandat za zostawienie konia na trawie.
#heheszki #pasta #bekazaktywistowmiejskich #samochody #motoryzacja
Macer

@PrzegrywieNieOtwierajBuziNiepytany masz taki mądry nick, przeczytaj go i zastosuj sie.

AureliaNova

Fajny post. Szczególnie, kiedy ulice we współczesnych miastach są barierami większymi niż rzeki. A jedynie dzięki temu "komunistycznemu, antysamochodowemu" prawu mogę sb chodzić ulicami Starego Miasta. Bo od czasu powstania samochodu nie mogę zrobić tego samego po ulicy przy której mieszkam.

Macer

@AureliaNova chcesz sobie chodzic pod domem to kup sobie dom z działką, co jest niby fajnego w chodzeniu po osiedlu.

Zaloguj się aby komentować

W listopadzie stary kumpel się żenił. Spisywałem od niego notatki do matury i piłem z nim do połowy studiów, więc wypadało pójść. Wyciągnąłem z szafy garnitur, odpaliłem dziewczynę kasę na sukienkę, wsadziłem trochę oszczędności do koperty i pajechali!
Sam ślub był w porządku – hymn do miłości, Mendelsohn i sypanie kwiatków, tylko ksiądz mocno zaciągał – człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy. Chwilę potem zameldowaliśmy się na wsi (wesele organizował brat jednego z gości, więc było taniej) i tu zaczęła się zabawa. Wóda zryła banię, Zenek padł już o 21, dzieciaki darły mordę, moja zakumplowała się przy winie z kuzynkami panny młodej, a ja gadałem z ludźmi – z jednym, nieudolnym pisarzem, o literaturze, z drugim o polityce, a z trzecim, z pozoru typowym wsiurem, o sytuacji na Dalekim Wschodzie – o dziwo się znał.
Około 23 wjechał na stoły prezent od ojca panny młodej (swoją drogą, miała kapitalne szpilki) – 15 litrów bimberku. Nektar bogów był pyszniutki, aczkolwiek nieco za duży dodatek piołunu i podejrzane grzybki na zagrychę miały zgubne skutki. Do oczepin zacząłem widzieć potrójnie, pan młody zgubił buty i chodził boso, brat panny młodej zaczął pospolicie skrzeczeć nad kiblem, a nieudolny pisarz spektakularnie zbełtał się świadkowej w dekolt w tańcu. O północy zaczęła się ostateczna apokalipsa – goście podostawali prawdopodobnie halucynacji i bełkotali bez sensu, ktoś szalał na parkiecie z Krzyśkiem krzakiem wyrwanym z ogródka, jakiś dziadyga opowiadał swoje wspomnienia z rzezi (nadal pamiętam, co można zrobić z widłami i ogniskiem), a mi objawiła się jakaś plugawa szkarada i darła się, że więcej nie piję. Potem okazało się, że moja luba po szóstym kieliszku zrobiła „EEEE” i padła twarzą w sałatkę. Koło 3 rano we wszystkich trzymających się jeszcze na nogach wstąpił duch bojowy i z okrzykiem „ZAWSZE I WSZĘDZIE...” pijane towarzystwo ruszyło na krucjatę, którą powstrzymał zamek w drzwiach. O świcie resztki towarzystwa, które w większości zasnęło po kątach, zerwało się do jakiegoś psychodelicznego tańca.
Nie pamiętam, jak dotarłem do domu, ale kiedy o 17 rano obudziłem się na kacu gigancie, przez spustoszone etanolem szare komórki przetoczyły się dwa pytania: Jakim cholernym cudem jeszcze żyję? I dlaczego cholerny Staszek Wyspiański przez całą noc stał pod ścianą i notował, patrząc na resztę weselników z pogardą?
#pasta #heheszki #wesele
Rycerz-R

Pyszna, wysublimowana pasta

lavinka

@cooles Za Staśka Amanita podobno bywała na każdym weselu.

edantes

@cooles piękny plottwist na końcu xd przez większość czasu byłem przekonany, że to prawdziwy opis Polskiego wesela.

Zaloguj się aby komentować

#pasta #heheszki
Ø Bonć mno
Ø Lvl 13
Ø Początek gimbazy
Ø Masz nawet kilku qoompli
Ø Wszystko spoko gdyby nie pewien #!$%@?
Ø 1,90 wzrostu, biceps wielkosci mojej glowy
Ø Nazwijmy go patol
Ø Od poczatku #!$%@? wszystkim jedzenie I picie
Ø NIkt mu nie mogl nic zrobic bo syn wicedyrektorki
Ø Pewnego dnia przy próbie odbicia kanapki jeden z naszych dostał od niego w łeb
Ø Pałka sie przegła
Ø Rozpoczęliśmy naradę co z nim zrobić
Ø Najlepszy kumpel, nazwijmy go Gruby bo ważył tyle co patol tylko że był z pół metra niższy XDDD
Ø Gruby zaproponował że trzeba to zrobić raz a dobrze I przedstawił nam swój plan XDDd
Ø Plan doskonały.
Ø Zaczynały się wakacje więc mielismy czas na przygotowania
Ø Na samym początku wakacji kupiliśmy sok, taki naturalny sok owocowy coś jak frugo ale bez konserwantów
Ø Otwarliśmy go, Gruby wypił pół a potem się tam odlał
Ø Zakręciliśmy I postawiliśmy w słonecznym miejscu na dachu u Grubego XDDDDDDD
Ø Czas na etap drugi
Ø Jedziemy do Warszawy z moim dziadkiem( z Krakowa ale #!$%@? mamy wakacje XDDDDDDDD) po taki owoc
Ø Sysnapol
Ø Co zmienia smak wszystkiego na słodki
Ø Sam nie ma smaku ale jak się go zje to nie czuć gorzkiego etc
Ø Zdobyliśmy ale drogie #!$%@?ństwo
Ø Po powrocie do krakowa zamówiliśmy jeszcze aromat mango bo taki był smak napoju oryginalny
Ø Koniec sierpnia, pierwszy raz chciałem żeby wakacje już się skończyły XD
Ø Idziemy do Groobego
Ø Napój stoi jak stał
Ø Kto otwiera
Ø NAPEWNO NIE JA XD
Ø Dobra Gruby Twoja chata otwierasz XD
Ø Zasyczało
Ø WTF TO NIE BYŁO GAZOWANE XDDDDDDDD
Ø I wtedy to poczuliśmy
Ø #!$%@?ŁO JAKBY ZDECHŁO TAM TYSIONC KRUF A NAWET GORZEJ XD
Ø Do dzisiaj nie zapomnialem tego smrodu
Ø Gruby się porzygał I prawie rozlał naszą drogocenną miksturę XDDDDDDDDd
Ø Dobra jedziemy
Ø Wsypaliśmy tam aromat mango żeby nie było czuć. Wciąż lekko #!$%@?ło ale nie tak żeby poczuć od razu XD
Ø Etap trzeci: przynęta XD
Ø Drugi dzień szkoły. Gruby w plecaku trzyma kanakpkę z tym owocem I Miksturę
Ø Wszyscy zesrani bo nas patol pozabija jak się skapnie XDDDDDDD
Ø GRUBY CZMU MU PO PROSTU TABLETKI NA ROZWOLNIENIE NIE WSYPALISMY
Ø Anon bo przeciez to wyjdzie na badaniach I bedzie przypix a tak to nikt sie nie przysra XD
Ø 30 stopni I slonce
Ø #!$%@? to sie musi udać XD
Ø Jazda gruby wyciaga na przerwie kanapke z owocem na oczach patola. Zgodnie z planem ten podbija I mu wyrywa.
Ø Karyny zachwycone. My też XDDDDDDDDDDDDD
Ø Patrzę na zegarek I wymieniam spojrzenia z resztą
Ø Panowie teraz godzina żeby owoc zaczął działać
Ø Czuj się jak Bond JAMES BOND XDDDDDDDD
Ø Koniec lekcji, czas zacząć działać
Ø Siedzimy na ławce I czekamy az patol wyjdzie otoczony karynami jak zawsze XDDDDd
Ø Idzie
Ø Gruby nie #!$%@? tego XD
Ø Cały spocony zresztą jak każdy bo jest #!$%@? 30 stopni w cieniu
Ø Wyciaga miksturę I otweira. Lekko syknęło ale nie #!$%@?ło o dziwo
Ø Idzie patol. #!$%@? może zdążymy się wycofać on nas #!$%@? XDDDDDdd
Ø Podbił do grubego, karyny śmieszkują
Ø Dorbze że gruby odkręcił bo nie syknęło
Ø Plan był taki że weźmie dwa łyki I #!$%@? bo zwykle tak robił
Ø Ale było gorąco
Ø I Wypił całość dusziem.
Ø #!$%@? MAĆ ON UMRZE XD
Ø Patrze spanikowany po kolegach
Ø Gruby cały czerwony na ryju reszta #!$%@? XDDDDddd
Ø Chyba na mnie już czas
Ø Patol podchodzi do dziewczyń I sobie idą
Ø Wyrok odroczony XD
Ø Gruby mówi że w takim gorącu I tak nie pobiegnie żebym go tu zostawił I ratował siebie XDDDDDDD
Ø GRUBY TO NIE FILM PO PROSTU CHODZ XDDDDDDDDD
Ø No dobra
Ø I wtedy to usłyszeliśmy
Ø Zresztą jak cała szkoła XDDD
Ø Ryk rannego nosorożca
Ø Patol leży na ziemi I rzyga Karyny #!$%@?ą w popłochu XD
Ø Cały obrzygany, jeszcze spodnie obsrał XDDDD
Ø JA JEBE CO MYSMY ZROBILI
Ø GRUBY IDZ SPOKOJNIE NIKT NIE WIE ZE TO MY XD
Ø Reszta czeka na nas pod trzepakiem XD
Ø Cali zesrani
Ø Pytam się grubego CO TU SIE #!$%@?
Ø A ten mówi że do tej kanapki jeszcze kiełbasy starej dorzucił żeby się upewnić XDDD
Ø Jakiś paranoik wydarł mordę GRUBY TY #!$%@? DEILU JAD KIEŁBASIANY MOŻE ZABIĆ XDDDDDDDDDD
Ø Kuuuuurwa co teraz XD
Ø Rozeszliśmy się do domów, nikt nic nie wie
Ø Na drugi dzień wracamy do szkoły nauczycielka mówi że patol w szpitalu zatruł się czymś bardzo poważnie
Ø Patrzę na grubego
Ø Patol żyje, nie pójdziemy siedzieć XDDD
Ø Tydzień później, patol wraca.
Ø Gruby siedzi w kiblu cały obsrany.
Ø Mówię do niego że #!$%@? przecież ci nie #!$%@? przy nauczycielach XD
Ø Przerwa, wychodzimy z klasy, patol podchodzi do Grubego XD
Ø I mówi że w szpitalu o mało co nie umrał I postanowił że już nigdy nie będzie nikomu nic zabierał I wgl że będzie dobrym człowiekiem XDDDD
Ø I że ksiądz mu kazał coś dobrego zrobić jako zadośćuczynienie więc co może dla niego zrobić XDDDDDDDD
Ø Gruby mówi że trzy pączki I są kwita XDDDDDDDD
Ø Patol się ucieszył I na następnej przerwie przyniósł paczki XD
Ø Od tamtej pory z patolem żyliśmy w zgodzie nawet z Grubym się zaprzyjaźnił
Ø I mamy nadzieje że nigdy się nie wyda to co zrobiliśmy
Ø BO BY NAS #!$%@? POZABIJAŁ XDD

Zaloguj się aby komentować

Biedronka to zatoczyła niezłe kółko xD Pamiętam jak za gówniaka był to synonim sklepu z najgorszym chłamem: jakieś no-name marki, produkty guwnojakości, afery z mobbingowaniem z pracowników - sam dół łańcucha pokarmowego. Już nawet taki lider szajs który też był sklepem z syfem i taniochą (1.5 litra ichniej koli za chyba 69 groszy AD 2004 xD) był level wyżej. Pierwszy raz byłem w biedronce chyba w 1999 w Olecku na koloniach i zrobiła na mnie tak złe wrażenie, że przez kolejne 10 lat omijałem tę sieć xD W świadomości ludzi był to sklep dla biedoty i ta opinia przywarła na długo: vide reportaż z koszykiem Kaczyńskiego i jego "Biedronka to jest sklep dla najbiedniejszych" xD W gimbazie cisnęliśmy sobie, że twoja stara robi zakupy w biedronce XD I nagle koło 2008 zaczeło się to zmieniać, po tym jak walnął kryzys i znaleźli czuły punkt polskiej duszy. Hej, pst, zobacz tu. Zobacz, tu masz dajmy na to keczup z napisem Pudliszki za 4.50 a tu masz keczup marki biedronka za 2.50. A zobacz, ten keczup biedronki też produkują pudliszki. No przecież to jest to samo, na tej samej linii robione. Oszczędzasz dwa złote, a dostajesz tę samą rzecz taniej! To się opłaca! Hehe, polak potrafi! No i Polacy dostali istnego pierdolca, w koncu nie ma nic bardziej polskiego niż zaoszczędzić parę złotych. Biedronki nie były już sklepami dla biedaków, a tych hehe cwańszych - i zaczęły mnożyć się jak bakterie na gąbce w zlewie. Trochę im zajęło zerwanie z łatką sklepu dla biedaków (w 2009 gdy po raz drugi w życiu wchodziłem mimowolnie czułem dyskomfort), ale dużym wysiłkiem się udało: sklepy już nie wyglądały jak więzienia, jakość produktów poszła mocno do góry, ceny były baaardzo korzystne - coraz więcej ludzi zaczynało się przekonywać, że ta biedronka (czy ogólnie dyskonty) nie są takie złe.
No i minęło trochę czasu i jak jest teraz? No jak w lesie xD Ceny z dupy, wszędzie syf i burdel, bajzel z promocjami, cenówki na półkach się nie zgadzają z tym co nabija kasa, podłoga się lepi od brudu, chłodziarki zapleśniałe i śmierdzące, w zasadzie co zakupy to jakaś pozycja na paragonie oszukana xD Alejki ciasne, że polaki przeciskają się i wiją jak karpie przez przepusty. Przy kasie ludzie dyszą ci w kark: czy może pan szypciej klikać zakupy, szypciej je pakować w tej kasie samoobsługowej? Mi się spieszy do domu, potrzebuję oglądać netflixa 5 sekund dłużej! A kasy samoobsługowe to już w ogóle xD Walą komunikatami co 5 sekund: POTRZEBNE INFORMACJE! ZABIERZ ARTYKUŁY! jak automatyczni strażnicy w jakiejś mrocznej antyutopii. Najgorsze jest to, że teraz ta zaraza jest wszędzie i nigdzie blisko nie idzie zrobić zakupów w normalnym sklepie. Serio, tak długo już tam łaziłem, że jak pójdę kawałek dalej do jakiegoś FRAC-a czy Leclerca to normalnie przeżywam szok kulturowy jak chłop co w latach 80 pierwszy raz wyjechał na zachód. Jak to, to w sklepie mogą być szersze alejki? To towar może leżeć na półkach a nie w kartonach albo na paletach? To można sobie zrobić zakupy na czilu a nie latać jak wariat i przepychać się między innymi? Ale jak to?;0 Walę Biedronkę, wracam mentalnie do robienia zakupów raz na tydzień jak w latach 90 - i wam radzę to samo.
#biedronka #przemyslenia #gownowpis trochę #pasta
1ad73d35-70cc-46b5-855c-c9cb2dd0c853
Macer

@knoor biedronka to zawsze byl i dalej jest sklep dla biedakow, ale bardziej umyslowych – zla jakosc, fatalna obsluga, brzydota koszmarna, nagminne łamanie przepisow bhp (chocby te słynne zastawione przejscia ewakuacyjne), wieczne problemy z higieną, najgorsze warunki pracy – zadna inna siec nie przegrala tylu procesow o zle traktowanie pracownikow. dla mnie to kwestia sumienia zeby tam nie chodzic, nie zamierzam dawac zarabiac sieci ktora jest tak koszmarrnym pracodawcą. biedronka to jedyny sklep w zyciu z ktorego przynioslem do domu robale. ceny wcale nie sa niskie poza pojedynczymi produktami.

w sumie przy calej swojej chujowosci to niesamowicie dziwne, ze ten sklep jest tak bardzo popularny w polsce. ale moze polacy po prostu lubią byc traktowani źle.

Gennaro

@knoor Najgorzej, że tego chłamu nastawiali na każdym rogu, chodzę tam bo mam najbliżej. Niestety, taki Auchan czy Carrefur może i jest większy i ma szerszy asortyment, ale mają taki sam syf jak wszędzie, non stop trafiam na spleśniałe warzywa i przeterminowane produkty. Lidl jest gdzieś pomiędzy tą sodomą a gomorą Szczerze to nie wiem, gdzie robić zakupy żeby było cywilizowanie.

Parezywek

Jak prosto i szybko to Netto a jak ktoś chce lepszy wybór Lidl lub Aldi - takie moje zdanie

Zaloguj się aby komentować

W moim prywatnym rankigu zwierząt o dziwnych zwyczajach godowych, wirki z rodzaju Pseudobiceros zajmują pierwsze miejsce. Gdy taki wirek spotka wirka, może przyjść mu na myśl "niezła dupa!" i mu stanąć. A że wirki są hermafrodytami, to drugiemu wirkowi przyjść może ta sama myśl i takoż mu staje. 
Sytuacja robi się trochę niezręczna. Dla rozładowania atmosfery wirki przystępują do epickiego pojedynku na własne przyrodzenia. Cel jest prosty - zapłodnić przeciwnika i samemu nie zaciążyć. Jeden w wirków wygrywa pojedynek w chwili, gdy jego przyrodzenie przebija delikatną skórę przeciwnika i wtłacza w jego ciało świeżutkie plemniki. 
Teraz on jest tatusiem, a przegrany - czy teraz już raczej przegrana - mamusią. Oj, w świecie wirków warto przyłożyć się do lekcji szermierki!
Aby uczynić rozmyślania o życiu seksualnym wirków jeszcze bardziej pojebanymi, możemy sobie wyobrazić podobne zachowania u ludzi. Wyimaginujcie sobie tę kultową scenę z "Potopu" - ulewny deszcz, przerwana bitwa, dwie zwaśnione bandy, a pośrodku nich stoją naprzeciw siebie Kmicic i Wołodyjowski, zdecydowani stoczyć szermierski pojedynek o wszystko. W tym przypadku raczej nie na śmierć i życie, a na życie samo. Ściągaja gacie i szykują się do pojedynku. Dwa wzwiedzione fallusy lśnią w świetle rozdzierających niebo arterii błyskawic. 
Andrzej Kmicic mierzy "Małego Rycerza" wzrokiem.
- Waść nie wyglądasz na wielkoluda!
Nawykły do kpin Wołodyjowski rzecze chłodno:
- Chcesz waść poczekać aż siąpić przestanie? Żal prokreować w taki deszcz.
- Mi tam wszystko jedno. Oficer zaciąży to i niebo płacze!
Obaj przeciwnicy ujmują swoje członki w dłonie i zaczynają walkę. Ku zaskoczeniu Kmicica, Wołodyjowski macha swoją fają jak wirtuoz, kontroluje pojedynek, kręci młynki jak helikopterem tak szybko, że zdawać by się mogło, że uniesie się zaraz w powietrze i odleci w sobie wiadomym kierunku. Imć Andrzej Kmicic nie składa jednak broni, macha batem to w lewo, to w prawo, z obrotem, z półobrotu, bezskutecznie odbijając się od naprężonego prącia Wołodyjowskiego. Coraz bardziej spocony i zdesperowany.
- Waść machasz jak cepem - dogryza mu "Mały Rycerz".
Po raz kolejny technika okazała się ważniejsza od rozmiaru. Zręcznym ruchem, samiusieńką końcówką żołędzia, Wołodyjowski wytrąca Kmicicowi fallusa ze spoconych rąk.
- Podnieś! 
Upokorzony Kmicic sięga ponownie po swoje przyrodzenie, nie widząc już jednak nadziei na wygraną. Wie, że Wołodyjowski się z nim po prostu bawi. Gdy ponownie skrzyżowały się ich flety, zdesperowany prosi:
- Kończ waść, wstydu oszczędź! 
- Proszę!
Zręcznym ruchem Wołodyjowski pokonuje dziurawą gardę swojego przeciwnika, przebijając mu czoło i wtłaczając przez bliznę miliony malutkich Wołodyjowskich. Kmicic pada na kolana, świadom tego, że w tym momencie stał się mamuśką. 
Kurwa. Chyba czas poprosić psychiatrę o jakieś tabletki. 
#grupazanizaniapoziomu może #pasta #heheszki #gownowpis
#niemoje #pasta
>bądź na uczelni
>pójdź do starego wydziału z kumplem
>zauważ dwie dziewczyny, wprawdzie z żadną nie gadałeś, ale kojarzysz z twarzy
>jedna jest 10/10, cała cymes, milutka i chyba wolna
>czekajcie na otwarcie auli im. prof. Gąbki i gadajcie sobie
>znaczy się większość mówi kumpel
>ogarnij, że powinieneś powiedzieć coś zabawnego i bystrego
>nad wejściem do sali wisi zegar z kukułką i wahadłem
>"a więc wahadło... wiecie, że jego częstotliwość to nic innego jak jeden przez okres, a jako płeć żeńska to oczywiście znacie się na innym okresie"
>patrzą na mnie lekko zmieszane i wystraszone
>jest tylko gorzej
>pointa wchodzi jak perełka po długim gorącym dniu
>zacznij świstać z powstrzymywanego śmiechu wskutek wlasnego żartu
>morda czerwona jak Jelcyn u końca kadencji i też nie panujesz nad nogami
>dziewczyny patrzą na ciebie i powoli wychodzą, kiedy leżysz na podłodze i odgrywasz kompilację śmiechu Waldka Kiepskiego przez twój nieudolny pik komedii
>kumpel wściekły, że przez ciebie nie zapuści mrówkojada
>obsmarkaj się i tak, pisząc to

Zaloguj się aby komentować

Widzieliście kiedyś na żywo prawdziwą naukową dyskusję? Ja miałem okazję wczoraj w jednej uczestniczyć. Przygotowałem prezentację o metylacji DNA (trudne zagadnienie), produkowałem się pół godziny, ale dobrze poszło. Ostatni slajd, na nim ”dziękuję za uwagę”, mówię:
- Dziękuję za uwagę. Czy ktoś ma jakieś pytania albo komentarze?
Atmosfera na sali trochę się rozluźniła. Głos zabrał doktor habilitowany Karwiński:
- Z całym szacunkiem, panie Anonimski, według mnie pańska prezentacja zawierała szereg błędów. Po pierwsze, metylacja DNA...
Zaczęło się. Czułem się, jakbym schodził po schodach i nie trafił w stopień. Serce zamarło, po czym przyspieszyło do stu dwudziestu na minutę. Karwiński po kolei punktował wszystkie słabostki mojego wystąpienia
- ...mam wrażenie, że przeczytał pan jedynie przeglądówki sprzed piętnastu lat, a i to pobieżnie. Czy pan w ogóle odróżnia metylację DNA od metylacji histonów?
- Panie docencie... ja... ja... - dukałem nieporadnie. To koniec. Obrona nie była możliwa. Cały mój wysiłek poszedł na marne, słońce zaszło za chmurami, a z nim nadzieja na zaliczenie seminarium. Zawiodłem i przegrałem.
Niespodziewanie inicjatywę przejął mój promotor, profesor Bujewicz.
- Szanowni państwo - zwrócił się do zebranych - z całą pewnością wszyscy słyszeliśmy żałosne wywody docenta Karwińskiego. Jakże jednak mamy traktować je poważnie, skoro pan docent, jak powszechnie wiadomo, ma małą i giętką pałę oraz lubi ssać męskie penisy?
Szmer uznania przetoczył się przez audytorium. Ludzie kiwali głowami, przychylając się do słów profesora.
- Panie profesorze - oburzył się Karwiński - Co to do cholery znaczy? Co ma długość mojego członka do metylacji DNA? A „męski penis” to masło maślane, zna pan jakieś "żeńskie penisy"? Pan obraża naukową dyskusję!
- Sam pan ją obraża swoją paskudną mordą, docencie Karwiński. W kwestii „męskich penisów” to tak, znam jednego właściciela „żeńskiego penisa” – pana, docencie, bo pan pizda jesteś. Pytał pan jeszcze, co ma długość pańskiego fistaszka, którego szumnie określił pan nazwą członka, do metylacji DNA? Ano to, że tankował pan wódkę z przemytu, zmetylowało panu kutasa i jego rozwój zatrzymał się na trzech centymetrach.
Widownia wybuchła śmiechem. Z osłupieniem obserwowałem tę scenę. Karwiński poczerwieniał jak burak, Bujewicz zaś, bez zażenowania, wyciągnął cygaro, zapalił je i zaciągnął się z satysfakcją. Ktoś z sali krzyknął:
- Brawo profesor Bujewicz!
- Kto wpuścił tego debila na salę? Wypierdolić Karwińskiego!
- Wypierdolić!
Docent poczerwieniał jeszcze bardziej, podszedł do Bujewicza i warczącym głosem zaczął mu dogryzać:
- Że niby ja mam jakieś braki? A co z panem, profesorze, co? Bujewicz-bezchujewicz! Stary impotent, bez viagry to nawet myśleć o ruchaniu nie może! Spójrzcie na niego, jakie cygaro wyciągnął, pewnie kompleksy ma! Lubi pan brać długie, grube rzeczy do gęby, co nie?
Profesor Bujewicz zaciągnął się cygarem, wypuścił dym prosto w twarz adwersarza.
- Chyba pana stary, docencie. Panie magistrze, proszę pocisnąć torpedę docentowi Kurwińskiemu. - zwrócił się do mnie.
Rozgorączkowana publiczność pokazywała nas sobie z zaciekawieniem palcami. Karwiński był już skompromitowany, a do mnie należało jego ostateczne dobicie. Widownia oczekiwała świetnej wiązanki, mój promotor patrzył na mnie z nadzieją, Karwiński zaś próbował zamordować mnie wzrokiem. Wyprostowałem się, spojrzałem mu prosto w oczy i wyrzekłem.
- Pytał się pan, docencie Kurwiński, co wiem o metylacji. Wiem, kurwa, wszystko. I chuj pana obchodzi, z jakich źródeł korzystałem, bo i tak pewnie czytać pan nie potrafi. Jeśli moje wywody o metylacji DNA się panu nie podobały, to może mnie pan w dupę pocałować. Albo w wała possać, tak jak pan lubi!
Docent skrzywił się nieprzyjemnie, wycelował oskarżycielsko palcem.
- Panie Anonichuimski! Merytorycznie pana praca leży i kwiczy, to dno plus metr mułu, gówno psie i wie pan co?
- Co? - odparłem odruchowo. Błąd.
- Chujów sto!
Audytorium zaśmiało się. Dałem się zrobić jak dziecko. Karwiński uśmiechnął się triumfalnie, pewien zwycięstwa. Profesor niewzruszony palił swoje cygaro. Kiwnął przyzwalająco głową. Zripostowałem.
- W pana dupę, docencie Kurwiński! Tak, jak pan lubi!
Zerwała się owacja. Karwiński starał się coś odeprzeć, coś dodać, bronić, się, atakować, ale lud nie dał dojść mu do słowa.
- Wypierdalaj! Wypierdalaj! WY-PIER-DALAJ!
- Chuj ci na imię! Kurwiński, chuj ci na imię! Chuj ci na imię! - skandowali.
Biedny docent nie miał gdzie się schować. Usiadł na swoim miejscu, skurczył się w sobie i (choć wydaje się to niemożliwe) poczerwieniał jeszcze bardziej. Zasłonił twarz rękami. Nie wierzę. Triumfowałem. Wygrałem naukową dyskusję.
- Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania lub komentarze? Dla odmiany sensowne?
- Tak - podjął jeden z kolegów na sali - czy metylacja w obrębie intronów też może mieć znaczenie na skuteczność transkrypcji genów?
Uśmiechnąłem się. Z sali zaczęły padać coraz to nowe pytania, ja zaś odpowiadałem na nie zgodnie z moją wiedzą
#heheszki #memy #pasta
sullaf

@Funkmaster @de9 potwierdzam częściowo. Oczywiście, że tu wszystko ciutkę podkoloryzowane, ale pisząc to opierałem się na faktach.

Funkmaster

@de9 W czasach studenckich byłem członkiem Rady Wydziału jednego z uniwersytetów z ramienia samorządu studentów. Posiedzenia odbywały się raz na miesiąc. Co najmniej 3 razy byłem świadkiem wulgarnych rozmów pomiędzy doktorami i profesorami „rywalizujących o władze” na wydziale kierunków. Oczywiście są również wykładowcy o wysokiej kulturze dyskusji, ale tacy jak w paście to na oko ze 30% kadry.

de9

@Funkmaster spoko, dzięki za odpowiedz.

Zaloguj się aby komentować