W moim prywatnym rankigu zwierząt o dziwnych zwyczajach godowych, wirki z rodzaju Pseudobiceros zajmują pierwsze miejsce. Gdy taki wirek spotka wirka, może przyjść mu na myśl "niezła dupa!" i mu stanąć. A że wirki są hermafrodytami, to drugiemu wirkowi przyjść może ta sama myśl i takoż mu staje.
Sytuacja robi się trochę niezręczna. Dla rozładowania atmosfery wirki przystępują do epickiego pojedynku na własne przyrodzenia. Cel jest prosty - zapłodnić przeciwnika i samemu nie zaciążyć. Jeden w wirków wygrywa pojedynek w chwili, gdy jego przyrodzenie przebija delikatną skórę przeciwnika i wtłacza w jego ciało świeżutkie plemniki.
Teraz on jest tatusiem, a przegrany - czy teraz już raczej przegrana - mamusią. Oj, w świecie wirków warto przyłożyć się do lekcji szermierki!
Aby uczynić rozmyślania o życiu seksualnym wirków jeszcze bardziej pojebanymi, możemy sobie wyobrazić podobne zachowania u ludzi. Wyimaginujcie sobie tę kultową scenę z "Potopu" - ulewny deszcz, przerwana bitwa, dwie zwaśnione bandy, a pośrodku nich stoją naprzeciw siebie Kmicic i Wołodyjowski, zdecydowani stoczyć szermierski pojedynek o wszystko. W tym przypadku raczej nie na śmierć i życie, a na życie samo. Ściągaja gacie i szykują się do pojedynku. Dwa wzwiedzione fallusy lśnią w świetle rozdzierających niebo arterii błyskawic.
Andrzej Kmicic mierzy "Małego Rycerza" wzrokiem.
- Waść nie wyglądasz na wielkoluda!
Nawykły do kpin Wołodyjowski rzecze chłodno:
- Chcesz waść poczekać aż siąpić przestanie? Żal prokreować w taki deszcz.
- Mi tam wszystko jedno. Oficer zaciąży to i niebo płacze!
Obaj przeciwnicy ujmują swoje członki w dłonie i zaczynają walkę. Ku zaskoczeniu Kmicica, Wołodyjowski macha swoją fają jak wirtuoz, kontroluje pojedynek, kręci młynki jak helikopterem tak szybko, że zdawać by się mogło, że uniesie się zaraz w powietrze i odleci w sobie wiadomym kierunku. Imć Andrzej Kmicic nie składa jednak broni, macha batem to w lewo, to w prawo, z obrotem, z półobrotu, bezskutecznie odbijając się od naprężonego prącia Wołodyjowskiego. Coraz bardziej spocony i zdesperowany.
- Waść machasz jak cepem - dogryza mu "Mały Rycerz".
Po raz kolejny technika okazała się ważniejsza od rozmiaru. Zręcznym ruchem, samiusieńką końcówką żołędzia, Wołodyjowski wytrąca Kmicicowi fallusa ze spoconych rąk.
- Podnieś!
Upokorzony Kmicic sięga ponownie po swoje przyrodzenie, nie widząc już jednak nadziei na wygraną. Wie, że Wołodyjowski się z nim po prostu bawi. Gdy ponownie skrzyżowały się ich flety, zdesperowany prosi:
- Kończ waść, wstydu oszczędź!
- Proszę!
Zręcznym ruchem Wołodyjowski pokonuje dziurawą gardę swojego przeciwnika, przebijając mu czoło i wtłaczając przez bliznę miliony malutkich Wołodyjowskich. Kmicic pada na kolana, świadom tego, że w tym momencie stał się mamuśką.
Kurwa. Chyba czas poprosić psychiatrę o jakieś tabletki.
#grupazanizaniapoziomu może #pasta #heheszki #gownowpis
Sytuacja robi się trochę niezręczna. Dla rozładowania atmosfery wirki przystępują do epickiego pojedynku na własne przyrodzenia. Cel jest prosty - zapłodnić przeciwnika i samemu nie zaciążyć. Jeden w wirków wygrywa pojedynek w chwili, gdy jego przyrodzenie przebija delikatną skórę przeciwnika i wtłacza w jego ciało świeżutkie plemniki.
Teraz on jest tatusiem, a przegrany - czy teraz już raczej przegrana - mamusią. Oj, w świecie wirków warto przyłożyć się do lekcji szermierki!
Aby uczynić rozmyślania o życiu seksualnym wirków jeszcze bardziej pojebanymi, możemy sobie wyobrazić podobne zachowania u ludzi. Wyimaginujcie sobie tę kultową scenę z "Potopu" - ulewny deszcz, przerwana bitwa, dwie zwaśnione bandy, a pośrodku nich stoją naprzeciw siebie Kmicic i Wołodyjowski, zdecydowani stoczyć szermierski pojedynek o wszystko. W tym przypadku raczej nie na śmierć i życie, a na życie samo. Ściągaja gacie i szykują się do pojedynku. Dwa wzwiedzione fallusy lśnią w świetle rozdzierających niebo arterii błyskawic.
Andrzej Kmicic mierzy "Małego Rycerza" wzrokiem.
- Waść nie wyglądasz na wielkoluda!
Nawykły do kpin Wołodyjowski rzecze chłodno:
- Chcesz waść poczekać aż siąpić przestanie? Żal prokreować w taki deszcz.
- Mi tam wszystko jedno. Oficer zaciąży to i niebo płacze!
Obaj przeciwnicy ujmują swoje członki w dłonie i zaczynają walkę. Ku zaskoczeniu Kmicica, Wołodyjowski macha swoją fają jak wirtuoz, kontroluje pojedynek, kręci młynki jak helikopterem tak szybko, że zdawać by się mogło, że uniesie się zaraz w powietrze i odleci w sobie wiadomym kierunku. Imć Andrzej Kmicic nie składa jednak broni, macha batem to w lewo, to w prawo, z obrotem, z półobrotu, bezskutecznie odbijając się od naprężonego prącia Wołodyjowskiego. Coraz bardziej spocony i zdesperowany.
- Waść machasz jak cepem - dogryza mu "Mały Rycerz".
Po raz kolejny technika okazała się ważniejsza od rozmiaru. Zręcznym ruchem, samiusieńką końcówką żołędzia, Wołodyjowski wytrąca Kmicicowi fallusa ze spoconych rąk.
- Podnieś!
Upokorzony Kmicic sięga ponownie po swoje przyrodzenie, nie widząc już jednak nadziei na wygraną. Wie, że Wołodyjowski się z nim po prostu bawi. Gdy ponownie skrzyżowały się ich flety, zdesperowany prosi:
- Kończ waść, wstydu oszczędź!
- Proszę!
Zręcznym ruchem Wołodyjowski pokonuje dziurawą gardę swojego przeciwnika, przebijając mu czoło i wtłaczając przez bliznę miliony malutkich Wołodyjowskich. Kmicic pada na kolana, świadom tego, że w tym momencie stał się mamuśką.
Kurwa. Chyba czas poprosić psychiatrę o jakieś tabletki.
#grupazanizaniapoziomu może #pasta #heheszki #gownowpis
Mordo zajebiste! Zadam wiecej!
@sullaf w sumie wyobraźmy sobie taki inteligentny monoplciowy gatunek, coś jak asari w mass effect
Zaloguj się aby komentować