#mojezdjecie

15
785
Czy hejto lubi pieski, zachody slonca, gory i jeziora? Jesli tak to zapraszam na wrzosowisko na Walla Crag w Lake District wieczorowa pora
Musialem obciac jakosc zdjec, bo za duze pliki dla hejto
#uk #fotografia #gory #psy #pokazpsa #mojezdjecie
df5c95c8-a640-40fb-af36-8ab203866d95
0ceed451-5da4-4c59-983d-ad4988a18a68
em-te

to są te słynne wrzosowiska?

conradowl

@em-te wrzosy w UK są wszędzie czasami się ciągną kilometrami, czasami masz dolinki z nimi.

Zdjęcie z ubiegłego roku, Szkocja. Wrzosy wszędzie, aż po horyzont jeszcze z tydzień czy dwa będą kolorowe, ale od połowy września już coraz mniej, zwłaszcza w Anglii, gdzie jest cieplej.

9054dcdb-3888-4c4a-9f36-0a6e6470b662
3t3r

@em-te zgadza sie, wrzosow u nas dostatek w Anglii juz przekwitaja w Szkocji zazwyczaj trzymaja sie pare tygodni dluzej

rakokuc

Hejto, kiedy widzi rozmiar zdjęć wrzucanych przez opa:

1ccaf4b4-a08b-4df5-8984-c152a387285d
3t3r

@rakokuc a to nawet nie pelna klatka, zdjecia robione fuji xt30 wiec APS-C crop.

FocusToInfinity

@3t3r Wtrące tylko, że czy to FF czy APS-C nie ma znaczenia pod tym względem. Wielkość zdjęcia, czy dokładniej rozdzielczość, to kwestia megapikseli na matrycy, a nie jej fizycznego rozmiaru. Twój Fuji produkuje dużo "większe" zdjęcia niż pełnklatkowy A7S3, a niewiele większe niż również pełnoklatkowy A7III

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Super blue moon nad wieza OFS (Old Fire Station).
Nie myslalem, ze uda mi sie zlapac ksiezyc na etapie, gdy jeszcze bede mogl zlapac go nad jakims budynkiem albo innym krajobrazem ale mialem farta, corka zasnela wczesniej niz zazwyczaj i bylem na miejscu o 21:30. Przegapilem niebieska godzine, wiec musialem liczyc na "swiatla miasta" i wybor padl na kimatycznie czerwone oswietlenie Old Fire Station. To moje pierwsze podejscie do tego typu zdjecia, a drugie podesjcie do ksiezyca i w sumie jestem zadowolony. W komentarzu zdjecie z wiaduktu prowadzacego do katedry. Niestety przejezdzajace auta tutaj troche przeszkodzily.
#uk #fotografia #astrofotografia #astronomia #mojezdjecie
67693b88-21b2-4611-a08d-218710917abd
Czy jest tutaj ktoś, kto byłby w stanie polecić niedrogą, ale spełniająca funkcję lampę do fotografii produktowej?

Wykonuję takie zdjęcia zwykłym telefonem, we własnym pokoju, na zaaranżowanej scence, ale im bliżej jesieni, tym mam większy problem ze złapaniem dobrego światła i nawet po obróbce i filtrach zdjęcia nie wyglądają dobrze, bo muszę w programie do obróbki mocno je rozjaśnić, przez co cały efekt i kolorystyka produktu są mocno zaburzone

Coraz bardziej mnie to frustruje, bo kiedyś miałam możliwość przez cały rok wykonywać zdjęcia w dobrym oświetleniu (pracowałam w takich godzinach, że przed lub po pracy mogłam złapać fajne światło dzienne w pokoju), a teraz pracuję w typowych godzinach 8-16, więc i przed i po pracy po prostu będę mieć ciemno w pokoju

Pomocyyyyyyy

#fotografia #pytanie #mojezdjecie
706ca828-dadc-4d38-9e4a-419bf0a23f39
Suodka_Monia

Duży softbox albo Ring, tylko nie ledowy. Ze swietlowką albo błyskowy

cytmirka

@Suodka_Monia Czemu nie ledowy?

Suodka_Monia

@cytmirka słabo świeci. Chyba że możesz sobie pozwolić na dłuższe czasy naświetlania

Orzech

@cytmirka zestaw quadralite Thea 450 chyba jest model. Za 700 zł masz dwie fajne lampki, ze statywami, zasilaczami, torba do przenoszenia i w ogóle bajka.

jxp

Duży softbox lub octa i lampa błyskowa typu quadralite będziesz miał miękkie światło o dużej powierzchni i relatywnie dużej mocy. Tylko trochę się podszkolić ale pełno tutoriali na necie.

Zaloguj się aby komentować

Być w Rio i nie zobaczyć z bliska pomnika Chrystusa Odkupiciela to jak być w Paryżu i nie wjechać na wieżę Eiffla. Czyli teoretycznie można olać, ale w sumie spoko odhaczyć. Choć jeśli mam wziąć pod uwagę nie samą statuę, a rozpościerające się ze szczytu góry Corcovado widoki (na której to górze zbudowano pomnik), to wizytę tamże zdecydowanie rekomenduję. Lepsze krajobrazy w Rio odnotowałem jedynie na Pedra de Gavea, ale o tym może w którymś z kolejnych wpisów.

Na szczyt góry liczącej 710 metrów można się dostać na dwa sposoby - specjalną turystyczną kolejką, na którą bilety kosztują około 100 zł od osoby, albo pieszym szlakiem mającym początek w parku Henrique Lage. Do opcji pieszej zniechęcały dwie rzeczy. Pierwsza - szlak ten liczy ponad 3 km i blisko 600 metrów przewyższenia, co przy panującym w Rio upale i wilgotności powietrza może być sporym wyzwaniem. Druga - wertując internet natknąłem się na mnóstwo informacji, że na szlaku tym dochodziło nie tak dawno do sporej liczby napadów. Z drugiej strony nieco nowsze komentarze głosiły, że jednak znowu jest raczej bezpiecznie. 

Oczywiście zdecydowałem się iść pieszo, no bo skoro jest "raczej bezpiecznie", a na dodatek można się za darmo zmęczyć, to nad czym się tu zastanawiać. Oczywiście wciąż było ryzyko, że za darmo to i owszem, ale w głupi ryj dostanę i jeszcze mnie okradną, ale postanowiłem się o tym przekonać na własnej skórze.

W parku Lage byłem przed południem. Zbyt późno, by uniknąć na szczycie tłumów, ale wolałem się tego dnia wyspać. Może to i błąd, bo jak wieść gminna niesie, najmniejsze ryzyko napadów jest rano, bo bandyci i złodzieje też lubią pospać. Park był zaskakująco ładny, ale nie miałem czasu na jego zwiedzanie - poszedłem bezpośrednio w kierunku punktu startowego szlaku pieszego, przy którym jednocześnie mieścił się niewielki posterunek policji. Policjanci widząc, że zamierzam wchodzić na szczyt pieszo, wskazali palcem na księgę wyjść, w którą miałem się wpisać. Pewnie po to, żeby łatwiej było później identyfikować zwłoki - zażartowałem sam do siebie.

- Czy na szlaku jest niebezpiecznie? - zapytałem po angielsku. 
- Eso peligroso? - dorzuciłem niezgrabnie po hiszpańsku, widząc konsternację policjantów. 

Zapewnili, że wszystko jest ok, ruszyłem więc przed siebie. Dopiero po chwili pomyślałem, że być może chodziło im o techniczną trudność szlaku, a nie zagrożenie ze strony ludzi, ale bez sensu było wracać i podpytywać. Mimo wszystko miałem oczy dookoła głowy i postanowiłem chwycić w rękę coś do samoobrony, a mianowicie solidny teleskopowy selfie-stick od gopro, które wcześniej schowałem na dno plecaka. Oczywiście kij nic by mi nie dał w starciu z przeciwnikiem uzbrojonym w pistolet lub właściwie cokolwiek, no ale co tam - czułem się pewniej. Każdorazowo, gdy mijałem z naprzeciwka kogoś wyglądającego podejrzanie, ściskałem kij mocniej w garści i szedłem energiczniej niż zwykle, jak gdybym chciał komuś wpierdolić. Przynosiło to efekty, bo miałem wrażenie, że ludzie starają się mnie obchodzić szerszym łukiem

Na szlaku zauważyłem bardzo nieruzinkową postać - gość miał pofarbowane na jaskrawożółto włosy zaczesane do tyłu, kilka oryginalnych tatuaży pokrywających blade, szczupłe ciało i przede wszystkim jebitne, błyszczące chromowane zęby. Kto wie, może to była jedynie nakładka, w każdym razie efekt był piorunujący. Przysiągłbym, że gdzieś w okolicy kręcą nowego Jokera, bo typ był praktycznie wypisz wymaluj jak postać złoczyńcy z komiksów o Batmanie. Z tym, że tam był tylko turystą, który piął się samotnie w górę, by obejrzeć figurę Chrystusa. Facet zdecydowanie zwracał na siebie uwagę i zastanawiałem się jak często swoim wyglądem ściąga na siebie kłopoty. Chyba, że był ich źródłem dla tych, którzy zdecydowali się go zaczepiać. Naprawdę ciężko było stwierdzić. 

Po kilkudziesięciu minutach stromego podejścia ścieżką prowadzącą przez las, dotarłem do torów kolejki turystycznej - według mapy to był znak, że szczyt już niedaleko. Dalej można było iść albo asfaltową drogą (ano tak, dało się jeszcze wjechać na szczyt jakimiś busami, czy taksówkami) albo wzdłuż torów. Postanowiłem wybrać opcję drugą. Dotarłem na peron końcowy, na którym dzikie tłumy czekały na kolejny kurs powrotny, i gdy już prawie właziłem na platformę, zostałem zauważony przez obsługę stacji, która nakazała mi się cofnąć do drogi asfaltowej i tamtędy dotrzeć na teren monumentu. Nie rozumiałem po co te komplikacje, ale po chwili stało się to jasne - również piesi wędrowcy musieli uiścić opłatę za wejście, a ja idąc wzdłuż torów omijałem nieświadomie kasy biletowe. Poza zastosowaniem się do nakazu ubrania koszulki, którą wcześniej zdjąłem podczas wyciskające siódme poty podejścia, musiałem jeszcze chwilę odczekać przed wejściem. Dopiero gdy straż uznała, że na górze mogą pojawić się dodatkowe osoby, puścili mnie dalej. 

W istocie, na niewielkiej przestrzeni na samym szczycie pod pomnikiem kłębiło się sto kilkadziesiąt osób, jeśli nie więcej. Zacząłem żałować, że nie pojawiłem się tu z samego rana, bo w tym momencie przyjemność z podziwiania pomnika była zerowa. Moją uwagę przykuły jednak widoki majaczące za barierkami. Wszak byliśmy na ponad 700 metrach nad poziomem morza. Gdy dopchałem się do barierek i zobaczyłem panoramę Rio de Janeiro w pełnej okazałości, oniemiałem z zachwytu. Ta kombinacja intensywnej zieleni bujnej roślinności, przerywanej szarością granitowych skał, wystrzeliwujących gdzieniegdzie setki metrów ku górze, mieniących się na biało w słońcu zabudowań metropolii oraz błękitu nieba przechodzącego w granat oceanu - robiło to wszystko niesamowite wrażenie. Gapiłem się łapczywie na otaczające mnie piękno i nie żałowałem ani kroku zainwestowanego we wspinaczkę do tego miejsca. Oczywiście, wolałbym być sam, a nie w dzikim tłumie ludzi, ale wciąż - byłem pod wielkim wrażeniem. 

Całkowitym zbiegiem okoliczności metr obok znalazł się gość, z którym dzieliłem pokój w hostelu. Pogadaliśmy chwilę, zrobiliśmy sobie nawzajem zdjęcia i po niedługim czasie udaliśmy się na dół - on kolejką turystyczną, a ja pieszo. Bardzo możliwe, że osiągnąłem cel szybciej, bo kolejka do kolejki była monatrualna i trzeba było trochę odstać.

Koniec końców wyprawę na Corcovado oceniam bardzo pozytywnie, ale to przede wszystkim ze względu na widoki. Sama figura Chrystusa Odkupiciela była trochę bez znaczenia - ginęła zarówno w tłumie ludzi jak i w pamięci, przyćmiona magiczną panoramą Rio de Janeiro.

#polacorojo #podroze #riodejaneiro #mojezdjecie
996046f1-e645-4b0f-a813-a7a8b01f2967
4144a9eb-fbaa-4387-bd59-df778a1a4097
f25d0f9d-b036-4d95-a3b0-971f2dafc969
457ee05b-f256-4542-8245-ce5e230033fc
GrindFaterAnona

@Sniffer ladne to Rio, przynajmniej z takiej odleglosci

Sniffer

@GrindFaterAnona ogólnie tam jest przepięknie pod względem widoków i natury. Szkoda, że jest to przy tym wszystkim tak popieprzone miejsce do życia - bieda, kradzieże, rozboje. Bez tego to byłby raj na ziemi

GrindFaterAnona

@Sniffer a architektonicznie?

splash545

Fajny Jezus ale w Świebodzinie lepszy

Sniffer

@splash545 świebodziński Aragorn z pewnością większy

Markos610

Też wchodziłem tą trasą kilka lat temu. Akurat trafiliśmy na ulewę i byliśmy drugą parą, która tego dnia wchodziła (bynajmniej tak wynikało z wpisu z zeszyciku). Był niezły hardkor, żeby tam wejść, ale już głupio było się wracać. Jakoś udało się nie zabić i na dotarliśmy na górę. Okazało się niestety, że gościu z budki z biletami poszedł sobie ze względu na ulewę. Dobrze że pokazałeś fotki, to przynajmniej wiem jak to wygląda przy spoko pogodzie 😉 ps. Nie wiedziałem, że tak jest tam niebezpiecznie! Jak lecieliśmy do Salvadoru, to wszyscy nas straszyli, ale na szczęście nic się nie stało 😁

Sniffer

@Markos610  to ostatecznie nie udało się Wam wejść na teren statuy? Czy po prostu trochę to zajęło, zanim gość w kasie się pojawił?


Co do niebezpieczeństw w Rio, to mi się udało uniknąć jakichkolwiek, ale kilka osób z mojego hostelu zostało albo okradzionych (typu - wyciągnięcie telefonu z kieszeni/z ręki i chodu), albo napadniętych z bronią w ręku (i to tuż obok hostelu) - a to wszystko na przestrzeni 10 dni. Tak więc różowo tam niestety nie jest.

Markos610

Nie udało się, powiedzieli nam że tego dnia nie było szans.


Co do kradzieży, to lecąc dalej do Manaus ze wspomnianego Salwador, poznaliśmy dwie młode Francuzki. Na plaży w ciągu dnia w Salvadorze podeszło i zgadało dwóch łebków, po chwili wyciągnęli spluwy i zabrali torebki i telefony. To dało nam do myślenia..

Zaloguj się aby komentować

#fotografiaamatorska
#ptaki
#mojezdjecie
Kilka fotek z wypadu na Mazury. Ścieżka przyrodnicza "okolice Łuknajna"
d32c6ccd-10ea-419b-887a-8c90a79d4c1d
ee4adef1-e4fa-45d6-a3f7-2fdcb267d684
ce4dadb2-14b1-40b1-8204-2f6327325a5f
1b8b50e2-30fa-4869-9ba3-145daa49300c
2bb21e47-e5f5-4044-89ea-c3c0c3f19998
UmytaPacha

@Heterodyna tak ładnie w locie złapać to sztuka : D

Heterodyna

@UmytaPacha dzięki. Na 20 strzałów 1 nadaje się do pokazania.

UmytaPacha

@Heterodyna to i tak sukces, u mnie na jednego dobrego strzała z lotu trzeba najpierw spartolić 50 xD


jaki aparat jak można spytać?

Zaloguj się aby komentować

Z serii: gość se kupił używaną lustrzankę.
Blomsterdalen, Norwegia
#fotografia #mojezdjecie #norwegia #bergen
14b7dfe1-627b-4cf8-95a3-dc9430d4366f
VonTrupka

@AdelbertVonBimberstein oryginał też tak rozmazany? (´・‸・ ` )

AdelbertVonBimberstein

@VonTrupka nie. Hejto wali po jakości a podejrzewam, że delikatna obróbka na smartfonie też swoje zrobiła.

Edit. Właśnie sprawdziłem i to wina hejto, nawet po obróbce widać normalnie słoje na deskach a na hejto ledwo.

Edit2. Co nie znaczy, że nie muszę zainwestować w statyw jakiś nie?

VonTrupka

@AdelbertVonBimberstein ja tam się nie znam

tyle że nie wiem gdzie focus na tej focie choć obstawiałbym początek kładki

Zaloguj się aby komentować

"Precel", szczeniak basenji, diabeł wcielony.

#fotografia #tworczoscwlasna #mojezdjecie
979650f0-3893-450d-ace3-a4a0c81970a4
Lubiepatrzec

@b4s faktycznie nie szczeka?

radek-piotr-krasny

@Lubiepatrzec znajomej nie szczekał a tak jodłował specyficznie, ale po kilku miesiacach z dwoma innymi psami pod jednym dachem nauczyl sie szczekac i zapomniał jodłowac

b4s

@Lubiepatrzec na razie nie szczeka, ale to jest jakiś szatan, dobrze że nie mój

Zaloguj się aby komentować

Monte San Petru, górka na południu #korsyka nie jakaś super wysoka, bo tylko 1400m, ale najbliższą mi, tam od mojego miejsca zamieszkania, wiec siła rzeczy dość często tam bywam:)

Jakoś 2 tyg temu w prognozach miało być bezchmurne niebo, nie za bardzo to lubię, ale się wybraliśmy. Na wschód. Na parkingu faktycznie gwiazdy widać, ale po podejściu nieco wyżej bliżej szczytu widać, że chmury jednak sa, na sam szczyt dochodziliśmy w totalnym mleku, gdy już straciłem nadzieję na jakieś zdjęcia, chwilę po wschodzie ukazał się nam taki widok:) dosłownie w minutę wszystkie chmury się rozproszyly, coś jednak udało się uchwycić, mam nadzieję, że się podoba?;)

#nxofocia - # do obserwowania/czarnolistowania :)

#fotografia #mojezdjecie #azylboners
nxo userbar
9540eafe-55c8-4103-b284-f7c61a5b36e1
3t3r

@nxo ale warunki! Swietne zdjecie

nxo

@3t3r udało się na szczęście, dobrze było wychodzić mimo wszystko:)

Zaloguj się aby komentować

Podobno wrzosce juz kwitna, wiec wybralismy sie na wschod Slonca z Yuki na sprawdzona miejscowke w Lake District. W prawdzie Slonca nie udalo nam sie zobaczyc (jak prawie cale lato w tym roku) ale mamy za to dosyc dramatyczne niebo.
Psiur zadowolony
#samoyed #gory #fotografia #mojezdjecie #uk #psy #pokazpsa
ce054f3b-ef52-45e9-b371-a535cd0a9d87
Kahzad

@3t3r w Peak District wrzosy kwitną, potwierdzam

Zaloguj się aby komentować

Muszę się do czegoś przyznać. W ostatnim wpisie mogliście odnieść wrażenie, że ot tak, w ostatniej chwili na lotnisku podjąłem decyzję, żeby leciec do Rio de Janeiro. W rzeczywistości decyzję podjąłem co najmniej 24 godziny wcześniej, ale jakoś tak uznałem, że we lepiej to będzie brzmiało we wpisie pod względem literackim (choć bardziej - grafomańskim). Taki suspens. No nieważne. W każdym razie docierając do wodospadów Iguazu faktycznie jeszcze nie miałem konkretnych planów i dopiero tam na miejscu dokonałem wyboru.

Z jednej strony polecano mi Florianopolis, jako idylliczną miejscówkę na lato dla Brazylijczyków. No ale była już wtedy jesień i temperatura tamże była odrobinę niższa niż bym sobie wymarzył na kąpiele w morzu.

Z drugiej strony, w dniu, w którym opuszczałem Foz do Iguaçu, w Sao Paulo grała Metallica i korciło mnie, żeby skoczyć na koncert. Z tym, że logistyka tego przedsięwzięcia jednak mnie pokonała - musiałbym znacznie skrócić wizytę przy wodospadach, a i tak mógłbym nie zdążyć na początek koncertu.

Zostało więc Rio de Janeiro - destynacja magiczna, działająca jak magnes. Nigdy nie sądziłem, że tam zawitam, bo zawsze wydawało mi się to abstrakcyjne. Zresztą mało o Rio wiedziałem - ot figura Chrystusa Zbawiciela, karnawał, plaże Copacabana i Ipanema oraz przestępczość znana czy to z YouTube czy z filmu Miasto Boga (przy okazji - cholernie polecam, jeśli ktoś jeszcze nie widział - niesamowity film). Sądziłem, że zostanę tam ze 2-3 dni i nara. Myliłem się.

Mój samolot lądował po zachodzie słońca. Gdy po 22 jechałem Uberem do mojego hostelu w dzielnicy Ipanema, przejeżdżaliśmy wzdłuż Copacabana. Mimo zmroku, na promenadzie wciąż było sporo roześmianych ludzi, na plaży zresztą też widziałem siedzące grupki. O! - pomyślałem - Czyli jednak nie jest tak niebezpiecznie jak do tej pory słyszałem.

Zameldowałem się w hostelu, wziąłem szybki prysznic i zszedłem do lobby kupić sobie zimne piwko. Pomyślałem, że będzie idealnie wypić je sobie na plaży, która była dosłownie 2 przecznice dalej - 2 minuty spacerem. Było chwilę po 23. Gdy już odchodziłem od lady z piwkiem w ręku, zrobiłem jedną z mądrzejszych rzeczy w życiu.

- Czy to jest ok, żeby pójść teraz z piwem na plażę? - zapytałem gościa z obsługi.
- NIGDY tego nie rób - jego twarz była śmiertelnie poważna - NIGDY nie chodź na plażę po zachodzie słońca.
- No ale przecież to raptem 150 metrów stąd. I dopiero co jechałem wzdłuż Copacabany i było tam wciąż sporo ludzi.
- Powtarzam, nigdy tego nie rób. To bardzo niebezpieczne. Zdarza się, że po 22 wciąż jest trochę ludzi na plaży, ale teraz spotkasz tam wyłącznie bandytów z faweli.

Zostałem więc w hostelu.

Następnego dnia postanowiłem tradycyjnie zaopatrzyć się w lokalną kartę SIM (tradycyjnie też straciłem na tym ponad godzinę, bo już tradycyjnie aktywacja karty obcokrajowców, mimo posiadania przy sobie paszportu, to jakiś hiper problem dla placówek operatorów). Później miałem na myśli planach wielkie nic, czyli kąpiele w oceanie oraz przejście całej Ipanemy i Copacabany (a jest co chodzić, bo to prawie 10 kilometrów plaż, a wracałem również pieszo).

Pomny ostrzeżeń z poprzedniego dnia, na ten spacer wyszedłem ubrany w szorty kąpielowe, koszulkę i japonki, a do tego zabrałem wyłącznie kartę Revolut plus odrobinę gotówki, które schowałem do kieszonki szortów zapinanej na zamek (uwielbiam te szorty właśnie dzięki temu) oraz ręcznik. Innymi słowy nie brałem niczego, czego nie żal byłoby mi stracić. Minusem oczywiście brak telefonu, a więc też możliwości robienia zdjęć, odnajdywania bieżącej pozycji na mapie lub zamówienia Ubera na powrót.

Za dnia plaża wydawała się bezpieczna. Było od cholery ludzi cieszących się słońcem, zarówno lokalsów jak i turystów. Co kilkadziesiąt metrów stał na plaży mały prowizoryczny stragan, w którym srzedawano napoje, przede wszystkim Caipirinhę w różnych odmianach smakowych (choć najbardziej smakowała mi ta tradycyjna - z limonką) i wielkościach (kubeczki o litrażu bodajże od 200 do 500 ml). Ten tradycyjny brazylijski drink był robiony na straganie na miejscu i oczywiście miałem lekkie obawy o to, czy mój układ pokarmowy wytrzyma zetknięcie z florą bakteryjną straganiarzy, ale teoretycznie każdy z nich mył ręce pod bieżącą wodą pociągniętą z węża, no i samo stężenie cachaçy, czyli rumu z trzciny cukrowej, było tak duże, że prawdopodobnie wybijało to wszystkie zarazki. W każdym razie nie zaszkodził mi ani jeden plażowy drink, a wypiłem ich trochę podczas mojego pobytu.

Copacabana kończyła się górą wyrastającą z morza na kilkadziesiąt metrów. Teoretycznie na szczyt prowadził jakiś szlak, ale nie miałem ochoty się tam telepać w japonkach. Moją uwagę przykuł natomiast skalny klif, z którego lokalsi skakali do morza. Miejsce, którego skakali było oddalone kilkadziesiąt metrów od brzegu, więc teoretycznie powinno tam być głęboko. Z drugiej strony klif nie był w pełni pionowy - opadał pod pewnym kątem do morza - więc w przypadku słabego wybicia lub poślizgnięcia się można się było stać bohaterem jednego z filmików na LiveLeak.

Skoki oddawano z dwóch punktów - niższego, znajdującego się jakieś 3 metry nad lustrem wody, oraz wyższego - miał on na oko z 5-6 metrów. Większość ludzi skakała z niższego punktu - większy budził najwyraźniej nieco respektu (zresztą nawet gdy ktoś z niego skakał, to na nogi). Obserwowałem te ryzykanckie zachowania myśląc sobie, że młodość ma swoje prawa i przede wszystkim toleruje wyższy próg ryzyka. Gdy jednak z klifu skoczyła na oko pięćdziesięciolatka o przepitym głosie, walnąłem mentalną pięścią w wyimaginowany stół i stwierdziłem, że nie mogę być gorszy

Podszedłem do niższego punktu i spytałem młodzianów, dlaczego zawsze czekają na pojawienie się wyższej fali przed skokiem - czyżby tylko wtedy nie ryzykowało się uderzenia o dno? Powód był jednak bardzo prozaiczny - im wyższa fala, tym wizualnie mniej straszny skok, bo nie wydaje się aż tak wysoko.

Po chwili wybiłem się i wylądowałem nogami w wodzie. Nie było to w sumie wyzwaniem, więc kolejny skok planowałem oddać na główkę (będąc w wodzie czułem, że faktycznie jest bardzo głęboko). Z tym, że powrót na górę był przygodą samą w sobie. Oczywiście można było płynąć kilkadziesiąt metrów do plaży i ponownie wejść na klif, ale lokalsi wybierali wchodzenie po linie przywiązanej do barierki i opadającej do morza. Lina miała zawiązane supełki, więc utrzymanie jej w mokrych rękach raczej nie było dużym wyzwaniem. Przy odrobinie siły i odpowiedniej technice (napieranie stopami prostopadle do skały) nie powinno to być specjalnie trudne. Z tym, że pojawiały się dwa niuanse.

Po pierwsze - zbocze skały było w dużej mierze porośnięte glonami czy innymi porostami, które będąc mokre stawały się cholernie śliskie i nie dawały absolutnie żadnego tarcia pod stopami. Trzeba więc było wcelować w te obszary skały, które pokrywały maleńkie muszelki. Te dawały doskonałe tarcie. Tak dobre, że przy nieuważnym ruchu można było sobie przeciąć lub zedrzeć skórę. Ok, nie było aż tak tragicznie i margines błędu był wyraźny, ale zdarzyło mi się kiedyś solidnie obedrzeć podeszwę od stopy na czymś podobnym i goiło mi się to z tydzień.

Problem drugi - fale. Te co prawda nie załamywały się jeszcze w tym miejscu (działo się to znacznie dalej) ale były masywne. Gdy taka większa fala przetaczała się wzdłuż klifu, człowiek znajdujący się w wodzie był pchany tam gdzie woda sobie tego życzyła. Gdy więc tylko widać było taką większą falę, a pływak jeszcze nie zdążył wejść co najmniej półtorej metra po linie, odrzucał ją wtedy i energicznie odpływał od ściany, żeby fala nie cisnęła nim o skałę i nie przeciągnęła po tej tarce ze skorupiaków. Takie większe fale przechodziły co kilkanaście lub kilkadziesiąt sekund, więc niekiedy powrót na górę zajmował z 3 minuty i wiązał się z kilkoma porzuconymi próbami wejścia.

Mi udało się wejść na górę względnie szybko, choć faktycznie musiałem odrzucić linę raz czy dwa, bo akurat przetaczała się taka większa fala. Lokalsi podpowiadali mi z góry kiedy odpuścić, a kiedy próbować. Dałbym pewnie radę i bez ich asysty, ale nie ukrywam - ich pomoc była miła.

Drugi skok wszedł już na główkę, a w trzecim przymierzyłem się do wyższego punktu. Było faktycznie trochę strasznawo, ale mieszanka polskiej krwi i brazylijskiej caipirinhi dodała mi animuszu . Skok na nogi zaliczony. A skoro powiedziało się A, to wypadało powiedzieć B. W kolejnym skoku zanurkowałem głową w dół, co paradoksalnie wydawało mi się łatwiejsze i bardziej kontrolowane niż skok na nogi. Gdy już wgramoliłem się na górę, reszta z uznaniem pokiwała głowami - byli przekonani, że znów skoczę na nogi. I tak oto po podpompowaniu poziomu endorfin, adrenaliny i atencji byłem gotów na powrót do hostelu, co zajęło mi jakieś 3 godziny z przerwami na posiedzenie na plaży i pobserwowanie tego nowego, fascynującego świata.

W okolicach zachodu słońca znów wyszedłem na plażę, tym razem już z telefonem, by uwiecznić genialne widoki, które rozposcierały się przed moimi oczyma. Czułem, że zostanę w Rio odrobinę dłużej niż 3 dni.

#polacorojo #podroze #riodejaneiro #mojezdjecie
aef5a435-49b8-4fe0-b0d2-7d8ab6133a9c
ecb13651-e283-49c3-ab20-58bcdfec110e
2a8933e5-3451-43ff-b77f-5a1f8b005833
dez_

Pisz pisz, fajnie się czyta.

Wido

Ej, Sniffer, nieładnie tak dodawać wpisy w dni wolne od pracy. Teraz muszę poświęcić 2 godziny prywatnego czasu na chodzenie po ulicach Rio i nikt mi za to nie zapłaci!

Sniffer

@Wido zawsze dodaję wpisy w dni wolne od pracy Zapłacę piorunkiem, może być?

Wido

@Sniffer Ty, rzeczywiście może być tak, że przeglądam hejto tylko w pracy, mea culpa to ja się piorunkiem odwdzięczę, piorunować wszystkich, nie oszczędzać nikogo! PS: tak w ogóle to czytałam Twój wpis ciućkając cukierki z koką, które mi przywiozła siostra z Chile. Niezła immersja!

Zaloguj się aby komentować

Odwiedzil Cie pies
Daj pioruna aby poglaskac
#samoyed #uk #pokazpsa #fotografia #mojezdjecie #szkocja
ff691b4b-d97c-4073-a7c3-445b2b98d8bf
ErwinoRommelo

@3t3r bym czochral dzien i noc non stop.

madhouze

@3t3r poka już po zabawach

3t3r

@madhouze o dziwo sie nie ubrudzila mocno

conradowl

Pozdrawiamy z Daisy #manwithmalamute

8cf0616c-5b08-464a-a732-84b8fcece765
3t3r

@conradowl Pozdro

Zaloguj się aby komentować