@JSON Ok, ale zauważ, zazwyczaj mówimy to, co o nas dobrze świadczy, ale im dłużej kogoś słuchamy, tym więcej wychodzi rzeczywistości, czasem nawet wbrew intencji. Natomiast to, jak się zachowujemy, jest bardziej autentyczne. Nie sposób wierzyć w słowa, ignorując zachowania. To słowa "kłamią" częściej. Więcej, to, kiedy ktoś mówi komuś coś, co o nim źle świadczy, czego się wstydzi, albo co chcę zmienić, pokazuje zaufanie, jak i świadomość swojej "ciemniejszej" strony. Każdy ją ma, nikt przed nią nie ucieknie. Im bliżej się z kimś jest, tym lepiej się ją - z czasem - poznaje. Powierzchowne, prymitywne podejście do życia, tak jak i do seksualności, zdradzają słowa, jak i zachowanie.
Wystarczy, kiedy się uzna, że jest to warte zachodu, dać komuś czas i uwagę, pozwolić być sobą - zastanawiając się, co to w Tobie wywołuje. I już. Z innej beczki, nie spotkałem jeszcze kogoś, komu w związku przeszkadzałby brak doświadczenia seksualnego. Poznałem osoby, którym przeszkadzało rozczarowanie: ta osoba nigdy nie będzie tym, kim się chciało i wydawało się, że może być. Albo: nie jest tym, kim myślałem że jest - co rodzi zawsze pytanie: czy chciało się widzieć osobę, czy znaleźć kogoś, kogo można ubrać w swoje oczekiwania. Poznałem też sytuacje, w których - choć wszystko zgadzało się tak bardzo - i tak pozostało rozczarowanie, ból, poczucie jakiejś porażki, bo okazało się, że dwie osoby nie są w stanie ustalić wspólnego sposobu życia, wspólnych celów i wspólnego podziału codziennych obowiązków. Nawet nigdy się nie spodziewałem, jak bardzo to może podzielić ludzi, którzy się poznali, kochają i szanują - tylko po prostu życie razem im nie wychodzi i wzajemnie się zamęczają, czynią nieszczęśliwymi. I to okropna sytuacja.
Jeszcze wywrotka: czy ktoś, widząc mnie takim, jakim jestem, jest w stanie zaakceptować to, co drażniące, niepożądane, kłopotliwe, trudne? Nawet kiedy to rzeczy które mi samemu przeszkadzają, tak szczerze, nie mógłbym uczciwie stwierdzić: tak, zmienie się, z tym wszystkim sobie poradzę.