To jest myślenie bardzo w skali makro ale patrząc trochę niżej można zauważyć coś jednak innego.
Tldr szefowie średniego szczebla nie wiedzą co robią ale sprzedają się na spotkaniach jako cudotworcy
Szef firmy a bardziej korporacji nie wie przeważnie co dzieje się na niższych szczeblach. Wynika to z tego że ma dyrektorów którzy sprzedają mu bajki (i robi to świadomie bo płaci w cholerę kasy dyrektorom by zajęli się tymi tematami). Pion działań mniej więcej wygląda tak:
Pracownicy robiący robotę
Szefowie średniego szczebla
Prezes i inna świta jako akcjonariusze zarząd itd
Kolejne prośby o zatrudnienie dodatkowego pracownika żeby odciążyć spływają gdzieś w finansach i wychodzi im że zatrudnienie jeszcze jednego pracownika nie daje firmie zysków i temat można ciągnąć na tym co się ma, to natomiast często powoduje zmęczenie pracownika i jego wkurwienie ale także uważanie że firma sobie nie poradzi bez niego co jest preludium sączenia trucizny jaka to firma jest chujowa, bo myśli błędnie że bez niego sobie nie poradza. Jednak dla samego szefa średniego szczebla jest to co najwyżej niedogodność tzn mamy zyski tak to moja zasługa panie prezesie, mamy problem tak mielismu kilka nieprzewidzianych zwolnień się pracownikow ( no niestety czynnik w sumie ode mnie niezależny), nowy pracownik nie wie w jakie gówno się pakuje i stara się żeby jednak wyrobić przynajmniej jakieś pół roku żeby nie było że siedzi w firmie mniej niż miesiąc.
Widzę to jako bezwiedne i często poprzedzające brakiem umiejętności działanie po prostu które przerasta wielu zarządzających wraz z prezesem na czele,
Dyrektorzy natomiast chcą się wykazać że świetnie panują nad sytuacją i każde ich działanie kończy się ogormnym sukcesem bo tego tak naprawdę chce też prezes ( przecież po to ich ma;))
Weźmy dla uproszczenia np taki przekop mierzei wiślanej, projekt przez szefów średniego szczebla wyliczony czy bardziej zaakceptowany na 800 mln,
Projekt oczywiście się przedłuża bo ci co zaakceptowali ten projekt nie mieli pojęcia że to to oczy tamto tak strasznie podrożeje czy inne ryzyka ( jakaś bomba z 2 wojny, cmentarz czy coś innego tam jest, piasek bardziej chujowy itd) po prostu nie mają w tym żadnego doswiadczenia
I ci dyrektorzy chcąc zmniejszyć koszty dają więcej roboty tym pracownikom których mają żeby się wyrobić itd
Koszty rosną a projekt nieskończony dyrektorzy mówią w czym jest problem (nie jest to ich wina tylko wyliczeń)
Jednak jak uda się skończyć choć część szefowie dopięli swego udało im się zamknąć projekt koszt 1,5 razy droższy ale kto przy takim sukcesie patrzy na przekroczone koszty
Pracownicy się zwalniają, kogo to obchodzi przecież firma osiągnęła pełny sukces
Dodatkowo taki dyrektor pisze książkę jak to zawalenie robota ludzi daje wymierne korzyści dla firmy