#anime #animedyskusja
Infinite Ryvius
Historia tej chińszczyzny zaczyna się od sabotażu na szkoleniowej stacji kosmicznej, gdzie podrostki uczą się by zostać kosmonautami. Gdy okazuje się, że totalnej katastrofy nie da rady uniknąć, wszyscy co do jednego instruktorzy oraz dorosła załoga poświęcają się, by umożliwić szkolnej młodzieży ewakuację. Młodzieży mocno przerażonej, albowiem utknęli w kosmosie skazani na samych siebie, na statku z którego nie mogą się wydostać.
Niestety, gdy mamy już zawiązanie akcji, następuje także jej całkowite zatrzymanie. Do końca serii wydarzy się już bardzo niewiele, a widz przechodzi w tryb czegoś a'la obserwatora szczurów laboratoryjnych. Nasi bohaterowie, poza kilkoma dłużącymi się kosmicznymi potyczkami obserwowanymi z kokpitu, nie będą uczestniczyć praktycznie w niczym wykraczającym poza życie codziennie. Z tym, że życie codziennie teraz wygląda troszeczkę inaczej i stąd moje nawiązanie do laboratorium. Bo statek, na którym utknęli nasi bohaterowie jest czyś w rodzaju kontrolowanego środowiska testowego. Nastąpił całkowity reset obowiązujących zasad. Brak narzuconych z góry norm i likwidacja dotychczasowej hierarchii to wspaniała okazja dla silnych jednostek, by wyrobić sobie uprzywilejowaną pozycję wśród innych. Mamy młodzież, która nagle staje się sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Fajnym momentem było na przykład skapnięcie się kucharek, że zapierdalają jak pojebane by wykarmić statek, a absolutnie nikt tego nie docenia, a w nagrodę dostają okazjonalną obelgę. Dlaczego w ogóle tkwią jeszcze w tej roli? I w sumie o tym jest ta seria, nie sposób nie porównać tego do Władcy Much. Tworzą się grupy interesów, strefy wpływów, zawiązują alianse, pojawiają się konflikty, buzują hormony. Jedni twierdzą, że decyzje należy podejmować demokratycznie, inni za najlepsze rozwiązanie uważają prawo pięści. Jest to właściwie tytuł o eksperymencie socjologicznym i z tej funkcji wywiązuje się całkiem nieźle.
Anime ma niestety parę problemów. Pierwszym i chyba najpoważniejszym z nich jest ekspozycja. Mamy ZAWROTNĄ ilość postaci, dobre kilkadziesiąt i znaczna z nich nie jest prawidłowo przedstawiona. Nie raz się łapałem, że patrze na dwóch rozmawiających typów i się zastanawiam "a ten drugi to kto to jest?" Musiało minąć kilka kolejnych odcinków, żeby pełen repertuar gęb wyrył mi się w głowie.
Przedstawienie świata w którym dzieje się akcja, także pozostawia sporo do życzenia. Niewiele jest wyjaśnione, a czasami pewne koncepty są wprowadzone bez słowa objaśnienia i tak już zostaje. Anime wydaje się bronić rękoma i nogami przed jakimkolwiek info dumpem, ale nie bardzo wie jak sobie bez niego poradzić.
Co do strony technicznej, to na wzmiankę zasługuje fakt, że reżyser chyba mocno wziął sobie do serca to, że akcja dzieje się w kosmosie. Rzuty kamery często potrafią być niekonwencjonalne. A to przekrzywione, a to do góry nogami, a to "kamera" sunie jakby lekko pchnięta dryfując w próżni. Muzyczka jest... zaskakująca. Takie skrzyżowanie hip hopowych bitów z soulowymi wstawkami. Raczej nietypowy wybór jak dla tytułu sci-fi. Duży plus za pełen dodatkowy odcinek służący jako outro, to bardzo rzadko się zdarza, a fajnie dopina historię.
Jest to tytuł nietypowy, nie uświadczymy tutaj w praktyce żadnego scenariusza poza funkcjonalnym szkieletem, co sprawia, że momentami ciężko mi się tę serię oglądało. Sandbox z gówniarzami zamkniętymi na statku. Pozycja w sumie interesująca i nowatorska, ale niespecjalnie porywająca.
https://www.youtube.com/watch?v=Zlg_uOqn0y4