Pozwól że będę na chwilę adwokatem diabła.
Zacznę od końca - żabki nie są głównym powodem wybijania małych sklepów spożywczych, są nim dyskonty z którymi ni jak nie można konkurować (zerowo oprocentowane pożyczki dla Lidla z BŚ) i demografia. Demografia z tego względu że wsie wymierają, jest w nich mniej klientów przyzwyczajonych do takich sklepów a młodzi ludzie w miastach chcą i są przyzwyczajeni do tego samego asortymentu wszędzie niezależnie w jakim miejscu są. Chcą wiedzieć że jak zobaczą żabę za rogu to kupią swoje wkłady do Gloo i swój ulubiony smak Somersby i mają w dupie wysokie ceny, płaca za convenience (kumacie aluzje?). M.in dlatego małe sklepy jeszcze trzymają się na wsiach zaś w miastach zostały wymiecione.
Kolejnym gwoździem do trumny były niedziele handlowe - w momencie kiedy ludzie musieli zacząć się zastanawiać która ta oierdolona niedziela jest otwarta zaczęli mieć w dupie zakupy które robi się codziennie, coraz więcej osób zaczęło robić zakupy raz albo dwa razy w tygodniu. Ale takie zakupy są już dość spore i kosztowo i rozmiarowo więc najlepiej po nie pojechać autem, a jak już się wsiada do samochodu to czemu by nie pojechać do lidlucha/biedrucha/oszołoma? Teraz pewnie mnie zjedzą malkontenci mówisz że przecież rzont dał im prawo właścicielom pracować w niedziele!11one
No więc drodzy malkontenci proszę mi odpowiedzieć na pytanie czy mając 30% marżę na produktach opłaca się stać cały dzień na nogach, włączać światło i użerać z klientami za 500zl utargu - znam skomentujesz dowiedz się czym jest utarg.
Ludzie to też temat na doktorat - jacy ludzie są na wsiach/w małych miasteczkach wszyscy wiedzą, więc dodajcie sobie do tego pierwiastek takiej typowej „Karen” i jej wąty do wszystkiego - bo w małym sklepie łatwiej dotrzeć do szefa, w lidlu by nawet nie pomyślała by ekspedientce dupe z jakiegoś powodu zawraca.
I ostatni akapit mojej obrony - w zależności od rejonu kraju te daty/dane mogą się różnić, ale jako potomek tego typu przedsiębiorców co nieco wiem o temacie - relatywnie duża opłacalność tego rodzaju biznesu zaczęła się kończyć w okolicach 2012-2015 roku. Nie powiem, przez 20 lat działalność rodzice postawili dom i go spłacili (zaczynali w 90) natomiast później w okolicach tych lat zaczęło robić się momentami ciężko. Spokojnie można było zarobić więcej idąc do normalnej pracy no ale gdzie będę staruszka 55 lat wysyłał do jakiejś roboty i kto go tam weźmie, huh? Ostatni rok działalności przed przejściem na emeryturę to średnio 2k na rękę - 2023. Praca po często ponad 12h dziennie, pobudki o 4-5 to normalka, koniec roboty po 21, 4 operacji przepukliny przez całe życie, krzywy kręgosłup - tego dorobił się mój padre.
I żeby nie było nie staram się chronić całej branży bo jak wszędzie są ludzie i są ludziska ale moi starzy zawsze się starali, chyba od 2000 roku nigdy nie płacili minimalnej tylko zawsze więcej. Całe życie temu poświęcili często zaniedbując syna i relacje z Nim. Z perspektywy czasu ani ja ani oni raczej nie poleciłbym takiego stylu życia nikomu.
Pzdr