Seneka, Listy moralne do Lucyliusza
Pierwsze zdanie to cytowane słowa Epikura
#stoicyzm
To można podciągnąć pod przestrogę, by samotność wykorzystywać do zbudowania poczucia własnej wartości i wewnętrznej siły, zamiast żyć w błędnym przekonaniu, że znalezienie partnera rozwiąże wszystkie nasze problemy
@Vintorez Partnera jak partnera. Wiele osób wychowania z założenia, że trzeba mieć dzieci, bo "kto ci na starość pomoże".
@Vintorez z drugiej strony jesteśmy istotami społecznymi i jak ktoś jest całe życie samotny, to to patrząc na innych potrafi to boleć na tyle, że wpływa na codzienne funkcjonowanie.
I to nie jest to samo, co mówią niektórzy że "byłem w związku ale zerwałem, teraz jestem sam i jest dobrze".
Wieczna samotność sprawia, że zaczynasz czuć się jak odpad, nikomu niepotrzebny człowiek, którego nikt nie pokocha za to kim jestem, co najwyżej rodzina ale to więzy krwi, więc mógłbyś być i łysym rudzielcem z Sosnowca a i tak będą cię kochać.
Stoicyzm może tu trochę pomoc, przyćmić ten ból ale go nie rozwiąże. Farmakologia i terapie również. To trochę tak jakbyś był niewolnikiem, któremu daje się tylko 2 kromki chleba dziennie a widzisz ciągle jak ludzie przy stole zajadają się wymyślnymi potrawami i popijają sokami i winami. Widzisz to, pośrednio czujesz ten zapach, ale jest on dla ciebie niemożliwy.
Tonta jakbyś wiecznie drażnił byka uderzając go czerwoną płachtą (wiem, że nie reagują na stricte czerwony, ale na trzepoczący ruch), a ten jest związany i nie może zareagować.
A im dalej w las z czasem tym gorzej, widzisz że ze związków są narzeczeństws, śluby, nawet niekoniecznie dzieci o czym wspomina @nobodys - po prostu drugą osobą na którą możesz liczyć. Aż w pewnym momencie coś się w tobie łamie i czujesz, że jesteś na to za stary.
Więc zajmujesz myśli czymś innym, np. pracoholizmem po kilkanaście godzin dziennie (lub grami, serialami itp.). Izolujesz się od innych ludzi, ciężej ci wyjść bo nie ma jak, co - sam pójdziesz do klubu jak nawet tańczysz nie umiesz i nie masz gadki ekstrawertyka? Meh...
Przykładem tego człowieka jestem ja. Nawrt kierownik zauważył, jak się poświęcam do przesady pracy i dostałem dość sporą podwyżkę mimo że sam o nią nie wnioskowałem. I to był bodziec który pozwala mi znowu jakoś funkcjonować. Za pieniądze, ale poczułem że ja (a raczej moja sumienna praca) zostałem uznany...
Wiec niestety, stoicyzm może być drogą do celu, ale ciężką do kroczenia w pojedynkę, gdy nie masz mapy, kompasu, jesteś sam i jest środek nocy i ciągle wchodzisz w zarośla.
@Atexor rozumiem, każdy ma swoje demony, ale generalnie w podobnym tonie spędziłem ostatnie 10 lat mojego życia i z radosnego 20letnego ekstrawertyka popadłem w totalny marazm życiowy i depresję, do tego zapuściłem się fizycznie, a niski wzrost i emocjonalna nadwrażliwość były tylko wisienką na torcie.
Dopiero jakieś takie emocjonalne sięgnięcie dna zmotywowało mnie do pracy nad sobą, a moje emocjonalne burze powodują że właśnie też znajduje się pod tym tagiem. Jestem teraz na progu wejścia w związek z dziewczyną, o której nie pomarzyłbym w najśmielszych snach, ale ciągle mam z tyłu glowy że mogę to zepsuć. Przez stres i depresję nabawiłem się uciążliwej przepukliny przełykowej która już pewnie zostanie że mną na zawsze. No i odczułem też właśnie ten moment kiedy wszyscy wokół zaczęli wchodzić w związki, zajmować się swoimi sprawami, a ja uciekałem w gierki. Pomogło mi włóczenie się. Zacząłem sam chodzić po górach, chodziłem sam do klubu - nie zaczepiałem fizycznie dziewczyn, ale lubiałem wołać je wzrokiem, tańczyć blisko, ale moje blokady do dziś pewnie nie pozwoliłyby na nic więcej, niemniej dawało mi to dużą satysfakcję i podnosiło moją samoocenę.
Teraz czuję że trochę wracam do siebie, ale sztormy jakie mam przez to w głowie w porownaniu do tej spokojnej pustki którą miałem są czasem trudne do zniesienia. Wbijam młotkiem stoicyzm do głowy, ale jestem człowiekiem wybitnie targanym namiętnościami. Nie ma prostych recept i chyba każdy jakoś musi sobie znaleźć swoją drogę, ale trzeba walczyć o siebie i dawać sobie na to szansę, nie uciekać od życia i sprobować wyzwolić swój potencjał. Na pewno dużą robote też robi odblokowanie chemii - serotoniny i dopaminy, przez ruch fizyczny i robienie fajnych rzeczy. Niedawno byłem w energylandii ze znajomymi, ogolnie nie lubię takich ekstremalnych rozrywek i czekałem z dzieciakami koło kolejek jak reszta znajomych się wyjeździ. W koncu poszedłem na jakąś lajtową kolejkę i bylo fajnie, potem kolejna i kolejna coraz mocniejsza. Dwie ostatnie tak mnie wyrwały z butów że myślałem że umieram w trakcie. Ale jak zszedłem z tego caly roztrzęsiony i czułem jak adrenalina przepływa przez moje ciało to tak jakby coś we mnie pękło, a że odczuwam bardzo intensywnie to było to dla mnie ważne duchowe przeżycie. W tej świątyni kiczu i głupiej rozrywki, kto by pomyślał.
@Atexor ja polecam na to rade która podświadomie stosuje od dawna a nie tak dawno przeczytałem ja w jednej z najlepszych książek o zespole Aspergera.
Czyli jak to autor ujał - przyjaźnić się ze zwierzętami.
Jesteśmy istotami społecznymi, zgadza sie, ale część ludzi z społeczeństwem jest średnio kompatybilna w kontekście własnych zachowań lub potrzeb a jednocześnie te potrzeby w mniejszym lub większym stopniu ma. dlatego musi sobie znaleźć inne rozwiązania jak np kontakty z takimi samymi "odmieńcami", kontakty ze zwierzętami. Tak samo jak instynkt rodzicielski niektórzy zastępują zwierzętami tak samo można ogarnąć te potrzeby społeczne.
Ja posiadam dwójke krolików i wolę kontakt z nimi niż z ludźmi i dzięki temu czuje się potrzebny, mam dopływ oksytocyny od głaskania, zajęcie czasu na ogarnianie różnych rzeczy wokoł krolików i jest to w moim przypadku skuteczny cope, o wiele lepszy niż tradycyjny związek w którym nie miałem tyle swobody, wolnego czasu a za to musialem się mocno dostosowywać pod drugą osobę.
@pokeminatour też Asperger here. Kiedyś miałem świnki morskie, choć króliki też spoko - kuzyn miał, spory był fajny do głaskania jak mówisz, ale skakał jak powalony.
Kiedyś miałem marzenie o kocie - a dokładniej rosy... ukraińskim niebieskim (choć ragdolle też spoko). Koty o dziwo mnie lubią praktycznie z miejsca i to nawet te które nie przepadają w ogóle za obcymi o czy miałem się przekonać parokrotnie. I to chyba u mnie jedyny dowód na reinkarnację, to że musiałem być kotem
Niemniej nie chciałbym być tak jak niektórzy mają "psiecko" czy "stara baba z kotami". Zwierzak fajnie potrafi dostarczyć radości, może być członkiem rodziny, niemniej ciężko np. z nim pojechać na wczasy i razem podziwiać górskie widoki, porozmawiać czy poprosić o obranie mandarynki. To jednak nie do końca to samo niestety. Ciężko mi przelać w słowa te odczucia.
@Vintorez o, super i gratuluję wychodzenia z tego wszystkiego. U mnie, mimo iż kiedyś byłem zapalonym graczem - od stycznia w nic nie grałem a ostatnie parę lat wybiórczo.
Przepuklinę tą chyba można leczyć jak refluks albo zrobić jakiś zabieg? Najważniejsze abyś jednak miał motywację do walki o siebie, bo masz też dla kogo
Co do klubów to graty - ja siebie nie widzę w tej roli. Mam za miesiąc lecieć na parę dni do Włoch a już mam stres z tą całą odprawą bo nigdy nie latałem oficjalnie samolotami.
Leciałem kiedyś raz dwuplatowcem bez pasów i przy otwartych drzwiach i nie czułem stresu że mógłbym wypaść. Katastrofy lotnicze mi też niestraszne. Ale wyjście do ludzi i ogarnięcie o co chodzi z tą odprawą - już tak.
Mi została garstka znajomych - po liceum brak, po studiach się wykruszyli, mają swoje żony czy drugie połówki i rzadko z kimś się widzę, tym bardziej że taki zawód, iż pracują w delegacjach. Ale jak się spotkamy to mimo iż wychodzę ze swej jaskini z niechęcią to potem czuję tą jedną cząsteczkę serotoniny która pracuje tak jak u Ciebie z energylandią. Tylko odczuwanie tego max 2-3 w roku a pozostałe dni marzyć aby w końcu kopyrtnąć na drugą stronę , to jednak trochę słabo ;/
@Atexor no mam refluks i przepuklinę. Leczenie tylko zapobiegawcze i mało skuteczne u mnie więc zaniechałem, a zabieg to sporo badań do kwalifikacji, brak gwarancji skuteczności i może to wrócić, pewnie też kosztowna sprawa, więc odpuszczam i staram się z tym radzić naturalnymi sposobami.
Też mam taką lekką fobię społeczną i przytłacza mnie takie ogarnianie. Pomogło mi przyklejenie się do kumpli, którzy nie mieli z tym problemu i sobie z nimi jeździłem się uczyłem. Zresztą to też fajna rzecz - uczyć się od innych życia, od innego nauczyłem się głębokiego szacunku do natury i przebywania w niej, w lesie i to też tak odkryło we mnie tę miłość, stąd lubię sobie samemu dużo chodzić.
Życzę Ci wszystkiego dobrego i żeby jak najwięcej tej serotoninki było:3 życie lubi zaskakiwać, więc warto pchać ten wózek przed siebie!
@pokeminatour Czy to nie zadziała negatywnie w dłuższej perspektywie czasu? Mam powiedzmy podobne problemy co osoby wyżej i myślałem właśnie o jakimś kocie, ale wydaje mi się, że jest to leczenie objawowe trochę, coś co przykrywa potrzebę akceptacji, itd.
Wydaje mi się, że takie zastępstwo człowieka zwierzęciem jest pomocne, ale w dłuższej perspektywie gorsze dla nas, bo nie będziemy czuli aż takiej potrzeby znalezienia partnera, przyjaciół, itd. ale dalej będziemy odczuwali ich brak choćby w sytuacjach jak wyżej napisał @Atexor, zwierzę nie powie Ci niczego, nie zrozumie twoich problemów, nie zastąpi człowieka.
Tak więc uważam, że dla osoby zamkniętej to będzie równia pochyła i coraz ciężej będzie nam wyjść z tego problemu, a nie ukrywajmy, czasu się nie cofnie, a zwierzę na pewno skutecznie odwlecze fragment, w którym mamy na tyle dość, że w końcu powiemy "dość" i postanowimy zmienić swoje życie.
@pingWIN nie wiem, ale domyślam się że to zależy.
Zależy przede wszystkim od charakteru, zaburzeń i chorób psychicznych, doswiadczeń. No i nie mówię by całkowicie rezygnować z kontaktów z ludźmi na rzecz zwierząt, tylko by uzupełniać nimi braki tam gdzie się nie da się inaczej lub cena będzie niewspółmierna do zysku.
Zupełnie inna sytuacje ma dynamiczny ekstrawertyczny ciut brzydszy normik - który czerpie energię z relacji z ludźmi ale ma ich w swoim otoczeniu zbyt malo bo stare przyjaźnie się rozpadły przez związki.
Dla takiej osoby relacje są pozytywne i ich brak to niezrealizowane potrzeby a główną niezrealizowana potrzeba jest brak partnerki - drugiej osoby z którą spedzałby wiele godzin/całe dnie.
A ciut inna ma taką osobą jak ja czyli osoba introwertyczna że stwierdzonym spektrum autyzmu o wysokim nasileniu objawów, fobia społeczną i niezdiagnozowana wydaje mi się osobowosc unikająca. Podejrzewam że dla mnie samotnosc zdefiniowana przez ekstrawertyków mogłaby być społecznie mecząca od nadmiaru interakcji z ludźmi.
@pokeminatour Rozumiem co masz na myśli, ale nie do końca się zgadzam. Z góry założyłem, że nie rozmawiamy tutaj o zwierzęciu jako miłym dodatku w naszym życiu w lukach między konktaktami międzyludzkimi, czyli w szczególności mowa tu o osobach, które problemów społecznych jako takich nie mają, ew. czują się osamotnieni i łatwo im znaleźć kogokolwiek bez większych trudności.
Każdy człowiek ma potrzebę przynależności, akceptacji, miłości. Introwertykowi wystarczy paru dobrych znajomych i partner, raczej się męczy na imprezach, przy dużej ilości osób i woli spokojniejsze spotkania w gronie swoich przyjaciół. Ekstrawertyk odnajduje się w tej drugiej grupie, czyli woli koncert, imprezę z dużą ilością nowych osób od takiego pogrania w planszówki z paroma przyjaciółmi. Ale mimo wszystko człowiek jest osobą społeczną i każdy chce mieć partnera. Często u osób ekstrawertycznych introwertyk jest tożsamy z osobą aspołeczną, ale to mit. Nie mówiąc już o sytuacji, gdzie są osoby otoczeni ludźmi, nawet z partnerem i są zarazem samotni, bo relacje te są powierzchowne. Samotność to subiektywne przeżycie, które nie zawsze jest związane z fizyczną obecnością innych ludzi, więc nie ma co patrzeć na opinie innych czy ktoś ma prawo być samotnym czy też nie.
Jak coś nie odnosiłem się tutaj do Ciebie i osób chorych psychicznie choć te potrzeby również tam są, tylko inaczej wyrażane.
Po starszych ludziach czasem to widać. Żyli w PRL, nie przelewało się, więc każdy grosz odkładali, nie wyrzucali nawet nadpsutego jedzenia, cerowali skarpety czy inne ubrania. Dziś bez problemu mogą sobie pozwolić na życie bez oglądania każdego grosza z obu stron, a jednak wciąż przyzwyczajenie wygrywa.
@macgajster te przyzwyczajenia z PRL w starych ludziach najlepiej czuć w przychodni w kolejce. Wtedy dopiero z tych uśmiechniętych staruszków wychodzi sowieckie chamstwo. Ich chore moralności przeniosły się do "kapitalizmu" i zamiast zniknąć w nowej organizacji życia wypełzają jak Lenin z mauzoleum.
Żeby być bogatym to też trzeba mieć odpowiedni mindset więc w sumie tylko zdrowa dusza może być bogata.
Zaloguj się aby komentować