Udało się! Przeżyłem! 😁
Na mój pomysł przebiegnięcia w obecnym stanie półmaratonu kręcił nisem ortopeda, fizjoterapeuta, rehabilitant i 3/4 rodziny. Ale się uparłem - Cracovia Półmaraton to bieg w którym biegam od pierwszej edycji i nie odpuszczę za chiny. Będę biegał do ostatniej edycji - jego albo mojej xD
No więc żeby zrobić to co należy a jednocześnie nie popsuć mojego kaprawego kolana przyjąłem strategię kompromisową: startuję z balonikami na 2:00h i albo lecę z nimi do końca, albo lecę tak długo jak dam radę a potem już walczę o życie. Liczyłem na to, że przy moich standardowych czasach rzędu 1:40 takie dwie godziny będą miłą i spokojną przebieżką...
No i co się okazało? Ze bardzo dobrze liczę 😎
Uczepiłem się przemiłej pacemakerki na 2h i cały bieg spędziliśmy na miłej, luźnej pogawędce. Tematów nie brakowało, a nogi same niosły przy takim relaksacyjnym tempie ☺️ Dopiero pod koniec, w okolicach 19 km, postanowiłem sobie trochę pofolgować i poleciałem bliżej 5:15/km. Kolano nic nie bolało, mięśnie nie wysyłały żadnych ostrzegawczych sygnałów więc uznałam, że powinienem dać radę. No i dałem 😅
Ostatecznie czas 1:57. Może gdybym się ciut wcześniej urwał, to bym wyrobił 1:55... ale w sumie po co? Biegło mi się ultraprzyjemnie, w sumie pierwszy raz miałem taki fajny wyścig bez spiny i wysiłku. Kto wiec może przy tym modelu zostanę? 😉 Oczywiście poczekałem na Panią Zając i podziękowałem za miło spędzony czas.
Ważne, że kolano dało radę i nawet teraz, po kilku godzinach, odczuwam raczej typowe bóle jakie miewam po dłuższym biegu. Jest git i będzie jeszcze lepiej! 😎
Zegarek rozjechał się z GPSem i zrobił z biegu #papaton xD
Wszystkim serdecznie życzę udanej niedzieli ❤️
#sztafeta #bieganie
