#tworczoscwlasna
Wracając z urlopu wypadło nam zatrzymać się na Dolnym Śląsku. Hotel w niewielkiej miejscowości, na obrzeżach centrum, choć przy takich małych mieścinach granica co jest centrum, a co peryferiami bywa trudna do zakreślenia. Widok mam na spore rondo połączone ze skwerem, placem z pomnikiem postaci zasłużonej dla polskiej literatury, z jedną pierzeją zamkniętą peerelowskim bloczyskiem z rzędem lokali usługowych na parterze. Wśród nich jeden jest kluczowy, oczywiście sklep z alko, który animuje życie w tej części miasteczka.
W hotelowym telewizorze polska reprezentacja jest ogrywana przez inną narodową drużynę, a na naszym skwerku prawie wszyscy faceci są w barwach narodowych. Spora grupka, za plecami naszego noblisty, zaimprowizowała strefę kibica, na murku stoi bateria puszek. Nie wiem czy oglądają na telefonach, jak na boisko wchodzi inny nasz czempion, ostatnia nadzieja białych mająca odmienić losy turnieju, chłopakom na skwerze jednak sytuacja na boisku lub też brak w niej rozeznania nie przeszkadza chyba w dobrej zabawie, w ruch idą piszczałki czy też trąbki, po chwili z ogólnej kakofoni głosów podlanych harnasiem wybija się przyśpiewka dotycząca lokalnego klubu, o ile moja skromna znajomość sportu pozwala to ocenić znanego z innej zupełnie dyscypliny sportu.
Mężczyzn, jacy przewijają się przez plac łączy też inna cecha ubioru. Wszyscy, od naszych kibiców, poprzez przechodniów, których szlaki przecinają się głownie w rejonie monopolowego, po gości podjeżdżających pod hotel mają dżinsiki do kolan i skarpeteczki poniżej kostki. No taka moda, cóż poradzisz. Z wściekle żółtego (zielonego?) porsche wysiada dżentelmen w identycznym stroju wzbogaconym szalikiem w brawach narodowych i pakuje się do hotelowej restauracji gdzie witany jest gromkimi okrzykami, najwyraźniej strefa kibica dla lepiej usytuowanych. Niezależnie od sytuacji materialnej łączy fanów naszej reprezentacji coś jeszcze. Choć jak pisałem nie jestem na bieżąco z sytuacją w polskim futbolu to pamiętam hasło - łączy nas piłka. Nie wiem czy dalej jest aktualne ale chłopaki w większości biorą je na poważnie i chowają swoje pod koszulką na wysokości brzucha.
Parę słów poświecić należy też płci pięknej. Tutaj, wydawałoby się moda będzie dawała większe możliwości ale towarzyski naszych kibiców z tej możliwości nie skorzystały, wybrały najwyraźniej stroje klubowe obowiązujące w tym sezonie: dzianinowa, obcisła sukienka na ramiączkach z długim rozcięciem na udzie. Dominuje kolor czarny i beżowy. Na pewną odmianę - być może obowiązują tu jakieś reguły - zdecydowała się przyszła mama, której wyraźnie zaznaczający się brzuszek opina kiecka w kolorze czerwonym. Jej status wydaje się też podkreślać nonszalancko palony papieros.
Po południu padało, ulica szybko wysycha ale powietrze jest parne, lekko zamglone, trudno odróżnić przygasające o zmroku kolory nieba od ciemnych chmur oddalającej się burzy. Transmisja meczu się skończyła, coraz wyraźniej zaznacza się działanie lokalnego centrum ciążenia, pod monopolowym przecinają się wszystkie drogi. Cały dzień spędziłem w samochodzie, trzeba się nawodnić, idę do po browara. Płacę i na ladzie koło kasy widzę pięciolitrowy karton wina z kranikiem. Można kupić na kubki. Być może w piłce do Hiszpanii nam daleko ale przynajmniej w tym aspekcie poczyniliśmy postępy. W sklepikach koło parku w Madrycie też można było nabyć wino oraz kubki a uprzejmy sklepikarz użyczał korkociągu. Wraz z ociepleniem klimatu dołączamy najwyraźniej do południowoeuropejskiej strefy kultury winiarskiej, Dolny Śląsk jest być może forpocztą tej fali.
Pod hotel podjeżdża skoda na węgierskich numerach, pewnie ostatni goście. Wysiada kierowca w dżinsikach do kolan. Nad wzgórzami otaczającymi miasto zapada niechętnie najkrótsza noc w roku.