#technika

5
113

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Siema. Wie ktoś może jak konkretnie nazywa się ten przyrząd lub jak się z niego korzysta?
Jak dotąd dostałem jedynie sugestie że to jakiś rodzaj siekierki zakładanej na wiertarkę wykorzystywanej przy pracy w drewnie.
1cabfc59-b29b-4a28-9acd-f50e3f575de8
c1367474-4979-4720-820d-63661b459fa4
HerrJacuch

@ISEA Podczas praktyk w muzeum jak nie wiedzieliśmy, podczas inwentaryzacji, czym jest lub do czego służy dany przedmiot, wrzucałem to na https://www.reddit.com/r/whatisthisthing. Zawsze udawało się ogarnąć. Zresztą jest tam też katalog takich poszukiwanych rzeczy.

Krogulec

@ISEA no seksant kieszonkowy to to nie jest, ale może być że to do wiertarki a konkretniej wiercenia pod ustawionym kątem.

ISEA

@HerrJacuch dzięki za sugestię, jak znajdę czas i chęci pewnie wrzucę tam post.

Zaloguj się aby komentować

Słuchawki Edifier X3 pomoc
Jest sprawa - zgubiłem stację dokującą / powerbank zwał jak zwał do Edifier X3, zostały mi tylko słuchawki.
Nie wiem gdzie, prawdopodobnie podczas przejażdżki rowerowej, ogólnie amba fatima zeżarła.
Czy jest możliwość zakupu gdzieś samej tej stacji? Czy lepiej szukać czegoś innego?
Help me Obi-Wan! You are my only hope!
Bodzias1844

@SirkkaAurinko nowe kosztują coś koło 80-90zł więc może wystaw same słuchawki na olx i kup nowy komplet xD może ktoś kupi bo zazwyczaj to ludzie gubią same słuchawki a nie te pudełko

Zaloguj się aby komentować

Metale u lekarza
W przychodni lekarskiej, przed gabinetem, ustawiła się długo kolejka chorych. Nie jest to jednak zwykła przychodnia lekarska, bo i pacjenci nie są zwyczajni. Lekarze również nie są zwykłymi lekarzami, chociaż chodzą w białych fartuchach. Są to lekarze metali -- metalurdzy.
Lecz oto otworzyły się drzwi i weszła pierwsza pacjentka. Ale jak ona wygląda! Skóra cała popękana i na dodatek matowa, bez połysku.
-- Jak się pani nazywa? -- spytał lekarz.
-- Miedź (po łacinie Cuprum, symbol chemiczny Cu) -- usłyszał cichą odpowiedź.
-- Co pani dolega?
-- Jestem bardzo słabo, wszystko mnie boli, a cała moja skóra jest popękana. A wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, gdy jeszcze jako ruda miedzi byłam topione w piecu hutniczym. Było wtedy bardzo gorąco i kilkakrotnie odetchnęłam świeżym powietrzem. Potem zostałam odlana do formy. I wszystko byłoby dobrze do chwili, gdy kilka dni temu w czasie dużych upałów dostałam dreszczy i zaczęła mi pękać skóra.
Lekarz w skupieniu wysłuchał opowiadania pani Miedzi, chwilę pomyślał i powiedział: .
-- Wszystko jest jasne. Jest pani chora na chorobę wodorowa. A powodem jej było kilka oddechów zrobionych podczas topienia. Wówczas do pani organizmu razem z powietrzem dostał się tlen. Gdy tylko zrobiło się gorąco, tlen połączył się z wodorem, którego również w powietrzu nie brakuje. W ten sposób powstały cząsteczki pary wodnej. Podgrzana para wodna ma duże ciśnienie -- to ona przecież podnosi przykrywkę na czajniku z gotującą się wodą lub porusza tłokami parowozu. Ponieważ nie mogła wydostać się na zewnątrz, zaczęła mocno cisnąć i stąd właśnie biorą się pęknięcia. Ale i z choroby wodorowej można się wyleczyć. Trzeba tylko jeszcze raz się stopić i usunąć cały tlen z organizmu. Po zakrzepnięciu należy również unikać atmosfery zawierającej wodór.
Pani Miedź wstała, podziękowała za radę i wyszła.
Następny pacjent, który wszedł do gabinetu, był w jeszcze gorszym stanie. Skóra jego była rudobrązowa, postrzępiona i pełna wgłębień. Pod dotykiem ręki lekarza chrzęściła odpadała kawałkami na podłogę.
-- Jak się pan nazywa? -- spytał lekarz.
-- Żelazo (po łacinie Ferrum, symbol chemiczny Fe) -- przez chrzęst dał się słyszeć słaby głos.
-- Co się stało, że jest pan w tak opłakanym stanie?
Pan Żelazo z trudem zaczął mówić;
-- Gdy latem opuszczałem mury fabryki słupków ogrodzeniowych byłem sprężysty i mocny, a moja skóra miała piękny stalowoszary kolor. Kiedy zostałem zakopany w ziemię, by razem z moimi braćmi utworzyć ogrodzenie sadu nic nie wskazywało na to, że mogę aż tak się zmienić. Ale już jesienią, gdy spadły pierwsze deszcze, moja skóra zmieniła kolor na jasnobrązowy. Potem śnieg i otulił mnie białym, ciepłym puchem. A gdy przyszła wiosna i słońce spod topniejącego śniegu ukazał się bardzo smutny widok i dlatego jestem tutaj.
Lekarz ze zrozumieniem pokiwał głową i powiedział:
-- Tak bywa, gdy nie słucha się lekarza. A przyczyną pana dolegliwości jest korozja, popularnie zwana rdzą. Korozja, po łacinie "corrosio" oznacza: gryzienie, jest procesem niszczenia różnych materiałów na skutek oddziaływania otaczającego środowiska. W wyniku oddziaływania tlenu z atmosfery na pana skórze powstała cienka i krucha warstwa brązowego tlenku. Wiatr, deszcz i śnieg kruszyły te warstwę i korozja posuwała się w głąb materiału. Ale jest sposób, by panu pomóc. Należy dokładnie oczyścić się z produktów korozji, a następnie całą powierzchnie pokryć powłoką izolującą od wpływów atmosferycznych. Najczęściej stosuje się czerwoną minię ołowianą zawierającą tlenki ołowiu odporne na działanie atmosfery. Następnie trzeba nałożyć drugą warstwę ochronną z emalii, która dodatkowo nadaje estetyczny wygląd. Środkami antykorozyjnymi muszą być również powlekane pana siostry: karoserie samochodowe stalowych blach oraz stalowe konstrukcje budowlane. W przeciwnym razie czeka je taki sam los.
Następna pacjentka, która zapukała do gabinetu była również w rozsypce. I to dosłownie. Była cała szara, a na dodatek ze wszystkich miejsc sypał się z niej szary proszek.
-- Jak się pani nazywa i co pani dolega?
-- Cyna (po łacinie Stannum, symbol chemiczny Sn) -- odparła cicha i trochę szarego proszku osypało się na podłogę -- Jeszcze do niedawna nic mi nie dolegało. Miałam piękny srebrzysty połysk, a głos mój był dźwięczny jak dzwoneczek. Kilka dni temu spotkałam swoje przyjaciółkę — misę cynowe. Długo opowiadała mi o swojej podróży statkiem za Krąg Polarny. Początkowo dobrze znosiła mroźne powietrze, ale po pewnym czasie zaczęła robić się szara, aż wreszcie zaczął sypać się z niej szary proszek. Od tego spotkania ja również codziennie czułam się coraz gorzej. Teraz wyglądam tak samo, jak moja przyjaciółka. Czyżby to była jakaś choroba?
Lekarz wysłuchał opowiadania pani Cyny. Długo myślał, zajrzał do starej książki lekarskiej i powiedział:
-- To jest rzadka choroba, a na dodatek jest ona zakaźna. A nazywa się zaraza cynowa. Powoduje je niska temperatura. Cyna w temperaturze powyżej +13C ma srebrzysty połysk i jest metalem ciągliwym i plastycznym. Jest to tzw. cyna biała. Gdy jednak temperatura spadnie poniżej +13C, odbywa się powolna przemiana wewnętrzna cyny, która zmienia się w tzw. cynę szarą. Następuje wówczas zmiana barwy na szarą i utrata własności metalicznych. Powierzchnia przedmiotów cynowych pokrywa się plamami, z których wysypuje się szary proszek. Plamy te rozszerzają się i w końcu cały przedmiot zamienia się w kupkę proszku. Jedna odmiana cyny przechodzi w drugą tym szybciej, im niższa jest temperatura otoczenia. Przy temperaturze -33C przemiana ta następuje najszybciej i dlatego na tę chorobę zachorowała pani przyjaciółka.
Istnieje jeszcze drugie niebezpieczeństwo: gdy wyroby zdrowe zetkną się z wyrobami chorymi na zarazę cynową również ulegają zarażeniu. I to właśnie spotkało panie. Aby cyna chorująca na zarazę cynową odzyskała swój dawny wygląd, musi być przetopiona, a z otrzymanego metalu trzeba wykonać nowy przedmiot. A w przyszłości należy przebywać tylko w ciepłym klimacie, w temperaturze powyżej +13C.
Gdy pani Cyna wyszła z gabinetu lekarskiego, zza drzwi rozległ się głos:
-- Następny proszę...
===
Domyślacie się z pewnością, że rozmowy, które zostały „podsłuchane" i tutaj opisane, w rzeczywistości się nie odbyły. Jednak problemy poruszane w tych rozmowach występują naprawdę. A „choroby", na które zapadają metale, mimo że różnią się od chorób ludzi, są równie groźne, przynoszą bowiem olbrzymie straty gospodarcze. Jak wielkie mogą być te straty, niech zaświadczy fakt, że w okresie od 1820 roku do 1923 roku z ogólnej światowej produkcji żelaza wynoszącej 1766 mln ton aż 718 mln ton zniszczyła korozja. Podobnie dzieje się z innymi metalami.
Toteż naukowcy i inżynierowie metalurdzy -- lekarze metali -- w swoich instytutach i laboratoriach poszukują skutecznych sposobów ochrony metali przed ich „chorobami". A na czym te sposoby polegają, opowiemy innym razem.
===
Autor: Marek Skowron
Źródło: Kalejdoskop Techniki. Nr 1 (320), styczeń 1984.
352fd54d-273c-4371-ab69-6f33cec1cb0c
Besteer

"Najczęściej stosuje się czerwoną minię ołowianą zawierającą tlenki ołowiu odporne na działanie atmosfery."


Widać, że 1984, znajdź teraz gdzieś minię i to jeszcze z ołowiem

Besteer

W ogóle to super lekarz, 2/3 porad to "zrobić od nowa". Ciekawe, jakby pediatrzy tak działali xD

Polinik

@Besteer

Widać, że 1984, znajdź teraz gdzieś minię i to jeszcze z ołowiem


Cóż, takie czasy to byli. Teraz ołowiu to nawet w lutowiu nie ma a i w amunicji strzeleckiej chcą zabronić.

Zaloguj się aby komentować

Wokoło jeżyły się posępne, groźne, poszarpane góry sycylijskie, tylko w kierunku północnym wiodła łagodnie wznosząca się przełęcz. U podnóża przejścia mały obóz grecki był prawie niewidoczny wśród skał.
-- Bogowie jedni wiedzą, którędy oni nadejdą -- mówił monotonnie jakiś głos.
-- Może tędy, a może pójdą na Akragas. Jeżeli cała armia kartagińska zwali się na nas, nie utrzymamy się. Zginą Syrakuzy, nasza piękna, mądra ojczyzna.
-- Po to tu jesteśmy, żeby ich powstrzymać -- odrzekł drugi głos, młodszy i energiczniejszy.
-- Taką garstką ich nie powstrzymamy. Przejdą po nas i zdobędą przełęcz. Żebyśmy to chociaż mogli zawiadomić naszych, że Kartagińczycy idą tędy!
-- Rozpalimy ognie na górach -- nasi domyślą się, co to znaczy -- wtrącił ktoś trzeci.
-- Ba! Ale czego się domyślą? Czy że idzie tędy mały oddział kartagiński czy że sam Barkas z całą potęgą? I co my mamy robić: ginąć do ostatka czy raczej cofnąć się za góry? Na Zeusa! Miło jest ginąć za ojczyznę i będę walczył za nią -- ale wolałbym wiedzieć, że moja śmierć przyda się na coś.
Stojący w cieniu skał dwaj mężowie przesunęli się dalej. Gdy nieco odeszli, młodszy i wyższy z nich mruknął:
-- Wierzę w twój wynalazek, Charyklesie -- byłeś przecież uczniem wielkiego Pitagorasa -- ale kończ go szybko, bo istotnie Kartagińczycy mogą nadejść lada dzień.
-- Wszystko jest już prawie gotowe, Ajgistosie. Dziś w nocy wyślę syna do głównego obozu. Pójdź ze mną.
Namiot uczonego Charyklesa stał obok namiotu wodza, ale był od niego znacznie obszerniejszy. W świetle kaganków oliwnych kręciło się tu kilku niewolników, dokonując jakichś prac wyglądających na stolarskie, bo ziemia była zaśmiecona wiórami. Po środku namiotu rzucały się w oczy dwa wielkie naczynia gliniane w kształcie walca na nóżkach. Były one jednakowe. Wysokość każdego z nich równała się wysokości dziesięcioletniego chłopca. Dno każdego z walców posiadało okrągły, nieduży otwór, ściśle w tej chwili zatkany drewnianym kołkiem. Ajgistos oglądał w milczeniu oba walce,
-- Dużo trudu kosztowało przewieźć je tu w całości -- mruknął -- Przez te góry…
-- A teraz popatrz na to, Ajgistosie.
To, co wskazywał Charykles, było to jakby denko drewniane. Niewolnicy opiłowywali je dopasowując do otworu walca: widać było, że ma ono zupełnie swobodnie poruszać się wewnątrz naczynia. W środku denka był osadzony długi drewniany pręt, którego powierzchnię podzielono poprzecznie na 24 pola, zaopatrzone w napisy.
-- A tu robimy drugie denko do drugiego walca. O, właśnie mój syn maluje na pręcie napisy. Glaukosie -- zwrócił się do młodego, może piętnastoletniego chłopca -- czy sprawdziłeś długość obu prętów i odległości napisów od wierzchołka?
-- Sam sprawdzałem po kilkakroć, ojcze. Oba pręty o włos nie różnią się między sobą.
Ajgistos wziął do ręki pręt, na którym jedne nad drugimi wysychały napisy robione przez Glaukosa, i odczytywał je:
-- "Mały oddział kartagiński idzie na nas". "Cała armia kartagińska uderza tędy". "Starajcie się utrzymać swoją pozycję". "Uderzajcie natychmiast na nieprzyjaciela". "Cofnijcie się za przełęcz". "Wycofajcie się i połączcie z naszymi". "Wysyłamy wam małą pomoc". "Wysyłamy wam człowieka z rozkazami".
-- To chyba wszystko -- mruknął Ajgistos -- Aha, dodaj jeszcze, Glaukosie, na obu prętach: "Uderzajcie na wroga niezależnie od jego liczebności". Może i taki rozkaz król będzie chciał wydać.
Osadzono drugi pręt w denku. Charykles jeszcze raz z całą dokładnością zmierzył średnice obu denek, wysokość prętów, odległości napisów do wierzchołka. Wszystko było w porządku: stały przed nim dwa identyczne przyrządy.
-- A więc Glaukosie, synu mój, natychmiast wyruszysz w drogę i zawieziesz jeden z tych walców do obozu króla naszego, Gelona. Wodę tam znajdziecie, prawda? Ustaw go blisko najwyższego szczytu i stróżuj przy nim każdej nocy od zmierzchu do świtu, tak jak cię nauczyłem.
Dwaj niewolnicy wynosili ostrożnie walec owinięty w miękki materiał i umieszczali go na ośle. Inni zabrali się do opakowania drugiego walca. Charykles to zauważył. 
-- Nie, nie, ten drugi walce tu pozostaje. Ustawicie go na wzgórzu, które wam wskażę.
===
Stało się tak, jak rozkazał Charykles: jeden walc został wywieziony przez Glaukosa do głównego obozu króla Syrakuz, Gelona, nad rzekę Himerę, drugi zaś ustawiono u zbocza najwyższego wzgórza nad przełęczą, której miał bronić Ajgistos. Naczynie napełniono pod wierzch wodą i przykryto denkiem, które unosił się na wodzie. Wysoko sterczał z denka w górę pręt z napisami. Kilku żołnierzy trzymało stale straż przy tym zagadkowym urządzeniu. W pobliżu biło źródełko wody.
Minęło kilka dni. Nadchodził właśnie wieczór i słońce zachodziło z wolna poza poszarpane skały, gdy z doliny przygalopowali trzej wysłani na zwiady Grecy. Zatrzymali się przed namiotem Ajgistosa i wódz wyszedł do nich.
-- Idą. Cała armia kartagińska -- mówili gorączkowo. -- O pięćdziesiąt stadiów stąd, w dolinie Autymajonu rozłożyli się na noc. Rano pewno uderzą na nas.
Zmrok zapadał szybko. Wokół namiotu wodza zebrali się żołnierze słuchając nowik, czekając na rozkazy Ajgistosa. Lecz ten rozejrzał się.
-- Charyklesie!
-- Jestem, wodzu. Idziemy na wzgórze. Wy dwaj -- wskazał palcem niewolników -- idziecie z nami. Weźcie zapalone pochodnie i wiadra.
Mała grupka szybko podążyła w górę i dotarła do miejsca, gdzie na zboczu wzgórza warta czuwała przy naczyniu. Charykles sprawdził poziom wody w walcu: było jej pełno.
Natenczas chwycił płonącą pochodnię z rąk niewolnika, stanął na samym szczycie i zaczął zataczać ogniste kręgi. Pochodnia płonęła jasno. Przy naczyniu z wodą czuwał Ajgistos.
-- Jest! -- krzyknął Charykles.
Daleko, daleko na oddalonym szczycie ukazało się drugie takie światło. Tam też ktoś robił koła zapaloną pochodnią.
-- Widzą nas już! Odkorkować!
Podał pochodnię niewolnikowi, który zbiegł z nią na dół. Na szczycie zaległy ciemności. Charykles stanął przy walcu. Woda uchodziła z niego powoli, wraz z obniżaniem się jej poziomu denko z prętem coraz bardziej opadało w naczyniu. Przy świetle pochodni uczony śledził powoli zanurzające się napisy na pręcie. W pewnym momencie krawędź walca wypadła na jednym poziomie z linią, nad którą był napis "Cała armia kartagińska uderza na nas". Krzyknął:
-- Zakorkować!
I skoczył znów na górę z pochodnią, dając w ten sposób znać swojemu synowi w obozie Gelona, że i on powinien zatkać swój walec. W tej samej chwili błysnęło światło na tamtej górze.
Charykles zszedł na dół.
-- Potwierdzili tym światłem, że otrzymali wiadomość. Teraz my czekamy na wiadomość od nich. Sykelu -- zwrócił się do niewolnika -- trzeba znów dolać wody do pełna.
Denko drewniane wraz z sterczącym prętem ponownie uniosło się w górę i pływało po powierzchni. Charykles wszedł na szczyt i ukrywszy niewolnika z pochodnią z załomie skał czekał wśród ciemności, wytężając wzrok w stronę wzgórz na Himerą. Czekał niedługo.
-- Ajgistosie, widzę światło!
Chwycił z rąk niewolnika pochodnię i zaczął nią wywijać, dając w ten sposób znak, że jest gotów do odbioru wiadomości. Nagle krzyknął::
-- Schowali światło! Odkorkować!
Niewolnik ze światłem ukrył się. Charykles wytężał wzrok w kierunku wzgórz na Himerą. Słychać było plusk wody uchodzącej z walca. Krzyknął znowu:
-- Jest światło! Zatkać!
Niewolnik na górze powiewał pochodnią na znak, że wiadomość została odebrana. Charykles zbiegł do walca. Pręt z napisem był znacznie zanurzony w naczyniu; krawędź naczynia odcinała linię, nad którą w świetle pochodnie odczytali:
"Idziemy z całą armią wam na pomoc".
===
Wywiadowcy kartagińscy dobrze pracowali. Wiedzieli oni -- i donieśli o tym swemu wodzowi -- że przez góry prowadzi wygodna przełęcz, strzeżona przez garstkę Greków. Jeśli udałoby się przejść tą przełęczą -- można by zaatakować wojska greckie od strony, od której nie spodziewały się napaści, bo od wnętrza lądu. Należy tylko otoczyć mały oddziałek grecki i wyciąć wszystkich, aby wieść o pochodzie Kartagińczyków przez góry nie dotarła do króla Syrakuz, Gelona.
Wczesnym rankiem napastnicy uderzyli do boju. Jakież było ich zdumienie, gdy okazało się, że naprzeciw nich stoi nie mały oddział grecki, a cała armia Gelona!
Kartagińczycy przegrali bitwę i wojnę. Zaledwie szczątki ich powróciły na rodzinny brzeg afrykański. Nigdy nie mieli się dowiedzieć, że do ich przegranej przyczynił się owoc geniuszu greckiego -- pierwszy na świecie telegraf.
Bo telegraf, słowo greckie, oznacza -- pisanie na odległość.
===
Autor: Anna Osińska.
Źródło: Horyzonty techniki dla dzieci. Nr 1 (57), styczeń 1962.
bf2184be-5983-4052-bd3e-1e7499b7f41b

Zaloguj się aby komentować

Jedyne takie POLSKIE BMW na świecie!
Jak on to znalazł to nie mam pytań!
https://www.youtube.com/watch?v=ck7dQ7BMA8Q
kris

@siRcatcha polecam odwiedzić Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach, kiedyś za małolata tam byłem a jak dowiedziałem się, że Patryk ma z tym muzeum sporo wspólnego to zdecydowałem się, że muszę raz jeszcze je odwiedzić można tam pooglądać sporo takich perełek

Zaloguj się aby komentować

Poprzednia