Po chwili podszedł do mnie postawny mężczyzna i zapytał, czy nie potrzebuję taksówki. Potrzebowałam i to bardzo, więc odpowiedziałam twierdząco. Zapytałam go o cenę, ponieważ znałam przybliżony koszt takiej trasy z aplikacji. Zakomunikował, że trochę więcej, w końcu to taksówka, a nie aplikacja. Dopytałam, o ile więcej, na co on, że kwota będzie zgodna z taryfą. Wsiadłam.
Już na samym początku zapaliła mi się czerwona lampka. Drzwi były rozsuwane, więc nie dało się bez pomocy kierowcy wsiąść i wysiąść z auta. Gdy dotarliśmy na miejsce, kierowca zażądał ode mnie 360 złotych. Myślałam, że się przesłyszałam. Zapytałam, czy nie chodzi przypadkiem o 36 złotych. Okazało się, że usłyszałam dobrze. Próbowałam dociekać, skąd wzięła się ta kwota. Niewzruszony powiedział, że taką ma taryfę. I faktycznie mikrodrukiem na rozsuwanych drzwiach była rozpisana taryfa, z tym że z pozycji pasażera samochodu nie było jej widać. Dopiero po opuszczeniu samochodu można było ją dostrzec.
Kobieta podkreśliła, że musiała zapłacić za przejazd, w innym przypadku mężczyzna nie wypuściłby jej z pojazdu.
https://tvn24.pl/tvnwarszawa/srodmiescie/warszawa-zaplacila-360-zlotych-za-taksowke-z-dworca-centralnego-na-mokotow-st8229593
#wiadomoscipolska #warszawa #taxi
taxi = hiv
@smierdakow nie mogła ze środka zadzwonić na policję?
@smierdakow A dlaczego w ogóle zapłaciła? Taryfiarz jej nie powiedział kwoty, wbił 360 na terminalu płatniczym a babka ot tak przyłożyła kartę? Przecież kręcił bym malysza jak tylko zobaczyłbym kwotę jaką koleś wpisuje.
"Musiałam zapłacić, inaczej nie wypuściłby mnie z auta " to dzwonię na pały w tym samym momencie.
Zaloguj się aby komentować