Praca biurowa, zaraz obok "junior software developer" to najbardziej oblegane stanowiska. Powód jest prosty - na rynku jest najwięcej niewykwalifikowanych pracowników bez doświadczenia, którzy wolą wygodną pracę w biurze, kawkę i lunch, zamiast fizycznego tytania w brudzie, zimnie i hałasie (za te same pieniądze).
Na sprawę należy spojrzeć od drugiej strony. Na jedno ogłoszenie tego typu pracodawca dostaje spokojnie kilkaset aplikacji, w ciągu paru dni od publikacji. Wiec ma z czego wybierać. Na rozmowę kwalifikacyjną zaprosi kilka osób, które najbardziej się wyróżniają, mają ładne zdjęcie i najlepsze kwalifikacje (nawet jeśli są za wysokie na dane stanowisko). I pytanie jest takie - co ma zrobić kandydat żeby znaleźć się wśród tych kilku wybranych?
Parę razy rekrutowałem pracowników i wiem jak to wygląda z drugiej strony. Spokojnie 90% aplikacji to spam wysyłany hurtem - genetyczne CV z gotowej templatki, często z błędami. Do tego drętwy i nudny list motywacyjny skopiowany z internetu, w którym nie ma żadnej treści poza oklepanymi formułkami i który często nawet nie dotyczy danego stanowiska. Do tego błędy ortograficzne, brak zdjęcia, bylejakość. Jeśli widzę, że kandydat nie poświęcił nawet 5 minut na przygotowanie aplikacji, to właściwie czemu ja miałbym tracić godzinę na to żeby się z nim spotkać? Takie oferty są odrzucane z miejsca. Rekruter na rozpatrzenie kazdej aplikacji ma może minutę albo dwie. To działa trochę jak Tinder - swipe left i następny.
Do tego są też różne śmieszne paradoksy. Np. ktoś pisze, że jest tytanem MS Office i przysyła CV w formacie worda, a tam powstawane spacje zamiast tabulatorów. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Sami rekruterzy sprawdzają też social media. Wchodzę sobie na profil gościa z CV, a tam widzę filmiki z żółtymi napisami, tatuaże z husarzami, memy o chlaniu i ćpaniu i fotki mojego kandydata palącego race na Marszu Niepodległości.