W ramach dodawania kątentu to opowiem Wam historię z pracbazy.
Mamy w pracy elektryka, na potrzebę historii nazwijmy go Tomek. Pewnego razu pojechał On do Państwa Iksińskich naprawić zepsuty domofon.
Po przyjeździe i zapoznaniu się ze stanem urządzenia, poinformował Pana i Panią Iksińskich że naprawa tego domofonu mija się z celem i za samą robociznę musiałby wziąć więcej kasy niż za nowy domofon.
W tym momencie pani Iksińska wpadła, jak określił to Tomek wręcz w histerię. Zaczęła prosić by jednak coś spróbował zrobić. Jej mąż w międzyczasie przyniósł z garażu pudełko, z jakimiś częściami z dwóch innych domofonów:
- Panie Tomeczku, przecież z tego może da się coś zrobić?
Kolega dalej próbuje tłumaczyć, że łatwej kupić nowy model, lepszy i że nawet nie ma pewności jak ten domofon będzie działał po włożeniu starych części.
Nic z tego Państwo są uparci.
(Tu trzeba nadmienić że Owi państwo pieniędzy mają jak lodu, więc nie chodziło o kwestie tego że nie stać by ich było na nowe urządzenie).
Kolega w końcu ulega i bierze się za naprawę zepsutego domofonu. Trwa to dość długo ale koniec końców udaje się przywrócić urządzenie do stanu używalności. Czas było przejść do przyjemniejszej (dla elektryka) części czyli rozliczenie.
-
Panie Tomeczku, to ile to Pan za to chcesz.
-
Panie Iksiński, to wyszło X złotych.
-
Co kur*a? Za co?
Kolega stara się tłumaczyć że zeszło to prawie cały dzień, że dużo roboty i na początku zaznaczał że taniej było by kupić nowy domofon.
Iksiński jednak nie zamierza płacić, argumentując to tym że przecież dał części do naprawy.
Tu na szczęście Tomek wyciąga kartę pułapkę w postaci podpisanej umowy sporządzonej przed naprawą i grożąc że sprawa będzie miała swój finał w sądzie a jeśli Iksiński przegra to dojadą mu koszty sądowe.
Gość w końcu odpuszcza i czerwony ze złości daje koledze kasę wyzywając go od wyzyskiwaczy.
Ale ta historia się tu nie kończy. Ale to trzeba usiąść na spokojnie.