Cześć. Na wstępie uprzedzam, że będzie trochę długo, oraz miejscami politycznie, chociaż w nieco prześmiewczy sposób. Nie udało mi się dorwać do oryginalnych nagrań, dlatego musiałem posłużyć się wyobraźnią. Dialogi może i wyglądają na prawdziwe, ale w rzeczywistości powstały w głowie autora. Oczywiście, wszystkie dane zostały przekształcone w taki sposób, żeby nie można było się domyślić, o kogo chodzi. Także, zapraszam na kolejną porcję żenady i absurdu. Ale obiecuję, że to już będzie ostatni raz! Po prostu musimy przejść przez ten etap historii/
I jeśli nie chce Ci się czytać, do czego zachęcam, zostaw piorun i obserwuj tag #opowiescizserwerowni albo autora @lubieplackijohn , albo oba!
***
Rozdział pierwszy “Wszyscy jesteśmy papieżami”
Nie minęło nawet pół roku od pamiętnego spotkania profesora Takiewicza z Prezesem, a prototyp portalu już był na wykończeniu.
- Szefie - powiedział Leszek, główny programista oraz prywatnie, szwagier profesora. - Mam dobrą i jeszcze lepszą wiadomość!
- Skończyliście i wszystko sprawnie działa? - ucieszył się Takiewicz.
- Tak i nie. Znaczy, skończyliśmy, ale nie działa.
- No to co to za dobra wiadomość? - zniecierpliwił się Somasz.
- No dobra jest taka, że skończyliśmy robotę na dzisiaj, a ta lepsza jest taka, że jest środa, a środa to dzień, hehe, loda i wódy czas! - ucieszył się Leszek.
- Eh, szwagier szwagier. My tutaj próbujemy stworzyć portal niezależny na miarę trzeciego tysiąclecia, a Ty nic, tylko byś walił wódę zamiast się do pracy przyłożyć. I co ja powiem Prezesowi, że jego ciężko zarobione rękami podatników pieniądze przeznaczam na alkohol i lody?! Weź się szwagier lepiej do…
Jego wypowiedź przerwał dźwięk bogurodzicy, dochodzący z kieszeni marynarki. “Psiakość” zaklął w duchu. “To jego eminencja Prezes Karosław!”. Drżącymi ze zdenerwowania palcami odblokował telefon i łamiącym się głosem powiedział:
- U..uszanowanie, Panie Prezesie. Czym mogę, hm, w czym mogę pomóc?
Z głośnika dobiegło szuranie i jakby… miałkanie?
- Andrzejku, ciamk ciamk, zostaw proszę telefon tatusia. Tatuś musi ciamk ciamk porozmawiać w interesach - zabrzmiał w słuchawce głos Prezesa.
- Miaaaauuuu - dał się usłyszeć pełen pretensji głos prezesowego kota.
Takiewicz wiedział kiedy trzeba mówić, wiedział też, kiedy należy milczeć. Dlatego taktownie odczekał, aż miałkanie oddali się, po czym chrząknął i pozwolił, by Prezes wreszcie przeszedł do meritum. Albo chociaż rozpoczął rozmowę.
- Halo, Sumasz? Jesteś mlask mlask tam?
- O…oczywiście Panie Prezesie! Jakże by inaczej! - odparł poddenerwowany Takiewicz. - W czym mogę dzisiaj Panu służyć?
- Ciamk ciamk słuchaj. Ja chcę wiedzieć, co z tym Twoim, mlask ciamk, portalem. Miał być gotowy, z tego co pamiętam, ciamk ciamk, tydzień temu. I co? - pomimo chłodnego tonu, czuć było, że Prezes nie jest w najlepszym humorze.
- Ależ oczywiście! Pierwsze testy już za nami! Teraz tylko czekamy na odpowiedni moment i możemy zaczynać!
- To ciamk mlask kiedy będzie ten mlask mlask odpowiedni proszę ja ciebie moment? - dopytywał się Prezes.
- Kiedy tylko Pan Prezes rozkaże! - niemal krzyknął Takiewicz.
- Dobrze, ciamk ciamk. Dzisiaj jest środa, dzień mlask mlask, hehe, i przychodzi do mnie Szoskar i będziemy ciamk ciamk mlask mlask. Także możesz zaczynać. - głos w słuchawce zastąpiła głucha cisza. Prezes rozłączył się.
- Leeeeszeeeeek!
Chwilę później cały zespół siedział przy stole i wszyscy trzej patrzyli się na ekran przenośnego komputera, na którym widać było tylko trzy cyfry i jakieś napisy po angielsku.
- Error pięćset. Cholera, Kazik, ty umiesz po angielsku - zwrócił się Leszek do trzeciego członka zespołu, stażysty Kazika, prywatnie studenta i syna siostry ciotecznego brata wujka Pawła, który był drugim mężem kuzynki szwagra profesora Takiewicza.
- Kurde, trzeba wyguglować. Może na przekopie coś będą wiedzieć. Siedzą tam naprawdę kumaci kolesie - odpowiedział niepewnie Kazik.
- Co to wszystko ma znaczyć?! - zdenerwował się Somasz. - Prezes żąda, żebyśmy odpalili portal JUŻ!
- Spokojnie, szefie, bez nerwów. Szef sobie walnie jednego na uspokojenie - powiedział Leszek podając flaszkę Somaszowi. - Kazik zaraz to ogarnie. To łebski gość, chociaż młody. Prawda Kazik?
- Ta, chyba znalazłem rozwiązanie. Użytkownik “mirek2137” napisał, że to może być problem z linuksem.
- Co? Mów po ludzku, Kazik, bo nie zdzierżę! - krzyknął nie na żarty już zdenerwowany Takiewicz. - Mamy coraz mniej czasu, a Ty zamiast włączać portal to jakieś durnoty na internecie przeglądasz! Dawaj mi tą wódkę, bo nie zdzierżę!
To mówiąc pociągnął solidny haust z butelki, niemal natychmiast ją opróżniając. “Dobra bo polska” pomyślał, patrząc na etykietę. “Ciekawe tylko, dlaczego ten orzełek ma dwie głowy. No, ale jak to mówią, co dwie głowy to nie jedna!”. I pociągnął raz jeszcze. Pusta butelka wódki “Republika Rad” potoczyła się po stole, po czym spadł i zrobiła dziurę w podłodze.
- No dobra, hik, odpalajcie już ten portal!
- Okej, szefie, skoro mamy zielone światło, to rozpoczynam procedurę…
- Ah, zamknij się już i włączaj!
Przez chwilę nic się nie działo. Jednak po chwili ekran zaczął mienić się wszystkimi kolorami tęczy.
- Mój boże, jakie to piękne! - wzruszył się Somasz.
- Cholera, karta graficzna mi zdechła - zaklął Kazik. - Leszek, weź zapodaj swojego laptopa.
Chwilę trwało, ale udało się zorganizować zastępczy komputer. Po odpaleniu strony oczom wszystkich ukazał się niesamowity widok. Pierwszy niezależny portal polskich patryjotów właśnie zyskał pierwszego użytkownika.
- Ha! Mamy pierwszego użytkownika! - ucieszył się Leszek. - Kazik, weź zobacz kto to.
- Hm, coś się chyba zepsuło - zmartwił się Kazik. - Tutaj jest napisane, że to Jan Paweł II. Ale on przecież nie żyje!
- Matkobosko! Cud! Cud! - wykrzyknął uradowany Somasz! - Dzwonię do Prezesa!
- Poczekaj - gestem ręki powstrzymał go Leszek. - Zobacz.
Somasz popatrzył. I aż jęknął z zachwytu. Karosław Jaczyński właśnie założył konto! I to nie jedno! Od razu trzy! Cztery! Pięć!
- Panowie, wzruszenie odbiera mi głos - wzruszył się Takiewicz. - Razem dokonaliśmy niemożliwego!
- Racja, i to wszystko w niecałe pół roku i przy niewielkim nakładzie finansowym!
- Masz rację, masz rację Leszek! Ale nie ma co zasypywać gruszek w popiele. Młody, leć po flaszkę!
Kwadrans później.
- Młody, ty to jesteś, hik, wporządku chłopak wiesz? - rzucił niemrawo Somasz. - Ten, no, jakbyś potrzebował czegoś, to hik, mów, a ja ci załatwię.
- Dzię… dziękuję - odparł Kazik. Widać już było po nim, że wypity alkohol powoli, acz nieubłaganie pragnie opuścić trzewia stażysty. - Prze…przepraszam na chwilę.
To mówiąc puścił się biegiem do łazienki.
- No, odwaliliśmy kawał dobrej roboty - powiedział Leszek. Z nich wszystkich to właśnie on miał najmocniejszą głowę. Lata programowania wyrobiły w nim naturalną odporność na alkohol. - Jednego nie rozumiem. Skąd ci przyszedł pomysł na taką pokurwioną nazwę? Przecież tego się nie da wymówić, a co dopiero zapamiętać!
- Ee…eeeej, hik - obruszył się Somasz. - To jes, to jes dobra nazwa. Jak każda hik inna.
- No dobra, ale to powiedz mi, co do cholery znaczy: KarJaNiNaŻySla?
- Eh, Leszek Leszek, hik. Niby taki mondry jesteś, a skrótu nie potrafisz rozwinąć. No przecież, hik, to widać od razu. KarosławJaczyńskiNiechNamŻyjeStoLat.
- A, no teraz jak to powiedziałeś, to faktycznie - Leszek zamyślił się. - To w sumie co teraz?
- Teraz, mój drogi, hik, Leszku, teraz to … skoczymy po jeszcze jedną flaszkę!
To mówiąc, chwiejnym krokiem poczłapał do barku. A Leszek ruszył za nim. Nikt nie zauważył, że na portalu w tym czasie zalogował się kolejny papież. A po nim następny. I następny. I następny…
***
I tym sposobem dochodzimy do końca początku naszej opowieści. Jak wszyscy dobrze wiemy, największym sukcesem #albicla było powstanie #hejto. Ale jak to się dokładnie wydarzyło, dowiemy się w następnym odcinku!
#politicalfiction #heheszki #ciekawostki
PS Jeśli jakimś cudem przeoczyliście część zero, to tutaj macie początek historii:
https://www.hejto.pl/wpis/no-dobra-troche-zainteresowanych-tematem-sie-zebralo-dlatego-chyba-nie-mam-wyjsc