Oraz jako się rzekło, jestem w trakcie remontu męskiego Łucza.
O Łuczu, czyli Promieniu, już gdzieś kiedyś wspominałem, dziś nie mam czasu rozwijać historii, bo jestem w ogniu walk.
Zegarek kupiony od dziadka na staroćkach. Potencjalnie sprawny tylko zdezelowany. Tarcza z urwanym mocowaniem obróciła się, szkło pęknięte i niedopasowane, tarcza brudna, ale hej! Koperta przecież całkiem niezła, a mechanizm, chociaż niechodzący, wygląda na kompletny i nieuszkodzony.
Czekał blisko rok.
Dziś rozebrany, umyta koperta i tarcza, pierwsze mycie w nafcie, zaraz pójdzie drugie w benzynie, zwykle jest jeszcze trzecie w wodzie destylowanej, potem składanie z oliwieniem. Wrzucam postępy prac.
Dobra, myślałem, że pójdzie szybciej, ale wpadli goście i robota w kąt poszła. Skończyłem wczoraj przed 23.00, efekt prac poniżej #tikutak i trochę #ksiazki Trochę mi się śmierdoliło, bo nocna robota - zła robota, a tego typu mechanizm robiłem dopiero drugi raz, więc musiałem poprawiać po majstrze😉
Pasek oryginalny z lat 60-tych wyszperany w lokalnej graciarni, sprowadzającej klamoty z Holandii. Do pełni szczęścia brakuje szkła, niestety, nie mam takiego w domu, dopiero jutro będę dysponował.
Całość umyta, naoliwiona, ma chęć chodzić. Tarcza doczyściła się bardzo ładnie. Urwane mocowanie zwykle naprawiam inaczej, tym razem podkleiłem taśmą dwustronną. Brak sekundnika, może jakiś znajdę. Należałoby zmienić wytartą koronkę, bo psuje efekt.
Zegarek ma bardzo proste wzornictwo i płaską, dobrze leżącą kopertę. Nie wyróżnia się, brak tu fajerwerków, ale nie na darmo moje dzieci śmieją się ze mnie, że "tata ma dziadkowy gust". Klasyczny, poprawiam wtedy, klasyczny.
No i ten zegarek jest właśnie klasyczny.