@GordonLameman @GtotheG @hellgihad i jak @TrocheToBezSensu napisał.
Ludzie, którzy naprawdę chcieli odtruwali się w warunkach jeszcze gorszych i z substancji bardziej ryjących psychikę i ciało; to naprawdę kwestia "chcenia" ale nienarzuconego z zewnątrz ani przez regulaminy noclegowni czy inne kontrole. Nie wiedziałam, że ma schizofrenię; tu sprawa jest gorsza, niemniej alkohol na pewno nie wpływa dobrze na objawy. Nie każdy rodzaj schizofrenii musi się też manifestować w sposób uniemożliwiający jakąś pracę (nad sobą też). Generalnie "nie mam warunków więc dalej robię to i to" jest świetną wymówką i bardzo łatwo w tym miejscu mentalnym zostać zamiast istotnie cokolwiek powoli zmieniać. Wypowiadam się z perspektywy osoby, która wyszła z trwającego ponad dekadę ostrego nałogu z którego wychodzi podobno "jeden na sto" a utrzymuje w czystości naprawdę niewielu, natomiast na swoim przykładzie moje najskuteczniejsze - bo trwające do tej pory - wyjście nie odbywało się w sposób zinstytucjonalizowany, nigdy nie byłam na ulicy, ale nigdy nie byłam też na detoksie. Istniało zagrożenie życia przy odstawianiu (nasilenie objawów abstynencyjnych w połączeniu z problemami z sercem i epilepsją typu II), ale pozostawanie w nałogu niosło ze sobą o wiele większe prawdopodobieństwo śmierci. Człowiek musi chcieć i być zmęczony, ale tak żeby padł na pysk i dojrzał do tej decyzji, aktywnością z którą ma problem i wszystkim co się z tym wiąże. Często pomijanym tematem jest też wychodzenie z detoksu w to samo środowisko, a powiedzmy, że bezdomnych nazwałabym środowiskiem "sprzyjającym"... To trochę jak zaklęte koło, aby zrobić A musi zrobić B, niemniej aby zrobić B powinien uporządkować A; ale to zaklęte koło spierdolenia da się przerwać, zapewniam.
I wspólną cechą nałogowców jest to (nie polecam schodzenia cold-turkey oczywiście, ale w moim przypadku zadziałało, żyję i piszę), że im bardziej ktoś się pieści z nimi na detoksach, im łatwiej to przyjdzie przez wygaszanie dolegliwości obstawą lekową itp.. tym łatwiej o nawrót. I odwrotnie, im bardziej się namęczysz to może bardziej uszanujesz, co masz i do siebie nabierzesz większego szacunku za przetrwanie tego. Odtrucie fizyczne to tylko jedna część procesu detoksu organizmu, jeszcze nauka życia na nowo bez substancji w receptorach - dosłownie jak u dziecka, np. radzenie sobie ze złością, smutkiem, stresem. Nie bez powodu w środowiskach terapeutycznych do tej pory pokutuje powiedzenie, że "weryfikacja życia na trzeźwo zaczyna się jakieś 3-6 mc od zakończenia detoksu fizycznego" (często spotykałam się z obiema wersjami). I, wiem że to "brzydko" brzmi, ale w przypadku osoby bezdomnej bycie na jakimś zinstytucjonalizowanym detoksie to właściwie "wakacje", mam nadzieję że udało mi się jakoś przekazać co mam na myśli. Odpoczynek od dotychczasowych warunków, a raczej ich braku + jedzenie może nienajlepsze ale jednak jest + dach nad głową itp.
Przyszło mi do głowy, że teraz kryteria dla schizofrenii w DSMie/ICD-10 jest stosunkowo łatwo spełnić "według uznania" osoby przeprowadzającej obserwację/wywiad, np. spora część tagu - użyję tylko jako przykład - przegryw pewnie mogłaby się zdziwić, a decyzja zależałaby od osoby posiadającej pieczątkę.
Myślę, że jak ktoś chce to warto śledzić jego postępy i czasami napisać coś konstruktywnego; ale jeżeli konstruktywną krytykę odbija albo co gorsza blokuje, to robi się ciężej. Odpisywanie na negatywne komentarze to też pewna forma dialogu wewnętrznego ze sobą.