No i już miałam olać, ale jako że @splash545 napisał, że gatunek ten wybrał specjalnie dla mnie (!), to nie mogłam tego tak zostawić. Przed Wami opowieść dodatkowa, o... a zresztą, co ja będę spoilować?
***
Malinois
Od siedmiu miesięcy prowadzę międzyplanetarny salon groomerski “Spejs-pies”, który przejęłam w spadku po babci, która wybrała się na Sigmę-87 na emeryturę. Tak, to babcia wymyśliła tę nazwę. Tak to jest, jak masz 370 lat i kompletny brak inwencji twórczej, bo urodziłaś się jeszcze na Ziemi.
Mój salon, jak i cała planeta Gierek-3, mieści się na uboczu galaktyki PRL-59. Ot, małokosmiczkowa planeta, jakich wiele. Kiedyś uprawiana była na niej śluzokukurydza, ale skały okazały się tak słabe, że zbiorów nie wystarczało nawet na paszę dla hodowanych tu turkuciów. Z racji rozpadu zakładów rolniczych, planeta postawiła na usługi. Problem w tym, że w tej części kosmosu nie ma aż tak wielu chętnych, by wydawać na nie pieniądze.
A jednak jakimś cudem babcia zdążyła przez niecałe 200 lat zbudować sobie solidną bazę klientów, którą przejęłam po niej z całym majdanem. Właściwie, to ta baza klientów stanowi główną część majdanu.
Jest na przykład Żaneta Bhrtke, żona wpływowego spedytora kosmicznego, która przychodzi tu ze swoim pundlem. Samo cięcie bez mycia, pazury i brak perfum (przynosi swoje). Pundel również przy okazji ma podcinane pazury oraz preferuje swoje perfumy.
Mamy też poczciwego Weredeleneke, który opiekuje się Janem. Weredeleneke, zmęczony pracą opiekuna, często opowiada nam podczas mycia uszu, że rola psa pomocnika nie jest dla niego. Inżynierowie przygotowali go do roli konserwatora zabytkowych hydrantów, ale inny suczysyn z jego miotu znał wojewodę z Andromedy, i ta lukratywna fucha przepadła.
Pani Wiesława natomiast nieustannie przychodzi ze swoją poppugą o wdzięcznym imieniu AAAAAAAAAAA, której chciałaby zrobić trwałą. Nieustannie jej odmawiam, kierując się maksymą babci: “Poppugi AAAAAAAAAAA trwała to jedna wielka chała”. W końcu jej imię nie wzięło się znikąd.
I tak codziennie, od rana do zachodu trzeciego słońca, interes się kręci. Widzę też to, co sprawiało, że babcia tak długo zwlekała z przejściem na emeryturę - radość zwierzęcia po wykonanej metamorfozie oraz zachwyt właściciela, gdy widzi szczęśliwego pupila… Nie można tego z niczym porównać. To jest coś, co odkryłam dopiero po przejęciu rodzinnego biznesu.
Był piątek, godzina 45 po południu. 45 minut do zamknięcia i żadnych umówionych wizyt, żyć nie umierać. W końcu znalazłam czas, by wykonać inwentaryzację!
Zdążyłam tylko pochwycić długopis, gdy nagle rozbrzmiał się dzwonek u drzwi wejściowych. Wychyliłam się zza zaplecza i zobaczyłam nieznajomego, stojącego przed drzwiami wejściowymi w towarzystwie… owczarka malinois.
Być może nie jesteście za bardzo zorientowani w świecie kosmokynologii, ale nigdy w życiu nie widziałam prawdziwego malinois. Nazywane też belgijskimi, te psy wymarły jakieś 400 lat temu. Czytałam o nich wyłącznie w książkach od babci, gdy przygotowywałam się do egzaminu z groomingu psów wojskowych.
Stanęłam jak wryta. Czy to mi się śni? Przecież te psy jako zwierzęta domowe… nie powinny istnieć. Ich hodowla została zakazana Traktatem z Zerga, gdyż - podobnie jak inne ziemskie rasy - wymagały zbyt dużych nakładów pracy i wysiłku opiekunów do zachowania ich dobrostanu psychicznego i fizycznego. Z uwagi na ludzkie lenistwo dochodziło jednak do ogromnych nadużyć i cierpienia zwierząt przez poświęcanie im niewystarczającej uwagi, o którym opowiadały na parlamentarnych słuchaniach. Historie o zrzucaniu z łóżek, racjonowaniu przysmaków czy żywieniu suchą karmą mroziły krew w żyłach. Dzięki nowemu prawu psy uzyskały status istot rozumnych równych człowiekowi i mogłe samodzielnie decydować o swoim losie - bez poniżającej smyczy u szyi. Te, które przetrwały, nie chciały przedłużać swojego życia medycznie, więc z czasem ich populacja malała… aż doszła do zera. Nie udałoby nam się w porę przerwać tego okrucieństwa, gdyby nie dokonania Iwana Pawłowa XVIII w dziedzinie translatoryki zwierzęcej.
Opiekun psa musiał zauważyć moją konsternację, gdy odezwał się cichym głosem:
- Tak, to belgijski.
Zamknęłam usta (o których właśnie zorientowałam się, że były cały czas otwarte), przygładziłam fartuch i przyjęłam najbardziej profesjonalną pozę, jaką mogłam.
- Piękny pies. Czy ma wszczepiony translator? - zapytałam, przypomniawszy sobie, że na niektórych planetach przed całkowitym zakazem hodowli wszczepiano psom auto-tłumacze, by mogły szybciej uzyskać niezależność i walczyć o swoje prawa stadnie.
- Nie - powiedział zimno opiekun. - Nie ma w sobie takiej elektroniki.
- Rozumiem - pokiwałam głową, próbując zamaskować rosnący niepokój.
Brak tłumacza był niepokojący. Jeśli pies pochodzi z nielegalnej hodowli albo - co gorsza - ten człowiek sztucznie przedłuża mu życie bez zgody zwierzęcia, będę musiała niezwłocznie powiadomić Galaktyczny Inspektorat Kosmoweterynarii. A co, jeśli przenosi jakieś antyczne choroby? I TERAZ JEST W MOIM SALONIKU?! Poczułam, że serce zaczyna mi walić. Trzeba działać.
- To… jak mogę państwu pomóc? - zapytałam z lekko drżącym głosem, za co ofuknęłam się w myślach. Muszę zatrzymać tego psa do przyjazdu GIKu, choćby nie wiem, co. Ten człowiek nie może nabrać żadnych podejrzeń!
- Pies potrzebuje czyszczenia kamienia na zębach. Da radę jeszcze dzisiaj? Widziałem w Asternecie, że jest pani jeszcze chwilę otwarta.
- Naturalnie! - pokiwałam głową, może nieco za szybko. - Biorę się do roboty. Proszę zostawić mi psa, i wrócić za 45 minut.
- Nie mogę tu zostać? - nieznajomy zrobił krzywą minę.
- Niestety, nie mamy poczekalni. Proszę przejść się na spacer. Nasza planeta oferuje… yyy… hmm… na poczcie może pan kupić krzyżówki.
Właściciel jeszcze chwilę na mnie patrzył, po czym wręczył mi smycz, obrócił się na pięcie i wyszedł.
Gdy tylko zniknął za rogiem budynku, odpięłam smycz psa i uwolniłam go z obroży. Z tego wszystkiego nie zapytałam nawet o jego imię! Nie było też adresówki…
- Nie byłam przygotowana na przyjęcie gościa z antycznych czasów, więc obawiam się, że nie mam na miejscu tłumacza - powiedziałam, patrząc psu w oczy.
Przyglądał mi się, i po chwili zwiesił głowę. Myślałam, że się zasmucił, ale zaczął wąchać podłogę.
- Tak, przed tobą była tu kosmotka Margrabini Von Kotte, jej zapach jest trudny do usunięcia chemią. Miała być ostatnia, po niej planowałam czyszczenie promieniowe. Wytrzymasz?
Pies znów zerknął na mnie, nic nie mówiąc.
Przypomniałam sobie, że powinnam zadzwonić do GIKu. Jednym ruchem gałki ocznej wybrałam numer i czekałam, aż ktoś po drugiej stronie odbierze.
- Galaktyczny Inspektorat Kosmoweterynarii, Jadwiga XzZYt, słucham.
- Dzień dobry! Jagna II Wiklinowska z tej strony, salonik “Spejs-pies” z planety Gierek-3…
- Tak, wiem, mam pani dane przed oczyma. Po co dzwoni?
- Bo wie pani, do salonu przyprowadzono mi psa.
- Nie rozumiem.
- No psa, żywą istotę. Psa z Ziemi.
- Ale ich hodowla została zakazana.
- No wiem.
- One wymarły.
- No wiem.
- Nie rozumiem.
- Jakiś nieznany mi klient przybył do mojego saloniku, trzymając psa na smyczy i poprosił o to, bym mu wyczyściła zęby.
Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza. Poczekałam jeszcze pięć sekund, i z niepewnością zapytałam:
- ...Halo?
- Pani poczeka - odezwała się ta sama kobieta.
Po chwili oczekiwania, na linii usłyszałam męski głos:
- Pani Jagno, jedziemy do pani. Ale nasz oddział dotrze dopiero jutro rano. Proszę zrobić wszystko, by pies został z panią. Proszę go nie oddawać temu człowiekowi. I najważniejsze - proszę koniecznie wyczyścić mu zęby. TO BARDZO WAŻNE. Rozumie pani?
Zaniemówiłam, ale potwierdziłam, że przyjęłam instrukcje.
Trochę nie byłam gotowa na tę akcję. Nie dotarła do mnie jeszcze w pełni waga słów mężczyzny z infolinii GIK, ale wiedziałam, że muszę zabrać się za kamień psa. A to jest coś, co umiem robić najlepiej.
Uklęknęłam przed owczarkiem i powoli, acz pewną ręką pogłaskałam go po policzku. Otworzył pysk i zaczął lekko ziajać.
- Wiem, że jest ci źle, że nie możesz mi powiedzieć, co myślisz. Ale zrobię, co w mojej mocy, żeby ci pomóc. Dobra?
Pies przekrzywił głowę, słuchając moich słów. Uśmiechnęłam się.
- Jak to się mówiło w tamtych czasach? Dobry pies?
Natychmiast zobaczyłam, że jego ogon zaczął się ruszać na prawo i lewo. To chyba znaczyło, że jest zadowolony. Pełna nadziei wzięłam skaler i, upewniwszy się, że psu jest wygodnie i komfortowo, zabrałam się do pracy.
***
Minęło jakieś 20 minut, gdy skończyłam. Przetarłam jeszcze dziąsła łagodzącym płynem, wyjęłam lusterko i pokazałam owczarkowi efekt końcowy. Wydawał się być zadowolony, bo znów zamerdał ogonem. Pogłaskałam go po głowie, a on dotknął mojego nadgarstka zimnym nosem.
- No, to najprostsza część z głowy. Teraz musimy wykombinować, co dalej.
Wiedziałam, że klient nie będzie wiecznie wybierał krzyżówek na poczcie i w końcu wróci po psa. A ja muszę jakoś go przetrzymać do następnego dnia!
Pomyślałam, że najprostsze będzie najbardziej przypałowe rozwiązanie. Zabiorę owczarka do swojego domu, a na drzwiach zostawię e-notkę, że musiałam wcześniej wyjść, i że zapraszam po odbiór niepodjętych pupili na następny dzień. Może tajemniczy klient się nie zorientuje, że coś tu śmierdzi…
Spojrzałam jeszcze raz na smycz i obrożę, a potem na psa, i pokręciłam głową.
- Nie, mój drogi towarzyszu niedoli. Tak się nie godzi. Jesteś panem łąk i lasów, a ja miałabym cię ograniczać? Będziesz iść obok mnie. W naszej miejscowości i tak nie ma za wielu ludzi, a tym bardziej takich, którzy widzieliby kiedykolwiek owczarka malinois. Nikt się nie zorientuje. W razie czego, jesteś moim niemówiącym kuzynem z Gomułki-12. Oni tam wszyscy są trochę… hm… nietypowi, więc historyjka będzie wiarygodna.
Owczarek szczeknął radośnie, obwieszczając, że zrozumiał. Pierwszy raz słyszałam szczek psa. Ależ te istoty były głośne! I pomyśleć, że ludzie więzili je w mikromieszkaniach…
***
Powoli zapadał zmrok. Trzecie słońce zaszło, a my szliśmy wzdłuż szosy powietrznej do mojego domu. Idąc, podskakiwałam sobie jak zwykle. Kątem oka zobaczyłam, że pies zerka na mnie i też lekko podskakuje. Uśmiechnęłam się do niego.
- A może jesteś głodny? Mam smaczki z korkoni, chcesz?
Owczarek znów szczeknął i usiadł, wbijając we mnie wzrok. Zobaczyłam, że z pyszczka powoli skapuje mu ślinka.
- Tak od razu po zabiegu czyszczenia nie powinno się dawać psom jeść, no ale… chyba nie zaszkodzi, nie?
Wyciągnęłam rękę ze smaczkiem, przypominając sobie retrofilmy szkoleniowe. Owczarek natychmiast podszedł do mojej dłoni i jednym delikatnym ruchem schwycił przysmak, drugim ruchem podrzucił go do góry, a trzecim - złapał i zaczął gryźć, zadowolony z siebie.
- Brawo, dobry pies! - zawołałam, a mój towarzysz zaczął merdać ogonem, zmrużywszy oczy.
Poczułam rosnącą we mnie radość, że udało mi się spełnić jego podstawowe potrzeby życiowe. Potrzebuje wciąż dużo więcej, ale trzeba się cieszyć z małych sukcesów.
Szliśmy dalej. Skręciliśmy już w lewo, kierując się ku mojemu domowi, lecz pies przystanął i postawił uszy. Obejrzał się za siebie, a wraz z nim ja.
Na ścieżce za nami stał nieznajomy opiekun owczarka.
Ciarki przeszły mi po plecach. Jak on nas znalazł?
- GPS - powiedział człowiek, jakby czytając w moich myślach. - Chciałaś ukraść mi psa?
- To nie jest pana pies. On jest sam sobie psem! - wycedziłam, stając przed owczarkiem i zasłaniając go swoim ciałem. - Nie ma pan prawa go przetrzymywać jak niewolnika!
- Nie mam prawa? A kim ty jesteś, żeby mi mówić, co mogę, a czego nie?!
Zagotowało się we mnie. Ten typ ma jeszcze czelność się wykłócać!
- GIK już tu jedzie! - krzyknęłam, mając nadzieję, że uwierzy w mój blef. - Jeśli natychmiast pan nie odejdzie, to pana złapią! A oni nie znają litości dla psiemiężycieli!
- TO JEST MÓJ PIES! - ryknął obcy i zaczął iść w naszą stronę.
Spojrzałam na owczarka, a on na mnie. Coś błysnęło w jego oku. Podniosłam głowę i wystawiłam ręce, gotowa bronić psa całym ciałem… ale on natychmiast przeszedł mi między nogami i stanął, szeroko rozstawiając łapy i wbijając wzrok w nieznajomego.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Czy on… chce mnie obronić? Przecież nawet mnie nie zna!
Już miałam wyciągnąć rękę, by z powrotem zaciągnąć go za siebie, gdy rozległo się ciche pikanie.
Pikanie dochodziło z owczarka.
Pikanie dochodziło z owczarka…?
Facet przede mną zamarł w pół kroku. Jego twarz pobladła.
- Nie… nie. On miał być dezaktywowany…
Owczarek zaczął lekko drzeć. Po chwili jego plecy się otworzyły, rozchylając metalowe drzwiczki na boki. Pikanie stało się głośniejsze.
Z otworu w plecach wysunął się karabin BFG9000 realnych rozmiarów, wycelowany prosto w nieznajomego. Szczęka mi opadła.
Pies przyjął jeszcze stabilniejszą pozycję, machnął ogonem w lewo i w prawo, i… rozpętało się piekło.
Z człowieka, który jeszcze przed chwilą nam groził, został czerwony glut na ścieżce. Broń plazmowa zmieniła go w kisiel, z którego nie udałoby się go nawet zrekonstruować. Zorientowałam się, że w tym całym szaleństwie upadłam na ziemię i tępo wpatrywałam się w psa.
Karabin zsunął się do wnętrza zwierzaka, drzwiczki na plecach się zasunęły. Pies odwrócił się w moją stronę i podbiegł z radością, z rozdziawionym pyskiem i radosnym szczekaniem oznajmił mi, jaki jest z siebie dumny. Zdezorientowana, zaczęłam go głaskać, a on - lizać mnie po twarzy.
- D...ddobry pies… - wydukałam i zaczęłam drapać owczarka za uszkami.
#tworczoscwlasna #proza #zafirewallem
@Wrzoo wow ale express!
@splash545 człowiek zawodowo zajmuje się nudnymi tekstami, to takie przyjemności pisze się ekspresowo ;)
@Wrzoo piorun w ciemno bo w pracy + bo miałam odżywkę Malinois i była fajna xd
@UmytaPacha uuuuu, polecasz? Jak tak, to chyba sobie kupię :D
@Wrzoo polecam ale 55 zeta, na spokojnie można znaleźć coś z podobnymi efektami za pół tej ceny : p
@UmytaPacha ILE
Za ten hajs można spokojnie trzy kosmetyki z onlybio kupić :|
@Wrzoo włosiarstwo to moje hobby, a na hobby się nie oszczędza xd
z onlybio też kilka rzeczy miałam
Ale nuda... I z dzidy laserowej jeb jeb jeb
@CzosnkowySmok pju pju pju, z laseeerka!
@Wrzoo ale mam tylko jedną uwagę. Bo wyobraźnia zadziałała. Dobra nie uwagę... Mój mózg poszedł w innhm kierunku niż opowiadanie.
Jak już się zaczęło, to myślałem że coś w niej sie przypomniało. Nie padła na chodnik ale stała tam i wiedziała, że jej przeznaczenie jest zupełnie inne. A obraz wiecznie nie obecnej babci zaczął nabierać sensu i zaczęła rozumieć, ze jej życie wlasnie sie zmienia.
I kamera dookola niej bardzo szybko obraca a całość w zwolnionym tępie.
@Wrzoo nie moje opowiadanie, sorry wpieprzam się...
@CzosnkowySmok dobrze, dobrze! Od tego są zakończenia otwarte, by wyobraźnia zaczęła pracować :D
@Wrzoo Jak ja się cieszę, że Ci się głupio zrobiło i zdecydowałaś się napisać dodatkowe opowiadanie bo jestem zachwycony!
Podobało mi się wszystko. Uśmiałem się przy początkowym opisie salonu i klientów.
Doceniam ogólną koncepcję z psami mającymi prawa na równi z ludźmi.
Umiejętnie pociągnęłaś tę historię, że ciągle chciałem się dowiedzieć co za chwilę się stanie i jak to wszystko się skończy, a skończyło się w sposób bardzo satysfakcjonujący xd
Było też sporo tekstów zapadających w pamięć a najbardziej kisłem chyba z tego:
- To nie jest pana pies. On jest sam sobie psem!
I powiązanego z nim psiemiężycielem xd
No mega opowiadanie
@splash545 a dziękuję - cieszę się, że się podobało :D
@Wrzoo aaa jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju. Czemu naciskali na to, żeby wyczyścić psu zęby? Czyżby miało to jakieś powiązanie z końcówką opowiadania i odpowiadało to za aktywizację psiego potencjału? Czy to o coś zupełnie innego chodziło?
@splash545 to jest takie tarantinowe niedopowiedzenie, żeby pobudzało wyobraźnię ;) zostawiłam je, żeby podbić trochę niepewność i ewentualnie wrócić do tego wątku w przyszłości.
Ale uwierz mi, gdyby nie wyczyściła tych zębów, byłoby BARDZO źle. :D
@Wrzoo wierzę
planeta Gierek-3
Tym mnie kupiłaś.
od rana do zachodu trzeciego słońca
A takie szczegóły to jest coś absolutnie fantastycznego!
@George_Stark dzięki :D ta książka o pegeerach ma tu swój udział!
Zaloguj się aby komentować