Bez zbędnych wstępów, tyle może tylko, że to znów lekko tylko wygładzony za pomocą zgrubnej redakcji autorskiej szkic. Jeśli by jednak ktoś z Szanownych Czytelników znalazł jakieś błędy, nieścisłości, niezgrabności lub zwyczajnie chciałby się czepić, to jestem mocno otwarty na krytykę. Przede wszystkim na konstruktywną, ale przyjmę każdą. Z góry za nią dziękuję i zapraszam do lektury, z której to życzę czerpania przyjemności:

-----

Grzyb Wzrostu

Na Skrzyżowaniu Mrocznej Czaszki miał jeszcze wybór. Mógł wybrać drogę na zachód. Mógł podążyć przez Krainę Stalowych Byków, które, choć potrafią wydawać donośne, groźne ryki, a rozpędzone są w stanie zadawać śmiertelne obrażenia obuchowe, pozbawione jednak talizmanu, który zwykle ich pan zabiera ze sobą, znajdują się w stanie uśpienia i wówczas są zupełnie niegroźne. Właśnie w takim stanie uśpienia zwykle zastawał stalowe byki mieszkające przy Zachodnim Trakcie. Mógł również wybrać drogę na północ. Mógł ruszyć Traktem Północnym, bezpiecznym gościńcem, szlakiem handlowym, który prowadził z zamku wprost ku targowiskom, którym codziennie poruszało się setki wędrowców, a którym i on, choć dotychczas zawsze w towarzystwie – bądź to pod czujnym okiem niezwyciężonej Królowej, bądź potężnego Króla, a w dawnych czasach, w czasach, w których konflikt Królowej z wszechmocną Czarodziejką, która później okazała się być złośliwą Wiedźmą dopiero miał nadejść, czasami również otoczony jej opieką – wyprawiał się wówczas, kiedy zachodziła potrzeba uzupełnienia ingrediencji do podtrzymujących życie mieszkańców Królestwa mikstur i wyrobów.

Takie myśli przychodziły mu do głowy, kiedy było już za późno. Kiedy nie było już odwrotu. Kiedy decyzja już zapadła i nie było od niej odwołania. Ruszył bowiem na azymut. Wybrał najkrótszą, choć najbardziej niebezpieczną drogę. Skierował się na północny zachód, niewytyczoną trasą, biegnącą pomiędzy dwoma bezpiecznymi szlakami, na której to przyszło mu przedzierać się przez Dzikie Krainy. Królowa jasno dała mu jednak do zrozumienia jaka wielka jest waga jego zadania i jak bardzo liczy się w nim czas. Nie chciał zawieść Królowej.

– … i absolutnie nie wolno ci zabrać ze sobą miecza! – rzuciła Królowa na koniec, czyniąc trudne już samo w sobie zadanie jeszcze trudniejszym. A przecież był rycerzem! Jak miał poradzić sobie z niebezpieczeństwami Dzikich Krain pozbawiony swojego oręża? To właśnie wówczas zrozumiał, że zadanie, jakie postawiła przed nim Królowa jest próbą. Próbą trudną. Próbą niebezpieczną. Próbą, z której musiał wyjść zwycięsko. Zadanie to było próbą, od której zależała nie tylko jego przyszłość, ale zależało też zażegnanie konfliktu Królowej z wszechmocną Czarodziejką, która okazała się złośliwą Wiedźmą. Przyszłość nie tylko Królowej, ale całego Królestwa leżała w jego rękach. Nie mógł zawieść Królowej.

Kiedy stanął na progu Ognistego Stepu, pierwszej spośród Dzikich Krain, poczuł niepewność. Poczuł pot pojawiający się na wnętrzach dłoni, które odruchowo próbował zaciskać na rękojeści miecza. Chwytał jednak powietrze. Ujrzał wtedy leżący nieopodal kij. Wiedział, że tego rodzaju broni używają druidzi, nie potrafił jednak zaklinać potęgi żywiołów. Wiedział też, że niektórzy magowie używają kosturów, ale zaklęcia to również nie był jego żywioł.
– „Cóż, postąpię sposobem barbarzyńców” – pomyślał. Ujął kij w rękę, wykonał kilka próbnych uderzeń w powietrze posługując się kijem jak pałką. Jego ciało, wyćwiczone do miecza, nie było przyzwyczajone do tego rodzaju ruchów. Wychodziły mu niezgrabnie. Po barbarzyńsku. Spoglądając na rozpościerający się przed nim widok, na roślinność, która była od niego wyższa, doszedł również do wniosku, że taki sposób użycia tej przygodnej broni nie sprawdzi się w tym przypadku zupełnie. Spróbował innego sposobu. Wykonał próbne cięcie. Nisko, przy samej ziemi: atak na nogi przeciwnika. Wyszło zgrabnie. Sukces podniósł go na duchu, ruszył więc do przodu. Podszedł bliżej Parzących Roślin. Wykonał kolejne cięcie. Rośliny, nisko ścięte, kładły się na ziemi, tak jak hordy plugawych bestii padających pod toporami. I, tak jak te plugawe bestie, które umierając broczą ziemię krwi strumieniem, tak obrzydliwe zielsko puszczało soki, których część trysnęła na jego ciało i ubranie, pozostawiając po sobie zielone ślady. Przez chwilę bał się oparzeń od jadu, który mógł być zawarty w ich sokach, ale nic takiego nie nastąpiło. Zrozumiał wtedy, że tylko dotyk żywej rośliny może wyrządzić mu krzywdę. Że martwe, ścięte rośliny nie są już w stanie uczynić mu krzywdy. Zadowolony ze zdobycia nowej wiedzy ruszył więc dalej.

Kiedy utorował sobie drogę, którą przedarł się przez Ognisty Step oczom jego ukazała się mokra, brązowa ziemia. To były Błotniste Pustkowia. Znał legendy o tych, którzy w tej krainie zaginęli. Słyszał je zarówno od Królowej, od Czarodziejki, zanim ta jeszcze okazała się być Wiedźmą, ale też od przygodnie spotkanych podróżnych, a przede wszystkim od innych rycerzy zamieszkujących okolicę, z którymi spotykał się na turniejach i pojedynkach. Czy śmiałkowie ci, którzy zapuszczali się na Błotniste Pustkowia zostali wciągnięci przez ziemię i zostali pochowani żywcem, czy też może mieszkały tu jakieś złowrogie istoty, które czaiły się na życie śmiałków odważających się zapuszczać w te zakazane rejony, tego nie był pewien. Opowieści wyjaśniały te zaginięcia na różne sposoby. Jedno było pewne: mało kto z tych, którzy rozpoczęli drogę przez tę krainę, drogę tę kończył. On jednak musiał. Miał zadanie.

Mokra ziemia kleiła się od butów, szło się ciężko. Wszystko jednak było w porządku, było bezpiecznie, aż do momentu, gdy szerokim łukiem omijał ukrytą w ziemi nieckę, z trzech stron osłoniętą drzewami i krzakami. Poczuł dochodzący stamtąd zapach dymu, usłyszał charczące, gardłowe dźwięki – coś jakby rozmowa w groźnym, nieznanym języku, w której mógł rozróżnić co najmniej cztery głosy. Zwiększył promień łuku, licząc na to że stwory – kimkolwiek lub czymkolwiek by nie były – nie dostrzegą go. Wiedział, że najlepszym sposobem walki jest jej unikanie i uznał, że właśnie teraz ta taktyka będzie najskuteczniejszą z możliwych.

– Ej! Młody! – usłyszał za sobą. A więc stwory jednak go dostrzegły! Wszystkie myśli, cała wiedza, jaką do tej pory posiadł, w jednej chwili pojawiły się w jego głowie. Wśród całego tego zamętu dominujące były dwie. Pierwsza z nich to uciekać! Uciekać jak najszybciej. Cel już był blisko, widział już targowisko i zmierzający ku niemu gościńcem tłum kupujących. Uświadomił sobie, że wśród ludzi powinien być bezpieczny. A przynajmniej bezpieczniejszy niż tutaj, na tym pustkowiu. Drugą z kolei myślą była historia, którą opowiedziała mu Czarodziejka zanim jeszcze okazała się być Wiedźmą. Mówiła mu wtedy o kobiecie, która uciekała przed niebezpieczeństwem i miała zabronione oglądać się za siebie. Złamała jednak ten zakaz, spojrzała w tył i zamieniła się w słup soli. Kto wie jakie moce mają te stworzenia za jego plecami? Na wszelki wypadek postanowił, że lepiej się jednak nie oglądać, choć słyszał za sobą kroki. Nie był pewien, czy są one rzeczywiste, czy tylko mu się wydaje. Wolał tego jednak nie sprawdzać.

– Patrz do przodu! Patrz do przodu! – powtarzał sobie wlepiając wzrok w ciągle zbliżające się targowisko. Przyspieszył również kroku. Nie zauważył zatopionego w błocie kamienia i potknął się o niego. Runął na ziemię, zaraz jednak wstał. Nie sprawdził, czy coś mu się przy tym upadku stało, podniósł tylko swój kij, przetarł twarz z błota i puścił się biegiem w kierunku bezpiecznego, jak mu się wydawało, celu.

Udało się. Dotarł do wrót targowiska. Wrota z delikatnym sykiem rozstąpiły się przed nim, ale stojący za nimi Strażnik obrzucił go zdziwionym spojrzeniem.
– Co to jest? – zapytał Strażnik wskazując na kij.
– To… To mój miecz – odpowiedział.
– Nie możesz wejść tutaj uzbrojonym – powiedział kpiącym głosem strażnik.
Ten zakaz to było coś nowego. Do tej pory, kiedy wybierał się na targowisko w towarzystwie czy to Królowej, czy Króla a nawet Czarodziejki, zanim ta jeszcze okazała się być wiedźmą, nikt mu wstrentów z powodu miecza nie czynił. Fakt, że wtedy był to jego prawdziwy miecz. Przez chwilę bił się z myślami. Rozważył jednak sytuację, nie znalazł żadnego niebezpieczeństwa i zgodził się zostawić broń pod opieką Strażnika.

Nieuzbrojony czuł się niepewnie, ale ruszył w głąb targowiska przeszukując wzrokiem kolejne kramy, aż w końcu znalazł to, po co wysłała go Królowa: Grzyb Wzrostu. Magiczny grzyb, którego działanie wytłumaczyła mu Czarodziejka, zanim jeszcze okazała się być Wiedźmą. Zapłacił za towar i udał się w drogę powrotną. Tym razem postanowił obrać bezpieczną drogę. Postanowił wrócić bezpiecznym, Północnym Traktem. Był już tą przygodą zmęczony. Był tak zmęczony, że zapomniał nawet o swoim orężu, który zostawił pod opieką Strażnika.

***

– Mój Boże! – wykrzyknęła na jego widok Królowa. – Gdzie żeś ty się tyle czasu podziewał?! I czym żeś się tak upaprał?! Marsz do łazienki! Masz natychmiast się umyć i przebrać w coś czystego! A w ogóle to kupiłeś te drożdże? Babcia pewnie już za chwilę będzie, a ciasto już dawno powinno siedzieć w piekarniku. Znowu mi ta wiedźma zrobi awanturę, że niby nie jestem punktualna!

-----

1311 słów

#naopowiesci
#zafirewallem
#tworczoscwlasna
Dziwen

@George_Stark twist na końcu fantastyczny. XD

George_Stark

@Dziwen Dziękuję. Z takiego pomysłu całe to opowiadanie powstało.

Zastanawiam się tylko, czy ślady, które starałem się zostawiać po drodze okazały się być dla czytającego w miarę jasne.

Dziwen

@George_Stark dla mnie dopiero, jak poznałem zakończenie. Wcześniej nie bardzo wiedziałem czego oczekiwać, choć nie sprawdzałem tematyki tej edycji #naopowiesci i może tam jest spoiler. Jest sporo miejsca na interpretację tych scen przez pryzmat zakończenia i to jest super.

George_Stark

@Dziwen To jeszcze raz dziękuję.

splash545

@George_Stark

nikt nie robił mu wstrentów z powodu miecza.

Chyba literówka

splash545

@George_Stark łoo no to głębokie, szanuję

George_Stark

@splash545 Choć dziękuję za zwrócenie uwagi, bo jeszcze zdążyłem wyedytować końcówkę tego zdania na: nikt mu wstrentów z powodu miecza nie czynił. Brzmi (chyba) lepiej. A i bliżej oryginału.

splash545

@George_Stark też mi się wydaje, że brzmi lepiej po korekcie

splash545

Bardzo fajny pomysł i wykonanie, świetne opisy budujące klimat

Zastanawiam się tylko, czy ślady, które starałem się zostawiać po drodze okazały się być dla czytającego w miarę jasne.

Ślady są jasne jak słońce bo od momentu walki kijem z pokrzywami już wiadomo o co chodzi

George_Stark

@splash545


Ślady są jasne jak słońce bo od momentu walki kijem z pokrzywami już wiadomo o co chodzi


Cholera! Czyli przegłem w drugie strone!

splash545

@George_Stark odrobinkę to z pokrzywami gdzieś pod koniec powinno być to by było mniej jasne

Wrzoo

@George_Stark Potwierdzam, dla "naszego" pokolenia ten patyk i pokrzywy jest megaczytelny. Zastanawiam się, co by powiedzieli młodsi

Wrzoo

@George_Stark Kolejne zauważonka pisałam na bieżąco:

Podszedł bliżej Parzących Roślin. 


I see what you did there ( ͡° ͜ʖ ͡°)


gdy szerokim łukiem omijał ukrytą w ziemi nieckę, z trzech stron osłoniętą drzewami i krzakami. 


I see what you did there - again!


Mówiła mu wtedy o kobiecie, która uciekała przed niebezpieczeństwem i miała zabronione oglądać się za siebie. Złamała jednak ten zakaz, spojrzała w tył i zamieniła się w słup soli. 


Och, lubię takie wzmianki. Jak przy średniowiecznych (albo średniowieczyzujących) opowieściach o rycerzach, w których takie religijne dydaktyczne uwagi były na porządku dziennym. Dyskretny zabieg, ale dodaje kolorku.


– Nie możesz wejść tutaj uzbrojonym – powiedział kpiącym głosem strażnik.


AWWW (ʘ‿ʘ)


Do końca myślałam, że wiedźmą będzie siostra Świetne, cudne, uwielbiam!

Zaloguj się aby komentować