Autor: Quentin Tarantino
Ocena: ★★★★★☆☆☆☆☆
Bardzo lubię produkcje kinowe Quentina Tarantino, choć akurat "Pewnego razu... w Hollywood" jeszcze nie widziałem. Kiedy dowiedziałem się, że reżyser napisał też książkę o tym samym tytule, stwierdziłem, że zacznę od lektury, zanim obejrzę film, mając nadzieję, że skoro autor tak dobrze radzi sobie z pisaniem scenariuszy, to i powieść będzie świetna. Niestety - rozczarowałem się.
Pierwszym, co rzuca się w oczy i przytłacza, jest mnogość tytułów filmów oraz nazwisk aktorów i reżyserów przytaczanych w dialogach oraz wspomnieniach bohaterów. Być może dla osób głębiej zanurzonych w kinematografii i znających wspomniane produkcje byłoby to mniej męczące, jednak mnie takie wymienianie ich oraz kreślenie pewnych zależności między nimi nużyło. A propos kina z perspektywy Tarantino, warto zwrócić uwagę na dużą zaletę, czyli głębsze spojrzenie na reżyserię i grę aktorską. W kilku przedstawionych sytuacjach jest to naprawdę ciekawie pokazane i daje wgląd za kulisy Hollywood.
Powieść jest napisana dobrze, czyta się to całkiem lekko, jednak oczekiwałem po Tarantino czegoś więcej. Nie ma tu zbyt wielu interesujących dialogów, a postacie są płaskie. Tym, co najbardziej zniechęciło mnie do książki, była ilość dygresji, wspomnień i wątków pobocznych, skakanie z sytuacji na sytuację, dużo zbędnych szczegółów przy jednoczesnym braku większego powiązania z główną historią. To wszystko sprawiło, że gdybym miał przeczytać całość, odpuściłbym sobie. Większość przesłuchałem jednak w formie audiobooka w czasie spacerów i ostatecznie zapoznałem się z całą treścią powieści. Ostatecznie kiedy już udało się zawiązać jakąś fabułę bez przywoływania co chwilę kolejnych wspomnień bohaterów, słuchało się tego naprawdę dobrze. Szkoda, że mniej-więcej połowa książki jest nijaka, nudna, a czasami wręcz męcząca.
#hejtoczyta #ksiazki
(opinia zmigrowana, pierwotna data dodania: 11.2021)
rzadko kiedy nie udaje mi się dokończyć książki, a tu nie dałam rady. choć Tarantino uwielbiam. pewnie głównie dlatego, że film widziałam najpierw.
@zranoI książki co prawda nie czytałem, ale po filmie mam podobne odczucia do Ciebie. Wydaje mi się, że kluczem do pełnego docenienia jest dobra znajomość amerykańskiego kina wczesnych lat powojennych, których duża część, z różnych zresztą powodów, do Polski nie trafiła. Jak patrzę na ten cheat sheet https://wiki.tarantino.info/index.php/Once_Upon_a_Time_in_Hollywood_References_guide to trochę mi szkoda, że nie mam odpowiedniego backgroundu filmowo-kulturowego, żeby w pełni to dzieło Tarantino docenić.
Edit: ten artykuł też warto przeczytać zdecydowanie https://www.furiouscinema.com/1969-entering-new-hollywood/
@zranoI film to straszny syf bez scenariusza, tylko zlepek losowych scen, w większości niezbyt ciekawych. I piszę to będąc fanem reszty twórczości Tarantino.
Zaloguj się aby komentować