Tytuł: Rodzina Corleone
Autor: Edward Falco, Mario Puzo
Gatunek: kryminał, sensacja, thriller
Ocena: ★★★★★★★☆☆☆
"Ojca chrzestnego" przeczytałem w idealnym dla mnie czasie, dzięki czemu trybiki złożyły się razem w perfekcyjny mechanizm. Dlatego też powieść tę traktuję trochę jako świętość, w oderwaniu od reszty lektur. Nie wykluczam, że kiedyś z dziełem Mario Puzo zapoznam się ponownie i wtedy przejdzie z sacrum do profanum, jednak poza najbardziej znaną książka z serii o nowojorskich mafiozach, są też inne. Jedną z nich jest "Rodzina Corleone", która tymczasowo zaspokoiła mój głód na tego typu literaturę.
Omawiana powieść to prequel "Ojca chrzestnego", mamy tu zatem całą gamę bohaterów znanych z części pierwszej, w innym niż tam ustawieniu. Wszyscy oni są młodsi, mniej doświadczeni, niedotknięci naturalnymi konsekwencjami gansterskiego życia. Z jednej strony jest to plus - nawet dobrze znane nazwiska nie nużą i potrafią zaskoczyć, z drugiej jednak - autor poświęca sporo czasu na zarysowanie tak osobowości bohaterów, jak i początkowych sytuacji, w jakich ich zastajemy. Moim zdaniem jest to największą wadą książki, obok zbyt szczegółowych opisów w jej pierwszej połowie oraz niewystarczającej dynamiki akcji. Przez początkowe trzydzieści procent powieści przebrnąłem z lekką niechęcią, dodatkowo potęgowaną sztywnymi dialogami - czułem się trochę jak podczas czytania "Wielkiego Gatsbiego".
Z czasem akcja nabrała rozpędu, a postacie i ich relacje zaczęły pracować jak dobrze naoliwiona maszyna. Lekkość i dynamika właściwe "Ojcu chrzestnemu" i tu zaczęły być wyczuwalne. Większy udział Vito Corleone w opisywanych wydarzeniach dołożył również klimat i to magiczne "coś", co tak porywało w oryginale. Honor, zdrada, zemsta, wybór i poświęcenie - na to wszystko znalazło się tu miejsce. Po nakreśleniu tła, ustawieniu scenografii i aktorów, całość naprawdę mnie wciągnęła i byłem zadowolony z lektury.
Jak to zwykle z prequelami bywa - nie ma tu za dużo miejsca na suspens. Doskonale znamy dalsze losy głównych bohaterów, zatem wiemy, jak zakończy się historia. Przez to napięcie jest niewielkie i nawet w ramach pojedycznych epizodów mógłbym wskazać maksymalnie dwa, w których punkty kulminacyjne są rzeczywiście ciekawe. Kontrastuje to z "Ojcem chrzestnym", gdyż tam większość fragmentów, na które została podzielona całość historii, prowadziła do ciekawego "zagęszczenia" i rozwiązania akcji. Koniec końców jednak "Rodzina Corleone" dobrze skleja się pod względem fabuły i bohaterów z wątkami zawartymi w oryginale, zatem uznałbym ją za dobry prequel i poprawną książkę. Czytelnicy, którzy nie potrafią utożsamić się z Krzysztofem Jarzyną z "Poranku kojota" w kwestii przeczytanych książek, śmiało mogą odjąć od mojej oceny jedno oczko. Mi się podobało.
(opinia zmigrowana, pierwotna data dodania: 10.2021)
#hejtoczyta #ksiazki #czytajzhejto
Autor: Edward Falco, Mario Puzo
Gatunek: kryminał, sensacja, thriller
Ocena: ★★★★★★★☆☆☆
"Ojca chrzestnego" przeczytałem w idealnym dla mnie czasie, dzięki czemu trybiki złożyły się razem w perfekcyjny mechanizm. Dlatego też powieść tę traktuję trochę jako świętość, w oderwaniu od reszty lektur. Nie wykluczam, że kiedyś z dziełem Mario Puzo zapoznam się ponownie i wtedy przejdzie z sacrum do profanum, jednak poza najbardziej znaną książka z serii o nowojorskich mafiozach, są też inne. Jedną z nich jest "Rodzina Corleone", która tymczasowo zaspokoiła mój głód na tego typu literaturę.
Omawiana powieść to prequel "Ojca chrzestnego", mamy tu zatem całą gamę bohaterów znanych z części pierwszej, w innym niż tam ustawieniu. Wszyscy oni są młodsi, mniej doświadczeni, niedotknięci naturalnymi konsekwencjami gansterskiego życia. Z jednej strony jest to plus - nawet dobrze znane nazwiska nie nużą i potrafią zaskoczyć, z drugiej jednak - autor poświęca sporo czasu na zarysowanie tak osobowości bohaterów, jak i początkowych sytuacji, w jakich ich zastajemy. Moim zdaniem jest to największą wadą książki, obok zbyt szczegółowych opisów w jej pierwszej połowie oraz niewystarczającej dynamiki akcji. Przez początkowe trzydzieści procent powieści przebrnąłem z lekką niechęcią, dodatkowo potęgowaną sztywnymi dialogami - czułem się trochę jak podczas czytania "Wielkiego Gatsbiego".
Z czasem akcja nabrała rozpędu, a postacie i ich relacje zaczęły pracować jak dobrze naoliwiona maszyna. Lekkość i dynamika właściwe "Ojcu chrzestnemu" i tu zaczęły być wyczuwalne. Większy udział Vito Corleone w opisywanych wydarzeniach dołożył również klimat i to magiczne "coś", co tak porywało w oryginale. Honor, zdrada, zemsta, wybór i poświęcenie - na to wszystko znalazło się tu miejsce. Po nakreśleniu tła, ustawieniu scenografii i aktorów, całość naprawdę mnie wciągnęła i byłem zadowolony z lektury.
Jak to zwykle z prequelami bywa - nie ma tu za dużo miejsca na suspens. Doskonale znamy dalsze losy głównych bohaterów, zatem wiemy, jak zakończy się historia. Przez to napięcie jest niewielkie i nawet w ramach pojedycznych epizodów mógłbym wskazać maksymalnie dwa, w których punkty kulminacyjne są rzeczywiście ciekawe. Kontrastuje to z "Ojcem chrzestnym", gdyż tam większość fragmentów, na które została podzielona całość historii, prowadziła do ciekawego "zagęszczenia" i rozwiązania akcji. Koniec końców jednak "Rodzina Corleone" dobrze skleja się pod względem fabuły i bohaterów z wątkami zawartymi w oryginale, zatem uznałbym ją za dobry prequel i poprawną książkę. Czytelnicy, którzy nie potrafią utożsamić się z Krzysztofem Jarzyną z "Poranku kojota" w kwestii przeczytanych książek, śmiało mogą odjąć od mojej oceny jedno oczko. Mi się podobało.
(opinia zmigrowana, pierwotna data dodania: 10.2021)
#hejtoczyta #ksiazki #czytajzhejto
Zaloguj się aby komentować