Zdjęcie w tle
pescyn

pescyn

Osobistość
  • 189wpisy
  • 1918komentarzy

/computer, end program/ Byłem tu. Tony Halik./ Kingsajz dla każdego!/

Dzięki randomowi z playlisty dziś zacząłem dzień od Pearl Jam i jest to dobra nutka na dzisiejszy dzień - pomijając epickie otwarcie utworu [i epickość samego utworu] zachęcam tych co nie widzieli [jeżeli są takowi] do delektowania się doskonałym animowanym teledyskiem zrobionym przez panów Altieri [animowany Batman] oraz McFarlane [Spawn, współpraca z Korn - grafiki/teledysk]
Smacznego
https://youtu.be/aDaOgu2CQtI

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
już po 12-tej, więc czwartek zamienia się w mały piątek, dla wszystkich co jeszcze w pracy wrzucam nutki by lepiej się pracowało.
Zespół Air, płyta Moon Safari. Czasem, lecz nie często zdarza się, że jakaś płyta ociera się o ideał i w zasadzie nie ma na niej skipowalnych piosenek - i tak się właśnie składa, że akurat Moon Safari mogę polecić chyba każdemu nie dostając potem zwrotnej litanii skarg i zażaleń że to jednak nie to.
https://youtube.com/playlist?list=PLaVHibd49QFIfADpOMaCe1sOYadu16ENs

Zaloguj się aby komentować

Piątek, piąteczek, piątunio!
Co by się dziś nie działo wrzucam nutkę, która będzie pasować do tego dnia
https://youtu.be/jxptIpCYAJA
I to w dwóch wersjach
https://youtu.be/mh8FZZc6r2o
Bo ta piosenka wyjątkowo im wyszła
lubieplackijohn

@pescyn Ja się tam zakochałem w "My revolution"

Admiral

@pescyn ktoś już wrzucał ten utwór na hejto z tego co pamiętam, ciekawe

pescyn

@Admiral zapewne @Nan, ciagle podkrada mi nutki z playlisty

Zaloguj się aby komentować

Dziś taka o to składanka na leniwą środę, siła nienarzucających się kawałków pozytywnie wpływających na prace i/lub relaks
https://youtu.be/BfCgF10C58Q
pescyn

@maiahi Bo tego typu nutki nie przeszkadzają - każdy ma jakiś ulubiony typ muzyki ale nie przy wszystkim da się pracować, a takie lo-fi, synth, vapor itd itp wydają się neutralne i nietoksyczne

Zaloguj się aby komentować

Już po poniedziałku w pracy (przynajmniej u mnie), wiec wrzucam fajną nutkę na poprawę morale
https://youtu.be/Crg_pMUBgIs
pescyn

@lubieplackijohn eh ta młodzież ….. to jeszcze jeden utwór, żebyś braki nadrobił https://youtu.be/ro2Tn_vfj8M

Brickstone

@lubieplackijohn w latach dziewięćdziesiątych to ja już dawno musiałem chodzić do szkoły.. to były piękne czasy

Zaloguj się aby komentować

Piąteczek Hejto!
tak wiem, że myślami już przy poniedziałku, ale korzystając z okazji że piątek wrzucam polecajkę serowego, niskobudżetowego filmu w sam raz na wieczorny detox [najlpiej z delikatnym alko, ale na trzeźwo też wchodzi] i spalanie negatywnych emocji zgarniętych przez cały tydzień.
Down Periscope [1996] - lekka komedia w duchu Akademii Policyjnej wypuszczona za późno, by załapać się na falę popularności tego typu filmów, siłą produkcji jest ilość zacnych komików w obsadzie, staroszkolne practical jokes, którym na szczęście daleko do poziomu scary movies i pochodnych oraz trudne do zdefiniowania "to coś", które uwielbiam w filmach. Przyjemnie oglądać film i widzieć, że ekipa robiąca dany film "czuje chemię" i dobrze bawi się na planie.
pescyn poleca na piątkowy wieczór
https://www.youtube.com/watch?v=iXj1t1xlAkY
biorąc na tapetę ten film nie można zapomnieć o teledysku Village People - In the Navy promującym ten film
https://youtu.be/InBXu-iY7cw
lubieplackijohn

@pescyn Brrr. Ciągle mam przed oczami ich... twarze. I te wykrzywione... członki. Argggh. To boli. Naprawdę. Boli. Tam. Na dole. Z tyłu....

tymszafa

@lubieplackijohn @pescyn chyba coś mnie na Disco ominelo. Nic dziwnego, klepałem konia w RDR online.

pescyn

@tymszafa tak ominęło Cię, ale czy to źle .... popatrz na placki - do tej pory w PTSD

Zaloguj się aby komentować

Taka ciekawostka-ostrzeżenie nadrukowana a okładce - nie spotkałem innej gry posiadającej tak wysoki próg wejścia jak umiejetność podstawy czytania - albo dmuchanie na zimne albo znak czasów
Gra Another Code: R na Nintendo Wii gdyby ktoś był ciekawy - bardzo polecam, moim zdaniem tytuł kwalifikuje się na tak zwany „hidden gem” wśród biblioteki gier tej konsoli. Bezpośrednia kontynuacja gry z DS, jednak znajomość poprzedniczki nie przeszkadza w odbiorze. Uniwersum gry kojarzy mi się odrobine z Twin Peaks w wersje PG13, a sama gra ma „to coś”
9f96967a-668a-46bc-a062-252d556cd5c7
lubieplackijohn

@pescyn errrr, pomidor? xD

maiahi

@pescyn Według mnie dobry pomysł. Ja sama mogę umieć czytać po Angielsku, ale osoba dla której kupuję już nie. A często to nie jest oczywiste, czy będzie trzeba dużo niuansów rozumieć, czy też będzie trzeba tylko rozumieć że trzeba nacisnąć guzik "start game".

pescyn

@maiahi tu możemy wchodzić w polemikę - różne są gatunki gier, ta jest bardzo niszowa (mix visual novel i gry przygodowej o czym potencjalny kupujący jest informowany na okładce) Sansa ze gracz casualowy sięgnąłby na Wii po coś innego niż Marian czy zelda są niewielkie a taki napis raczej obraza grupę docelową tej gry - może nie jest to internetowy rage-offended mode ale ja jakoś zwróciłem na to uwagę. Inna kwestia - czytanie to pasywny skill, jego brak w tym momencie to dodatkowe wyzwanie. Nie umiesz w angielski a gra Cię zaciekawiła? Słownik i jedziesz z tekstem - wyzwanie i szansa na podlapanie umiejki nie bariera nie do przejścia. Sam poznałem dużo angielskiego z gier, a moje braki w tej materii traktowałem jako dodatkowy poziom trudności. Małoletni ja tez poczułby się dotknięty tym ostrzeżeniem - albo po prostu lubię być traktowany poważnie (ale może jestem jakiś dziwny )

Zaloguj się aby komentować

Dziś taka składanka na koniec dniówki - nie przeszkadza w pracy i humoru nie psuje.
Polecam mocno ten kanał - przyjemne dla ucha składanki są tam wrzucane
https://www.youtube.com/watch?v=0QKQlf8r7ls
tymszafa

@pescyn ooooo PrimeThanatos, jak ja szanuje za gust muzyczny.

pescyn

@tymszafa cieszę się - dobre źródełka trzeba udostępniać

Zaloguj się aby komentować

EDC - magiczny skrót co jakiś czas pojawiający się przy okazji promocji lub opisów wszelakich gadżetów - na pytania co to jest i czy warto dźwigać ze sobą dodatkowy kilogram albo dwa „przydasi” postaram się odpowiedzieć w tym i być może innych wpisach spod tagu #EDC
EDC? A co to w ogóle jest?
EDC to skrót od Everyday Carry - inaczej zestawu rzeczy, które zawsze mamy przy sobie, gdyż-ponieważ-bo często ich używamy, a ich brak w mniejszym lub większym stopniu psuje nam humor i utrudnia życie. Ile przedmiotów można zaliczyć do EDC? To już zależy od konkretnego ludzia, jego stylu żucia, wykonywanej pracy czy zainteresowań ale można bezpiecznie założyć że jest to kilka do kilkunastu przedmiotów, a wiele z nich będzie wspólne dla większości ludków czy to zainteresowanych tematem, czy to niewiedzących, że istnieje coś takiego jak EDC [a mimo to mniej lub bardziej nieświadomie robiący własne zestawy]
A na co to babciu wszystko?
EDC często mylone jest z ekwipunkiem dźwiganym przez preperersów i choć są pomiędzy tymi dwoma filozofiami pewne podobieństwa to EDC nie utrzyma Cię przy życiu w obliczu apokalipsy zombie, a i nikt normalny na codzień nie dźwiga plecaka ucieczkowego, racji żywnościowych na tydzień, broni, amunicji, namiotu i przenośnego agregatu prądotwórczego z zapasem paliwa. Obserwacja wymiany zdań przedstawicieli tych dwóch nurtów w naturalnym dla nich środowisku jakim jest internet utwierdziło mnie w przekonaniu że miłości nigdy tam nie było i miłośnicy jednego lub drugiego nie lubią być ze sobą myleni.
Zasada jest prosta EDC ma za zadanie ułatwiać Ci życie, a nie robić za zbędny balast w codziennie dźwiganym ekwipunku. Podejść do EDC jest tyle ilu zainteresowanych tym tematem ludzi - osobiście jestem z tych absolutnych degeneratów, którzy elementy EDC traktują jako narzędzia, których się używa, a nie drogie gadżety, których się nie tyka, bo jeszcze się uszkodzą i będą nieestetycznie wyglądać na zdjęciach wrzucanych na insta. <br /> Pokaż kotku co masz w środku
Nie istnieje coś takiego jak jeden, idealny zestaw EDC dla każdego - wszystko opiera się na kompromisach i predyspozycjach osobistych - palisz? to zapewne paczka fajek/papierośnica i zapałki/zapalniczka lub zestaw e-papieros i okolice musi być, siedzisz dużo na komórce? powerbanki to Twoi przyjaciele, jesteś magikiem IT? cudowny pendrive ratunkowy wypełniony egzotycznym softem zapewni Ci przychylność dam i wdzięczność kolegów. Ogólnie dla każdego coś miłego o ile tego używasz, a rotacje w ETC to też normalność, chyba że gadzety są tylko na insta ;]
Od czego zacząć?
W moim przypadku zaczęło się to od długopisu/ołówka/pióra i terminarza/kalendarza/notesu. Tak wiem - mamy XXI wiek, wysyłamy ludzi na księżyc i mamy technologie w postaci sprytnych telefonów, chmury, notyfikacje i całą resztę apek wiedzących wszystko. I wszystko fajnie dopóki komórki są naładowane i mają zasięg lub wi-fi w pobliżu. Muszę powiedzieć, że analogowy kalendarz to idealne uzupełnienie cyfrowej technologi, nie wymagający prądu i wbrew pozorom szybko „udzielający” informacji. Osoby które czytały opowiadania ze zbioru „Załatwiaczka” mogą mieć pewien obraz sytuacji jak wygląda mój przepełniony wizytówkami, wydrukami, paragonami, fakturami, kartkami z różnych dokumentów i na pozór chaotycznymi wpisami kalendarz. IMO najważniejsze cechy to twarda okłada, kartki i nie za duży format - całą resztę można zmodyfikować/ulepszyć
Najlepszy długopis to taki, który pisze - każdy kto sądzi inaczej jest w błędzie. Czy nasze EDC wymaga limitowanego, zdobionego pióra maki Falcon za 10k USD? No jeżeli w naszej pracy wymagana jest odrobina przepychu to tak, ale idę o zakład że na codzień w zupełności wystarczy coś co jest i coś co pisze, choć nie ukrywam, że podpisywanie ważniejszych w życiu pism i dokumentów milsze oku jest coś klasycznego niż długopis-reklamówka i mimo unikania przedmiotowego traktowania tematu EDC, w przypadku akcesoriów piśmienniczych mam swoich faworytów:<br /> Parker Jotter - chyba najbardziej kultowy i rozpoznawalny model tej firmy, sprawdza się na codzień i od święta, na instagramach też zacnie wygląda - można o nim i o jego wpływie na słowo pisane książki no …. pisać.
https://en.wikipedia.org/wiki/Jotter
Zenith 4, 5, 7 - zapewne bardziej u nas znane i milej kojarzone długopisy równie dobrze sprawdzające się w boju, ale gorzej wyglądające na insta
https://pl.wikipedia.org/wiki/Częstochowskie_Zakłady_Materiałów_Biurowych
Czeskie wielokolorowe długopisy - nutka nostalgii w czterech barwach - standardowa „broń” nauczycieli w starych dobrych czasach [wybaczcie za link do sklepu]

https://shop.papelote.cz/en/p/four-colour-pen/
sama firma znana i remontowana
https://en.wikipedia.org/wiki/Koh-i-Noor_Hardtmuth
Czeski ołówek grawitacyjny Koh-i-Noot Versatil [5201, 5218, 5228 i inne mutacje]
https://www.koh-i-noor.pl/versatil-olowek-mechaniczny-2-mm,prod,28,123.php
Sztos! - uwielbiam je, mam ich całe mnóstwo i ciągle mi ich mało. Mechaniczny ołówek grawitacyjny na rysik 2mm to najlepszy wynalazek do mazania! Wymienne wkłady w zależności od potrzeb i trwała, pancerna konstrukcja - dzięki sprytnie schowanej „ostrzałce” do rysików temperówka zbędna, zwykłe ołówki się chowają.
Do pełni zestawu dorzuciłbym długopis żelowy [bo pisze prawie po wszystkim] oraz niezmywalny mazak „do płyt” [bo pisze po tym, po czym żelowy nie da rady]
I tak oto popełnił wpis o pierwszym elemencie moje EDC, w bliższodalszej przyszłości postaram się o innych przydaniach zachęcając oczywiście do tworzenia własnych zestawów
pescyn

taaa - komuś się spodobał

dziki

@pescyn "nikt normalny na codzień nie dźwiga plecaka ucieczkowego, racji żywnościowych na tydzień, broni, amunicji, namiotu i przenośnego agregatu prądotwórczego z zapasem paliwa." - jak kuźwa nie?

pescyn

@dziki niby wiem i rozumiem, że apokalipsa zombie nie poczeka aż wrócimy z piekarni niosąc gorące bułeczki na śniadanie, ale kurde szanuj plecy i kolana - dźwiganie tony sprzętu generuje kontuzje, a gdy znany nam porządek rzeczy upadnie będzie ciężko o rehabilitanta

Zaloguj się aby komentować

chyba najstarsza kinder-niespodzianka z tamtych rejonów
An Egyptian mummy previously believed to be a priest has turned out to be a pregnant woman.
The surprise discovery, the first of its kind anywhere in the world, was made by Polish scientists at the Warsaw Mummy Project.
https://www-cnn-com.cdn.ampproject.org/c/s/www.cnn.com/travel/amp/pregnant-mummy-revealed-scli-intl-scn/index.html
Tomki(nie) i Tomki dziś będzie o Tomku!
O istnieniu planów/szkiców tej książki wiedziałem od dawna, po „Tomku w grobowcach faraonów” straciłem nadzieje ze projekt uda się dokończyć, lecz jakiś czas temu gruchnęła wiadomość, ze „Tomek na Alasce” został dokończony i zostanie wydany.
Internet pogrzebał tą książkę zanim, którykolwiek z ziejących jadem kanapowych ekspertów miał w ogóle możliwość przeczytania tej książki, wiec stwierdziłem, ze dopóki sam tej książki nie przeczytam nie przeglądam internetów dotyczących „Tomka na Alasce” co by usiąść przy niej nie będąc do niej zrażony.
Sam cykl jest dla mnie niezwykle ważny, doskonale pamietam dzień kiedy usiadłem przy pierwszej książce tego cyklu, nigdy nie zapomnę z jakim zapałem ten cykl wchłaniała ,często zarywając nocki. W w rankingu książkowego hmm impact faktoru książki Szklarskiego (Szklarskich) stoją u mnie bardzo wysoko i aż dziw bierze, ze motywy z tomkowych książek nie wpisały się bardziej w polską popkulturę … ale mówi się trudno i zamieszcza posty dalej.
Na focie również pierwszy tom „Tomka”, jedno z wcześniejszych wydań z autografem autora, który otrzymałem w prezencie, który miłe połechtał ego mojego wewnętrznego fanboja Szklarskiego.
Teraz wracam do lektury, która mam nadzieje okaże się dobrą książka o Tomku!
f126b22a-192d-4720-94ac-e8e7bc8d6400
62280201-d6d5-4cf7-8ddd-f74080d147ba
pescyn

@lubieplackijohn do połowy "not great, not terrible" - chyba się polubimy

Zaloguj się aby komentować

David Eddings "Trylogia Elenium", "Trylogia Tamuli"
Miliony ambitnych książek odmieniających życie, uczących przydatnych umiejętności  lub mówiących jak stać się bogatym w 10 prostych krokach, a moim ulubieńcem jest mało znany cykl fantasy oparty na mocno zarysowanych archetypach i fabule interesującej, lecz niespecjalnie odkrywczej - ot znajdź kamień i uratuj świat.  Według wielu fanów twórczości Davida Eddingsa jego Opus Magnum to saga o Belgarionie - epicki cykl na fefnaście  tomów, (plus uniwersalny manual do twórczości własnej "Kodeks Rivański”). Ja jednak trafiłem na tą historię za późno, przez co nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jakie powinna była zrobić, gdybym przeczytał ją X-lat wcześniej gdy byłem młodszy duchem. W tym miejscu przeklinam wydawnictwo Amber, którego niskie nakłady przełożyły się na trudności w skompletowaniu sagi o Belgarionie we właściwej kolejności i rozsądnym okresie czasu [o koszcie nawet nie wspomnę].
Inaczej miało się z historią Sparhawka składającą się łącznie z sześciu tomów podzielonych na dwie trylogie - Elenium oraz Tamuli, które trafiły w moje ręce dokładnie wtedy, gdy potrzebowałem czegoś zabawnego, lekkiego oraz posiadającego urok i klimat najlepszych filmów klasy B -  wiecie, z rodzaju tych, do których wraca się z przyjemnością za każdym razem gdy trzeba sobie poprawić humor po ciężkim tygodniu mimo, że zna się je na pamięć. Tu małe wtrącenie niezwiązane z tematem - uważam, że budowa scenariusza serii o Sparhawku aż prosi się o zrobienie adaptacji anime - nie wiem czemu, ale taka formuła wydaje mi się najbardziej tu pasować i dałbym wiele, żeby ją obejrzeć na ekranie, zwłaszcza gdy widziałem okładki japońskich wydań tych książek.
Historia, która tak mnie ujęła w telegraficznym skrócie opisuje przygody wypalonego i zmęczonego życiem rycerza Zakonu Pandionu, obrońcy korony, "I am too old for this shit" Sparhawka począwszy od powrotu z "dobrowolnego" wygnania, poprzez zebranie drużyny specjalistów, odnalezieniu potężnego artefaktu,  uratowanie królowej, zmagania z dwoma czy trzema dramatycznymi zwrotami akcji oraz nieprzypadkowym ratowaniu znanego im świata na końcu … i to dwa razy, bo jeden raz to żaden raz jak to mówią w Japonii. Jest to zapewne, a nawet niewątpliwie krzywdzące z mojej strony uproszczenie fabuły, ale proszę w tym miejscu zawierzyć randomowi z internetów, że zdawałoby się oklepane motywy z cyklu "gdzieś to już czytałem" są tu przedstawione w z takim pietyzmem i szacunkiem dla kanonu fantasy, motywu drogi, drużyny, magii czy istot nadprzyrodzonych, że w żaden sposób nie powinno to przeszkadzać czy to zaprawionemu w bojach fantaście, czy też nie mającemu wcześniej styczności z tym gatunkiem czytelnikowi. Ten drugi na pewno poczuje się mniej zagubiony dzięki pewnemu zabiegowi, będącemu chyba znakiem rozpoznawczym twórczości Eddingsa - to jest obudowywanie dobrze znanych nam archetypów postaci, miejsc, kultur czy religii fantastyczną oprawą - wojny religijne, sekty, kulty i kościoły, zakony rycerskie, najemnicy, dworska polityka szlacheckich rodów, szpiedzy, złodzieje niczym mafia trzymający w ryzach mroczne oblicze miast - wszystko to już znamy, więc nie trzeba wyważać otwartych drzwi czy wymyślać koła na nowo tylko skupić się na opowieści snutej przez autora.
Czymże byłaby opowieść bez bohaterów, a tych jest bez liku i nie ma co narzekać na brak różnorodności, choć na początku wydaję się, że balans idealnej drużyny znanej z RPG [nerdowe wtrącenie - wojownik/barbarzyńca, paladyn, kapłan, mag, złodziej] jest tu nie tyle zachwiany co całkowicie pominięty i wyrzucony do kosza. Czemu zachwiany? Jedno słowo wyjaśnienia - rycerze. Siłą napędową drużyny są w tej opowieści rycerze, a jest to zgraja wyjątkowo barwna i różnorodna, więc każdy znajdzie tam swojego faworyta, tym bardziej, że zostali potraktowani sprawiedliwie przez autora i nie są tylko tłem dla poczynań głównego bohatera. Zresztą tak oprócz rycerzy w kilku wariantach zakonnych, reszta postaci - koronowane głowy, damy dworu, magowie, czarodziejki, duchowni, szlachta, złodzieje, przedstawicieli gminu, mieszczaństwa, niewolnicy, a nawet mniej lub bardziej kapryśni bogowie czy byty pierwotne - wszystkie one i owi zostali opisani w taki sposób jakbyśmy połowę z nich znali osobiście, z kilkoma kiedyś pili, a o reszcie słyszeli w pieśniach. Jest to jeszcze jeden element stylu pisania pana Eddingsa który mocno go wyróżnia - czytając jego książki mamy wrażenie jeżeli nie uczestnictwa to przynajmniej bycia świadkiem opisywanych wydarzeń, a do większości bohaterów czujemy sympatię od momentu ich „poznania”. Zdaje sobie sprawę, jak dziwnie może to brzmieć ale dokładnie takie miałem wrażenia czytając jego książki, a po opiniach w internetach nie byłem sam w tych odczuciach.
Moja skromna osoba zżyła się z tymi wymyślonymi postaciami na tyle mocno, że oprócz tak oczywistej czynności jak częste powroty do świata Elenium /Tamuli równie często przywoływałem Talena, Xanetię, Ulatha i innych [w sumie nadal to robię i ani trochę się tego nie wstydzę] gdy tworzyłem postacie lud drużyny w grach RPG, zapewne jest to naiwne i irracjonalne ale to w końcu moja ulubiona książka
P.S. I: „Barani Róg”
P.S. II @Nan nie Martel nie jest pozytywną postacią - zachowuj się i nawet nie zaczynaj
cc8a3af8-b850-4416-ac39-98e4beafec4e
Nan

@pescyn a nie jestem?

pescyn

W sensie ze teraz czy tak ogólnie?

Zaloguj się aby komentować