Siadajcież mościpanowie a miodu mi polejcie, bo też mi w gardle niemożebnie zaschło, to wam opowiem historyją o dwóch bitwach jednego dnia, co miasto nasze nawiedziły. Miodu nie macie? Okowitę macie! Też się nada, zawszeć to cieplej człowiekowi będzie, a i dowcipu przybywa!
Było to roków kilkanaście temu, kiedy to jeszczeście panowie oficyjerowie z kogutami na podwórcach kijem wojowali, a miecza podnieść by nie podołali. Ja czeladnikiem byłem przy artyleryji co to na murach naszych fortecznych stała i do dziś stoi. Wiosny pewnej wojennik wielki nazwiskiem Yog zdążał do księcia Boragusa w Ulgak. Ekstraordynaryjny wojennik był to, bowiem z matki dżina i ojca z naszych, w magii w Bracadzie długie lata szkolon był, ać krew ojca mu w żyłach zagrała, bo rzemiosło czarodziejskie porzucił, przysięgając nigdy więcej księgi zaklęć nie tknąć. Zdążał więc do Ulgak, aleć mu książęcy drogę utrudniali. W naszym mieście obóz miał, tośmy mu tabor i wojska dostarczali. Miał kumotra niezrównanego Tyraxora, któren mu wojsko odprowadzał: behemoty, ptaki gromu, ogry i wiele innych, u nas zrodzonych i szkolonych, żołnierzy wybornych. I kiedy mu je tak odprowadził, półkownik Yog bitwę z książęcymi wygrał, wróg u naszych bram stanął, jako pod Rzymem Hannibal.
Poruszenie wielkie się u nas wzbudziło, jak po ogień do fortecy zdążały zebrane po prowincyi oddziały. Tuszyli niektórzy, że rotmistrz Tyraxor wróci na czas komendę objąć, ale gdy już z murów chorągwie purpurowe się pokazały, toć się jasne stało, że retardacyją jakowąś miał. Niepokój się między podoficyjerami wszczął, jako też dowodzić nie było komu, kiedy porucznik Gurnisson na nogi stanął i rzekł, że komendę on obejmie i miasta ślubuje bronić do śmierci swojej lub wroga. Wypito tedy zdrowie jego i pomyślność naszą i buławę mu dano. Przygotowania do obrony poczyniono, porucznik uczciwie do pracy się wziął, chociaż grosza w kasie brakowało, a takoż i rekruta, kiedy co lepszego Tyraxor tydzień wcześniej już był zabrał. Wszystkie zapasy wartościowe w zamku kupcom za złoto przehandlowano, żeby pospolite ruszenie zebrać, i tak urobek tygodniowy do walki stanął: trzy behemoty, cztery cyklopy, sześć ptaków gromu i pomniejszych oddziałów nieco więcej. Hrabiego oddział liczniejszy był od naszego – roków miał samych trzydzieści, które to naszych obrońców najwięcej ubiły, łuczników dwakroć tyle co my, a w sztuce magicznej górował nad nami zupełnie.
Bitwa była sroga i krwawa (tu na tym sprawozdaniu mościpanowie to przeczytacie, co je po dziś dzień przechowuję), ale Gurnisson, w dowodzeniu miejskim garnizonem ani też wojskiem wielkim doświadczonym nie będąc, jakoż i czarownikiem miernym, wygrać nie podołał. Nasi w boju padli, zmorzyliśmy jakkolwiek wroga okrutnie, że hrabia Gird (niech go szkieletornie pochłoną!) triumfalnie do miasta wjeżdżał z garstką zaledwie. Porucznik Gurnisson jednak przysięgi swej dochował, w ostatniej chwili rzucając się straceńczo na grupę goblinów, gdzie zaraz usieczon został. Pochowalim go wraz z innymi za fosą.
Hrabia zamek obejrzał, nam, ostatkami sił stojącym, w oczy zajrzał, po czym wiktu dla swych oddziałów zażądał. Niewiele jednak mu się dostało, choć i przemocą resztkę odebrał, bo i śpichrze w zamku puste były, toteż sztandar swój tylko na wieżę usadzić kazał, podatek Yogowi należny od chłopów odebrał i w pole dalej naszego pana ścigać wyruszył. Nam z powrotem na murach stanąć polecił i zamku bronić, jakby go Tyraxor odbić chciał, acz wsparcia żadnego nam nie zostawił, jeno pachołków paru – pisarzy do liczenia podatku.
Ledwie jego chorągwie za lasem zniknęły, kiedy drugi oddział nam się na horyzoncie pojawia, wcale od Girdowej garstki niewiele mniejszy. Myślelimy, że hrabia wraca i jednak nam garnizon zostawia, tedy bramę naraz otwarto szeroko. Uwierzyć my nie mogli, kiedyśmy zobaczyli, że to pan Tyraxor po moście wjeżdża! Skakać żeśmy z radości zaczęli, a pana rotmistrzową szkapę wraz z nim podrzucać do góry, jakoby krasnolud złota sakiewkę, kiedy ją za wydobytą rudę dostanie. Rotmistrz złoto przywiózł i zapasy, i zaraz mówi – gotować się do obrony! My, choć zmęczeni, zaraz animuszu nabraliśmy, boć wojennik to wielki, a i czarownik nierównie od Gurnissona potężniejszy, toteż mimo liczebności oddziału niedużej, nadzieję mieliśmy już na wytrwanie.
Pana Girdowi pachołkowie zaraz na spytki wzięci zostali, bo też rotmistrz wiedzieć chciał, ile wojsk i jakich w pobliżu naszym stoi. Jednak myśmy z murów wnet mu wyeksplikowali, ile jakich wojenników hrabiemu zostało. Tyraxor ze spokojem nas wysłuchał, co też nam otuchy dodało. Pachołków do lochu zamknął, jednakże okazało się, że który musiał wcześniej zbiec, bo jeszcze przed wieczorem zobaczylimy purpurową drużynę pod zamkiem, szykującą się do szturmu.
Książęcy dużo wojska nie mieli, a zwłaszcza żadnego do murów szturmowania, ale łuczników okrutnie dobrych samych już więcej niż my wszystkich żołnierzy. Nasi strzelcy z wież jednak celnie ich razili, toteż nie mieli oni wolnej ręki nas ostrzeliwać, a rotmistrz Tyraxor potężnymi czarami ich nękał. Uważacie panowie, jaki oryginał z tego Yoga – sam magii się brzydził, a jednak magów zatrudniał i do bitew wykorzystywał! Boć to i naprawdę trzeba chcieć sobie życie utrudnić, kiedy byle jakie zaklęcie taką wspaniałą pomoc w bitwie oddać może. Ale nic to.
Gdy wróg katapultą swoją zburzył nam wieżę strzelniczą, a Girdowi łucznicy decymowali nas zza murów, rotmistrz wydał swoim wilczym jeźdźcom rozkaz wypad zrobić. Zadrżeliśmy na myśl o takowej eskapadzie, ale innego ratunku nie było. Oni w ogień piekielny by za nim skoczyli, toteż wzięli tylko na szczęście zaklęcie żądzy krwi od ogrzych szamanów i ruszyli. Hobgoblinów oddział znieśli przy samej bramie i popędzili w kierunku łuczników, tych jednak zasłonili goblinowie Girdowi. Wilcy znaleźli się w matni, legło ich ze czterdzieści, jednak nasze ogry dopędziły ich i wspomogły na skrzydłach. Widać było poruszenie i złośc w Girdowym obozie, bo zdrowasiek wcześniej już zwycięstwo tam niemal trąbiono. Po kolejnej magicznej strzale rotmistrza zobaczyliśmy padające tłumy uruków łuczników i zaraz rozległ się róg wzywający do odwrotu, a uciekali tak, że dogonić ich się nie dało, snadź hrabia zmiarkował, że chwila jeszcze i cała drużyna jego zniesiona by niechybnie została. Bitwa była wygrana! Wilki zaraz do zamku wróciły, chociaż we krwie nieprzyjaciela całe, gdy się słońce nad lasami już chyliło, a myśmy beczki z piwem otworzyli i do późna ucztowali, coraz to toasty na cześć Tyraxora wznosząc i Gurnissona upamiętniając. Pomnik obu bohaterom wzniesiony na rynku maślanym stoi, zaraz obok kościoła.
Ejże, mościpanowie, butla okowity pusta? To koniec opowiadania, legnijmy juże spać, bo jutro kolejny dzień wojaczki nas czeka i ze słońcem wstać trzeba.
#heheszki #heroes3 #pasta #sienkiewicz #panzagłoba