Vientiane to stolica Laosu, można się tutaj dostać samolotem lub autobusem.
pro tip- trzeba mieć vize wjazdową, kosztuje $40 albo 1700 Tajskich Batów(lepiej mieć dolary bo przelicznik na granicy zabieram nam 300B ot tak)
wizę najlepiej wyrobić online (min 5 dni przed przylotem/przyjazdem) ja musiałem odstać w kolejce ok 1.5h
Jeśli miałbym porównać Bangkok i Vientiane to chyba najbliższe prawdy było by porównanie Berlina i Sosnowca, Vientiane, mówiąc kolokwialnie, dupy nie urywa.
Wylądowaliśmy gdzieś pośrodku pól ryżowych i cyk pierwszy szok-po wyjściu z lotniska stoi nowiutki Rolce Royce Ghost(a obok Range Rovery, BMW itp)
taxa do centrum 15min i ok 20PLN.
wychodzimy na miasto i.. po pierwsze bajzel jakiego w Bangkoku ciężki uświadczyć, na głównej promenadzie płac zabaw dla dzieci na gołej ziemi (odbiło mi się końcówka lat 80ych)
Na promenadzie stragany z CCC (Cheap Chinese Crap), piach i kurz (jesteśmy w stolicy kraju na najbardziej obleganej ulicy)
Jedzenie w knajpce przy promenadzie (bufet-grill sami sobie smażymy jedzonko) ok 15PLN/os + napoje. Jeśli chodzi o jedzenie to uważam, że po drugiej stronie Mekongu w Tajskiej wiosce można zjeść za podobne pieniądze ale dużo lepiej. Ogólnie jedzenie mocno przypomina to Tajskie jednak brakuje mu intensywności Tajskiej kuchni.
co mnie zaskoczyło to duża ilość mieszanych par-ona Laotanka on… Chińczyk, ponoć teraz kobiety z Laosu wolą bliskiego kulturowo Chińczyka niż białego z Europy/USA.
co do samej stolicy-stosunkowo mały ruch ale za to fatalnie oznaczone drogi(ruch jest europejski-prawo stronny)-kilka razy wjechałem pod prąd skuterem bo nie było znaku informującego o obowiązującym kierunku jazdy.
Brak tutaj wieżowców, wielkich biurowców, jeden targ nocny i jeden większy targ pod dachem.
Architektura nie powala ani rozmachem ani jakością a można by się wręcz pokusić o stwierdzenie, że jest bardzo skromna i (co nie powinno dziwić w Azji) chaotyczna.
Jeśli mam wymienić zalety Vientiane to: tanie i dość dobre hotele (za ok 150 PLN można wynająć naprawdę spoko pokój w centrum z WiFi, klimą, basenem i kawałkiem balkonu) oraz tani alkohol.
Zdaję sobie sprawę, że 2 dni to pewnie za mało aby poznać miasto ale ciężko było mi tu wytrzymać dłużej.
Inaczej sprawa ma się gdy przekroczymy granice na rzece Mekong i trafimy to miasteczka Sri Chiang Mai (nie mylić z prowincją Tajlandii Chiang Mai), poczułem się jakbym w latach 90 wyjechał z Polski do Niemiec (tych lepszych-zachodnich)
Szerokie i równe ulice, ładna (jak na prowincje Tajlandii ale i tak dużo lepsza niż to co było w Vientiane) promenada, smaczne jedzenie i wszystko wydaje się tak jakoś lepiej zorganizowane, czystsze i milsze.
Nie zrozumcie mnie źle, napewno warto odwiedzić stolice Laosu, zapewne ja wiele rzeczy przegapiłem ale dużo lepiej się czułem na Tajskiej prowincji obserwując Laos z drugiej strony rzeki, nic będąc tam osobiście.
ps. W Vientiane jest targ niedaleko łuku triumfalnego, jest tam dużo srebrnych monet-wszystkie to są ordynarne podróbki(prawdopodobnie wykonane w Chinach)
#paszczakwtajlandii #podroze #tajlandia #Laos
A to Laotańska.
Cd z Laosu
I jeszcze trochę, teraz te chyba najsmutniejsze- mówimy o ścisłym centrum stolicy kraju.
Zaloguj się aby komentować