RobertVanPlitt
Zawodowiec
Ukryta dyktatura kobiet
Dzisiaj stalinowski, bo wprowadzony w 1950 przez Bieruta, dzień kobiet - święto polskiego kukoldystanu i matriarchatu. Oszczędźmy sobie powielanych ad nauseam cukierkowych słów o tym jakie kobietki som fspaniałe i cudowne, dzisiaj będzie o czymś innym, o czymś o kim mało kto mówi z obawy o popełnienie zbrodni wolności słowa.
Co najmniej od Oświecenia, a od XIX wieku de facto, w Europie kontynentalnej mężczyźni byli i są na równi, o ile nie bardziej dyskryminowani od kobiet. Tzw. "patriarchat", którym od X lat bombardują nas środowiska liberalno-feministyczne był nie tyle systemem supremacji mężczyzn co systemem afirmacji i hołdowania arbitralnym standardom, w które wpasowywało się może 15% mężczyzn. To nie był system premiujący mężczyzn z samej racji bycia mężczyznami, a system, gdzie mężczyzna był zasobem zbywalnym i zastępowalnym, który zarazem miał chronić, bądź co bądź paternalistycznie i patronizująco, ale nadal chronić kobietę. Można tu postawić tezę o kobietach zdanych na majątek męża, która poniekąd jest zasadna, ale nie rzutuje nam na całość obrazka - kobieta zajmująca się domem wykonywała o wiele mniejszy wysiłek psychofizyczny od mężczyzny, który często musiał wykonywać ryzykowny i niebezpieczny zawód fizyczny. Tu nie ma mowy o finansowym ubezwłasnowolnieniu, wręcz przeciwnie - to kobieta finansowo ubezwłasnowolniała mężczyznę zmuszała go do pracy na nią. Gdyby kobiety rzeczywiście były "ubezwłasnowolnione" majątkowo, to tak samo szlachcic byłby niewolnikiem chłopa, a kapitalista proletariusza - jest to analogiczna hierarchia, ale nikt nie stawia tez o dyktaturze chłopów i robotników w dobie XIX-wiecznego kapitalizmu.
Wracając do kwestii zbywalności - mężczyzna zobligowany był do służby wojskowej i ewentualnego walczenia za kraj. Sama instytucja służby wojskowej miała służyć jako swoiste rite de passage i inicjacja do "bycia mężczyzną" (pogląd ten poniekąd dalej się dziś utrzymuje w społeczeństwie) - od kobiet nigdy analogiczna inicjacja nie była wymagana, a przynajmniej nie była skodyfikowanym przymusem, którego niewypełnienie byłoby równoznaczne sanckjom karnym, albowiem macierzyństwo, które możnaby uznać za swoistą inicjację nigdy nie było prawnym przymusem kobiet. Natomiast argument o możliwości odbudowania przez kobiety populacji w realiach monogamii i małżeństw nie ma racji bytu, gdyż jest de facto negacją monogamii i wychodzeniem z założenia, że jeden mężczyzna miałby zapłodnić kilka kobiet. Ponadto utrata 25% mężczyzn w wieku produktywnym jest równoznaczna absolutnej zapaści socjoekonomicznej - szacuje się, że utrata jednego człowieka w wieku produktywnym to w skali kilku dekad strata rządu trzech milionów dolarów.
Podobnie sytuacja ma się w Polsce współcześnie, mimo molestowania nas bzdurnymi frazesami o "czekaniu stu lat" czy innym "piekle kobiet" - to kobiety, nie mężczyźni mają dodatkowe punkty przy rekrutacji na studia, stanowią procentowo większą liczbę studentów, mają lepsze osiągi w szkole, dostają granty z racji płci, mogą liczyć na instytucjonalne wsparcie i pomoc chociażby w przypadku przymusowej relacji, niższe normy dźwigania w pracy, urlopy macierzyńskie, wygrywają praktycznie WSZYSTKIE sprawy o przyznanie alimentów i opiekę nad dziećmi, a podmioty sponsorowane przez wszystkich podatników organizują dla nich dni tylko dla kobiet, które ekskluzywistycznie wykluczają mężczyzn. Nie zapominajmy też o propozycjach powoływania rad kobiet w urzędach miasta, 'walce z dniem chłopaka' przez 'ministrę' obecnego rządu jak i cały patetyczny festiwal składania życzen na ósmego marca przez rzesze rodzimych kukoldów. To, że wyskrobanie dziecka, które w połowie jest także potomkiem mężczyzny nijak ma się do wymienionych przywilejów systemicznych.
"Przywileje" mężczyzn z kolei przejawiają się w gwałceniu ich autonomii cielesnej - komisja wojskowa, zawieszone powołanie do pełnienia służby, de facto obywatelski i konstytucyjny obowiązek obrony ojczyzny czy sięganie do portfela zmuszając do płacenia alimentów niekiedy tylko na dziecko ale też i na kobietę (sprawa premiera Marcinkiewicza), co jest absolutną patologią i zepsuciem. To, że kobiety patrzą na wąską klikę rządzących, posiadaczy i kapitalistów nie zmienia tego, że 99% mężczyzn nigdy nie załapie się do takich pozycji. Historycznie opresja zawsze przebiegała według linii klasowych, nie płciowych, a idpol pt. patriarchat to dystrakcja od konfliktu klasowego. Przemalowanie kapitalizmu na różowo nie wyeliminuje jego inherentnych patologii, a to czy twój szef jest kobietą nie ma znaczenia jeżeli dalej jesteś wyzyskiwany. Współczesny feminizm nie ma za zadanie zrównywanie obowiązków mężczyzn i kobiet czy walczenie z tymi antywolnościowymi, vide pobór. On ma na celu premiować kobiety przywilejami, a zarazem utrzymywać obowiązki mężczyzn.
#antykapitalizm #polityka #revoltagainstmodernworld #prawamezczyzn #pieklomezczyzn
Dzisiaj stalinowski, bo wprowadzony w 1950 przez Bieruta, dzień kobiet - święto polskiego kukoldystanu i matriarchatu. Oszczędźmy sobie powielanych ad nauseam cukierkowych słów o tym jakie kobietki som fspaniałe i cudowne, dzisiaj będzie o czymś innym, o czymś o kim mało kto mówi z obawy o popełnienie zbrodni wolności słowa.
Co najmniej od Oświecenia, a od XIX wieku de facto, w Europie kontynentalnej mężczyźni byli i są na równi, o ile nie bardziej dyskryminowani od kobiet. Tzw. "patriarchat", którym od X lat bombardują nas środowiska liberalno-feministyczne był nie tyle systemem supremacji mężczyzn co systemem afirmacji i hołdowania arbitralnym standardom, w które wpasowywało się może 15% mężczyzn. To nie był system premiujący mężczyzn z samej racji bycia mężczyznami, a system, gdzie mężczyzna był zasobem zbywalnym i zastępowalnym, który zarazem miał chronić, bądź co bądź paternalistycznie i patronizująco, ale nadal chronić kobietę. Można tu postawić tezę o kobietach zdanych na majątek męża, która poniekąd jest zasadna, ale nie rzutuje nam na całość obrazka - kobieta zajmująca się domem wykonywała o wiele mniejszy wysiłek psychofizyczny od mężczyzny, który często musiał wykonywać ryzykowny i niebezpieczny zawód fizyczny. Tu nie ma mowy o finansowym ubezwłasnowolnieniu, wręcz przeciwnie - to kobieta finansowo ubezwłasnowolniała mężczyznę zmuszała go do pracy na nią. Gdyby kobiety rzeczywiście były "ubezwłasnowolnione" majątkowo, to tak samo szlachcic byłby niewolnikiem chłopa, a kapitalista proletariusza - jest to analogiczna hierarchia, ale nikt nie stawia tez o dyktaturze chłopów i robotników w dobie XIX-wiecznego kapitalizmu.
Wracając do kwestii zbywalności - mężczyzna zobligowany był do służby wojskowej i ewentualnego walczenia za kraj. Sama instytucja służby wojskowej miała służyć jako swoiste rite de passage i inicjacja do "bycia mężczyzną" (pogląd ten poniekąd dalej się dziś utrzymuje w społeczeństwie) - od kobiet nigdy analogiczna inicjacja nie była wymagana, a przynajmniej nie była skodyfikowanym przymusem, którego niewypełnienie byłoby równoznaczne sanckjom karnym, albowiem macierzyństwo, które możnaby uznać za swoistą inicjację nigdy nie było prawnym przymusem kobiet. Natomiast argument o możliwości odbudowania przez kobiety populacji w realiach monogamii i małżeństw nie ma racji bytu, gdyż jest de facto negacją monogamii i wychodzeniem z założenia, że jeden mężczyzna miałby zapłodnić kilka kobiet. Ponadto utrata 25% mężczyzn w wieku produktywnym jest równoznaczna absolutnej zapaści socjoekonomicznej - szacuje się, że utrata jednego człowieka w wieku produktywnym to w skali kilku dekad strata rządu trzech milionów dolarów.
Podobnie sytuacja ma się w Polsce współcześnie, mimo molestowania nas bzdurnymi frazesami o "czekaniu stu lat" czy innym "piekle kobiet" - to kobiety, nie mężczyźni mają dodatkowe punkty przy rekrutacji na studia, stanowią procentowo większą liczbę studentów, mają lepsze osiągi w szkole, dostają granty z racji płci, mogą liczyć na instytucjonalne wsparcie i pomoc chociażby w przypadku przymusowej relacji, niższe normy dźwigania w pracy, urlopy macierzyńskie, wygrywają praktycznie WSZYSTKIE sprawy o przyznanie alimentów i opiekę nad dziećmi, a podmioty sponsorowane przez wszystkich podatników organizują dla nich dni tylko dla kobiet, które ekskluzywistycznie wykluczają mężczyzn. Nie zapominajmy też o propozycjach powoływania rad kobiet w urzędach miasta, 'walce z dniem chłopaka' przez 'ministrę' obecnego rządu jak i cały patetyczny festiwal składania życzen na ósmego marca przez rzesze rodzimych kukoldów. To, że wyskrobanie dziecka, które w połowie jest także potomkiem mężczyzny nijak ma się do wymienionych przywilejów systemicznych.
"Przywileje" mężczyzn z kolei przejawiają się w gwałceniu ich autonomii cielesnej - komisja wojskowa, zawieszone powołanie do pełnienia służby, de facto obywatelski i konstytucyjny obowiązek obrony ojczyzny czy sięganie do portfela zmuszając do płacenia alimentów niekiedy tylko na dziecko ale też i na kobietę (sprawa premiera Marcinkiewicza), co jest absolutną patologią i zepsuciem. To, że kobiety patrzą na wąską klikę rządzących, posiadaczy i kapitalistów nie zmienia tego, że 99% mężczyzn nigdy nie załapie się do takich pozycji. Historycznie opresja zawsze przebiegała według linii klasowych, nie płciowych, a idpol pt. patriarchat to dystrakcja od konfliktu klasowego. Przemalowanie kapitalizmu na różowo nie wyeliminuje jego inherentnych patologii, a to czy twój szef jest kobietą nie ma znaczenia jeżeli dalej jesteś wyzyskiwany. Współczesny feminizm nie ma za zadanie zrównywanie obowiązków mężczyzn i kobiet czy walczenie z tymi antywolnościowymi, vide pobór. On ma na celu premiować kobiety przywilejami, a zarazem utrzymywać obowiązki mężczyzn.
#antykapitalizm #polityka #revoltagainstmodernworld #prawamezczyzn #pieklomezczyzn