Tak sobie myślę o życiu, że jest ono takie marne i ciężkie. Człowiek się rodzi. Na początku bywa różnie. Czasami ma dobrą rodzinę i wtedy wygranko, bo przynajmniej pierwsza część życia jest miła i beztroska. Ale jak nie, to już od początku ma kiepsko. Potem trzeba zacząć pracować. Rano wstawać, może na autobus, pociąg, albo dymać na pieszo do szkoły czy pracy. Wysilać się i walczyć o byt. A jak polegnie albo siądzie mu zdrowie, to jak to się mówi, biednemu wiatr w oczy i c**j w d**e – ląduje na ulicy. Jak wyląduje na ulicy, to pewnie już będzie miał jakiś problem z alkoholem, a z tego miejsca to już tylko kierunek cmentarz, po jakimś okresie tułaczki.
A jak sobie radzi w życiu i ma zdrowie, to coś się zwali. Albo mu ktoś umrze, albo będzie miał jakiegoś innego pecha. Tak czy inaczej będzie cierpiał. W międzyczasie może go złapać jakaś choroba i też go szlag trafi. A jak dożyje starości? Wcale nie będzie lepiej. W pewnym momencie stanie się niedołężny i będzie musiał na kimś polegać. A na końcu i tak szlak go trafi.
Tak to teraz widzę. Nie wiem, jak ktoś ma jakieś bardziej optymistyczne spojrzenie na życie człowieka, to się podzielcie.
#feels #rozkminy