Bycie dorosłym jest lepsze niż bycie nastolatkiem. Do szkoły nie muszą chodzić, jak ktoś ich źle traktuje w pracy, to mogą ją zmienić albo iść na bezrobocie, a ja co? - takim mniej więcej torem szły rozmyślania Janka.
Siedział na grobli z wędką w dłoni i snuł swoje niewesołe myśli. Skupiony na sobie nie zauważał tego co go otaczało - brudnozielonej wody, pochylonych nad nią olch i nieba w tak głębokim odcieniu niebieskiego jakie pojawia się tylko w upalne letnie dni. Nie zauważał także komarów, które z uciążliwym brzęczeniem krążyły wokół niego. Dopiero szczególnie zajadły komar, który wybrał sobie kark chłopca za miejsce spożycia ostatniej wieczerzy, zmusił go do reakcji. Janek klepnął się w kark z głośnym plaśnięciem i wysyczał przez zęby -A niech cię cholera!
Rozejrzał się szybko czy nikt go nie słyszy. Gdyby ojciec właśnie przechodził idąc groblą na pole i usłyszał przekleństwo w ustach syna, to nieźle by się temu synowi dostało. Ojciec pewnie kopnąłby go z zaskoczenia, tak że wylądowałby w mulistej wodzie. A potem ojciec stałby nad nim w łazience i patrzył czy dobrze pierze ręcznie swoje brudne od błota ubrania. Koszulkę miał w biało-granatowe paski, te białe pewnie trudno byłoby doprać - westchnął. W sumie jeszcze bardziej by mu się dostało za pożyczenie bez pytania wędki ojca. Niby ten powiedział, że może ją czasem używać, ale Janek nigdy nie wiedział kiedy to czasem mogłoby być.
Czasem ojciec się zgadzał, czasem nie, bez jakiegoś konkretnego powodu.
Gdy dzisiaj Janek wrócił ze szkoły czuł, że dzisiaj koniecznie musi iść na ryby. Ojca nie było nigdzie w obejściu, pewnie poszedł do sąsiada. Mama pieliła w warzywniku. Kiedy zobaczyła Janka odgarnęła włosy ze spoconego czoła i uśmiechnęła się do niego.
-Kompotu nagotowałam, z porzeczek, ty lubisz. Już pewnie wystygł, nalej sobie - i wróciła do pracy.
Rzeczywiście lubił. Wszedł do domu, pogłaskał Murzyna po siwiejącym łbie, wykręcił się na pięcie, gdy kot próbował z nim swoich sztuczek i tylko na chwilę stracił równowagę. Na kuchni stał dziesięciolitrowy gar kompotu. Chwycił chochlę i z lubością kilkukrotnie przemieszał zawartość garnka upajając się słodkim i ciepłym zapachem uderzającym go w nozdrza. Kompot jeszcze nie wystygł, ale jemu to nie przeszkadzało. Dzisiaj w autobusie było bardziej duszno i gorąco niż zwykle, a jemu woda, którą nalał sobie do plastikowej butelki skończyła się już po trzeciej lekcji. Wypił trzy chochle, jedną po drugiej, aż w brzuchu zaczęło mu chlupotać i to zabawne uczucie prawie wywołało uśmiech na jego twarzy.
Taki jak ten dzisiaj po południu gdy zobaczył, że siedzący obok niego Krzysiek z 7b wylał sobie na spodnie w kroku jogurt, który dostali w szkole jako deser do obiadu ze stołówki. Krzysiek rozejrzał się czy ktoś to zobaczył i ujrzawszy uśmiech Janka nie namyślał się długo i zaczął wyzywać go od gejów, pedałów i jebniętych ciot, co się cieszą gapiąc się komuś na chuja.
Krzysiek, syn właściciela firmy budowlanej z Zabłocia miał na swojej wiosce wielu starszych znajomych, z którymi się bujał. No i miał ojca, który w każdej sytuacji stanąłby za nim murem. To wszystko przemknęło Jankowi przez głowę, gdy patrzył ze zdumieniem na Krzyśka, który zaperzał się coraz bardziej. W tej chwili podjechał autobus i Janek wskoczył do niego, dziękując Bogu za wyczucie czasu. Krzysiek splunął jeszcze za nim, ale tak niezdarnie, że opluł sobie koszulkę. Janek patrzył przerażony przez brudną szybę na oddalającą się sylwetkę Krzyśka. To się nie skończy dobrze. Jeszcze dwa dni szkoły i jeżeli Krzysiek nie znajdzie innej ofiary w tym czasie, to będzie próbował dorwać go w czasie wakacji. Ich wsie dzieliło piętnaście kilometrów, ale co to jest piętnaście kilometrów na rowerze w ciepły letni dzień, jeżeli tylko Krzysiek będzie chciał się zemścić za tamten uśmiech!
Pijąc ciepły kompot Janek prawie zapomniał o Krzyśku, ale teraz ponownie ścisnęło go w brzuchu i mało brakowało żeby zwymiotował. Poczuł, że musi wyjść, odetchnąć trochę świeżym powietrzem. Wziął stojącą w zamykanym na klucz składziku wędkę i torbę, do butelki stojącej na kredensie nalał sobie kompotu i wyszedł usiąść nad wodą.
Kiedyś chodził na ryby z ojcem. To on pokazał mu o co w tym wszystkim chodzi, bo nie chodziło o ryby, a o spokój, ciszę i chwilę oddechu. Siedzieli tak godzinami, a ojciec gdy miał dobry humor opowiadał mu historyjki z wojska. Potem urodziła się Martyna i już nic nie było takie samo, bo urodziła się razem z tysiącem chorób, które obsiadły jej blade ciałko jak kruki. Ojciec pracował coraz więcej, szukał fuch, a Janek i ryby mieli od tego czasu staw tylko dla siebie. Towarzyszyły im tylko ważki z opalizującymi skrzydełkami i komary, które czując zbliżający się wieczór cięły coraz zajadlej.
Janek westchnął jeszcze raz, zebrał swoje rzeczy i powłócząc noga za nogą poszedł ścieżką wśród pól do domu. Muskał lekko opuszkami palców zboże, lekko dotykał czerwone jak krew płatki maków, które pod wpływem spoconych dłoni robiły się wiotkie, ciepłe i wilgotne.
Zbliżając się do domu rozglądał się uważnie. Ojca nie było w pobliżu. Murzyn siedział pod oborą i skomlał, żeby wpuścić go do środka. Janek przewrócił oczami i wpuścił kundla do środka. Na starość zrobił się taki upierdliwy!
W ostatnich promieniach słońca przebijających się szparami między deskami zobaczył, że w oborze jest coś nie tak. Otworzył drzwi szerzej i zobaczył wiszącego na pasku ojca.
Od razu wiedział, że nie żyje, bo wyglądał trochę jak świńska tusza na haku.
Janek zamknął za sobą drzwi. Poszedł do składzika, odłożył wędkę i torbę na miejsce, sprawdzając czy wszystko leży jak trzeba. Zamknął za sobą starannie drzwi, tak jak właśnie zamykał za sobą rozdział życia zwany dzieciństwem.
-Mamo!
#naopowiesci #zafirewallem #tworczoscwlasna
@KatieWee przede wszystkim pochwalę za świetnie oddany przez opisy klimat, w pewnym momencie aż nabrałem chęci na ten kompot.
@splash545 dziękuję!
Coś w tym jest 😅
@KatieWee mój kolega z klasy znalazł tak ojca w warsztacie
@moll to musi być niezła trauma. Nie chcę oceniać, bo to mózg może działać w jakiś dziwny sposób jak ktoś jest zdecydowany popełnić samobójstwo. Ale tak pierwsze o czym pomyślałem to, że jak już ktoś musi to niech idzie w las, i jakiś randomowy grzybiarz zniesie to lepiej niż rodzina, a w szczególności niepełnoletnie dzieci.
@splash545 tam to w ogóle było dość ekstremalnie, bo byliśmy wtedy w drugiej albo trzeciej klasie podstawówki. D teraz jak o tym pomyślę to mi go szkoda. Tym bardziej że w ojca był wpatrzony jak w obrazek
@moll No szkoda i dlatego mówię, że trochę tego nie rozumiem. Jedynie co to choroba psychiczna i brak racjonalnego myślenia. Bo można mieć dość ale można chociaż trochę oszczędzić tę swoją biedną rodzinę. Jeszcze jak syn wpatrzony i w tak młodym wieku.
@splash545 początek dwutysięcznych nie był łatwy. Padało wtedy wszystko w okolicy. Chłop stracił pracę
Po pierwsze to uwielbiam to zdanie: szczególnie zajadły komar, który wybrał sobie kark chłopca za miejsce spożycia ostatniej wieczerzy.
Po drugie uwielbiam tę "grę słowną" kiedy jest "czasami".
Po trzecie wiesz (albo narrator wie, albo Janek najprędzej) o co chodzi w wędkowaniu. Nawet wędek nie trzeba zabierać! Może książkę ewentualnie.
Po czwarte wreszcie, to super umiejętność znajdować inspiracje w takich rzeczach jak widok za oknem. Uwielbiam takie budowanie!
EDIT: A, i po piąte, świetnie to jest poprowadzone do tego zakończenia. Ta postać ojca jest kapitalnie budowana.
@George_Stark dziękuję prześlicznie za ten wielki worek pochwał
@KatieWee
Swoją drogą jeszcze, tak mi się skojarzyło to trio tematów(albo kwartet, jeśli zaliczyć doń stratę) ojciec-syn-wędka z bildungsromanowym fragmentem Johnny poszedł na wojnę. Bo tam tematyka jest podobna, choć mniej dramatyczna, tylko odwrotnie. Mogę w wolnej chwili znaleźć i Ci podrzucić ten fragmencik żebyś zobaczyła jak inni autorzy wykorzystywali w temacie dojrzewania wędkowanie. Chyba że znasz tę książkę?
@George_Stark nie, nie znam tej książki, zwykle opowieści o wojnach omijam szerokim łukiem. Zaciekawiłeś mnie, podrzuć proszę :)
@KatieWee Dobrze. Postaram się dziś po południu, jak wrócę z roboty, znaleźć i podesłać.
A póki co, w nudnej robocie, myśl mi taka przyszła jeszcze, że to Twoje opowiadanie, wbrew twierdzeniu pana Phillipa K. Dicka bodaj, że "opowiadanie jest o morderstwie, a powieść jest o mordercy", jest o człowieku. I to niekoniecznie o tym, przynajmniej w moim odbiorze, za którym podąża narracja. I to też jest super!
Zaloguj się aby komentować