@jajkosadzone to jest właśnie ta pisowska elita z przeświadczeniem, że wszystko załatwią znajomości z jakimś oficerem operacyjnym. Już chuj w osrajtka, to jest bezczelny zjeb i tyle, ale tak na szerszym gruncie- ja rozumiem wiele, naprawdę. Rozumiem, że można... nie znać francuskiego, arabskiego, koreańskiego czy chińskiego. Rozumiem- dziwne, trudne języki z jeszcze dziwniejszymi i trudniejszymi pomysłami na składnię, gramatykę i pismo. Spoko.
Ale angielski?! Coś, co teraz jest już nawet nie standardem ale wręcz podstawą podstaw, żeby poruszać się we współczesnym świecie? I to jeszcze na pozycji (rzekomo) prezesa największej spółki paliwowo-energetycznej w kraju?! Sarkastycznie bym powiedział, że się boję pomyśleć jak on do tej pory interesy robił, ale wszyscy wiemy jak je "robił". Zresztą... ludzie mają takie przeświadczenie, że "angielski to dobrze znasz jak masz minimum C1, a najlepiej C2", bo inaczej to cię wszyscy wyśmieją, a tu serio wcale nie o to chodzi, nie musisz mieć dykcji i wymowy lepszej jak native, żeby móc się bezproblemowo porozumieć. Jak pogadasz z rodowitym Anglikiem, Irlandczykiem, czy Amerykaninem to oni mają w dupie zasady swojego języka tak długo jak będą się z tobą w stanie dogadać i nikomu nawet nie przyjdzie do głowy cię poprawiać. Tylko kurwa no... gdzieś są granice udawania. "Ernst Jank", ja pierdole, mógł od razu powiedzieć "ta firma co ma EJ w logo, znaczy EY".