W kolejnym odcinku z cyklu #cotamnaklaciewariacie wywiązuję się ze zobowiązania złożonego rozbiórkowiczom i zdaję relację z pierwszego globala ALD Civet de Nuit.
W otwarciu jest trochę aldehydów i cywety, ale ta jest wygładzona, kremowa, a wręcz słodkawa. Nie ma nic odrzucającego, ani kojarzącego się z cuchnącym futrem zwierzaka. Po chwili wjeżdżają białe kwiaty, w tym wyraźny jaśmin, ale pozbawiony cech indolowych. Soczysty i słodki kwiat. W bazie cała kompozycja jeszcze bardziej wygładziła się, a kremowy Mysore zrobił, co do niego należało. Są też delikatne niuanse żywiczne, tytoniowe, zwierzęce.
Żadna z nut nie dominuje, wszystko pięknie połączone.
Zaznaczam, że to świeży sok, więc pewnie z czasem pojawić się może więcej akcentów. O jakości nawet nie będę wspominał, bo wiadomo, że Adam dba o takie rzeczy.
Parametry bez zarzutów. Poszły 3 strzały, a po ok. 8 godzinach, aromat jest b. dobrze wyczuwalny. Jest dość głośno, ale nie w sensie ogona, a bardziej nasycenia i głębi zapachu.
Sam zapach daje wrażenie spokojnego, relaksującego, bez żadnych zbędnych udziwnień. Generalnie jest tu więcej elementów nawiązujących do klasycznej francuskiej perfumerii, niż kojarzących się z Orientem.
Może nie jest to jakieś kosmiczne WOW i przełom w świecie perfum- tak to jest, jak się człowiek nawącha różnych smrodów, to później będzie już tylko marudził- ale z pewnością Civet de Nuit zasługuje na miejsce na mojej półce z flaszkami.
A teraz proszę meldować, czym spryskane klaty, szyje etc. szanownych tagowiczów.
![a1868ddf-d130-4182-86dd-03fc31a916f8](https://cdn.hejto.pl/uploads/posts/images/1200x900/7cd1c920eeb0d56575283da78436e9cf.jpg)