Idę właśnie podpisywać umowę o pracę w formie za którą kiedyś dałbym się pochlastać - pełna wolność twórcza, mobilność, zero pracy w biurze i ciągle nowe rzeczy do robienia co uwielbiam. Cholerny skok w przyszłość dla mnie, bo branża nagrywania filmów dla firm nie jest mi znana, robiłem to zawsze tylko dla siebie.

Ale dzwoni mój ojciec, ton głosu jakby nie było śladu po wielotygodniowym braku kontaktów między nami:
-Hej synek, mam do Ciebie sprawę, jesteś w stanie przyjechać po mnie? Potrzebuję żebyś mnie zabrał stąd.
-Pewnie tato, a co się dzieje?
-Pojedziemy tylko ze szpitala do domu i ja tu wrócę od razu.
-Wiem, wiem a jak się czujesz, ćwiczysz?
-...
-Jest wszystko w porządku?
-Tak, jasne że tak ja tylko chce pojechać na chwilę do Wiednia.
-To zaraz o tym porozmawiamy, daj mi tylko siostrę ok?

Słyszę ten charakterystyczny szum szpitalny w tle, dźwięki aparatury, krzyczącej coś siostry do innego pacjena i głos mojej siostry:
-Hej Krzakowiec
-Cześć siostra, wole się upewnić, odpłynął, prawda?
-Tak, dzisiaj znowu jest gorzej.

Pierdolnęło mną mocno. Przez poprzedni miesiąc wszystkie moje życiowe priorytety się zmieniły, w dupie miałem własną firmę, w dupie miałem już to czy mi idzie czy nie, czy jestem rzeczywiście porażką którą widzę na każdym kroku czy kimś kto daje radę. Mój ojciec miał wypadek a ja przez dwa tygodnie myślałem, że już z nim nigdy nie porozmawiam bo wyglądało na to, że będzie warzywem.

Perspektywa potrafi się bardzo szybko zmienić gdy bliska Ci osoba jest na skraju życia. Nagle coś co sprawiało Ci ogromne trudności potrafisz załatwić w 10 minut, bo są istotniejsze rzeczy - a to załatwić coś w szpitalu, a to przygotowywać dom pod nową rzeczywistość. Włączyła mi się typowa zadaniówka, wypisana lista priorytetów co jest do załatwienia, co do popchnięcia a co do zlecenia. Przy okazji poprawianie nastroju siostrom i matce, załatwianie czego tylko się da i gneralnie pchanie rzeczy do przodu, nie myśląc o tym że w pewnym stopniu straciłem ojca.

Nagle w przeciągu dwóch tygodni zrobiłem pracę 3 miesięcy. Byłem na 10 rozmowach o pracę a rzeczy do mojego sklepu czekają powoli na wstawienie i ruszenie z ostatnią grudniową wyprzedażą i NIC, absolutnie nic nie było w stanie mnie zagiąć i zatrzymać, bo najważniejsze dla mnie było COŚ ROBIĆ.

Telefon był wczoraj, pierdolnął mną niesamowicie mocno i przepłakałem pół dnia malując galaktyki które kiedyś były całym sensem moich działań w sklepie, by później odebrać też telefon że firmie spodobały się moje filmy które dla nich stworzyłem i mam wymarzoną pracę która pierwszy raz od kilku lat daje mi prawdziwą stabilność finansową przy jednoczesnej wolności twórczej której szukam od wielu, wielu lat.

Ja autentycznie przez mikrosekundę, naprawdę myślałem że mój ojciec powrócił, brzmiał jak osoba sprzed wypadku i rozmawiał zadziwiająco “tutaj” jakby nic się nie wydarzyło, ale nie - jest i będzie już do końca jak osoba z demencją, albo altzheimerem.
Wypadek, jego 50 letni wysokofunkcjonujący alkoholizm i krwiak który odkryto po miesiącu przez totalny przypadek zrobiły swoje - mogę nazwać się szczęściarzem, że w ogóle jest w stanie mówić tym bardziej że jeszcze dwa tygodnie temu nie był w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa bez przystanku, ale rezonans nie kłamie.
Zmiany w mózgu są nieodwracalne, mój ojciec w pewnym sensie odszedł a jednocześnie jest tutaj i jest cholernie zagubiony, smutny i biedny.

A ja jako syn nie umiem mu nawet powiedzieć tego co czuję: ŻE ROZUMIEM.
Że wiem, jaki wpływ miał na niego jego własny ojciec o którym nie usłyszałem ani słowa a który miał “ciężką rękę” i bił go ostro, jednocześnie faworyzując jego brata.
Że rozumiem, że był cholernie wrażliwą osobą która chętnie pomagała innym ale jednocześnie zamiast zrozumieć uczucia zapijał je tak, jak robił to jego ojciec i jego dziadek bo nie umieli inaczej i nie miał nawet szansy nauczyć się czuć w Polsce lat 50-60.

Rozumiem jakie wyrzuty musiał mieć gdy podnosił na mnie pas, który swoje też odcisnął na mojej psychice i jednocześnie tak naprawdę nie był wkurwiony na mnie tylko na siebie samego. Jaki nieprzepracowany ciężar musiał czuć, że robi mi dokładnie to samo co robił mu jego ojciec? On to czuł, rozmawiałem zresztą o tym z mamą, bo jej kiedyś powiedział ale zazwyczaj leciał po czymś takim do kieliszka żeby się znieczulić.

Chciałbym mu powiedzieć że ja to wszystko rozumiem i że za chuja nie mam mu tego za złe, bo pomimo wszystkich pojebanych akcji jakie mieliśmy, zawsze wiedziałem że mogę na niego zawsze liczyć, nieważne co sam odpierdolę. To dzięki niemu zresztą mogłem prowadzić swój sklep, bo bo z tyłu wiedziałem, że jeśli coś mi się spierdoli, będzie mi pomocą i pomoże jak może.

Minął dzień, a ja dalej to przeżywam i staram się to jakoś przeprocesować. Nie uciekać, jak mam w zwyczaju i jak miał zresztą w zwyczaju mój ojciec, bo tak to już wyszło, że jesteśmy po prostu ucieczkowi i nikt nas nie nauczył lepszych sposobów.

Smutno mi w chuj że on tam siedzi teraz sam i raz na jakiś czas jego umysł wskoczy w znane rejony i będzie mieć przebłysk tego co się odwaliło. I wiem, że nie będzie umiał nic o tym powiedzieć, bo rozmowa o uczuciach zawsze go przerastała, a bez alkoholu i na przymusowym odwyku w tym momencie przeżywa grube tortury i może lepiej, że jego mózg nie jest w pełni funkcjonalny. I jednocześnie jestem na niego kurwa wściekły, że alko aż tak go wciągnęło i że nie poradził sobie z tym pomimo naszej wielokrotnej pomocy. Możliwe że mogliśmy to lepiej rozegrać, ale co się stało to się stało.

Alkohol moi drodzy to jest cierpliwy skurwysyn. Ale sam też dobrze wiem, że to nie alkohol jest problemem, a ucieczka przed tym co w środku.
Ja znalazłem uciekanie graniem zamiast alkoholem. Później uciekanie tworzeniem rękodzieła , muzyki i filmów - robieniem wszystkiego byleby uciec od uczuć i myśli. To był mój alkohol przez długi czas.

Przez lata nie umiałem nazwać ani rozpoznać moich uczuć, taki analfabetyzm emocjonalny który o dziwo ma swoją nazwę - aleksytymia.

Teraz chciałbym bardziej czuć a nie ciągle uciekać, choć to kurewsko boli i nie umiem sobie dalej z tym radzić na co dzień, więc piszę. Piszę tak jak obiecałem sobie, że będę pisać.

Miałem codziennie, a piszę dopiero gdy mi się przelało. Przynajmniej przestałem wstydzić się łez i uczuć, a dla faceta to już bardzo dużo.

Czujcie kochani i nie uciekajcie ciągle. Poczujcie czasem i przepłaczcie swoje zamiast to tłamsić.
A czasem zadzwońcie do swoich bliskich z którymi macie dobry kontakt i ot tak po ludzku z nimi porozmawiajcie, zrzućcie jakiś balast, bo nigdy nie wiadomo czy przypadkiem jutro nie będziecie mówić do nagrobka.

#rozkminkrzaka
moll

@Krzakowiec (づ•﹏•)づ

koniecswiata

@Krzakowiec

Przynajmniej przestałem wstydzić się łez i uczuć, a dla faceta to już bardzo dużo.


Jesteś bardzo dzielny. Wysyłam wirtualne wsparcie i przytulaski

bojowonastawionaowca

@Krzakowiec (づ•﹏•)づ trzymaj się i pisz, jeśli tylko będziesz czuł taką potrzebę

bartek555

trzymaj sie i przytulam, ale delikatnie, zeby nie uszkodzic.


przy okazji tego wpisu, zycze wszystkim, zeby mieli odwage i osobe, ktorej moga sie zwierzyc z wszystkiego bez zadnego strachu o bycie ocenianym, itp.

Opornik

@Krzakowiec


Przynajmniej przestałem wstydzić się łez i uczuć, a dla faceta to już bardzo dużo.

https://www.youtube.com/watch?v=4gidiGO57z0

Odczuwam_Dysonans

@Krzakowiec biedny ojczulek, i biedny Krzakowiec to okropne jak patrzymy jak ktoś bliski jest wpół drogi na drugą stronę. Przytul od nas tatka, jak tam będziesz, to na pewno zrozumie. Bądź silny dla reszty rodziny. Ech, to życie. Mimo wszystko gratuluję dorwania super pracy, szkoda że w takich okolicznościach, ale dobrze że los się do Ciebie uśmiechnął chociaż w taki sposób. I dobrze że zebrałeś się żeby przelać myśli "na papier", to zawsze pomaga. Trzymajcie się tam mocno i razem, pisz do nas jak tylko poczujesz taką potrzebę stary!

MoralneSalto

@Krzakowiec

ja jako syn nie umiem mu nawet powiedzieć tego co czuję: ŻE ROZUMIEM.

On wie, to wisi w powietrzu i jesli jest tak wrażliwy, jak piszesz, to wie. To, ze słowa wiszą niewypowiedziane wcale nie czyni ich gorszymi albo mniej zrozumiałymi w pewnych przypadkach. Wysyłam Ci dużo sił i zrozumienia.

CzosnkowySmok

@Krzakowiec właśnie uczę się czuć i rozpierdala to moje życie. Zastanawiam się czy warto...

Krzakowiec

@CzosnkowySmok nie zastanawiaj się czy warto bo odpowiedź jest prosta. Albo ta nauka albo będzie źle w jakimś momencie w życiu.


U mnie też to w cholerę rozwala.

Mam wrażenie, że Przychodzi taki moment, że racjonalnie wiesz zbyt dużo, widzisz swoje błędy, schematy w które wpadasz i nie umiesz z nimi nic zrobić - w przeszłości lo prostu to robiłeś, a teraz widzisz co jest w tym złego a i tak to robisz, bo cholernie ciężko zmienić wyryte ścieżki.


Ja tak miałem przynajmniej, dalej zresztą tak mam i strasznie mnie to rozpierdala. Ale później zaczyna być łatwiej a Tobie jest o wiele wiele lepiej i trzymaj się tej myśli:)

Pan_Buk

@Krzakowiec Pokolenie naszych rodziców miało bardzo ciężko: kryzys w PRL, potem przemiany gospodarcze i towarzysząca im ciągła niepewność, a przy tym nikt nie mówił o emocjach i psychologii. Był tylko ksiądz z odwieczną poradą: "trzeba się modlić" i wódka. Wódka, którą pili wszyscy, bo Polacy byli rozpijani przez zaborców i potem za socjalizmu. Teraz ludzie zaczynają się otwierać, więcej mówią o swoich emocjach i widzą, że nie muszą zapijać smutków. Przykro mi z powodu Twojego taty, który padł ofiarą tamtych czasów i tamtego bezwzględnego systemu.

Greyman

@Krzakowiec tak dużo do przeprocesowania. Trzymaj się!

zoltyrogalzkremem

@Krzakowiec dzięki za ten wpis Mordo i trzymaj się mocno

winet

Ciekawe, chciałoby się napisać zabawne. Gdyby wyciąć kwestie alkoholu to mógłbym powiedzieć że to kopia 1:1 mojego życia/mnie. Fajnie że jesteś tak świadom tego o czym piszesz, zazdroszczę Ci tego. Trzymaj się tam

Pawelvk

Gratuluję zdobycia pracy - stabilność, zwłaszcza w takim momencie to wspaniała wiadomość.

Przykro z powodu taty, mam podobny przypadek w bliskim otoczeniu i ta świadomość, że ten człowiek sprzed wypadku już nigdy nie wróci jest porażająca. Życzę siły, mnóstwa siły. Powodzenia Krzaku!

Zaloguj się aby komentować