TLDR: Dzisiaj swobodniej. Pogadajmy o lęku.
15.
Chciałam poruszyć znacznie poważniejszy temat, który wkręca mi się w głowę od jakiegoś czasu, ale czuję że nie mam gotowości w sobie, aby popełnić wpis bez otwierania kolejnych ran. Skupię się na tym co rejestruję od jakiegoś czasu w sobie. Chodzi mi o lęk, strach, paranoje, tacy moi Ich Troje.
Długo nie dochodziło do mojej świadomości jak lękowym jestem stworzeniem. Przecież doświadczałam tak wiele okrucieństw. Musiałam się zahartować, po coś to wszystko znosiłam. Tyle że kurwa nie! Dziadostwo się magazynuje i albo doprowadza Cię w skrajności do paranoi, albo do dysocjacji. Ja bywałam bo obu stronach. Z dwojga złego wolę to drugie. Wyłączasz się, nie odczuwasz emocji, bodźców zmysłowych z zewnątrz, ciało się zamraża, czas leci - dużo plusów. Z wad to omijanie przystanków, wybiórcze amnezje i fugi pamięciowe, ryzyko podczas jazdy samochodem i ogólne poczucie wyrwania z kontekstu. Dysocjacja jest zjawiskiem, kiedy układ nerwowy nie daje sobie rady z poziomem stresorów. W reakcji obronnej wyłącza wyższe funkcje skupiając się na potrzymaniu tych głównych, w celu wypracowania odpowiedniej strategii na zagrożenie - zamrożenie/ucieczka albo walka. W skrócie schodzę do poziomu takiego przeciętnego żuka.
Mogłabym powiedzieć, że większość życia czuję strach. Głownie strach, przeplatany krótkimi epizodami odwagi. Nawet nie wiem co napisać. To tak boli. Boję się świata, boję się ludzi i boję się siebie.
Wrócę do tego, dzisiaj nie mam odwagi. Znowu.
![e7f95dc9-4214-420e-86f1-4fc62be19539](https://cdn.hejto.pl/uploads/posts/images/1200x900/b4f93dabc72343c6d0b469943cb08400.jpg)