Cześć! [7/10000]
Na wstępie napiszę czemu nie było wpisu w niedziele. Po prostu ocho nie podumał, i miał do wyboru albo siedzieć po nocy (takiej 1-2 rano) i pisać, albo napisać dziś. Więc wpis pojawia się dziś.
Na początku rozliczenie z celami z zeszłego tygodnia. Jak myślałem, po pierwszym dniu nakręcenia, przyszła ściana i mi się nie chciało. Mam jednak poczucie że zacząłem codziennie robić krok w dobrym kierunku.
Cele na dni 2-6 były następujące (od następnego razu nie będę wyjaśniał tego co już się przewineło, poza nowymi rzeczami)
- Wyłączać komputer o 21.00. - Uregulowywanie snu.
Po co to robię: Bo śpię mało. Bardzo lubię sporty z ameryki, przez co przestawiłem się na usypianie o 3.30-4.00. . Oczywiście wstać na rano trzeba, w efekcie czego mam ok. 4 godzin snu w tygodniu. Odbija się to na moim samopoczuciu. Po pierwsze muszę taki styl życia kiedyś wyrównać, co następuje w weekendy które przesypiam. Serio, potrafię w niedzielę się obudzić po 13 a potem do 16-17 być nieprzytomny. To zdrowe nie jest. Po drugie pod koniec tygodnia często jadę na oparach. Jechanie na 3-4 kawach dziennie żeby nie usnąć a potem puls ok. 105 siedząc nie są mi obce.
Jak wyszło: W większości nie dawałem rady wyłączyć komputera o 21.00, zawsze było "jeszcze coś". Myślę, też, czy w związku z innym celem, o który ruszy w późniejszych tygodniach nie przestawić tej godziny na 22.00, jeżeli mi się nie uda dobić do docelowej godziny. Jednak mimo wszystko jestem zadowolony. Aktualnie przesypiam ok. 5.30-6 h w tygodniu, a "do życia" jestem około 12.30-13.00 w weekend. To krok w dobrym kierunku. Daleko do odtrąbienia sukcesu, ale zdecydowanie czuję się lepiej
2)Rozplanowywać jadłospis na następny dzień - Dieta
Po co to robię: Jestem gruby, i musze wziąć się za siebie. Aktualnie ważę 121.2 kg przy 175 cm wzrostu, i zaczyna w wielu sklepach brakować rozmiarówki dla mnie XXXL a nawet XXXXL ciuchy to przesada. Nie chcę się wykończyć w wieku 40-50 lat, więc pora najwyższa się ruszyć z tym.
Jak mi poszło: Za wyjątkiem niedzieli gdzie pojechałem po bandzie (u rodziców była pizza na obiad, a potem z znajomym poprawiłem znaczną ilością łychy z colą i tłustym kebabem) udawało mi się planować to co mam jeść, i realizować ten jadłospis. Czułem się na prawdę spoko, choć zwłaszcza wieczorem potwornie mi brakowało czegoś do chrupania i chodziłem rozdrażniony. Co tydzień będę patrzeć na wagę - jak mi idzie, i będę załączać wyniki mojego chudnięcia w zdjęciu. Optymalnie będę się cieszyć na 2 kg miesięcznie. Pewnie się da więcej, ale w perspektywie 2 lat to prawie 50 kg. A to będzie ledwie około 800 dnia z 10 000 tysięcy. Będę mieć 9,2 tys. dni by wykorzystać większą energię.
Co zamierzam robić: Jak przyjdę w gości ograniczę się do zasady jednego kawałka, zamiast się rzucać niczym albatros na śnięte ryby. Poza tym będę kontynuować to co robiłem, uzupełniając punktem nr. 3
- 7.5 k kroków dziennie/wymienne na 45 minut rowerka stacjonarnego w tempie ponad 20 km/h. - Zdrowie
Po co to robię: By się wspomóc w odchudzaniu, czuć się zdrowszym, i ogólnie by mi było lepiej.
Jak mi poszło: Tutaj ogłaszam pełen sukces. Moja opaska nie ma opcji ustawienia celów typu 7.5, tylko pełne wartości. Wiec ustawiłem cel 8 tys. kroków dziennie. Poza 10.02 kiedy niemiłosiernie lało udało mi się każdego dnia zrealizować liczbę kroków. Ale nawet wtedy po prostu zamiast spaceru odbyłem trening na rowerze stacjonarnym.
Co zrobię: Będę kontynuować to co robię, z pewną modyfikacją, taki nieco level up.
4)Przeczytać książki narzeczonej, bo robię to zbyt długo - zaległe obietnice
Jak mi poszło: Przeczytałem połowe ostatniego działu, ale nie skończyłem. Fantastyka to nie moje poletko zdecydowanie, mimo że książka zbiera dobre noty. Jednak przekładam to na ten tydzień, i stawiam sobie jako piorytet.
Co zrobię: Ustalę sobie złota godzinę (np. 19.00-20.00) w której siedzę i czytam. Realnie zostały mi z 3-4 godziny czytania jej twórczości, wiec do czwartku się uwinę.
Okej, rozpisałem się na temat tego co teraz robię, ale może pojawić się pytanie, do czego zmierzam. Dlaczego 10000 dni i co chcę finalnie osiągnąć. Więc w wielkim skrócie: Jak wspominałem w pierwszym wpisie mam 25 lat. Za podany okres czasu będę mieć 52 lata. Powinienem czuć się pełen energii, i możliwości, tymczasem jestem grubaskiem bez energii, czującym się na właśnie 52 lata już dziś, a do tego otoczony osobami które piepszą farmazony typu - no możesz sobie marzyć o mieszkaniu w domu jednorodzinnym, albo o tym że raz na 5 lat pojedziesz za granicę, za kilka lat Ci przejdzie. Dlatego postanowiłem, że poustawiam sobie życie tak jak ja chcę, mimo że wiem że będzie to wymagać ogromu pracy, a w pierwszej kolejności największym wrogiem samego siebie będę ja sam. Chcę za te 27 lat mieć poczucie że zrobiłem wszystko co potrafiłem.
Jakie są moje finalne cele? Nieco marzycielskie i nierealne obecnie. Jest nim między innymi, nie musieć pracować z przymusu, bo środki na życie będę mieć z źródeł w które nie muszę wkładać pracy 8 h dziennie, cieszyć się egzystencją na tej planecie, zwiedzić kawałek świata, i mieć opinie osoby która gra na własnych zasadach. Celem jest bycie szczęśliwym. Celem jest uczynienie tego świata choć ciutkę lepszym. Celem jest zabawa, zrozumienie schematów działania świata których nie rozumiem i życie tak jak mi się podoba w ramach społecznie akceptowalnych zasad.
Za 100 lat i tak mnie ani was nie będzie. Nie będzie waszych partnerek, partnerów, nie będzie rodziców, znajomych. Za 200 lat możliwe że nawet waszych grobów już nie będzie, bo waszych dzieci też zabraknie i nie będzie miał kto ich opłacić. A to co po nas pozostanie czyli nasze płyty nagrobne podobnie będą się walać gdzieś przy murze cmentarnym. (Jak ktoś z Warszawy to polecam się przejść na ul Rzeszowską i skręcić w zarośla, bardzo skłaniający do refleksji widok) Więc po co mam się frustrować całe życie, mieć poczucie że je wegetuje służąc innym. Napiszę swój scenariusz. A przynajmniej zrobię wszystko co potrafię, żeby go napisać. Ale żeby móc pisać, to musze mieć pióro, papier i lampkę. To co teraz będę robić, to będzie głównie właśnie szukanie tych rzeczy, by móc za rok, dwa ruszyć w kierunku w którym chcę.