Jakieś, to wszystko takie nie wiem.
Tak chyba najlepiej będzie zacząć.
Cześć, witam was, dzień dobry, dobry wieczór
Jestem ubogikrewny mam w tym roku 27 lat.
Zmieniam pracę po raz pierwszy od prawie 5 lat, pracę w której będąc na UoP byłem bez urlopu, premii(czasem jak był dobry humor szefa była i premia) oraz perspektyw na rozwój. Czemu tu zostałem na dłużej? Nie mam pojęcia, mam zmienić pracę i zamiast czuć ekscytacje czuję strach, nic więcej, że co jak nie podołam i będę zwolniony po miesiącu, i znów na bezrobociu szukał czegoś nowego.
W życiu miałem przyjaciółki, na tym kończyła się resztą mojego kontaktu z płcią piękna, co próba randki, spotykanie się,pierwsze tygodnie pełne rozmów i wymiany zdań, później to umierało, czy przez moje zbytnie zamknięcie się na pewne tematy, czy zbytnie otwarcie na świat.
Mam wrażenie, że popadam że skrajności w skrajność.
Myślę o rozpoczęciu terapii, zmierzeniu się z moimi demonami, jednak strach, przed szukaniem kogoś kto pomoże mi pomóc sobie samemu zagłusza logiczna część mojego umysłu.
Planów miałem pełno, wyprowadzkę do innego miasta odcięcie się od rodziny próba rozpoczęcia na nowo, usamodzielnienie się i pokazanie sobie i światu, że dam radę.
Ale kończy się na planach, z realizacją ciężej, CV wysłane, głucha cisza, sterta myśli i upadek ku samemu sobie.
Jeden plus, nie uciekam już w alkohol na szczęście nie chwyciłem się żadnych innych używek. Próbowałem palić, ale z każdym zapalonym papierosem czułem dym który przytłaczał mnie od dziecka, bo w rodzinie wszyscy palili i palą odkąd pamiętam.
Od problemów będąc w technikum uciekałem w sen, spędzając tam całe dni, potrafiłem iść do szkoły, wrócić iść spać, i znów do szkoły. I tak to trwało miesiącami.
Będąc na końcu technikum spotkałem też kogoś kto mi zatruwał życie kolejne 6 lat, na odległość dając jedynie pozory ciepła którego potrzebowałem i chciałem. Byłem catfishowany i mimo znaków na niebie i na ziemii, ja wciąż wierzyłem byleby dostawać chociaż odrobinę miłości. Wszystko się posypało, minął rok miało być lepiej, może i jest, usunąłem wszystko co by przypominało o chwilach pełnych klamwst i jadu. Od tamtego roku jestem a przynajmniej staram się być szczery i prawdomówny, że wszystkim, jednak zdarza się, że coś przemilcze aby kogoś nie zranić, gdy ktoś zapyta odpowiem bez kłamstw lecz gdy nie pyta to nie wchodzę z butami. Tak jest łatwiej
Stoję na rozdrożu własnego życia i nie wiem co robić dalej, po prostu nie wiem nawet czemu to tutaj napisałem, może liczę, że jak wyrzucę z siebie to zadziała jak odkaszlnięcie i odleci ode mnie ten ciężar z płuc, bo czuję, że zaczynam tonąć a nie mam już siły płynąć ku górze.