Po dziewięciu latach od "V", która była w mojej opinii pomyłką, dostaliśmy coś nowego. Patrząc historycznie: Vabang! i Inadibusu, były moim zdaniem topką #polskiereggae jakie miałem okazję przesłuchać. Potem robiło się powoli słabo: Mo' better rootz i Solresol już nie były całością, którą mógłbym słuchać od A do Z, ale nadal zawierały przyjemne utwory. Z kolei "V" - to była tragedia, miałem wrażenie, że ktoś dopuścił Pablopavo i jego smęty z Ludzikami jako główną ideę dla utworów: nierymujące się, infantylne teksty i smętna muzyka powodują, że do tej pory mnie bolą zęby na samą myśl.
No i jesteśmy z powrotem dziś. Odpalałem album bez większego przekonania. Niestety, należę do ludzi, którzy jeśli rozumieją co ktoś śpiewa, to oczekują, że to będzie miało sens, rym i rytm. O ile dwa ostatnie są w porządku, o tyle w pierwszym przesłuchaniu rzuciło mi się w oczy kilka kwiatków, z których najpiękniejszym jest to malutkie arcydzieło, niemalże haiku. Poświęćmy chwilę i rozważmy tę wzniosłą teść: "Jednego bucha lubię bo to mi styka - zbyt wiele buchów to nie styka mi to".
Na szczęście takich pułapek jest niewiele. Nie ma też melorecytacji, depresyjnego smęcenia: dominuje przyjemny rytm, radosny ragamuffin, moim zdaniem coś idealnego na nadchodzącą wiosnę. Polecam i zapraszam do opiniowania.
#muzyka #reggae
