Miałem odpisać pod postem @Krzakowiec odnośnie jego problemów ale jak zwykle wyszedł mi wysryw formatu A4 lub A3, o wszystkim i o niczym referat godny @Fafalala tylko nie ze szpitala a z samotni kogoś kto ma zbyt dużo czasu do namysłu . Więc tworze nowy temat.
Może i na małej próbce, ale nie znam nikogo kto miałby normalne dzieciństwo, albo przemoc albo nadopiekuńczość ze strony przynajmniej jednego z rodziców. Nie mówie tego żeby bagatelizować ten problem, ale skoro jest tak popularny a nie mamy aż tak tyle samobójstw to oznacza ze ludzie z tym żyją.
Nie ma jednej jedynej prawidłowej metody która rozwiązuje dany problem. Jedną i chyba najbardziej popularną jest to aby problem przepracować, sprawić by ten problem jakoś zniknał. Jeżeli sie uda to spoko, ale jeżeli nie to są też inne. Takimi metodami może być odwrócenie uwagi lub akceptacja.
Lubie czytać rózne filozoficzno/psychologiczne ksiażki i w taki sposób oprócz leków radze sobie z zaburzeniami lękowymi (na to są leki), ze spektrum autyzmu i fobią społeczną. Nie chłonie jednego nurtu, wybieram to co mi pasuje z każdego i póki co trafia do mnie to że:
Wszystko przemija (buddyzm) - to że teraz "jesteś w kropce" nie oznacza że będziesz w niej zawsze, to jakiś czas potrwa ale nie będzie stałym stanem, albo nastapi rozwiazanie, albo jakas akceptacja/odwrócenie uwagi a jeżeli nie to ludzki organizm ma bardzo silne zdolności adaptacyjne i człowiek jest w stanie przetrwać wszystko, nawet obozy koncentracyjne jeżeli ma określony cel, wie że coś na niego czeka (Logoterapia, ksiązka Człowiek w poszukiwaniu sensu).
Liczy sie tu i teraz (buddyzm) - obecne teraz za chwile będzie dniem wczorajszym, nawet jezeli teraz sie czymś zamartwiasz to za niedługo będzie to czasem przeszłym, wiec nie ma co do tego przykładać dużej wagi.
Nasze podejscie do własnej osoby i własnego stanu nie jest obiektywnym faktem, lecz nacechowaną opinią (stoicyzm), tą opinie trudno jest zmienić, ale warto o tym wiedzieć, probować postawić sie z perspektywy trzeciej osoby dla której te problemy byłyby bardziej błahe.
Zgadzam sie też z nihilizmem odnośnie braku celu i sensu życia, brakiem boga, zgadzam sie też z tym że powinniśmy dążyć do nadczłowieka - człowieka który pokonywać będzie własne ograniczanie i będzie stawać się bogiem sam dla siebie - jeżeli sie stanie to jako bóg nie bedą go obchodzić ludzkie ograniczenia w stylu potrzeba sensu i celu, ale uważam to za nieosiagalne, wiec skłaniam sie ku logoterapii - nadanie zyciu celu jakkolwiek obiektywnie głupi by on nie był. Zgadzam sie już nie pamietam czy z buddyzmem czy stoicyzmem że drogą powinno być unikanie cierpienia i akceptacja stanu neutralnego, ale nie zgadzam sie z jakimikolwiek formami ascezy ani przesąda w drugą stronę - nadmierną konsumpcją, zamiast akceptacji stanu neutralnego mogłbym dać dązenie do szczescia. Według mnie szczescie i nieszczescie jest jak huśtawka, wychylenie w jedną strone powoduje nastepnie wychylenie w drugą, ale całość dąży do stanu neutralnego. Z punktu widzenia biochemii mówi o tym ksiażka "niewolnicy dopaminy", kilka przykładów z życia to zadawanie bólu powodujące przyjemność jak bieganie i morsowanie, a w drugą strone to narkotyki.
Wierze też w wyjątkowo mała, lub nawet brak wolnej woli. Jesteśmy zaprogramowani poprzez geny i społeczeństwo, nasza osobowość kształtuje się do określonego wieku, a pózniej cokolwiek zmienić jest bardzo trudno lub jest to niemożliwe.
Na moim konkretnym przykładzie. Mam zdiagnozowane spektrum autyzmu, fobie społeczną i zaburzenia lękowe. Tkwie w błednym kole że jestem autystyczny więc zachowuje sie dziwnie ludzie reagują skrzywionymi minami, śmiechem a wcześniej dokuczaniem co powoduje izolacje i fobie społeczną która poteguje moje dziwne zachowania. Mogę działać wbrew sobie i wychodzić do ludzi, zdarzaja sie sytuacje że nawet wychodzi dobrze, tylko że ja ze strony układu hormonalnego nie mam żadnej pozytywnej reakcji na takie sukcesy a poza tym nie potrzebuje wiekszej ilosci ludzi niż garstki która wokoł siebie posiadam. Przygode z lekarzami zaczynam teraz, w wieku 27 lat, bardziej ze wzgłedu na potrzebe leków -bo lęki zaczeły się pojawiać bez kontaktu z ludzmi, zupełnie od czapy, potencjalne skorzystanie z benefitów związanych ze stopień niepełnosprawności, a reszte traktuje bardziej eksperymentalnie, za jakis czas (pewnie za 2 lata na NFZ, bo nie będe ładował w to własnych pieniedzy) trafie na terapie poznawczo behawioralną.
Teoretycznie mogę chodzić na terapie, a nawet wychodzić do ludzi wbrew sobie ale szanse że stane sie miłosnikiem ludzi bliskie są zeru, dopóki ludzie nie zaczna sprawiać mi przyjemności to będę siedział w samotni swej, tyle w temacie wolnej woli. Nie oczekuje zatem rozwiazania moich rzeczy, które z punktu widzenia innych osób nazywane są problemami, z mojego punktu widzenia, to standard. Poza tym zbytnie rozmyslanie i analiza swojego stanu powoduje u mnie problemy ze snem a z rzadka też kołatanie.
To wszystko powoduje ze prowadze tryb życia który obiektywnie można ocenić jako wegetacje - praca na pół etatu 3 dni w tygodniu za mniej niz minimalna, na szczescie z ludzmi którzy mnie tolerują a zwłaszcza to że na tematy poza zawodowe w ciagu 9 miesiecy zamieniłem z nimi dwa zdania. Z racji wczesniejszej pracy w IT - mam własna kawalerke wiec starcza mi na zycie, a nawet i cośtam odkładam. Przebywam w samotni z konktaktami ograniczonymi do dwóch osób. Partnerki brak ze wzgłedu na to że z ludzmi fizycznie wytrzymuje max 3h raz na 2 tygodnie, nie wytrzymam codziennego dłuższego pisania już nie mowiąc o spotykaniu sie do tego aseksualizm (albo uzaleznienie od porno, efekt jest jeden - seks z kobietami nie sprawia mi wiekszej przyjemności niż masturbacja). Wszelkie aktywności poza domem ograniczone do biegania (aby narwać królikowi trawe) i robienia zakupów - w godzinach i dniach gdy miasto jest puste. Aktywności w domu to jedzenie od 9 miesiecy tego samego i przewijanie czasu za pomocą tego co sprawia mi drobna przyjemność a są to gry komputerowe, filmy i audiobooki oraz .... króliki, od wczesnego dzieciństwa upodobałęm sobie te zwierzeta, może dlatego że są ciche i dystansują się od ludzi, ale jednak kontakt z ludzmi mają. Ich język, oparty na strachu jest dla mnie bardziej zrozumiały niż język ludzi, a w szczególności kobiet który jest operaty na emocjach.
Poniekąd króliki stanowią mój cel w zyciu i motywacje- dać im azyl w miejscu z dala od ludzi, którzy w wiekszości ich języka nie rozumieją. Dużo też z królików czerpie, one pomimo nienaturalnego i niedogodnego dla nich świata, żyją w nim, w wiekszości przypadków bez zaburzeń psychicznych, bez rozważań na temat sensu i celu istnienia, robią to do czego zostały stworzone, czyli kicanie jedzenie i realizacja innych króliczych potrzeb, myśle że od zwierząt możemy się dużo nauczyć.
Mimo wszystko ten styl zycia nie sprawia mi problemu, objawy fobii społecznej blokują tylko tą aktywność która jest długoterminowa typu zapisanie się do fundacji pomagającej królikom, z krótkoterminową typu jazda autobusem, załatwienie czegoś na mieście (innego niż zakupy) radze sobie albo poprzez odwrócenie uwagi muzyką albo poprzez myślenie "no i co z tego że teraz kołacze ci serce, skoro za 20 minut wysiądziesz i już nie będzie" , "no i co z tego że jesteś zmeczony praca i dojazdami, skoro odpoczniesz i nic ci nie bedzie, a poza tym to tylko 3 dni w tygodniu" problemem są nowe sytuacje i nowe miejsca, tego unikam jeżeli mam taka możliwość . Z innymi rzeczami w tym ze spektrum radze sobie głównie dlatego że nie porównuje się do innych ludzi tylko do siebie, jeżeli mi przyjemność sprawia życie pustelnika to dlaczego miałbym tak nie żyć.
Najwiekszym problemem dzisiejszych 30-40 latków jest to że zbyt bardzo chcą wpisywać się w standardy społeczne - chcą mieć dom/blizniak, suva, dzieci i wakacje kilka razy do roku a to wszystko za polską pensje za prace w korpo. Do tego stawianie sobie innych wygórowanych celów, cheć rozowoju i parcia do przodu bez czasu na nic nie robienie, które jest myśle bardzo ważne, a tak naprawde można żyć obojetnie jak, nawet jak szczur, wystarczy że ten sposób życia wpisuje sie w nasze potrzeby, nasze a nie te które narzuciło nam społeczeństwo, wmawiając że rozwijaj się, kupuj, konsumuj a będziesz szczesliwy - no nie koniecznie, nie ma jednej defincji szczescia, a poza tym dziwnym trafem wpisuje sie to w napędzanie obecnego systemu gospodarczo-społecznego. Brzmi to jak kontrola tłumu jak religia która mówi że bieda i cierpienie uszlachetnia, w czasach gdy biednych i cierpiących nie brakowało. Nadmierna konsumpcja za pensje Polaka nie da wam szczescia długofalowo, tylko krótkofalowo, im mniejszy będzie postęp w realizacji długofalowych potrzeb daną konsumpcją tym i radość będzie krótsza, za to taka konsumpcja tylko uwiezi was w pracy i kredytach. To co dla jednych jest szczesciem dla innych jest cierpieniem, w tym również czytanie tego posta, jedni mogą być szczesliwi że dotarli do końca tego wysrywu, drudzy mogą odczuwać cierpienie za zmarnowane kilka minut na jego czytanie.
#psychologia #filozofia #filozofiadlajanuszy #buddyzm #stoicyzm #autyzm #asperger
@pokeminatour
+1 byczq
Dobry wpis. Przeczytałem cały i zgadzam się. Do pewnego stopnia mam bardzo podobne podejście do życia, się zrozumiałem to dopiero niedawno. Życzę szczęścia i spokoju
@pokeminatour widziałem parę wpisów w temacie butów psychologicznych, ale jesteś pierwszą osobą (poza mną), która wspomniała o logoterapii Franka - czytałeś jego "Człowiek w poszukiwaniu sensu"? Pół książki o jego przeżyciach i obserwacjach w Auschwitz, a drugie pół o wykorzystaniu logoterapii w praktyce. Dość sprytne łamanie schematów, szkoda że jak to z życiem ciężko mi wcielić w życie.
Ja bym dodał jeszcze jedną książkę, tym bardziej po tym jak wspomniałeś o królikach, nie jest w ogóle z nurtu psychologicznego ale mega budującą - "Kot Bob i ja" - historia pisana w pierwszej osobie, autobiografia byłego grajka i narkomana, który dzięki kotowi wyszedł na ludzi.
Moze te izolujące, ale dobierające się króliki w pary będą i dla Ciebie wskazówką?
W sumie u mnie występuje podobny strach przed czymś bardzo noeoym (pierwsza delegacja i podróż do Niemiec - nie spałem dosłownie 4 doby, 0 minut. Same kawy mnie utrzymywały). Mam swoje rutyny i schematy, ale staram się ciut łamać - czasem inna droga, albo spróbuję coś innego do jedzenia, mimo że od 2 lat prawie w każdy dzień roboczy jem skyra z Piątnicy. Tak, też mam ZA. Trochę się obawiam ludzi, z drugiej mi ich brakuje. Takie skrajności. Dlatego myślę nad hejto piwem dla przełamania. Może też spróbuj takie małe kroczki? Zobaczyć jak to jest? Strach będzie przed tym pewnie spory, może i sama sytuacja niekomfortowa ale potem się okaże, że było nawet fajnie.
Trzymam kciuki
@Atexor tak, czytałem człowiek w poszukiwaniu sensu i mi się spodobała, chociaż spodziewałem się po opisach i opiniach czegoś ciut lepszego, ale i tak bardzo dobra.
Za książkę Kot Bob i ja - dziękuję, dodałem ją sobie do listy do przeczytania.
U mnie obecnie nie występuje te poczucie braku ludzi, a nawet spotkania z przyjaciółmi których lubię, nawet gdy jest tam alkohol nie dają pozytywnych emocji. Wydaje mi się że potrzebuje ludzi w minimalnym stopniu a dwójka przyjacioł wypełnia mój grafik przeznaczony na ludzi w 100 procentach, także trudno jest coś zrobić jeżeli nie odczuwa się niezaspokojonych potrzeb, to chyba główną motywacją do czegokolwiek. Teoretycznie mogę się zmusić do interakcji ale obojętnie jaka by ona nie była to nie ma w tym jakieś nagrody za nią, " nawet fajnie" - tego nie mam nawet z bliskimi osobami które mnie tolerują, może trochę jedynie lubię jazdę z siostrą samochodem podczas której rozmawiamy długo i na grubsze tematy, takie jak w tym poście.
Raz nawet byłem na spotkaniu wspólnoty bo chciałem zamontować panele fotowoltaiczne na balkonie dla siebie ale też w bloku na rzecz całej wspólnoty w ramach dofinansowania, no i musiałem omówić ten temat przed zgromadzeniem, zakładałem że będzie kilka osób a było ich z naście lub nawet więcej. Było po mnie widać moją fobie społeczna, na koniec otrzymałem brawa za odwagę, tylko że to nic nie zmieniło, żadnych pozytywnych emocji, żadnego przesunięcia tolerancji na kontakty społeczne.
@pokeminatour lepiej mieć mniej, ale bliższych i wartościowych ludzi. Ja z moimi rzadko się widuję, bo w rozjazdach są ciągle.
I rozumiem też wystąpienia - pamiętam jak na studiach poszedłem do tablicy liczyć macierze i ze strachu zapomniałem podstawowych reguł, brrr i musiałem usiąść, rany jaki wstyd.
Mega podoba podoba mi się to co napisałeś, że ciężko jest cokolwiek zrobić, jak nie odczuwasz podstawowych potrzeb a motywacji brakuje (do zmiany) - po prostu kwintesencja stagnacji, człowiek czasem pomyśli o jakichś zmianach ale nie ma chęci i siły aby to zmienić.
Ze wspólnotą szanuję - u mnie akurat składa się z 3-4 ludków na spotkaniach, ale też ja wszystko załatwiam, ostatnio załatwiłem budowę zadyszonych śmietników i walczę o ocieplenie budynku, a to gruba sprawa, bo był wpisany na listę zabytków i nie można było ocieplać a to rudera z którego leci tynk, a licznik gazu zimą robi "brrrrrr".
Myślałem też nad fotowoltaiką, bo widziałem artykuły jak łudzie się na to zagadywali. Tylko u mnie jest mała wspólnota i pytanie czy się zgodzą (zabytek). Bo dach mamy z jednej strony spadzisty i idealnie na południe.
Dla mnie najlepszą receptą na problemy jest granie na czas/przeczekanie. Nauczyłem się nie podejmować pochopnych decyzji i ma to u mnie realny wypływ na otoczenie. Oczywiście jest to składowa kilku czynników, tj samodyscyplina, cierpliwość, upór, OPTYMIZM oraz powściągliwość emocji.
Najgorszym doradcą są według mnie emocje - warto ochłonąć i przeczekać (porównam to do burzy)
@pokeminatour Widzę, że dosyć dobrze masz to wszystko przemyślane. Z wieloma rzeczami się zgadzam, z kilkoma nie.
Jakie ksiazki w temacie waszych mysli filozoficznych/religijnych polecacie ?
Z wpisu widać, że jakieś podstawy stoicyzmu znasz to może polecę Ci coś bardziej zaawansowanego w tym kierunku:
Pierre Hadot - Twierdza wewnętrzna. Wprowadzenie do "Rozmyślań" Marka Aureliusza
trafie na terapie poznawczo behawioralną.
Jeśli masz chęć spróbować to możesz sobie zrobić autoterapię przy pomocy stoicyzmu. Nie wiem czy Ci to polecać bo piszesz o różnych schorzeniach, kołataniu serca przy próbie analizowania. Może lepiej jakby Cię prowadził terapeuta. Ale może tu właśnie wchodzi nadmierna analiza i stąd lęki, a w stoicyzmie są metody, żeby temu zaradzić. Terapia w nurcie poznawczo-behawioralnym wywodzi się właśnie ze stoicyzmu i stosuje się w niej też stoickie bądź okołostockie techniki. Możesz sobie sprawdzić bloga prowadzącego przez 2 psycholożki - forma minimalna. Łączą tam właśnie stoicyzm i nurt poznawczo-behawioralny. Jednak nie ma tam zbyt wiele treści.
A gdybyś był zainteresowany taką autoterapią to polecałbym Ci podcast 'Ze stoickim spokojem' i może przy jego pomocy mógłbyś sobie taką autoterapię zrobić. Ja osobiście właśnie dzięki słuchaniu tego podcastu zrobiłem sobie taką autoterapię i zmieniłem się w bardzo dużym stopniu. Przede wszystkim pozbyłem się lęków i niepokoju w moim życiu i dzięki temu żyje jak chcę.
@pokeminatour przeczytałam i nie żałuję. Ani chwili. Myślisz po części nad takimi tematami jakie i mi się kołaczą w głowie. Czytam o stoicyzmie i o szczęściu według specjalistów. Natknęłam się na wiele hipotez i zdań jakie warto zapamiętać. Chyba najważniejsza rzecz jaką mi teraz przychodzi to sformułowanie że szczęście nie jest stanem stałym, lecz ulotnym momentem. Resztę uzupełniamy szarą codziennością.
Współczuje ci chłopie, że miałeś pecha urodzić się z tymi wszystkimi schorzeniami. Ogólnie z większością twojego tekstu nie zgadzam się, ale w końcówce jest dużo prawdy. Nie musowo robić tego co mówi społeczeństwo. Społeczeństwo narzuca styl życia, który jest korzystny dla systemu, ale nie jest koniecznie korzystny dla samej jednostki. Pozdrawiam
A jeśli chodzi o zadane pytania na początku w jaki sposób sobie radzę z życiem? Podążam buddyzmem theravada. Ta ścieżka też mnie przekonała, że nie jest ważne to co wmawia społeczeństwo czy masowa kultura.
Zaloguj się aby komentować