@rain tak- ocena opisowa. Ocena konstruktywna a nie destruktywna. I przede wszystkim zejście z tego chorego systemu, że nauczyciel z jednej strony jęczy że na wszystko mu czasu brakuje, ale codziennie, co zajęcia musi trzaskać te oceny jak na wyścigi, musi sprawdzać obecność, bawić się w jakieś gestapowskie oczekiwania przynoszenia w zębach usprawiedliwień i spuszczać się nad papierologią bo ojeju jeju przecież musi być. Musi! Mimo że tak naprawdę zobligowany jest tylko do wystawienia oceny końcoworocznej.
Ten "słuszny" system oceniania to nawet nie jest coś, co było "zawsze", to jest patologia która powstała w systemie pruskim jakieś 200 lat temu, gdzie transformacja przemysłowa wymusiła zmianę w szkolnictwie na to, żeby produkować taśmowo jak najwięcej ludzi od linijki. Może i miernych, może i biernych ale wiernych. Znaczy posłusznych. Miałeś być na tyle mądry, żeby wiedzieć jak stać przy taśmie, trzymać w łapie klucz i rozumieć polecenia kierownika, ale broń boże nie miałeś myśleć sam, abstrakcyjnie i kreatywnie. Miałeś być tak dobrze wytresowany, żeby zamknąć mordę, przyjąć za pewnik, że jakiś autorytet "wie lepiej" i zachowywać się jak zaprogramowany robocik i z tego byłeś rozliczany- jest dobrze, jest źle, musisz się poprawić, musisz być lepszy, musisz zrobić więcej.
I jak się popatrzysz teraz na nasze szkolnictwo, to minęło od tamtej pory jakieś 200 lat, ale ta mentalność i rygor nie zmieniły się nawet na jotę. Nadal jest równanie wszystkich do jednego i tego samego bezpoziomu- zdolnym się ucina skrzydła, żeby za bardzo nie odstawali, a tych co nie ogarniają się wyciąga za uszy i siłą przepycha, żeby nie psuli statystyki, bo obecne szkolnictwo istnieje tylko dla tej mitycznej "średniej", szarej masy. Wszyscy mają być równi. Nadal jest zadęcie na autorytet nieomylnego belfra, którzy notorycznie mają ból odwłoka, że mając magistra ktoś ich nie tytułuje per "profesorze". Nadal masz zamknąć mordę , nie myśleć, nie być sobą, nie jeść, nie pić, najlepiej nie mieć przerw tylko siedzieć w mundurku i tłuc materiał. Nadal nie ma żadnych metod na nauczanie inne jak tłuczenie na pałę kolejnych definicji i regułek z podręcznika. Nadal jedynym sposobem na nauczanie jest nieustanna kontrola wszelkimi kartkówkami, analizami, sprawdzianami, odpowiedziami ustnymi i sprawdzaniem zeszytów (xD). Nadal jest wszechobecna mania oceniania wszystkiego wszędzie przez cały czas, doszliśmy już do takiego pierdolca, że nie wystarczyły już oceny ze sprawdzianów, kartkówek, odpowiedzi i zadań domowych, jęczącym nauczycielom było tego tak mało, że musieli wymyślić ocenianie wyglądu zeszytu (obecne szczególnie w niższych klasach), ocenianie aktywności ucznia (żeby można mu było dojebać za to, że sam się wykazał inicjatywą, super sposób na zachętę do nauki) i ocenianie zachowania (sic!) co ma w ogóle przełożenie na końcową ocenę z przedmiotu (!!!). Wąż zeżarł już dawno swój własny ogon. A potem idziesz do pracy i słyszysz "bądź kreatywny!", "wymyśl coś sam!", "przecież to dzieci w szkole lepiej potrafią!". Ta, te dzieci które jeszcze nie zostały sformatowane przez system.
I nikt na całym tym łańcuszku bezsensu nie zadał sobie pytania co się stanie, jeśli w tym pojebanym wyścigu na "obiektywność" i "bezstronność" wyjmiemy człowieka poza nawias i zostaną w nim tylko cyferki przypisane do numerka. A nie, w sumie to zadał- efektem tego powstały takie szkoły jak montessori czy demokratyczna, gdzie na pierwszym miejscu jest stawiany człowiek, którego cała ta rzecz dotyczy, a nie procedury, które na tym etapie są już tworzone dla samych siebie.