Ucieczka braci Zielińskich
CiekawostkiHistoryczne.plWiele osób do dziś zastanawia się, jak dwójce dzieciaków udało się uciec z komunistycznej Polski? W jaki sposób nastolatkowie przechytrzyli system i niezauważeni przedostali się do Szwecji? O ich wyczynie mówił cały świat. Jednak po latach bracia Zielińscy wyznali, że… nie planowali ucieczki. Owszem, zdawali sobie sprawę, w jakim państwie żyją, ale ich czyn był podyktowany raczej chęcią doświadczenia przygody. Dopiero gdy na miejscu okazało się, że ich z pozoru niewinny wybryk stał się sensacją, a komunistyczne władze za wszelką cenę próbują sprowadzić ich z powrotem do kraju, chłopcy podjęli walkę o pozostanie w Szwecji. Jakiś czas później powstał o nich film: „300 mil do nieba”. Jak przebiegała brawurowa ucieczka? I co stało się z braćmi Zielińskimi?
Przygoda! Każdej chwili szkoda
Adam i Krzysztof Zielińscy pochodzili ze zwyczajnej rodziny. Rodzice chłopców uprawiali ziemię oraz handlowali pustakami. Z ośmiorga dzieci najstarszy był Adam. W momencie ucieczki miał 15 lat i uczęszczał do liceum ogólnokształcącego. Jego młodszy o trzy lata brat Krzysiek był uczniem siódmej klasy szkoły podstawowej w Żyrakowie. Chłopcy pomagali rodzicom w pracach polowych i domowych. Resztę czasu przeznaczali na zabawy i spotkania z rówieśnikami. Nie sprawiali żadnych problemów. Tym bardziej nikt nie spodziewał się, że zdecydują się na brawurową ucieczkę. Skąd zatem ten pomysł? W książce „Wielkie ucieczki Polaków” możemy przeczytać:
„Pewnego dnia, gdy pomagaliśmy tacie, najstarszy brat, Adam, zapytał mnie, czy ucieknę z nim na Zachód i oczywiście powiedziałem – tak! Nie było w tym przemyśleń o komunizmie, walce ze Związkiem Radzieckim, choć oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę z rzeczywistości, w której żyliśmy, że ZSRR jest czymś złym dla Polski i Polaków. Myślałem, że brat mnie wrabia, ale tydzień później byliśmy za granicą”.
„Kochani rodzice! Wiemy, że tą ucieczką sprawiamy Wam wiele kłopotów”
Jak zatem wyglądała ich ucieczka? Chłopcy wiedzieli, że muszą poczynić pewne przygotowania, gdyż wyprawiali się w naprawdę długą podróż. Pierwotnie planowali lot do Stanów Zjednoczonych, a ich koncepcja zakładała podróż w luku bagażowym. Nie mogli jednak nie powiedzieć nikomu ani słowa. Nie chcieli też, aby rodzice odchodzili od zmysłów po ich zniknięciu. W swoje plany wtajemniczyli trójkę kolegów, których reakcja była nietuzinkowa. Chłopcy założyli się o 100 dolarów, że uda im się wyjechać na Zachód i wrócić. Gdy w nocy 23 na 24 października 1985 roku opuszczali dom, pozostawili rodzicom list:
„Kochani rodzice! Wiemy, że tą ucieczką sprawiamy Wam wiele kłopotów i przykrości. Nie uciekliśmy dlatego, żeby nam było źle w domu. Mieliśmy pewien powód, aby tak postąpić. Przepraszamy za to. Wrócimy po trzech dniach. Nie niepokójcie się. Jeśli chcecie nam pomóc, to przez te trzy dni do niedzieli nie wzywajcie MO. Możecie nam przez to śmiertelnie zaszkodzić. Wracamy najpóźniej w piątek lub w sobotę”.
Pasażerowie na gapę
Plan chłopców był prosty. Za zaoszczędzone pieniądze kupili bilety na autobus do Tarnowa. Stamtąd przedostali się pociągiem do Warszawy. W stolicy skierowali kroki na lotnisko Okęcie. Na miejscu jednak okazało się, że ich plan skazany jest na porażkę. Wszędzie było pełno wojska i milicji. Ponadto wszystkie przejścia były bardzo dobrze pilnowane. Dwójka nastolatków bez opieki rzucała się w oczy, dlatego chłopcy zrezygnowali z pierwotnych zamierzeń. Jak możemy przeczytać w książce „Wielkie ucieczki Polaków”:
„Dobrze, że im się to nie udało, ponieważ nie przeżyliby tej podróży. W lukach bagażowych temperatura może spaść nawet do minus 50 stopni Celsjusza, wtedy o tym nie wiedzieli. Z krótkiego pobytu na lotnisku wynieśli jednak mocne wrażenia: ruchome schody i drzwi na fotokomórkę były dla nich czymś niezwykłym, dużym przeżyciem”.
Bracia nie chcieli wracać do domu z „podkulonym ogonem” Obawiali się reprymendy od rodziców, a także wyśmiania ich szalonego pomysłu przez kolegów. Nie chcieli też stracić 100 dolarów za przegrany zakład. Żeby tego uniknąć, postanowili kontynuować eskapadę. Adam przypomniał sobie o koledze, który mówił o wakacjach w Świnoujściu i wypływających stamtąd promach. To miasto stało się kolejnym celem podróży chłopców.
Już na miejscu „uciekinierzy” zauważyli ciąg TIR-ów stojących w kolejce na przeprawę. Nie wiedzieli, dokąd płynie prom. Mimo to zdecydowali się na ryzykowny krok – ukryli się pod naczepą samochodu ciężarowego. Gdy ciężarówka wjechała na pokład, została poddana ścisłej kontroli. Strażnicy świecili latarkami pod podwozie auta, a także sprawdzali osie, na których leżeli Zielińscy. Jednak nastolatkom dopisało szczęście – nie zostali zauważeni. Na dodatek w tym dniu wyjątkowo nie było psa, który zwykle towarzyszył celnikom. Co ciekawe, po latach jeden z braci wspominał, że prawdopodobnie strażnik ich dostrzegł, ale nie wydał chłopców.
Czytaj też: Ucieczki z ZSRR to nic zaskakującego, ale dlaczego setki osób uciekały DO Związku Radzieckiego?!
I cóż, że do Szwecji
Po 26 godzinach podróży w niewygodnej pozycji, zmarznięci i głodni bracia dotarli do Szwecji. Gdy kierowca zaparkował i odszedł od pojazdu, Zielińscy wyszli z ukrycia. Ruszyli w kierunku zabudowań. Ich pierwsze wrażenia zostały dobrze opisane w książce Teresy Kowalik i Przemysława Słowińskiego:
„Po pewnym czasie pieszej wędrówki zauważyli pierwszy dom i auto. Wtedy byli już pewni, że są „na Zachodzie”, ponieważ auto miało zagraniczną rejestrację. Brudni od samochodowego smaru, umordowani, dotarli do miasta, była sobota. Przez następne godziny chodzili umorusani. Na ulicach mijali ich roześmiani, dobrze ubrani ludzie. Ale chłopców nie interesowali ludzie, ale wystawy sklepowe. Było tam wszystko! Jak w filmach, jak w marzeniach. A oni od kilkudziesięciu godzin nie jedli, nie pili”.Ich radość nie trwała długo. Zostali zatrzymani przez szwedzką policję i przewiezieni na komisariat. Ściągnięto tłumacza, a chłopcy natychmiast poprosili o azyl polityczny. Jednak Szwedzi nie chcieli konfliktu z komunistyczną Polską, która po otrzymaniu informacji o ucieczce od razu zażądała odesłania Zielińskich do kraju. Rodzeństwo obawiało się, że ewentualny powrót może skończyć się dla nich tragicznie. Błagali, aby nie oddawano ich w ręce polskich służb…
Po drugiej stronie Bałtyku
Następnego dnia o sprawie zrobiło się naprawdę głośno. Sytuacją chłopców zainteresowała się prężnie działająca w Szwecji polska mniejszość, która wtajemniczyła we wszystko media. O brawurowej ucieczce mówiono na całym świecie, co jeszcze bardziej rozzłościło komunistyczne władze.
Bardziej świadomy Adam postanowił zawalczyć o lepszą przyszłość dla siebie i brata. Kłamał w przekazach medialnych, że był prześladowany w kraju, a nawet spałowany przez milicję, gdy wracał z koncertu punkowego. Po tych zeznaniach małoletnim uciekinierom pozwolono pozostać w Szwecji. Trafili do obozu dla uchodźców. Po latach wspominali, że był to raj na ziemi: „mieszkanie, klucze, kieszonkowe, lodówka wypchana jedzeniem i wolność”.
Komunistyczne służby nie dawały za wygraną. Zdecydowały się na przeprowadzenie śledztwa pod kryptonimem „TIR”. Rodzina Zielińskich była wielokrotnie przesłuchiwana oraz śledzona. Komuniści przejmowali także korespondencję płynąca ze Szwecji. Rodzicom chłopców zawieszono prawa rodzicielskie.
Ucieczka braci Zielińskich była długo opisywana w gazetach, a także komentowana przez zwykłych obywateli. Po latach, gdy wyemitowano film „300 mil do nieba”, wiele osób zastanawiało się, jak wyglądało życie Krzysztofa i Adama. Bracia trafili do dwóch różnych rodzin zastępczych. Utrzymywali ze sobą kontakt. W Szwecji skończyli szkoły. Prowadzili zwyczajne życie, starając się utrzymywać dobre relacje z rodziną. Po upadku komunizmu odwiedzili ojczyznę. Po 20 latach od ucieczki Krzysztof zdecydował się na powrót do kraju na stałe.
#historia #prl #ucieczka