Teoretycznie jest to zadanie wszystkich – ale nie należy ani do wójtów, ani do samorządów, choć jest taki zapis, że dany samorząd odpowiada za transport publiczny na swoim terenie. Nie ma do tego zapisu żadnych wytycznych. Ani kar, jeśli się tego nie robi. Wójt powie: „są jakieś busiki, więc macie transport”.
Czyli jedna trzecia komunikacyjnego tortu – ta najtrudniejsza, na obszarach o najmniejszej gęstości zaludnienia – nie otrzymuje żadnych dopłat, żadnych środków. Właśnie tam, gdzie transport jest najtrudniej zorganizować. Tam, gdzie są długie przewozy po złych drogach, z małą liczbą pasażerów, na obszarach wiejskich, gdzie zarobki są najniższe, zrobiono skrajnie liberalny eksperyment, zmuszając ludzi, by sami utrzymywali transport, usługę publiczną, wyłącznie z własnych pieniędzy.
Niestety daliśmy sobie wmówić, że to jest naturalne, że tak musi być – albo coś się utrzymuje samo, albo nie trwa. Teraz wiemy, że to była manipulacja: drogi same się nie utrzymywały, a nadal je budowaliśmy za grube miliardy. Nigdzie na świecie transport zbiorowy sam się nie utrzymuje i nie ma szans się utrzymać. To jak oczekiwać, żeby szkoły czy szpitale zarabiały na siebie…
#kolej #pks
@smierdakow u mnie jak PKS upadł to były emki (tak się u nas nazywa autobusy MZK) które jeździły po wiochach dookola, ale, że i tu zaczęło brakować kasy to ukrucili i to. I teraz jak nie masz samochodu to jesteś zmuszony do korzystania z prywatnych busów, starych dezeli do których jak wsiądziesz to się modlisz by dojechać do celu :p
@cebulaZrosolu ten sam człowiek opisuje jak wkraczały na rynek busy
PKS jeździł w stałych, różnych porach, niektóre były opłacalne, inne nie, ale jakoś to się wyrównywało i transport był cały czas
A busy potrafiły robić kursy tylko w tych najbardziej opłacalnych porach, 5 minut przed PKSem, a resztę kursów olewać
Patologia
@smierdakow jak moja babcia jeździła autobusami do Lublina to było tak, że PKS zatrzymywał się tylko na przystankach, natomiast busiarz zatrzymywał się w sumie wszędzie gdzie się chciało, no i babci na rękę było jeżdżenie prywatnym bo zaoszczędzała 1,5km spaceru, bo PKS przejeżdżając obok jej domu nie chciał się zatrzymać.
Ale tak jak piszesz, ludzie zaczęli jeździć busami bo byly 5 minut wcześniej i minimalnie taniej. Jak upadł PKS to mogą sobie robić co chcą i za ile chcą...
Ps: teściowa ma jeszcze lepiej, jak chce ze wsi gdzieś dojechać to musi jechać autobusem szkolnym bo tam to już kompletnie nic innego nie dojeżdża :p
@cebulaZrosolu o autobusach szkolnych też jest ciekawy fragment o zasługach idola niektórych Giertycha:
Nóż w plecy całemu transportowi regionalnemu, a w szczególności PKS-om wbiły gimbusy, czyli sztuczna, dodatkowa komunikacja powstała po reformie szkolnictwa i utworzeniu gimnazjów – pomysł niesławnego ministra Giertycha. Ktoś się chyba naoglądał tego w amerykańskich filmach i chciał to samo zrobić u nas. W USA nie ma innego transportu publicznego poza szkolnym, ale u nas to był absurd. Mieliśmy działający system, który woził uczniów razem z innymi pasażerami, a potem wmówiono ludziom, że nagle część dzieci i młodzieży musi mieć oddzielny transport. Dano gminom po jednym autobusie, choć one potrzebowały 6–8, aby obsłużyć cały teren. Gminy nie miały dla nich garaży, warsztatów ani kierowców. Zamiast zostawić to zadanie firmie, która się na tym zna, czyli PKS-owi, i wspomóc ją taborem, przekazano gminom „prezenty” w postaci gimbusów. Nie miało to żadnego sensu. Za to zabrało z „tortu transportowego” uczniów gimnazjów, którzy stanowili około 15% pasażerów. Ktoś powie, że to niewiele. Ale w transporcie marża jest bardzo mała. Te 10–15% to był właśnie cały zysk. To pogłębiło i przyśpieszyło skalę upadku. PKS-y zaczęły padać jeden po drugim, choć to umieranie trwało lata.
@smierdakow ty no rzeczywiście. Nie myślałem o tym nigdy
@smierdakow
Jeśli chodzi o odjazdy busików przed PKSem to ktoś musiał się na to zgodzić. Transport pasażerski jest bardzo mocno regulowany.
To nie jest tak, że chcesz puścić sobie busiki i hulaj dusza robisz jak chcesz. Musisz mieć zgody w jakich godzinach będziesz jeździć i gdzie.
@smierdakow jak ktoś nie jechał do i ze szkoły PKS-em, to nie zna życia
@CzosnkowySmok nie wiem jak to działa, ale ze swojego doświadczenia nawet pamiętam, że busów czasem nie było, a czasem potrafił podjechać tak o, bo dużo ludzi było z jakiejś okazji, a kursu nie miał
Busy dawały fałszywe przekonanie, że jest jakaś komunikacja. Busy to azjatycki, trzecioświatowy model transportu. Jeździły tylko wtedy, gdy się to opłacało, a nie gdy była potrzeba społeczna. Busy, przez niedowład państwa, nadzoru i złe ustawy, robiły co chciały. Zasadą było np. podjeżdżanie przez bus na przystanek PKS. Na przykład od lat o 15:15 jechał PKS do miasta X, więc busiarze podjeżdżali o 15:10, zbierając ludzi, którzy przyszli na ten PKS. Tak było wszędzie. W miejscowościach wypoczynkowych w latach 90. były same busy – spróbujmy dojechać do Karpacza czy Mielna komunikacją publiczną. Jeździły tylko w porach, które im się opłacały, czyli nie było ich np. w dzień wolny czy wieczorem lub wcześnie rano. A model PKS polegał na tym, że jeździmy zawsze, kiedy jest potrzeba, a nie tylko zarabiamy w szczycie na dobrych kursach, a resztę olewamy. Realizujemy w PKS kursy wieczorne, które są może niedochodowe ekonomicznie, ale ważne społecznie – wraca z pracy druga zmiana albo dzieci z zajęć dodatkowych. Trzeba trochę dołożyć, ale dokładamy. Póki jest z czego. Na tym był oparty model PKS – kursy dobre zarabiały na słabsze. W busach zostają tylko te dobre.
Busy to był transport niskiej jakości, wykluczający, bo nie obsługujący osób z wózkami dziecięcymi, osób niepełnosprawnych, ba, nawet ludzi z większym bagażem. Nawet jeśli w busach istniały rozkłady jazdy, to nie były one przestrzegane. Jak się im nie chciało, to nie jechali. Dlatego busy szybko padały, gdy gdzieś powstawał czy odbudowano porządny transport publiczny.
Komunikację busową, pełną patologii, dopuszczono do korzystania z dopłat do biletów ulgowych. Bardzo często kasy nie było w autobusie, lecz w domu, i kierowca nabijał rzekome ulgi, że niby ktoś jechał. Aby wziąć dopłatę. Znałem firmę, która 15 lat temu robiła to naprawdę bezczelnie. Miała bilety miesięczne po 500–600 zł, to jakby dziś z 1200 zł, uwzględniając inflację. Nikt tego nie kupował. Chodziło o to, żeby nabić taki bilet i wziąć połowę od państwa. Walka z tym była trudna, bo w urzędzie marszałkowskim odpowiadały za to tylko dwie panie, które nie dawały rady wyłapać takich zjawisk w całym województwie. Nie miały ani narzędzi, ani możliwości, ani odwagi, ani czasu.
@bleblebator-bombambulator to też problem, że ludzie myślą o PKS to widzą te stare gruchoty, a gdyby tam szły inwestycje, to by to inaczej wyglądało, autor podaje przykład GPS, skoro w śmieciarkach jest, to czemu ma nie być w PKS, żeby każdy na bieżąco mógł śledzić kiedy przyjedzie i gdzie jest
@smierdakow U mnie w tej chwili jeździ prywaciaż, PKS, i.......czeski państwowy przewoźnik, no i kolej samorządowa.
W niedzielę jest tylko kolej, no i czech. Co sobie cenię u czechów to regularne godziny. Jak pierwszy kurs zaczyna powiedzmy o 5.05, to wszystkie kursy tej linii mają tę samą minutę odjazdu. Tabor czeski to przepaść w stosunku do naszego (to znaczy lepszy).
@bleblebator-bombambulator na ten temat też mam cytat 😎
Tym, co Polskę odróżnia od innych krajów Europy, jest właśnie brak oparcia oferty przewozowej na cyklicznym rozkładzie jazdy, czyli kursowaniu pociągów w równych odstępach – w zależności od znaczenia linii kolejowej i wielkości obsługiwanych miejscowości – co 30 min., co 60 min. lub co 120 min., a w ruchu aglomeracyjnym jeszcze częściej, co 10–15 minut.
Jak wygląda cykliczny rozkład jazdy, można zobaczyć już na granicy Polski. Na położonej w Beskidzie Żywieckim stacji Zwardoń pociągi przewoźnika Železničná Spoločnosť przyjeżdżają ze Słowacji o godz. 5:48, 7:48, 9:48, 11:48, 13:48, 15:48, 17:48, 19:48, 21:48 i 23:48, a z powrotem do Słowacji odjeżdżają o godz. 4:16, 6:16, 8:16, 10:16, 12:16, 14:16, 16:16, 18:16, 20:16, 22:16. Wyruszające ze stacji Zwardoń pociągi Kolei Śląskich do Katowic przez Żywiec i Bielsko-Białą nie kursują z taką regularnością, przez co na granicznej stacji skomunikowania między polskimi i słowackimi pociągami raz są, a raz ich nie ma.
Cykliczny rozkład jazdy zapewnia nie tylko jego przejrzystość, ale także regularność kursowania pociągów i unikanie dłuższych, kilkugodzinnych luk między połączeniami. Istotą cyklicznego rozkładu jest także to, że na stacjach węzłowych zapewniane są dogodne skomunikowania między pociągami.
@bleblebator-bombambulator ciężko było mi jechać jak miałem do szkoły 500m :P
@smierdakow ciekawe, że u nas PKS nigdy nie jeździł a gimbus faktycznie zbierał dzieciaki z oddalonych wsi.
@bleblebator-bombambulator doceniam za obiektywne spojrzenie na temat, bez pierdzenia o lewactwie
@cweliat w rozpizganie naszego zbiorkomu umoczeni są wszyscy rządzący od 1989 roku. Ludzie po prostu musieli kupować gruzy aby dojechać choćby do lekarza. Mieszkam z zbiorowisku miejscowości uzdrowiskowych i było juz tak, że w niedzielę jeździły wyłącznie pociągi.
Prywaciarz chciał na niedzielę otworzyć też krótkie kursy, aby wczasowicze i kuracjusze mogli się przemieszczać pomiędzy miejscowościami to mu nie pozwolono. Dopiero czesi otworzyli swoje linie. Tańsze, autobusy lepsze. I to nie są ceny dumpingowe biletów, tylko tyle u nich też tyle kosztują.
@smierdakow sztuczna, dodatkowa komunikacja powstała po reformie szkolnictwa - Sorki, ale tak może mówić tylko ktoś kto nie nie zna tematu, szczególnie z punktu widzenia rozległych wiejskich gmin. No chyba, że ktoś oczekuje, że dzieciaki (nawet przedszkolne) będą dygały pieszo lub rowerem czasem nawet blisko 10km do szkoły lub chciałby, żeby nagle pod szkołą pojawiało się codziennie rano 200 albo i więcej aut bo rodzic nie ma serca wysyłać w deszczu dziecka. Transport taki jest sporym, choć nie zabójczym obciążeniem dla budżetów gmin, ale jest niestety niezbędny. Co więcej w ŻADNYM stopniu nie wpłynął na komunikację autobusową bo niemal nigdy nie pokrywał się trasą/terminem z liniami komercyjnymi. Po prostu dociera na takie zadupia, że nic tam nigdy nie jeździło, jeździ trasami zoptymalizowanymi do dowozu dzieci do szkół (co często nie pokrywa się z np centrami miejscowości) i jeździ często raz rano i 2 razy po południu ale nie w godzinach powrotów z pracy, więc tu też nie konkuruje.
Natomiast co do braku komunikacji autobusowej to faktycznie jej nie ma, ale czynników jest tu tak dużo (z krótką kołdrą budżetową miast i gmin na czele), że to temat na całkiem grubą książkę a nie na wpis na forum
@cebulazrosolu @czosnkowysmok to jest jeszcze dobre xd:
Udało się zrobić dobrą sieć połączeń np. w powiecie słupskim. Zrobiono to też dobrze, choć na chłopski rozum, w powiecie lipnowskim niedaleko Płocka. Starosta wkurzał się, gdy widział z okna urzędu, że autobusy podjeżdżają o ósmej rano pod szkołę średnią i panowie przy nich do czternastej palą papierosy, czekając, aż młodzież skończy lekcje. Stwierdził, że skoro autobusy stoją, a on za to płaci, to niech lepiej jeżdżą i wożą ludzi. Rozesłał je w różne strony okolicy. Nikt go tego nie uczył, a zorganizował fajny system. Bilety są darmowe albo symbolicznie płatne, a mimo to zarabia – okazało się, że dzieci, które szły do szkół do Płocka, bo nie miały dojazdu do Lipna, teraz mają dojazd i poszły tu. Zyskał na różnicy w subwencji oświatowej więcej niż płaci za transport. Ludzie się cieszą, bo jest dojazd do sklepu czy lekarza, a wcześniej te autobusy stały. Zużywają paliwo? No i co z tego? To jest maksymalnie 1/3 kosztów. Płacimy z publicznych środków za kierowcę, płacimy za autobus, a on stoi – to dopiero marnotrawstwo.
@smierdakow Ciekawe, ale IMO oczekiwanie, ze szkoły i szpitale zarobią na siebie, może nie być złe. Na pewno prywatne szkoły i prywatne szpitale, podobnie jak prywatne busy, będą bardziej efektywne w niektórych sprawach. Wie każdy, kto ma Medicovera czy dziecko w prywatnej szkole. Sztuka jest umiejętne zarządzanie tym, czego efektywnie sektor prywatny nie ogarnie. Wraz z decyzją o nie wspieraniu czegoś, kiedy się to mocno nie opłaca.
@Orzech będą najbardziej skuteczne w sprywatyzowaniu najbardziej dochodowych procedur. W Medicoverze nie leczą raka, tylko wypisują zwolnienia. W prywatnej szkole nie przyjmują dzieci z domu dziecka, tylko te mające bogatych starych.
Jak chcesz "umiejętnie zarządzić" onkologią albo uczeniem dzieci które nie mają rodziców żeby to nie generowało kosztu na który po prostu musimy się zrzucić?
@wombatDaiquiri No i super, że będą w tym najbardziej skuteczne. W Medicoverze dostajesz szybka i tania konsultacje z lekarzem tego samego lub następnego dnia. W prywatnej szkole masz niewielkie klasy z dobrze opłacanymi nauczycielami, które mają zajęcia dodatkowe w cenie.
Właśnie dokładnie tak, jak napisałeś - z pieniędzy publicznych (z minimalnych podatków) fundować tylko rzeczy, na które "musimy" się złożyć, chociaż to "musimy" też bym zakwestionował. Jak ktoś potrzebuje pomocy przez przykre zrządzenie losu - np. dziecko z domu dziecka, no to uczymy je za państwowe. Albo znajdźmy na to bardziej efektywny sposób - może dajmy zwolnienia podatkowe i coś tam jeszcze rodzinom zastępczym, jeśli wyjdzie taniej.
Jak ktoś ma chorobę wymagająca bardzo drogiego leczenia to dopłaćmy, jeśli ta choroba nie została spowodowana przez samą osobę - paliles cale życie szlugi - sorry - teraz sam płać za leczenie choroby, którą masz z własnej woli. To też można zoptymalizować, jak np. w Szwajcarii, gdzie masz obowiązek prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego. Możnaby się zastanowić czy nie poluzować takiego obowiązku, ale wtedy zostawiamy osoby, których nie stać na leczenie, na łaskę innych - ale na własne życzenie.
Sposobów na efektywne zarządzanie finansami publicznymi jest dużo, są sprawdzone na świecie i mogą działać lepiej niż u nas
@Orzech
Albo znajdźmy na to bardziej efektywny sposób - może dajmy zwolnienia podatkowe i coś tam jeszcze rodzinom zastępczym, jeśli wyjdzie taniej.
To tak nie działa. Podejmujesz decyzję np. dajemy ulgę podatkową, to zaczynają się wałki kosztem dzieci. Życie to nie RTS że sobie sejwa wczytasz jak się okaże że te dzieci są nagle masowo przetrzymywane w piwnicach jako optymalizacja podatkowa.
jeśli ta choroba nie została spowodowana przez samą osobę - paliles cale życie szlugi - sorry - teraz sam płać za leczenie choroby, którą masz z własnej woli
Jechałeś samochodem? Nie ratujemy z wypadku. Jesteś otyły? Nie ratujemy zawałów. Złamałeś rękę na budowie? Trzeba było pracować w biurze.
Ten pomysł to populistyczne pierdolenie.
To też można zoptymalizować, jak np. w Szwajcarii, gdzie masz obowiązek prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego. Możnaby się zastanowić czy nie poluzować takiego obowiązku, ale wtedy zostawiamy osoby, których nie stać na leczenie, na łaskę innych - ale na własne życzenie.
W tym fragmencie nie przekazałeś mi żadnej informacji. Można wymusić ale pozwolić na dobrowolne a mimo tego się zrzucamy na biednych chyba że nie xD
Sposobów na efektywne zarządzanie finansami publicznymi jest dużo, są sprawdzone na świecie i mogą działać lepiej niż u nas
Mogą albo nie mogą, bo w życiu kopiuj-wklej nie działa. Tak czy siak nie o tym jest ten wątek.
@wombatDaiquiri Nieironicznie napisałeś, że jak damy ulgę podatkową na dzieci, to będą przetrzymywane w piwnicach? Już teraz działa 1000+ czy ile oni tam dają. Trzymają dzieci w piwnicach? Jest gorzej niż myślałem.
Nie mówię o nie ratowaniu nikogo - slippery slope fallacy zrobiles. Mówię o niezmuszaniu społeczeństwa do pomocy, a tu różnica jest bardzo duża. Jesteś pokrzywdzony przez los - trudno. Najlepiej by było jakby ludzie chcieli sami z siebie pomagać. No ale jak już państwo musi się wtrącać, to niech da tylko najbardziej potrzebującym.
"To tak nie działa" to nie jest żaden argument swoją drogą
@Orzech dopóki nie ma w społeczenstwie zgody na eutanazję na życzenie to wstrzymałbym się z jakimkolwiek ograniczaniem pomocy, poza tym już teraz ona ciutke przypomina to o czym piszesz.
Ludzie sami z siebie wspieraja, ale małe dzieci, kobiety pomijając całą resztę
Wsparcie jest, dla osób niesamodzielnych,
A cała reszta to kwestia często może liczyć na:
-lekki stopień niepełnosprawności dający kilkaset złotych pracodawcy bez żadnych dodatkowych benefitow, co nie stanowi motywacji dla pracodawcy by taką osobę zatrudnić nawet na ochronę, tam chcą z umiarkowanym, więc takie osoby ukrywają swoją niepełnosprawność i realnie nie dostają nic.
- umiarkowany stopień niepełnosprawności - to większe dofinansowanie dla pracodawcy, ale z kolei to są już osoby z poważniejsza niepełnosprawnością które mają ciężko by pracować na wolnym rynku, i dla nich jest rola cięcia/sprzątaczki za minimalną i bilet ulgowy, ewentualnie jeżeli mają ja od urodzenia to zasiłek 215zl. Z tym że ten stopień nie jest tak łatwo otrzymac.
To nie jest jakieś potężne wsparcie bo większość z tego stanowi dofinansowanie dla pracodawców płacone przez podmioty zatrudniające powyżej iluśtam osób, które są zwolnione z tego obowiązku jeżeli zatrudniaja osoby niepełnosprawne - pomimo tego że większa firma może dostać zwolnienie z wpłat na PFRON , dofinansowanie na pracownika to mało kto takie osoby zatrudnia, mimo że jakby to przeliczyć to jest to dla nich mega opłacalne, nie pamiętam dokładnych wyliczeń ale pracownik się zwracał i generował zysk/redukował koszty na tyle że opłacałoby się go wziąć i nie dawać mu żadnej pracy i byłoby to na plus dla firmy - pomimo tego ogloszenia dla niepełnosprawnych to sama ochrona/sprzątanie.
Więc wolny rynek wszystkiego nie ureguluje, można dopłacac firmie by wzieła kogoś z niepełnosprawnością a firmy i tak sie w to bawić nie bedą.
@Orzech nieironicznie sugeruję że nie wiesz jakie będą skutki hipotetycznej legislacji.
Nie mówię o nie ratowaniu nikogo - slippery slope fallacy zrobiles.
Niby czemu? Czym się różni palenie papierosów od jeżdżenia na rowerze albo samochodem czy jedzenia niezdrowo? To że nienawidzisz palaczy to słaba podstawa do proponowania legislacji.
"To tak nie działa" to nie jest żaden argument swoją drogą
Dlatego nie użyłem tego zwrotu jako argumentu a bardziej środka stylistycznego wyrażającego opinię po której dopiero używam argumentu, że "skutki ulgi podatkowej dla rodzin adopcyjnych są nieznane". Może np. spadnie dzietność, bo ludzie będą woleli adoptować zamiast robić swoje?
@pokeminatour Dlatego trzeba pomóc wolnemu rynkowi tam, gdzie nie ureguluje tego i na ten temat jest mój komentarz.
@wombatDaiquiri Chodzi mi raczej o zamierzone i niezamierzone działanie w celu pogorszenia swojego zdrowia. Wiem, że można dyskutować o tym kiedy komuś dać, a kiedy nie godzinami. Na pewno są subreddity na których będziesz mógł sobie o tym popisać. Włożyłeś mi też w usta że nienawidze palaczy przy okazji
Odnośnie ostatniego akapitu - Jakby bardziej opłacało się adoptować niż robić swoje to podwójny win. Ale nie wiem czemu się na te ulgę podatkową uwziales tak - niech specjaliści w danej dziedzinie siądą, zrobią jakąś propozycję, która przejdzie peer review I wdrażamy, jak nie działa to poprawiamy. Ciężkie do zrobienia w systemie jaki mamy, zwłaszcza, że podstawowe założenia się zmieniają co 4/8 lat.
Ale tak czy inaczej można wszystko bardzo usprawnić, dać ludziom więcej wolności, sprawić, żeby edukacja, opieka medyczna, transport i inne tego typu usługi były bardzo efektywne i na tym chciałem się skupić, a nie na jakims jednym przykładzie z ulgą podatkową dla rodzin zastępczych.
Jest to problem interesu publicznego.
Komunikacja w miastach przy dużych dotacjach pomaga większej ilości ludzi przez np. redukcję korków i zajętych miejsc parkingowych. Podmiejskie busy i pksy to zwykle transport dla jakiejś marginalnej liczby osób, system sam rozwiązał problemy tam gdzie ten transport był niezbędny.
Amazony mają swoje autobusy, szkoły swoje szkolne transporty. Jak ktoś dojeżdża godzinę ze wsi to się po prostu liczy z tym że trzeba mieć auto bo jak już autobus nawet będzie to nie co 15 minut tylko co kilka godzin. Niestety rozbudowa takiej kombinacji w jakiś sensowny sposób nie ma pokrycia ekonomicznego zazwyczaj.
Te autobusu jeździły by często prawie puste
O nie. Tylko nie to komunistyczne pismo.
@smierdakow Fenomenalną książką na temat upadku PKSów (i ogółem transportu zbiorowego) jest "Nie zdążę" Olgi Gitkiewicz. Naprawdę, gorąco polecam. https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4888370/nie-zdaze
@Wrzoo to można jeszcze dołożyć to, jest wywiad z autorem w tym czasopiśmie, które cytuję
@smierdakow Tak, też czytałam! Świetny reportaż, potwornie przykro się czyta o tej całej marnacji kolei...
@smierdakow To jest problem o którym jakby zupełnie się zapomina w dyskusjach np. o cenach mieszkań w dużych miastach. Jak dla mnie porządny transport publiczny to jest potężny argument mieszkania w mieście wojewódzkim. Moja rodzinna miejscowość oddalona jest od najbliższego większego miasta o 15km i dopóki nie zrobiłem prawo jazdy to był ogromny problem. Dojazdy do szkoły, zajęcia dodatkowe, spotkania ze znajomymi - to wszystko co dla dzieciaków z miast nie stanowi żadnego problemu, dla dzieci z pipidów jest często problemem nie do przeskoczenia.
Pamiętam te wojny busiarzy z PKSem - odjazdy kilka minut przed rozkładowym planem konkurenta, ciągłe obniżki biletów, kursy tylko w godzinach szczytu itd. Żadna z tych firm już nie istnieje a PKS również upadł. Jak dla mnie skandalem jest to, że pozwolono tak po prostu zabić transport publiczny w mniejszych miejscowościach wykluczając komunikacyjnie miliony osób. Bez sprawnego TANIEGO transportu publicznego prowincja nie ma szans w starciu z wielkimi ośrodkami miejskimi.
@lipa13 kolejn rozwiązuje często ten problem ale masz rację - są miejsca gdzie PKP nie istnieje przez brak infrastruktury
@lipa13 Jakkolwiek zgadzam się z całą treścią posta, tak powiedz mi, jaka logika stoi za:
dopóki nie zrobiłem prawo jazdy to był ogromny problem
nie odmienianiem prawa jazdy? U wielu osób to spotykam, nawet w bardziej ekstremalnych formach (do dziś oczy mi krwawią, jak trafiłem w necie na wypowiedź "szukam kogoś z prawo jazdami" (╯°□°)╯︵ ┻━┻ )
@smierdakow To chyba rzecz, która najbardziej mnie irytuje. Mieszkam w Gdańsku od 7 lat i wtedy codziennie, 2 razy dziennie, jeździł autobus do Suwałk. Potem powstał twór ktory nazywa się PKS NOVA i połączenia zaczęły powoli znikać. Teraz żeby dostać się do Suwałk muszę jechać pociągiem do Ełku, a z Ełku jechać prywatnym przewoźnikiem, bo połączenia też zostały ucięte
@smierdakow patrząc na mapę połączeń kolejowych widać zabory. W wschodniej części kraju na terenie byłego zaboru rosyjskiego od czasów caratu nie zmieniło się nic. Główne połączenie są te same, wąskotorówki zostały zabite. Gdzie na Słowacji nadal funkcjonują. Tutaj się nie da. Dlaczego się nie da? Bo w samorządach od lat siedzą ci sami mierni ale wierni, którzy nigdzie nigdy nie byli, chyba że na wakacjach w Turcji gdzie im lokalny "biznesman" zapłacił. Tym drugim nie na rękę rozwój transportu bo siła robocza ucieknie. A tępy elektorat ciągle wybiera tych samych. Komunikacja lokalna nie istnieje wcale, więc się kończy gruzem z 4 zerami na masce przed stodołą. Później wielkie zdziwienie że młodych nie ma. Jak mają być skoro trzeba być dupą przyspawanym do samochodu a praca to jest tylko u lokalnego Janusza biznesu który co 2 lata bierze nowy samochód z salonu. Za chwilę to wschód kraju wyludni się całkowicie.
Prawda jest taka, że pociągiem nie da się nigdzie dojechać w normalnym czasie poza linią Katowice - Warszawa i Kraków - Warszawa.
Taa, transport z tortu..
Zaloguj się aby komentować