Piechur
★Autorytet
Siema,
Co było obiecane, musi być dotrzymane, także dziś w #piechurwedruje będzie wschód na Ćwilinie - bonusowe fotki w komentarzu. Zapraszam!
---------
Szczyty: Czarny Dział, Ćwilin (Beskid Wyspowy)
Data: 14 kwietnia 2023 (piątek)
Staty: 21.5km, 6h15, 840m przewyżyszeń
Pewnego dnia, siedząc w pracy, poczułem nagle, że muszę się gdzieś wyrwać, bo oszaleję. Sprawdziłem szybko pogodę na kilku portalach, poprowadziłem kilka tras na mapach turystycznych i miałem już coś w rodzaju planu - chciałem zobaczyć wschód słońca na Ćwilinie. Czemu tam? Ponieważ szczyt jest odsłonięty i widać z niego Tatry, poza tym jest w miarę blisko mojego miejsca zamieszkania.
Sprzedałem pomysł tacie, który rzecz jasna wyraził chęć na dołączenie do wycieczki. Startowaliśmy z Mszany Dolnej, z której ruszyliśmy na trasę o 2:20. Na szczyt miał nas prowadzić cały czas żółty szlak, którym jeszcze do tamtej pory nie szedłem.
Początkowo droga była asfaltowa. Prowadziła chwilę pod górę do małego osiedla domków, po czym mijając go szła przez pole. Trasa do Czarnego Działu, małej górki leżącej po drodze, była niewymagająca i raczej przyjemna, maszerowało się bez problemu. Częściowo szliśmy między drzewami, a częściowo na skraju lasu i brzegiem pół. Na Dziale byliśmy już po około godzinie od rozpoczęcia wyprawy. Znajdowała się tam ławka do siedzenia, miejsce na ognisko i polanka.
Kontynuowaliśmy marsz przez coraz bardziej błotnisty las. Kijki przydawały się podczas pokonywania rozległych kałuż. Przez jakiś czas trasa dalej była łagodna i zastanawialiśmy się, czy babcia dałaby radę nią przejść, ale wkrótce zaczęło się podejście na Ćwilin, które rozwiało te myśli.
Szlak usiany był kamieniami i głazami, które przeszkadzały w chodzeniu. Dodatkowo zrobiło się bardziej stromo i teren nie wypłaszczał się aż do samego szczytu. Gdzieniegdzie leżały jeszcze małe placki śniegu, pozostałość po raczej słabej zimie.
O 4:50 wyszliśmy z lasu na skraj rozległej polany Michurowej, co zwiastowało, że byliśmy już blisko celu. Po chwili przechodziliśmy obok profesjonalnego miejsca na ognisko, które można zrobić na szczycie, a po kilku kolejnych krokach znaleźliśmy się na Ćwilinie. Wiało okrutnie, więc założyliśmy kurtki i rozpoczęliśmy oczekiwanie na wschód.
I tu przydałoby się powiedzieć, że cały szczyt był w chmurze. Nie mieliśmy dużych nadziei, że będzie nam dane cokolwiek zobaczyć. Mijały minuty, robiło się jaśniej, a chmura jak była, tak była. W jednej krótkiej chwili przewiało ją tak, że zrobiło się małe okienko z widokiem na Tatry, wprawiając nas w ekscytację, trwało jednak bardzo krótko i wszystko szybko wróciło do poprzedniego stanu.
Minęła godzina, o której słońce miało wstać. Minęło też kolejne 15 minut i nie zapowiadało się, żeby warunki miały się zmienić. Zrezygnowany powiedziałem do taty, że czas wracać, ale nalegał, żeby jeszcze chwilę zostać, bo a nuż się uda coś zobaczyć.
Nie minęła minuta od jego słów i nagle zrobiło się zupełnie przejrzyście. Naszym oczom ukazało się piękne słońce wznoszące się niedaleko Mogielicy i rozlewające się ciepłą żółcią po okolicy. W oddali widać było Tatry, pod którymi przewalały się kłęby chmur, jak stada owiec pędzone na pastwisko. Nie mogliśmy uwierzyć naszemu szczęściu i jak dzieciaki śmialiśmy się i wołaliśmy się nawzajem: "Patrz tu! Patrz tam! Widzisz to?!", ganiając po polanie w te i we wte.
Było naprawdę zjawiskowo i obawiam się, że żadne zdjęcie czy nagranie nie będzie w stanie oddać sprawiedliwości temu, co mogliśmy zobaczyć. Nasze doznania i radość były spotęgowane zresztą tym, że jeszcze kilka chwil wcześniej mieliśmy zrezygnować i opuścić szczyt. Przez dłuższy czas, którego nie liczyłem, sączyliśmy ten piękny pejzaż starając się wiernie odmalować go w pamięci.
Nadszedł jednak czas na powrót. Pożegnaliśmy Ćwilin i tą samą trasą udaliśmy się w stronę Mszany. I tutaj wspomnę, że jak nie lubię wchodzić i schodzić taką samą drogą, tak w przypadku wypraw na wschód w ogóle mi to nie przeszkadza - las nocą wygląda zupełnie inaczej niż w świetle dnia, więc miałem wrażenie, jakbym szedł inną trasą. Mijaliśmy te same rozległe kałuże i dzięki padającym na nie pierwszym promieniom słońca nawet one wyglądały urokliwie.
Dalsza droga też dostarczała miłych widoków. Jak wspominałem, duża jej część prowadziła skrajem lasu i brzegiem kilku polan, także idąc można było rozkoszować się panoramą na pobliskie góry. Minęliśmy ponownie Czarny Dział i, szybciej niż byśmy chcieli, zakończyliśmy wycieczkę w Mszanie. Wróciłem do domu, wypiłem kawę i rozpocząłem pracę. Myślami byłem jednak dalej na Ćwilinie, który zrobił mi tamtego poranka na prawdę miłą niespodziankę.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
Co było obiecane, musi być dotrzymane, także dziś w #piechurwedruje
---------
Szczyty: Czarny Dział, Ćwilin (Beskid Wyspowy)
Data: 14 kwietnia 2023 (piątek)
Staty: 21.5km, 6h15, 840m przewyżyszeń
Pewnego dnia, siedząc w pracy, poczułem nagle, że muszę się gdzieś wyrwać, bo oszaleję. Sprawdziłem szybko pogodę na kilku portalach, poprowadziłem kilka tras na mapach turystycznych i miałem już coś w rodzaju planu - chciałem zobaczyć wschód słońca na Ćwilinie. Czemu tam? Ponieważ szczyt jest odsłonięty i widać z niego Tatry, poza tym jest w miarę blisko mojego miejsca zamieszkania.
Sprzedałem pomysł tacie, który rzecz jasna wyraził chęć na dołączenie do wycieczki. Startowaliśmy z Mszany Dolnej, z której ruszyliśmy na trasę o 2:20. Na szczyt miał nas prowadzić cały czas żółty szlak, którym jeszcze do tamtej pory nie szedłem.
Początkowo droga była asfaltowa. Prowadziła chwilę pod górę do małego osiedla domków, po czym mijając go szła przez pole. Trasa do Czarnego Działu, małej górki leżącej po drodze, była niewymagająca i raczej przyjemna, maszerowało się bez problemu. Częściowo szliśmy między drzewami, a częściowo na skraju lasu i brzegiem pół. Na Dziale byliśmy już po około godzinie od rozpoczęcia wyprawy. Znajdowała się tam ławka do siedzenia, miejsce na ognisko i polanka.
Kontynuowaliśmy marsz przez coraz bardziej błotnisty las. Kijki przydawały się podczas pokonywania rozległych kałuż. Przez jakiś czas trasa dalej była łagodna i zastanawialiśmy się, czy babcia dałaby radę nią przejść, ale wkrótce zaczęło się podejście na Ćwilin, które rozwiało te myśli.
Szlak usiany był kamieniami i głazami, które przeszkadzały w chodzeniu. Dodatkowo zrobiło się bardziej stromo i teren nie wypłaszczał się aż do samego szczytu. Gdzieniegdzie leżały jeszcze małe placki śniegu, pozostałość po raczej słabej zimie.
O 4:50 wyszliśmy z lasu na skraj rozległej polany Michurowej, co zwiastowało, że byliśmy już blisko celu. Po chwili przechodziliśmy obok profesjonalnego miejsca na ognisko, które można zrobić na szczycie, a po kilku kolejnych krokach znaleźliśmy się na Ćwilinie. Wiało okrutnie, więc założyliśmy kurtki i rozpoczęliśmy oczekiwanie na wschód.
I tu przydałoby się powiedzieć, że cały szczyt był w chmurze. Nie mieliśmy dużych nadziei, że będzie nam dane cokolwiek zobaczyć. Mijały minuty, robiło się jaśniej, a chmura jak była, tak była. W jednej krótkiej chwili przewiało ją tak, że zrobiło się małe okienko z widokiem na Tatry, wprawiając nas w ekscytację, trwało jednak bardzo krótko i wszystko szybko wróciło do poprzedniego stanu.
Minęła godzina, o której słońce miało wstać. Minęło też kolejne 15 minut i nie zapowiadało się, żeby warunki miały się zmienić. Zrezygnowany powiedziałem do taty, że czas wracać, ale nalegał, żeby jeszcze chwilę zostać, bo a nuż się uda coś zobaczyć.
Nie minęła minuta od jego słów i nagle zrobiło się zupełnie przejrzyście. Naszym oczom ukazało się piękne słońce wznoszące się niedaleko Mogielicy i rozlewające się ciepłą żółcią po okolicy. W oddali widać było Tatry, pod którymi przewalały się kłęby chmur, jak stada owiec pędzone na pastwisko. Nie mogliśmy uwierzyć naszemu szczęściu i jak dzieciaki śmialiśmy się i wołaliśmy się nawzajem: "Patrz tu! Patrz tam! Widzisz to?!", ganiając po polanie w te i we wte.
Było naprawdę zjawiskowo i obawiam się, że żadne zdjęcie czy nagranie nie będzie w stanie oddać sprawiedliwości temu, co mogliśmy zobaczyć. Nasze doznania i radość były spotęgowane zresztą tym, że jeszcze kilka chwil wcześniej mieliśmy zrezygnować i opuścić szczyt. Przez dłuższy czas, którego nie liczyłem, sączyliśmy ten piękny pejzaż starając się wiernie odmalować go w pamięci.
Nadszedł jednak czas na powrót. Pożegnaliśmy Ćwilin i tą samą trasą udaliśmy się w stronę Mszany. I tutaj wspomnę, że jak nie lubię wchodzić i schodzić taką samą drogą, tak w przypadku wypraw na wschód w ogóle mi to nie przeszkadza - las nocą wygląda zupełnie inaczej niż w świetle dnia, więc miałem wrażenie, jakbym szedł inną trasą. Mijaliśmy te same rozległe kałuże i dzięki padającym na nie pierwszym promieniom słońca nawet one wyglądały urokliwie.
Dalsza droga też dostarczała miłych widoków. Jak wspominałem, duża jej część prowadziła skrajem lasu i brzegiem kilku polan, także idąc można było rozkoszować się panoramą na pobliskie góry. Minęliśmy ponownie Czarny Dział i, szybciej niż byśmy chcieli, zakończyliśmy wycieczkę w Mszanie. Wróciłem do domu, wypiłem kawę i rozpocząłem pracę. Myślami byłem jednak dalej na Ćwilinie, który zrobił mi tamtego poranka na prawdę miłą niespodziankę.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
Fotki bonusowe.
@Piechur
>ruszyliśmy na trasę o 2:20.
Wariat.
Ale zdjęcia pikne.
@Piechur takie wypady nad ranem/w nocy najlepsze
@3t3r O tak
@Piechur kurde zazdro, mojemu staremu to się nawet po browary nie chcie chodzić...
Zaloguj się aby komentować