zapalnik naprawiony, ale widzę kolejny problem, i zapowiada się budowanie trzeciego kurna zapalnika xD
Użyłem przekaźników bo myślałem że będą miały najniższy opór, przez co przez obwód będzie mógł popłynąć dużo większy prąd. Myliłem się, i mają zajebiście duży opór (ok 0.5 ohma). Inne przewody również dokładają swoją rezystancję, i sumarycznie przy napięciu w obwodzie zapalającym 4.46V natężenie to marne 2.6A co nie daje nawet 12W. Za mało do odpalenia zapałki, i troche mnie dziwi że wcześniej się udawało. Sama główka zapałki się wyraźnie nagrzewa i lekko zaparuje, ale teraz się nie odpala mimo że napięcie na bateriach praktycznie nie spadło
Rozwiązania widzę 2:
- niechętnie, ale wydać kolejną kasę na więcej tranzystorów mosfet, i zrobić kolejny układ. Te tranzystory zwykle mają bardzo małą rezystancję i też nie pobierają prądu do przełączania tak jak przekaźniki, dzięki czemu wydłuży się czas pracy na baterii
- pieprzyć te małe paluszki, i w nich miejsce dać stary akumulator samochodowy. Sam zapalnik pirotechniczny ma na samym końcu pojedyńczą żyłę miedzianą ze skrętki która powinna się przepalić zanim akumulator się uszkodzi od zwarcia. Problemem może być to, że w razie wypadku fajerwerki będę miał jeszcze przed odpaleniem rakiety