czyli ostatni slam w Gorzowie
***
Od Autora
Drodzy Czytelnicy!
Nie spodziewaliście się zapewne kolejnej części przygód pana Jerzego tak prędko, prawda? Bo ja, prawdę powiedziawszy, zupełnie się nie spodziewałem. Zabrałem się jednak za porządkowanie notatek, szkiców i pomysłów do tego poematu doniosłego na dupie opartego (i to, na dodatek, w rozmaitych tej dupy aspektach) i jakoś tak z rozpędu przy tym zajęciu machnęła mi się cała księga piąta (a i z pół szóstej przy okazji; no i spora część dwunastej też), którą to teraz do rąk Waszych oddaję.
Jest taki stary dowcip (ja to znam chyba tylko stare dowcipy): – Co ma wspólnego Grecja i trwający jeszcze, świąteczny weekend? – Długi (hahaha!). Możemy więc ująć sprawę tej księgi, która to przyszła na świat trochę jako wcześniak, w taki oto sposób: cztery dni wolnego – to tak jakby dwa weekendy zeszły się do kupy. A skoro dwa weekendy, no to i dwie księgi Pana Jerzego! Zupełnie tak, jak kiedyś wychodziły, z okazji wakacji czy świąt właśnie, podwójne numery czasopism. A może dalej tak wychodzą? Nie mam pojęcia, od jakiegoś czasu prasy nie czytam już żadnej.
Wyjątkowo płodny był dla mnie ten okres świąteczny, i to płodnością najlepszą i najbezpieczniejszą z możliwych! Bowiem płodny był płodnością taką, po której nie zachodzi obawa o to, że kiedyś przyjdzie mi jakieś alimenty płacić, a za to może i jakieś tantiemy mi wpadną? Nie licząc jednak na nie, a także nie przedłużając, zapraszam oto do lektury! Przyjemności! – w miarę możliwości.
Wasz Autor.
***
Spis treści
Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji
***
Księga V
Ciągle w Grecji
Spacer – Rozmowa – Zdrada? – Spadek
Bez żadnych awantur pod prysznic Pacha poszła.
– „Długo coś jej tam schodzi” – myślę – „może doszła?
Ale jakby tam doszła, Pacha ma kochana,
kiedy to ona przecież nie ma bakłażana?”
(I całe szczęście! Bowiem: ja nie jestem fanem
tychże nowoczesnych kobiet z bakłażanem.)
Aż w końcu wychodzi: umyta, pachnąca.
– Zimna woda! – tak woła – Słońca, Dżordżu! Słońca!
Tak na ateński spacer my poszliśmy razem
a @moll się w tym czasie zajęła obiadem.
Po Atenach bez celu troszeczkę chodzimy,
podjąć temat drażliwy jakoś się boimy.
Ciszę Pacha przerywa: – Dobła, Dżordżu Starku,
by pogadać spokojnie, to chodźmy do parku.
Tam, w cieniu platanu, razem usiądziemy
i naszymi problemami wspólnie się zajmiemy.
Zgadam się na to, mówiąc: – Dobrze, me kochanie,
podoba mi się bardzo twoje rozwiązanie.
Niezwykle delikatne, tak subtelne prawie
jakoby ten ptaszek, co się zmoczył w trawie.
Na takiej to konkluzji więc poprzestajemy
i poszukać gdzieś parku wraz się udajemy.
A dzionek był to piękny, raz jeszcze powtarzam:
gdzieś mijamy kurę, co się w piachu tarza
a gdzie indziej okazy ateńskiej przyrody:
tutaj narcyz piękny, tam piękny łabędź młody!
Aż po godzinie gdzieś, za teatrem, z lewa,
dostrzegamy w końcu jakieś krzaki, drzewa
i tam, pomiędzy nimi, i ławeczka pusta:
ja silę się na uśmiech, wykrzywiając usta
bo strach mi przed rozmową którą odbyć mamy.
Mówię jednak po męsku: – Pacha! Tam siadamy!
Pozycję startową, nim siedliśmy wygodnie,
zająłem właściwą. Niech Pacha wie, kto spodnie
w tymże związku nosi! Kto tu dzierży władzę!
A i czytelnikowi to samo ja radzę:
pomimo tego, co ci może mówi serce,
kobitę trzymaj krótko, niech zna swoje miejsce!
Siedliśmy na tej ławce no i nagle: cisza!
Cisza tak przejmująca, że i bym usłyszał,
gdybym tylko się skupił, gdybym złapał fokus,
jak ósemkę mą niszczą wredne streptococcus
ze szczepu bakterie. Tego jednak nie słyszę,
a słyszę za to Pachę, bo przerywa ciszę
gdy w końcu się odzywa, mówiąc do mnie tak:
– No to proszę, zaczynajmy, panie Dżordżu Stark.
Co masz do powiedzenia, tak jak tego chciałeś,
powiedz. Bo, że chcesz mówić, to sam powiedziałeś.
Cóż było robić kiedy (może tego chciała?)
Pacha takimi słowy mnie sprowokowała?
A więc, cichutko i nieśmiało, ja, Stark Jerzy,
wyrzucać począłem to, co na sercu leży:
– Na początek chciałem poruszyć jedną sprawę:
czemuż to swym ryżykiem karmisz obcą babę?
I jeszcze na dodatek, o tym wiedzą wszyscy,
do ryżyku miłosne jej dołączasz listy!
Recz druga: twoja pamiętliwość. Powiedz, proszę
DWIEŚCIE SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY złote? Jakieś gorsze,
to są. My! Nie ja! Słyszysz? My! Bogaci teraz!
No przecież masz noblistę. No i milionera!
A ty wszystko pamiętasz, tak jak Mnemosyne
i jeszcze na dodatek tylko moją winę
w stracie upatrujesz! I tak mi z płaczem
mówisz: za taką sztukę, może ci wybaczę.
Ty tylko o pieniądzach! Marność! Wszystko marność!
Ja to dla ciebie wiersze pisałbym za darmo!…
Mógłbym jeszcze i długo ciągnąć tę przemowę
lecz nagle twarz mej Pachy barwy fioletowe,
przyoblekać zaczyna, takie jak Jagoda,
– się dziewczyna przejęła, nawet mi jej szkoda –
a łydki jej łyse (bo suknię za kolana
wdziała, więc było widać) już tańczą kankana.
I cała już się trzęsie, zaczyna ją nosić,
wzruszyła się pewnie i chce mnie przeprosić.
I usta otwiera, w ton uderza taki:
– Sorry! Wybacz, Dżordżu, ale muszę w krzaki!
Nie jest ze mnie aż taki wredny okaz knura
żeby ją zatrzymywać, gdy wzywa natura.
– Dobrze, ja poczekam – rzucam w odpowiedzi
której Pacha nie słyszy, albowiem już siedzi
w krzakach. Albo, nie wiem, może i tam kuca?
Nie będę tego drążył, spojrzeniem nie rzucam
w tamtym kierunku. A niechże prywatności
ma też trochę dziewczyna. Jeszcze się rozzłości.
Ale, w tymże miejscu, prawem narratora,
uznajemy, że przyszła odpowiednia pora
by przedstawić Wam tutaj Pachy rozmyślania,
które poczyniła w krzakach podczas srania:
– „Ech, widać że Dżordż to wszystko mocno przeżywa
ale może i ja też ciut niesprawiedliwa
jestem, bo, choć nieudolnie, ale się stara
przecież, a nie nagroda, a coś jakby kara
go za to spotyka. No, trochę chłopa szkoda.
Niechże więc zamiast kary, czeka go nagroda.
Teraz więc postanawiam sobie postanowić
trochę się postarać i przyjemność mu zrobić.
Niechże więc pomyślę, w czymże się lubuje
gdy akurat się do mnie przyssać nie próbuje?
Wiem! Przecież to czytelnik namiętny książkowy
sprawię mu w prezencie jakiś wyjątkowy
egzemplarz! Pomysł świetny! To się chłop ucieszy!
Z tym pomysłem kończyć wypróżniać się spieszy
i, załatwiwszy sprawę, przeczesuje torbę
żeby znaleźć chusteczki. Nagle: Greka Zorbę
widzi, który w ten dzień piękny spacerował
nosząc na papierze wydrukowane słowa
o sobie, w rzadkim, a wspaniałym wydaniu,
równym wręcz jego własnym o sobie mniemaniu.
– Zorbo! Zorbo! Chodź no tu! – tak to woła Pacha
i, by uwagę zwrócić, rękami mu macha.
A myśli tak sobie: – „Tym szczęśliwym to trafem
będzie miał Dżordż książkę i to z autografem!
I to nie autora, lecz protagonisty!
Tylko najpierw se wytrę tyłek swój nieczysty!”
Niestety, nie ma jednak Pacha na to czasu,
Zorba bowiem, zwabiony ogromem hałasu
jaki uczyniła, z alejki zstępuje
i już wprost ku niej żwawe swe kroki kieruje.
W tym czasie ja, na ławce sam pozostawiony,
nieobecnością długą leciutko zmartwiony,
idę jej poszukać i… o żesz ja pierdolę!
Zorba obok Pachy, Pacha: gacie w dole!
Pod wpływem zazdrości w sprawie mojej Pachy,
wstyd się trochę przyznać: narobiłem w nachy.
I myślę: – „Rację miał pan Wergili! Człowieku!,
wiedz: Timeo Danaos! czyli: strzeż się Greków!”
I, w rozpaczy pogrążon, tak jej mówię: – „Paszka!
Co z ciebie za kobieta?! Co z ciebie za Laszka?!
Żeby tak z Grekiem chować się po krzakach?!
Kiedy ty fajnego z Polski masz chłopaka!
Przy mnie, takim Polaku, każdy Grek się chowa:
nie dość, żem z Polski, to jeszcze z Gorzowa!
I nie tylko w spodniach, ale i na duszy
jest mi jakoś tak ciężko. Pacha: się nie puszy
tylko przemowę swoją taką rozpoczyna:
– Otóż, mój kochany, to nie jest moja wina
i ja, tak jak i wódka, czyste mam sumienie,
zaszło nam tutaj bowiem nieporozumienie!
Było tak: jak sam wiesz, w krzaki poszłam sobie
za potrzebą mą pilną, ale tam o tobie
jedynie i dla ciebie prezencie myślałam,
z nikim w tych krzakach ciebie nie zdradzałam.
A że ten Zorba obok? Zupełny przypadek!
Tak samo też i zresztą, jak mój goły zadek.
Bo on tylko przechodził tutaj obok, mimo.
No, sam mi powiedz, Dżordżu, czy to moją winą
że tę książkę, co dzierży, sam ją sobie zobacz,
tak bardzo właśnie tobie chciałam podarować?
I, tak całkiem bezmyślnie, wołać go zaczęłam
i później ty tu wpadłeś, i książki nie wzięłam,
a że ten prezent tak ci bardzo zrobić chciałam
to w tym wszystkim majtek wciągnąć zapomniałam.
No nie gniewaj się! Zrozum i nie bądź na mnie zły
Pamiętasz przecież? Na zawsze: tylko ja i ty!
A chcesz, to wyślemy dziś @moll pod most na spanie
i wtedy wieczorem będziesz miał… – Niech zostanie!
Znam te obietnice, rodem jakby z bajek
A kiedy @moll z nami: przynajmniej się najem.
Poza tym, muszę przyznać, tak zupełnie szczerze:
dla mnie brzmi to rozsądnie. No i ja ci wierzę.
Lecz na wszelki wypadek, Pasze ufam bowiem,
ale tym wokół Grekom, to jakoś nie mogę,
pytam się tak jej: – Paszko ma wierna, wspaniała,
może już wracajmy? Chyba już zgłodniałaś?
Entuzjastycznym ona wręcz na to skinieniem
zgadza się, a i jeszcze żołądka burczeniem
aprobatę potwierdza całkiem niewerbalnie.
– Tak, świetny to jest pomysł! Chodźmy! Ale fajnie!
Po tej rozmowie razem, wesoło na chatę
wyruszyliśmy. Choć, w tych uliczkach Aten
kilka razy to żeśmy trochę się zgubili;
nie zepsuło to jednak nam nastroju chwili.
A pod drzwiami pokoju: cudne aromaty!,
zupełnie inne, aniźli te, co spod pachy
w dzionek taki piękny się wydobywają.
– „Ciekawe co za cuda tam na nas czekają?”
Z taką myślą, głodny, ja do kuchni wchodzę
i – o moja rozpaczy! – bo tam na podłodze
siedzi @moll i płacze! – No, co się tutaj stało? –
pytam @moll , której to twarz łzami już zalało.
– Widzisz, Jerzy, na obiad pierogi być miały
ale mi jakiś łobuz farszyk wyżarł cały!
No i co też ja teraz, co ja biedna zrobię?
Mogę wam tylko podać ciasto pierogowe!
– Nie szkodzi – mówi Pacha – i ciasto nam starczy
tym bardziej, że do niego czuję także barszczyk!
I siadamy we trójkę żeby obiadować
ten posiłek wspaniały, co przy nim się schować
mogłyby wszystkie greckie te niby-ambrozje.
Nagle Pacha powstaje no i swoje spodnie
po kieszeniach nerwowo jakoś przeszukuje,
a na nasze zdziwienie: – Coś mi tu wibruje –
wyjaśnia i ze spodni wyjmuje komórkę.
Czyta coś na niej, a warg kąciki w górkę
jej się nagle unoszą, i twarz promienieje:
– Wiecie wy co się stało? Szczęliwam, ojeje!
Podwójnie ja się cieszę, bo i ten obiadek
od @moll jest fantastyczny, ale też i spadek
właśnie otrzymałam. Dżordż! Ty jesteś noblistą,
a ja? Ja to od teraz zamku żem dziedziczką!
***
Stopka redakcyjna
Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2023
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark
#tworczoscwlasna #poezja
Nawet farsz się załapał xD
@moll A ja wiem nawet kto go zjadł! Farszyści! Ci w brunatnych koszulach, bo sobie je barszczykiem pobrudzili!
@George_Stark ku chwale wodza!
@moll Ein Borstch, ein Volk, ein Koch!
@George_Stark to teraz po włosku
@moll Un Borstch, un popolo, un cuoco!
Rozmyślania podczas srania xd
@splash545 A Ty nie rozmyślasz wtedy?
@George_Stark Oczywiście, że tak. Dlatego tak mnie to ujęło, bo to takie życiowe
@splash545 Ciekawe czy Marek Aureliusz też... A, nie! On rozważał, a nie rozmyślał!
@George_Stark No jak nie, jak tak! Książka się zwie Rozmyślania właśnie. Czasem jak tak rozmyślam, jak właśnie w tym momencie. To tak sobie myślę, że można by druga część wydać. Rozmyślania 2 albo właśnie Rozmyślania podczas srania.
No i następna rzecz na poparcie tej tezy o Marku jest to, że Rozmyślania jest to zbiór prywatnych i intymnych zapisków Pana Aureliusza, które nie miały być opublikowane. A cóż, że może być bardziej intymnego od czynności defekacji
ehh świeżo po myciu krecik zapukał, najgorzej ( ͡° ʖ̯ ͡°)
ojeje, co ona żre że ją tak nosi?
@UmytaPacha Pewnie jakiś ryżyk z japkiem
@UmytaPacha Może była z rana lekko niedosrana?
@splash545 po ryżu brzuszek jest zawsze zadowolony i nie robi takich numerów
@George_Stark jest taka możliwość
Zaloguj się aby komentować