Memo Paris - Irish Leather
- No dzień dobry!
Trzeba się przytulić. Kiedyś nie było trzeba. Były takie czasy, że kiedy wchodziłeś między ludzi to podawałeś rękę tylko facetom - kobiety/dziewczyny po prostu się omijało. Dziś już nie wiadomo, czy to ze wstydu, czy z szacunku. Albo może ze strachu... bądź żeby uniknąć staroświeckiego zwyczaju całowania w rękę. Nie wiadomo. Dziś za to wszyscy chętnie się przytulamy. Nie żeby tak długo i mocno. Nie dopóki stresogenny kortyzol zacznie ustępować kojącej oksytocynie; nie po to, żeby się poczuć bezpiecznie. Ale być może właśnie dla namiastki bezpieczeństwa. Bo dziś namiastki wystarczają. Przytulamy się więc przez sekundę, dwie lub nawet trzy. Widziałem kiedyś ludzi, którzy przytulali się do siebie w trakcie zapoznawania się. Zupełnie, jakby nie widzieli się całe życie.
-Wow, znowu zajebiście pachniesz! Co to?
Wiem, że wyczuwa dostojne rzeczy. Wychowała się w domu, w którym niczego nie brakowało. Czasami może brakowało taty, który od czasu do czasu odsiadywał przeróżne krótkie wyroki za mniejsze lub większe przekręty. Ale zawsze wracał. I kiedy już był, to był najlepszy na świecie. Dziś ona ma 20 lat I próbuje być samodzielna. I jak na rozpieszczoną dziewczynkę naprawdę dobrze się stara.
- To jest wyschnięty w gorącym irlandzkim słońcu krowi placek, obsypany skoszoną trawą, na który właśnie spadł ciepły letni deszcz.
- No to ładnie pachnie taki placek. A to nie bardziej koniem niż krową?
Coś w tym jest. Bo ta skoszona soczysta trawa to pierwsze, z czym się tu spotykamy. Jest też jakaś iluzja kwiatów lub cytrusów – ale jeśli wystarczająco sie skupimy, ten domniemany cytrus zamienia się w zapach ginu, czyli w jałowiec. Zatem wciąż jesteśmy na łące. I ten nikły, skórzany zapach, w pierwszej fazie schowany naprawdę głeboko pod głównymi nutami może z początku skojarzyć się z krową lub koniem, które wyobraźnia sama chce po prostu dorysować do tego irlandzkiego, łąkowego obrazka. Kiedy już zdasz sobie sprawę, że tak naprawdę masz do czynienia ze skórą, to bliżej się robi do okolic stodoły aniżeli do łąki. Do stodoły, konia, siodła być może... Tutaj trawę zastępuje mokre siano (to przez cały czas szarpiąca struny wyobraźni zielona herbata, która tu nie jest tak oczywista jak na przykład w Matcha Meditation od Maison Margiela – zresztą w pierwszym kontakcie z tym zapachem nic nie jest do końca oczywiste) zalegające od jakiegoś czasu na ziemi, z której zdążyły już odbić jakieś ziółka (to z kolei również w ch... grający jałowiec). I gdzieś tam obok, w pełnym słońcu, suszy się ta rudo-czerwono-brązowa zamszowa kurtka. Zapach jest “zielony”, jest też wilgotny. Nie ma w nim słodyczy a skóra balansuje na granicy wyczuwalności. I tak jest w zasadzie przez dłuuugą chwilę. Z czasem skóra staje się główną nutą i coraz wyraźniej majaczy w powidokach wyschniętej już trawy oraz stonowanego jałowca. W dziwny sposób zapach zaczyna również kojarzyć się z irysem. Wysycha, staje się delikatnie ostrzejszy. Starzeje się godnie.
- Noo, pachniesz eleganckim, dojrzałym mężczyzną. Nawet jeśli to rzeczywiście krowia kupa.
- Czyli miłym, starszym panem?
- Nie no, godnie się starzejesz. Zupełnie jak mój tata.
Zapach: 9/10
Trwałość: 7/10
Projekcja: 7/10
@CheemsFBI - dzięki za udostępnienie zapachu!
- No dzień dobry!
Trzeba się przytulić. Kiedyś nie było trzeba. Były takie czasy, że kiedy wchodziłeś między ludzi to podawałeś rękę tylko facetom - kobiety/dziewczyny po prostu się omijało. Dziś już nie wiadomo, czy to ze wstydu, czy z szacunku. Albo może ze strachu... bądź żeby uniknąć staroświeckiego zwyczaju całowania w rękę. Nie wiadomo. Dziś za to wszyscy chętnie się przytulamy. Nie żeby tak długo i mocno. Nie dopóki stresogenny kortyzol zacznie ustępować kojącej oksytocynie; nie po to, żeby się poczuć bezpiecznie. Ale być może właśnie dla namiastki bezpieczeństwa. Bo dziś namiastki wystarczają. Przytulamy się więc przez sekundę, dwie lub nawet trzy. Widziałem kiedyś ludzi, którzy przytulali się do siebie w trakcie zapoznawania się. Zupełnie, jakby nie widzieli się całe życie.
-Wow, znowu zajebiście pachniesz! Co to?
Wiem, że wyczuwa dostojne rzeczy. Wychowała się w domu, w którym niczego nie brakowało. Czasami może brakowało taty, który od czasu do czasu odsiadywał przeróżne krótkie wyroki za mniejsze lub większe przekręty. Ale zawsze wracał. I kiedy już był, to był najlepszy na świecie. Dziś ona ma 20 lat I próbuje być samodzielna. I jak na rozpieszczoną dziewczynkę naprawdę dobrze się stara.
- To jest wyschnięty w gorącym irlandzkim słońcu krowi placek, obsypany skoszoną trawą, na który właśnie spadł ciepły letni deszcz.
- No to ładnie pachnie taki placek. A to nie bardziej koniem niż krową?
Coś w tym jest. Bo ta skoszona soczysta trawa to pierwsze, z czym się tu spotykamy. Jest też jakaś iluzja kwiatów lub cytrusów – ale jeśli wystarczająco sie skupimy, ten domniemany cytrus zamienia się w zapach ginu, czyli w jałowiec. Zatem wciąż jesteśmy na łące. I ten nikły, skórzany zapach, w pierwszej fazie schowany naprawdę głeboko pod głównymi nutami może z początku skojarzyć się z krową lub koniem, które wyobraźnia sama chce po prostu dorysować do tego irlandzkiego, łąkowego obrazka. Kiedy już zdasz sobie sprawę, że tak naprawdę masz do czynienia ze skórą, to bliżej się robi do okolic stodoły aniżeli do łąki. Do stodoły, konia, siodła być może... Tutaj trawę zastępuje mokre siano (to przez cały czas szarpiąca struny wyobraźni zielona herbata, która tu nie jest tak oczywista jak na przykład w Matcha Meditation od Maison Margiela – zresztą w pierwszym kontakcie z tym zapachem nic nie jest do końca oczywiste) zalegające od jakiegoś czasu na ziemi, z której zdążyły już odbić jakieś ziółka (to z kolei również w ch... grający jałowiec). I gdzieś tam obok, w pełnym słońcu, suszy się ta rudo-czerwono-brązowa zamszowa kurtka. Zapach jest “zielony”, jest też wilgotny. Nie ma w nim słodyczy a skóra balansuje na granicy wyczuwalności. I tak jest w zasadzie przez dłuuugą chwilę. Z czasem skóra staje się główną nutą i coraz wyraźniej majaczy w powidokach wyschniętej już trawy oraz stonowanego jałowca. W dziwny sposób zapach zaczyna również kojarzyć się z irysem. Wysycha, staje się delikatnie ostrzejszy. Starzeje się godnie.
- Noo, pachniesz eleganckim, dojrzałym mężczyzną. Nawet jeśli to rzeczywiście krowia kupa.
- Czyli miłym, starszym panem?
- Nie no, godnie się starzejesz. Zupełnie jak mój tata.
Zapach: 9/10
Trwałość: 7/10
Projekcja: 7/10
@CheemsFBI - dzięki za udostępnienie zapachu!
Krowie placki w Irish Leather? Jeszcze trochę a Inwiktus będzie dla niektórych animalny
@Grzesinek To tak, jak z młodym chłopcem, który po raz pierwszy poszedł sobie dorobić na budowie. Wraca do domu i opowiada, jak to było ciężko oraz jak wiele pomógł. Tymczasem stary murarz wie, że chłopaka trzeba było przez całą zmianę omijać i uważać, żeby mu nie pobrudzić zaprawą nowych spodni. Ja jestem tym chłopcem
@dziadekmarian zapachniało mi Mrozińskim w tym wpisie.
@dziadekmarian Ale taguj #schizofrenicyzfragry ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Przyjemna lekturka do kawusi, pozdrawiam
@dziadekmarian Recka przeszła moje najśmielsze oczekiwania, dzięki! ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zaloguj się aby komentować